Światła były zapalone, a w powietrzu
unosił się zapach gotowanej kiszonej kapusty, albo po prostu czegoś
skiśniętego. Położyłam dłoń na przytwierdzonym do paska mieczu, gotowa w każdej
chwili wyciągnąć go i stanąć do walki z Lilith. Jednak pomieszczenie było
puste. Umyte i wypolerowane szklanki stały równo ustawione na półce za barem,
krzesła były pozakładane na stoliki, słowem – czysto i schludnie. Żadnych
śladów działalności jakiegokolwiek demona. Oprócz tego smrodu, ale kto by się
przejmował smrodem? W pewnym momencie ciszę przeciął dźwięk bili toczącej się
po stole bilardowym, odruchowo spojrzałam w tamtą stronę – bila powoli
dotoczyła się do końca stołu i zatrzymała przy ściance.
Kolejne
kilka sekund, przedłużających się w nieskończoność i zza baru wyskoczył demon
przypominający kształtem kobietę, z tym, że zamiast głowy miał(a) łeb wołu. Nie
zastanawiając się i nie dając jej możliwości ataku, rzuciłam się w stronę
wyjącej kreatury i wyciągnąwszy w biegu miecz, odcięłam łeb demonicy. Łeb
rozprysł się w powietrzu, natomiast ciało, które przed chwilą przypominało
kobiece, padło na podłogę i zaczęło drżeć. Dopiero po chwili zorientowałam się,
że do nie drżenie, a stały ruch. Cała masa larw prześlizgujących się między
sobą, wcześniej uformowana w kształt kobiecego ciała, teraz rozpłaszczyła się
na podłodze. Każdy z robali starał się uciec w jakieś ciemne miejsce. Zrobiło
mi się niedobrze, jednak zanim zdążyłam zwymiotować larwy pociemniały i
rozprysnęły się tak samo jak łeb potwora. To miała być ta Lilith? Ta wielka,
niepokonana królowa ciemności? Dobre żarty. Już miałam schować miecz na swoje
miejsce i iść świętować zwycięstwo, gdy z kąta sali wyłoniła się kolejna
demonica. Tym razem był to imponujących rozmiarów wąż, sunący w moją stronę.
Wzdłuż cielska gada, rozlokowane były oczy najróżniejszej maści. Zielone,
niebieskie, brązowe, wyłupiaste, skośne i pozbawione rzęs. Każde z nich
patrzyło na mnie, łypiąc groźnie. Poczekałam, aż demon znajdzie się w
odpowiedniej odległości ode mnie i wbiłam ostrze miecza w tłuste cielsko, które
zaczęło skwierczeć i zwijać się, by na koniec poczernieć i zredukować się do
postaci poskręcanego, czarnego kawałka nie wiadomo czego. I rozprysnąć w
powietrzu. Po tym drugim ataku, dotarło do mnie, że to wcale nie jest słodkie
tete-a-tete z Lilith tylko najzwyklejsza zasadzka. Stałam się czujniejsza,
bardziej wyczulona na każdy szelest, nawet mój własny oddech przyprawiał mnie o
dreszcze. Tak, bałam się. Nie wiedziałam ile jeszcze sukkubów czai się w
ciemnych zakątkach Grilla, ani czy dam rade pokonać je wszystkie. Miałam za
sobą tylko kilka dni treningów, tylko raz udało mi się przebić Klausa mieczem,
w dodatku wynikało to z zaskoczenia, a nie z moich zdolności do walki. Co
będzie dalej? Na odpowiedź nie musiałam długo czekać. Kształty, które wydawały
mi się zwykłymi cieniami, zaczęły się poruszać i zbliżać się do mnie charcząc,
sycząc i zgrzytając ostrymi jak szpilki zębami. Każdy z demonów był równie
ohydny i odrażający i niby powinnam się już przyzwyczaić do ich widoku, ale
jakoś nie mogłam. Szczególnie obrzydliwe i napawające mnie lękiem były te
przypominające krzyżówkę pająka z centaurem. Kreatury ludzkich rozmiarów,
poruszające się na ośmiu pajęczych, owłosionych odnóżach, na których tkwił
odwłok. Ogromny, pękaty i przeźroczysty odwłok pozwalający zobaczyć, co kryje
się w jego wnętrzu. Na odwłoku zaś tkwił tors kobiety, kompletny z rękami,
piersiami i szyją. Powyżej, jakżeby inaczej znajdowała się głowa. Pajęcza głowa
z czterema parami czarnych oczu i szczękoczułkami. Taka właśnie głowa znalazła
się nagle niebezpiecznie blisko mnie, pozwalając zaobserwować jak malowniczo ze
wspomnianych już szczękoczułek ścieka ślina.
-
Aleś ty brzydka… - westchnęłam i pokonując przerażenie, odcięłam głowę
potworowi. Ten padł martwy na podłogę, jednak nie mogłam zbyt długo cieszyć się
moim małym zwycięstwem. Na moich plecach ulokował się galaretowaty sukkub z
całą masą przyssawek za to bez określonego kształtu. Poczułam jak drobne ostrza
przebijają moją skórę, a galaretowata maź wnika powoli w mój organizm. Nie
ulegało wątpliwości, że chce mnie to to pożreć od środka. Rozejrzałam się
dokoła, kolejne demony rzucały się od ataku, przerażona zrobiłam krok w tył i
wtedy wpadłam na genialny pomysł pozbycia się galarety z pleców. Gdybym zrobiła
odpowiednio szybki rozbieg do tyłu, w końcu wpadłabym na ścianę i rozpłaszczyła
paskudę. Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Nie wzięłam jednak pod uwagę faktu, że
nie mam oczu z tyłu głowy. Potknęłam się i po chwili leżałam na podłodze, a
miecz wypadł mi z ręki i z brzdękiem odskoczył pod jeden ze stolików. Za daleko
bym mogła go szybko odzyskać. Plusem tego upadku był fakt, że siedzący mi na
plecach demon faktycznie się rozpłaszczył i dziko wyjąc uciekł w jakiś ciemny
kąt. Minusów było niestety trochę więcej. Konkretnie około dwudziestu minusów
nieuchronnie sunących w moją stronę. Miałam wybór. Leżeć i czekać aż mnie
rozszarpią, albo spróbować im umknąć. Podźwignęłam się z podłogi, co nie było
zbyt łatwe. Miałam mokre plecy i byłam w pełni świadoma, że ciecz po nich
spływająca to nie pot, a moja własna krew sącząca się z dziesiątek ran zadanych
przez galaretę. Jęknąwszy głośno wstałam i uciekłam za najbliższy stół. Traf chciał,
że był to stół bilardowy. Niewiele myśląc chwyciłam kilka leżących na nim bil i
zaczęłam nimi rzucać w napastników, co je trochę spowolniło, ale niestety nie
zatrzymało. W końcu bile się skończyły, a dwa sukuby szykowały się do skoku.
Automatycznie chwyciłam kij do bilardu i przebiłam nim pierwszego demona, to
sparaliżowało go na chwile i dało mi szansę na walkę z drugim z nich. Niestety
pozostawała tylko walka wręcz. Z całej siły naparłam na połyskującego rybią
łuską sukkuba, przewracając go na podłogę i doskoczyłam do miejsca, w którym
leżał miecz. Już prawie miałam go w ręku, gdy coś chwyciło mnie za nogę.
Zerknęłam w tamta stronę i żołądek podszedł mi do gardła. Niewielkich rozmiarów
sukkub, przypominający tasiemca, wgryzał się właśnie w moją łydkę. Moją nogę
przeszył tak silny, piekący ból, ze oczy zaszły mi mgłą. Chciałam się poddać,
wiedziałam, że nie mam szans z nimi wszystkimi. Jednak gdzieś w środku mojej
głowy, cichy głosik dopingował mnie do walki. Miałam coś do udowodnienia i nie
mogłam tak łatwo odpuścić. Z uczepionym nogi demonem, przeczołgałam się po
podłodze, aż poczułam pod palcami chłodny, gładki metal. Oddychając ciężko,
chwyciłam miecz w dłoń i z głośnym krzykiem odrąbałam demonowi połowę ciała.
Druga jego część, poczerniała i skręcona nadal dyndała mi u łydki, jednak nie
było czasu na zajmowanie się takimi detalami. Dopiero teraz zaczęła się
prawdziwa walka. Demony rzuciły się na mnie, wszystkie na raz, a ja raz za
razem przebijałam je mieczem, odrąbywałam głowy i inne części ciał. Zdyszana,
spocona i śmiertelnie przerażona oddawałam cios za ciosem, powalając kolejne
sukuby. Nie obyło się bez strat, jeden z nich znalazł się zbyt blisko i
przejechał pazurami po moim policzku, inne wyrwał mi całkiem sporą kępę włosów.
Kilka razy wylądowałam na podłodze zyskując kolejne siniaki i obdrapania –
swoiste odznaczenia za walkę o życie. Moje podskoki, uniki i piruety
jednoznacznie kojarzyły mi się z tańcem z Klausem, kiedy ten zaciągnął mnie na
parkiet w „Siódmym Kręgu”. W ogniu walki nie zauważyłam nawet, kiedy ilość
atakujących mnie demonów zmalała, a w końcu zredukowała się do zera. Niektóre
leżały poczerniałe i poskręcane, aby za chwilę rozprysnąć się w powietrzu inne
jęczały i charczały, dogorywając na moich oczach. Kręciło mi się w głowie, a ból,
do tej pory niwelowany przez adrenalinę, dosłownie zwalił mnie z nóg. To był
ciekawy wieczór. Oto pokonałam całą armię demonów. Powinnam być z siebie dumna,
a jednak wcale nie byłam. To, że przyleciałam tutaj jak na skrzydłach na
wezwanie Lilith odzwierciedlało jedynie moja głupotę i naiwność. Opadłam z sił,
zyskałam kilka nowych ran, ale to nie zbliżyło mnie ani o krok do odnalezienia
Lilith. Usiadłam na podłodze i oparłam się ścianę. Ciężko oddychając,
wyciągnęłam z kieszeni spodni wisiorek w kształcie kociej główki i założyłam go
na szyję. Gdziekolwiek teraz był Damon, pewnie nie zdawał sobie sprawy z mojego
sukcesu. Albo klęski. Nie był to jednak czas na rozmyślanie o Damonie,
podniosłam się i jeszcze raz omiotłam Grill spojrzeniem. Połamane stoliki,
zakrwawione ściany, potłuczone szkło. Matt mnie zabije. Nagle coś przykuło moją
uwagę. W kącie sali coś stało. Jeszcze jeden demon.
-
Wyłaź i pokaż się! – Krzyknęłam, choć wcale nie miałam pewności, czy dam radę z
nim walczyć. Sylwetka dotychczas ukryta w cieniu i moim oczom ukazał się demon.
Był to albo ten sam sukkub, który opętał April, albo bardzo podobny. Podszedł
powoli, patrząc mi prosto w oczy.
-
Pani nie będzie zadowolona…zawiodłyśśśśmy…zgładź mnie…
-
Acha, teraz jesteś milutka? Ciekawe, kogo boisz się bardziej, mnie czy Lilith?
-
Panna Piemonte zabija bezboleśśśśnie… zgładź….Zlituj sssssię.
Ocho,
ja zabijam bezboleśnie, czyli Lilith jest małą sadystką? Wychodziło na to, że
natura obdarzyła mnie wyjątkowym talentem do robienia sobie kłopotów. Westchnęłam
i zrobiłam krok w stronę demona, po czym jednym machnięciem odcięłam mu rękę.
Grunt to autoreklama, prawda? Demon zawył i podniósł poczerniałą, skręconą
kończynę, łypiąc na mnie rybim okiem.
-
Jak widzisz, litowanie się nad poczwarami twojego pokroju nie leży w mojej
naturze. Żyjesz tylko dlatego, że postanowiłam uczynić cię moim posłańcem. Idź
teraz do swojej pani i powiedz jej, co widziałaś. Przekaż, że Olivia Piemonte
rzuciła rękawicę i ma nadzieję, że następnym razem twojej pani starczy odwagi by
stanąć ze mną twarzą w twarz.
-
Litośśśśśśści Panno Piemonte… Ariane nie chce wracać do Pani… Lilith zgładzi
Ariane….
Pokręciłam
głową z niedowierzaniem. Demonica miała niezły tupet dyskutując ze mną. Z
drugiej strony, jeśli Lilith naprawdę była taka okrutna, jak opowiadała Ariane
trudno było dziwić się tej drugiej. Nie byłam jednak w nastroju na sentymenty.
Wyciągnęłam spod bluzki wisiorek z trzema rybami i pokazałam go Ariane.
-
Wiesz, że ta błyskotka może sprawić ci o wiele więcej bólu niż twoja pani? –
Demonica skinęła głową, cofając się o krok. Fantastycznie, teraz byłam
szantażystką. – Masz trzydzieści sekund na opuszczenie Grilla i dostarczenie
wiadomości swojej pani, inaczej przestanę … - Nim zdążyłam dokończyć po Ariane
nie było śladu -… być miła. – Dokończyłam, kierując swoje słowa w przestrzeń i
rozejrzałam się po Grillu. Wszystkie sukkuby, a raczej ich szczątki zdążyły
rozprysnąć w powietrzu, został tylko czarny pył, osiadający na stolikach,
blatach i podłodze, oraz okropny bałagan.
Po wyjściu z Grilla odkryłam, że
nikt na mnie nie czekał. Jęknęłam z rozczarowaniem i niedowierzaniem i utykając
na prawą nogę, ruszyłam przed siebie. Nie zdążyłam zrobić trzech kroków, gdy
znikąd pojawił się Klaus.
-
Wow, a jednak jest komitet powitalny. Ciągnęliście losy, kto będzie czekał aż
wyjdę z Grilla, czy zgłosiłeś się na ochotnika?
-
Zaczęło się robić zbiorowisko, dlatego Matt wziął dziewczyny i odciągnął
gapiów.
-
Jakie to miłe – prychnęłam – zachowanie pozorów normalności przede wszystkim,
nie?
-
Jesteś zmęczona i – Klaus uniósł brew – ranna. Ktoś powinien cię uzdrowić.
-
I tym kimś zapewne jesteś ty, tak?
-
To niesamowite, że z takimi obrażeniami jesteś w stanie wykrzesać z siebie tyle
temperamentu.
-
Jakimi obrażeniami? Te męty zaledwie mnie drasnęły.
Za
odpowiedź, posłużyło mu jedynie chrząknięcie. Potem przerzucił mnie przez ramię
i zaniósł do domu Salvatore’ów. W głowie kłębiły mi się dziesiątki komentarzy
odnośnie zachowania godnego jaskiniowca, ale jakoś już nie miałam siły, żeby je
wypowiadać. Dyndając na ramieniu Klausa dotarłam do domu, dokładniej na kanapę,
na która zostałam niezwykle delikatnie położona. W salonie czekał właściwy
komitet powitalny złożony z Bonnie, która od razu doskoczyła do mnie z kubkiem
pełnym jakiejś gęstej cieczy, którą kazała mi natychmiast wypić; Eleny i
Stefana rozmawiających z ożywieniem z Mattem, oraz April. Ta ostatnia podeszła
do mnie, a na jej twarzy malowało się coś na kształt mieszanki obrzydzenia i
współczucia.
-
Aż tak kiepsko wyglądam? No tak, dziś się nie malowałam – oznajmiłam, siląc się
na dowcip, jednak ból każdego mięśnia skutecznie niwelował moje próby
rozładowania atmosfery. Bolało mnie wszystko – zadrapania na plecach i
policzku, stłuczenia na nogach, oraz obtarte ręce. Czego jednak April się
spodziewała? Że wrócę po walce cała i zdrowa, bez najmniejszego draśnięcia?
-
O Boże, Olivio, tak mi przykro… - W oczach dziewczyny pojawiły się łzy, co już
kompletnie zbiło mnie z tropu. Wtedy wtrącił się Klaus.
-
Ona nie wie, o czym mówisz. Olivio dasz radę podejść do lustra?
Na
te słowa, Bonnie zareagowała krzykiem oburzenia twierdząc, że nie powinnam
wstawać. Co ich wszystkich ugryzło?
-
No jasne, ze dam. – Oznajmiłam i dziarsko podźwignęłam się na nogi tylko po to,
by zaraz zaliczyć glebę. Zrobiło mi się błogo i miękko. Prawie tak jak wtedy,
gdy opętała mnie Dora, jednak nie do końca. Wtedy byłam tylko ja, a teraz
widziałam, jak wszyscy zebrani w salonie krzątają się i biegają po
pomieszczeniu jak nienormalni. Bonnie chwyciła kubek z niedopita przeze mnie
tajemniczą cieczą i wlała mi ją do gardła, chciałam ją powstrzymać, jednak ręce
odmówiły mi posłuszeństwa. Mrugnęłam powiekami i nagle znalazł się nade mną
Stefan, przegryzający sobie przegub. Aaa, chciał mi podać swoja krew. Po co?
Przecież tylko upadłam, o Bonnie podbiegła i odepchnęła go nie pozwalając by
przyłożył krwawiąca rękę do moich ust. Nie słyszałam, co mówią, jednak oboje
byli wstrząśnięci. Matt przyklęknął przy mnie i położył moją głowę na swoich
kolanach, a Bonnie znów wlewała mi coś do ust. To zaczynało być nudne, a
dodatkowo zachciało mi się spać. Stwierdziłam, że skoro i tak leże, to drzemka
jak najbardziej mi się należy. Zamknęłam oczy i wtedy poczułam ostry ból
policzka. Ktoś mnie uderzył! Zawrzało we mnie, jakim prawem nie pozwalają mi
spać?! Otworzyłam oczy i zbierając resztki sił usiadłam i oznajmiłam im, że są
nienormalni. Powróciły dźwięki i usłyszałam, jak Klaus stwierdza, że uderzy
mnie kolejny raz, jeśli odważę się zamknąć oczy. Kolejna porcja tajemniczej
cieczy została wlana w moje gardło. Tym razem poczułam jej gorzko – kwaśny smak
i skrzywiłam się, próbując wypluć to cholerstwo, jednak po chwili uczucie
izolacji od otoczenia minęło i wrócił ból. I moja świadomość.
-
Dobra, o co chodzi? – Wymamrotałam jeszcze nie do końca rozbudzona.
-
W skrócie chodzi o to, że odniosłaś dużo poważniejsze obrażenia niż ci się
wydaje – oznajmił Stefan – Chciałem uzdrowić cię swoją krwią, jednak Bonnie
stwierdziła, że w połączeniu z jadem demona, może być ona dla ciebie
śmiertelna.
-
Obrażenia? Jakie znowu obrażenia, przecież tylko trochę mnie zadrapały…zaraz!
Jakim jadem demona?!
-
Zostałaś ugryziona przez demona, jego jad zatruł twoją krew wyłączając kolejne
zmysły – słuch, wzrok, czucie. Potem zaczął paraliżować twoje ciało. Krew
wampira tylko przyspieszyłaby jego działanie.
No
fakt, jeden z sukkubów ugryzł mnie w nogę. Podstępna bestia.
-
No tak, ale czemu chciałeś mnie karmić swoją krwią? – Zwróciłam się do Stefana.
– O jakich obrażeniach mówisz?
Wzrok
wampira powędrował na moją nogę. Nieco powyżej kostki była ona zabandażowana.
No cóż, spodziewałam się, że będę mieć ślad po ugryzieniu. Chciałam coś
powiedzieć, jednak Stefan bez słowa podszedł do mnie i poprowadził do lustra. To,
co w nim zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Byłam cała obandażowana.
No może nie cała, ale spora część mojego ciała skrywała się pod białymi
wstęgami i opatrunkami.
-
Wyglądam jak mumia. Co wyście zrobili? To znaczy okej, rozumiem, że o mnie
dbacie, ale… to? – Machnęłam obandażowaną ręką w stronę lustra. – To przesada.
Stefan
spojrzał porozumiewawczą na Klausa, który tylko skinął głową. Jakieś tajne
znaki? Salvatore bez słowa ściągnął opatrunek z mojego prawego policzka, a ja
krzyknęłam sama nie wiedząc, czy to krzyk zaskoczenia czy przerażenia. Tuż przy
kąciku ust zaczynała się głęboka, zszyta już blizna, biegnąca aż do ucha. Takie
przedłużenie uśmiechu. Super.
-
Je…jest tego więcej? – Wyjąkałam, czując jak w oczach zbierają mi się łzy.
Twierdzące skinienie głowy Stefana posłużyło mi za odpowiedź. Więc teraz byłam
maszkarą. Okaleczona, oszukana przez Lilith i opuszczona przez Damona maszkara.
Kiedy Klaus zrobił krok w moją stronę bez słowa powędrowałam do niego,
pozwalając się przytulić. Nie był to mocny, pokrzepiający uścisk, tylko
delikatne zamknięcie mnie w swoich ramionach w obawie by nie sprawić mi
niepotrzebnego bólu. Kiedy przestał mnie przytulać, chwyciłam jego dłoń i nie
zegnawszy się z nikim poprowadziłam, albo raczej pozwoliłam jemu poprowadzić
mnie po schodach i dalej korytarzem do mojego pokoju. Usadził mnie na łóżku,
gdzie dopadł mnie Ian. Ocierając się o moje łydki pomrukiwał jakby z wyrzutem,
że znów zostawiłam go na tak długo. Po chwili jednak najwidoczniej przeszedł mu
uraz do mnie, bo wskoczył na moje kolana i ugniatając przez chwilę skórę moich ud
ułożył się w kłębek i zasnął. Klaus stał tuż obok mnie z założonymi rękami i
wyglądał na lekko niepewnego celu, dla którego go tu przyprowadziłam.
-
Zobacz – odezwałam się w końcu. – To wszystko na nic.
-
Hm?
-
Nasze treningi, moje walki z sukkubami… wszystko na nic. Teraz, z tym wyglądem…
on już na mnie nie spojrzy.
-
Znowu Damon? – Wampir usiadł obok mnie. – Przecież nie robiłaś tego dla niego.
-
A właśnie, że tak. Myślisz, że dobrowolnie rzuciłabym się na królową sukkubów?
Po co? Dla kogo? Robiłam to tylko po to, żeby Damon mnie docenił, ale teraz to
i tak już nie ma znaczenia.
-
Wy ludzie macie niesamowity talent do umniejszania swoich zalet i wszystko
sprowadzacie do tak zwanej miłości. Przyznam, że to irytujące.
-
Nie rozumiesz…
-
Właśnie rozumiem. I wiem, co widzę. Niezwykle zdolną, bezinteresowną, silną
kobietę, która nie wacha się ani chwili, by walczyć z potężnym wrogiem i która
jest na tyle głupia by przypisywać swoją odwagę jakiemuś zauroczeniu.
-
To nie jest zauroczenie!
-
Dobrze, miłości. Ale powiedz, czy gdyby w tej historii nie występował Damon, a
wiedziałabyś, że jesteś w stanie pokonać Lilith, odpuściłabyś?
Zastanowiłam
się przez chwilę. Byłam jedyną nadzieją tego miasta, tego świata. Ostatnim żyjącym potomkiem rodu Piemonte,
jedyną osobą, która miała choćby minimalne szanse na przeżycie w starciu z
Lilith. Mogłam wmawiać sobie, że podejmuje się tej walki tylko po to, by zyskać
uznanie w oczach Damona, jednak gdzieś w środku wiedziałam, że robię to z
innego powodu.
-
Nie odpuściłabym – odpowiedziałam – walczyłabym z nią i tak.
Zadowolenie
malujące się na twarzy Klausa było wręcz zbyt widoczne.
-
A dlaczego byś walczyła?
-
Bo wiem, że tak trzeba.
-
Grzeczna dziewczynka. – Uśmiechnął się po raz kolejny głaszcząc mnie po głowie,
jakbym była małym dzieckiem.
Nie wiem, kiedy zasnęłam, ale kiedy
się obudziłam za oknami nadal było ciemno, a Klaus siedział na wiklinowym
fotelu tuż obok mojego łóżka. Sięgnęłam po szklankę wody, stojąca na nocnym
stoliku i duszkiem wypiłam całą jej zawartość.
-
Klaus… - wampir spojrzał na mnie pytająco. – Chcę je zobaczyć.
-
Kogo?
-
Te…obrażenia, o których mówił Stefan.
Pokręcił
głową, jednak dalej się upierałam, aż w końcu zgodził się iść ze mną do
łazienki, gdzie było na tyle duże lustro, bym mogła dokładnie obejrzeć
wszystkie rany zadane przez sukkuby. Jako pierwszy, zdjęłam opatrunek z
policzka. To było głupie i niebezpieczne, bo do rany mogły się dostać
zanieczyszczenia i wtedy miałabym już przechlapane po całości, jednak ciekawość
wzięła górę. Mój przedłużony uśmiech prezentował się niezbyt malowniczo, a
przecież to był dopiero początek. Klaus widząc jak się szarpię, próbując
ściągnąć koszulkę, po prostu rozerwał ją na plecach. Nawet nie odwrócił wzroku,
kiedy zostałam w samym tylko staniku, ale wtedy nie zwróciłam na to uwagi,
byłam zbyt pochłonięta odwijaniem bandaży z ręki. Wbrew moim obawom, nie było
aż tak strasznie jak się spodziewałam, w kilku miejscach miałam zdarty naskórek
i choć nie wyglądało to zbyt ładnie, na pewno nie było tak groźne jak sugerowali
Stefan i Bonnie. Kiedy przyszedł czas na zdjęcie opatrunku z pleców, Klaus znów
zaoferował swoją pomoc. Odwinął bandaż, a potem powoli i niezwykle ostrożnie
odklejał od mojej skóry plastry przytrzymujące opatrunki. Dotyk jego zimnych
palców kilka razy przyprawił mnie nieprzyjemny dreszcz, który choć bardzo
chciałam go powstrzymać nie mógł zostać niezauważony. W końcu odkleił wszystkie
plasterki i pozdejmował opatrunki. Stałam przodem do lustra, więc nie widziałam
swoich pleców, za to dokładnie widziałam skrzywienie na twarzy wampira, gdy
tylko zobaczył moje plecy.
-
Aż tak źle?
Podniósł
głowę i zobaczyłam jego spojrzenie w odbiciu. Było pełne współczucia, którego
nie oczekiwałam od nikogo, szczególnie od Klausa.
-
Wydaje się, że mikstura Bonnie już oczyściła twoją krew.
Od
razu zrozumiałam, co ma na myśli. Chciał uleczyć moje rany.
-
To zadziała?
-
Nie wiem, teraz w twoich żyłach płynie lekarstwo, więc nie wiem, jaki będzie
efekt, ale…
-
Spróbujmy! - Powiedziałam to głośniej
niż chciałam, właściwie krzyknęłam, odwracając się na piecie tak by stanąć
przodem do Klausa. – Ale najpierw… chcę je zobaczyć.
-
Słowo daję, że wolę cię nieprzytomną. Jak tylko za dobrze się czujesz zaczynasz
wydziwiać.
Próbował
odradzić mi oglądanie ran na plecach, jednak w końcu skapitulował i zrobił
telefonem zdjęcie moich pleców. Wyglądały jak pęknięcia. Trzy podłużne
pęknięcia ciągnące się w dół od karku i zatrzymujące się tuż nad linią bioder.
-
Przyznasz, że wyglądam teraz obrzydliwie? – Uśmiechnęłam się myśląc już tylko o
tym, że jeżeli nasz plan wypali, to pozbędę się tych wszystkich obrażeń i
niedługo będę się śmiać z tego jak bardzo bałam się, że do końca życia będę
oszpecona.
-
Nigdy nie mógłbym nazwać cię w ten sposób. – Dziwnie wypowiedział te słowa,
jakby przez zaciśnięte gardło. Nie miałam jednak humoru na zwracanie uwagi na
intonacje jego głosu. – Piękno kobiety nie jest zależne od jej wyglądu, tylko
od tego, co sobą reprezentuje.
Teraz
już nie mogłam zignorować jego słów. Małe kawałeczki układanki, ostre jak
roztłuczone szkło zaczęły wbrew mojej woli składać się w całość. W domysł,
którego wcale nie chciałam poznawać.
-
Zaczynamy?
Złapał
mnie za ramiona i popatrzył na mnie wzrokiem, jakiego sobie nie życzyłam. Nie
nie nie, przecież to wszystko nie tak!
-
Nie opowiedziałem ci do końca historii twojego rodu. I mojego.
-
Opowiesz mi jak skończymy, chodźmy. – Zrobiło mi się gorąco, a żołądek zawiązał
mi się w supeł. Nie może tak być. Nie mogę nic czuć do TEGO wampira. Przecież
kocham Damona, gdziekolwiek on się znajduje, a Klaus w ogóle nie ma żadnych
uczuć. Wyprany z emocji socjopata. Powtarzałam sobie to ostatnie zdanie jak
mantrę, budując z niej barierę ochronną.
Jednak bariera ta nie spełniała zbyt dobrze swojej roli. Pojedyncze sceny
minionych tygodni przebijały się przez nią raz za razem, przywołując
wspomnienia, o których wolałabym zapomnieć. „Gdybyś
nie była taka buntownicza i obrażona na cały świat, byłabyś całkiem ładna”.
-
Niestety, musisz ją poznać, zanim znów rzucisz się na ratunek światu.
-
Nie chce niczego poznawać! – Złapał moje nadgarstki i choć się szarpałam, nie
dałam rady go pokonać. „Olivio, Damonowi
na tobie nie zależy” no jasne, wszystko jasne. Dlatego był, kiedy tylko
potrzebowałam pomocy.
-
Posłuchaj mnie… musisz zrozumieć…
-
Nie nie nie nie… - niemal załkałam – proszę, nie mów… - Dlatego wyciągnął mnie
z Siódmego Kręgu, dlatego uratował mnie po ataku sukkuba…
-
Każdy wybraniec był kobietą, piękną, odważną kobietą…
Zatkałam
sobie uszy, ale jego słowa i tak do mnie docierały.
-
Wiesz, czemu zawarłem pakt z twoją rodziną? Nie zastanawiasz się, z kim go
zawarłem, skoro ostatni wybraniec zginał z mojej ręki?
-
Nie chcę wiedzieć! – Ciągle był gdzieś z boku, pilnował, bym nie wpakowała się
w kłopoty.
-
Ale musisz! – Złapał mnie za ramiona i mocno mną potrząsnął. Na jego twarzy
malowała się złość. – To, co czujesz w tej chwili nie jest twoją winą i nie
wynika z braku lojalności wobec Damona.
-
Co?
-
W końcu. Rzucono na nas klątwę. Właściwie bardziej na mnie, ale tobie też się
dostało. -
Próbowałam
go słuchać, ale kiedy tylko mnie dotknął dosłownie odpłynęłam. Przypomniałam
sobie nasz taniec w Siódmym Kręgu, mimo dziesiątek sukkubów i tęsknoty za
Damonem, czułam się doskonale w jego towarzystwie. – Drugi z kolei zabity
przeze mnie wybraniec, miał na imię Jeannette. Spotkaliśmy się w małym
hiszpańskim miasteczku i zupełnie nie zdawaliśmy sobie sprawy kim jesteśmy. Nie
wiedzieliśmy, że jesteśmy śmiertelnymi wrogami. – Dotyk jego palców, gdy
odklejał plastry z moich pleców, wcale nie drżałam z zimna. – Jak możesz się
spodziewać, zakochaliśmy się i była to miłość pełna temperamentu, uniesień i
pasji. Jeannette była moją druga połową jakkolwiek kiczowato to teraz brzmi. – Głupia Jeannette, jakim prawem on
ciągle o niej pamięta? – W końcu jednak sielanka została zakończona. W
najgorszym z możliwych momencie. Kiedy kogoś kochasz nie chcesz niczego przed
nim ukrywać, ja również chciałem być szczery z ukochaną. Powiedziałem jej, kim
jestem, zaproponowałem przemianę, żebyśmy mogli być zawsze razem. Jednak ona
nie przyjęła propozycji. Płacząc wyznała mi, że jej zadaniem jest mnie
zgładzić. Walczyliśmy przez wiele tygodni, ukrywając się przed sobą i starając
się dopaść nawzajem. W końcu
stwierdziłem, że się poddam, poszedłem do niej, niosąc w rękach miecz, chcąc go
jej oddać i ponieść śmierć z jej ręki. Nie doceniałem jednak mocy natury. Kiedy
tylko mnie zobaczyła idącego z mieczem rzuciła się na mnie, próbowałem się
obronić i zrobiłem to niezwykle skutecznie, wbijając jej miecz w pierś. Leżała
przebita tym cholernym mieczem i sama nie zdając sobie z tego sprawy
sprowadziła na mnie klątwę. Kiedy spotkam kolejnego wybrańca, wrócą te
wszystkie uczucia, jakie nami wtedy zawładnęły i wrócą nie tylko do mnie, ale i
do wybrańca. Mają trwać tak długo, jak długo jedno z nas nie zniknie z tego
świata. Byłem samolubny, nie miałem zamiaru umierać, dlatego też mordowałem
każdą kobietę z twojego rodu. Każdą kobietę, którą pokochałem.
-
I teraz musisz zabić mnie? – Popatrzyłam na niego, chcąc jedynie przestać
pragnąć z nim być.
-
Nie, w końcu zmądrzałem. Zawarłem pakt z ostatnią wybranką. Ostatnią przed
tobą. Nasze wzajemne pragnienie pozabijania się miało nigdy nie zaistnieć pod
warunkiem, że pomogę bractwu prawdziwych ściągnąć cię do naszego świata i
wyszkolić w razie potrzeby. Miałem być twoim przewodnikiem po tym świecie, a w
zamian ostatnia wybranka miała ograniczyć klątwę tylko do tych…pozytywnych
uczuć.
-
I dotrzymała słowa? – Popatrzyłam na Klausa zastanawiając się jak smakują jego
usta.
-
A masz ochotę mnie zabić?
Pokręciłam
głową, opierając dłoń o jego tors.
-
Możemy teraz dokończyć to, co zaczęliśmy?
Uśmiechnął
się i złapał moją dłoń, tę, która spoczywała na jego torsie. Podniósł ją do
swoich ust i musnął nadgarstek ustami. Kolejny, cudowny dreszcz przepłynął
sobie w dół po moim karku. Patrząc mi w oczy, Klaus rozszarpał swój nadgarstek.
Robił to po raz kolejny. Dla mnie. Po chwili czułam w ustach smak jego krwi i
dotyk dłoni sunącej po moich plecach.
-
Zabliźniają się – szepnął mi prosto do ucha.
Stałam przed lustrem, gładząc swój policzek.
Nie był gładki. Rana się zabliźniła, jednak ślad został i miał zostać już na
zawsze tak jak szramy na plecach i blizny na nodze. Zrozumieliśmy, że to
mikstura Bonnie nie pozwoliła mi odzyskać dawnego wyglądu. Od momentu, kiedy
Klaus opowiedział mi swoją, a raczej naszą historię, jedna myśl zaprzątała mi
głowę.
-
Jest szansa, że klątwa minie?
Stał
tuż przy mnie, przesuwając palcami po bliznach na plecach. Robił to specjalnie,
poddając się klątwie. Wcale nie miał zamiaru z nią walczyć w przeciwieństwie do
mnie.
-
Jest, są na to sposoby. – Odpowiedział jakby od niechcenia, a ja zaczęłam się
zastanawiać, czy aby na pewno chcę to zakończyć.
-
Jakie? – Wtuliłam się w jego ramiona, czując się w nich bezpiecznie jak nigdy
wcześniej. Wtulił twarz w zagłębienie mojej szyi i odpowiedział na wpół
szepcząc, na wpół mamrocząc.
-
Jeśli jedno z nas umrze, uczucie zniknie jakby nigdy go nie było – pomyślałam o
tym. Nie chciałam umierać, ale też na tym etapie nie życzyłam śmierci Klausowi.
Walczyły we mnie sprzeczne emocje. Z jednej strony przy Klausie czułam się
cudownie – bezpieczna, kochana, pożądana. Jednak z drugiej strony wiedziałam,
że to nie jest prawdziwe, wiedziałam dokładnie, kogo kocham. Z drugiej jednak
strony przecież Damon mnie nie chciał, od wielu dni nie pojawiał się, nie
przejął się nawet moją walką z sukkubami. Może z Klausem byłoby mi lepiej?
Przeszliśmy do mojego pokoju, rozpływałam się pod jego dotykiem.
-
A jakiś inny sposób?
-
Są jeszcze dwa, pierwszy – jeśli ja przestanę być wampirem, albo ty wybrańcem,
ale do tego żadne z nas nie dopuści.
-
A drugie?
-
Jeśli miłość któregoś z nas do innej osoby okaże się silniejsza niż klątwa.
Nie
mogłam dłużej znieść tego stanu zawieszenia pomiędzy tym, czego pragnęłam, a tym,
co powinnam była robić. Przeczesałam palcami jego rudawe włosy, patrząc uważnie
jak na to zareaguje. Z nas dwojga to on wydawał mi się bardziej odpowiedzialny,
jednak to, co zrobił potem nie miało z odpowiedzialnością nic wspólnego. Jego
dłonie przesuwały się po moich plecach w dół, a palce delikatnie gładziły
blizny. Musnął wargami mój policzek i zatrzymał się, znów patrząc na mnie. Nie
tylko ja bałam się tego, co robiliśmy, kiedy przy nim byłam, powietrze
nieznośnie gęstniało, a ciśnienie mojej krwi rosło w ułamku sekundy. Napięcie,
które wytwarzało się między nami było stworzone ze strachu, obaw i pragnień. W
tamtej chwili, gdy Klaus trzymał mnie w ramionach nie istniało nic więcej. W
końcu przełamał ostatnią blokadę, chroniącą nas przed tym, co nieuniknione.
Złożył na moich ustach delikatny pocałunek, a mnie ugięły się nogi. Zapragnęłam
uciec z nim gdzieś daleko, gdzie ani Lilith, ani sukkuby, ani tym bardziej
wspomnienie pewnego ironicznego uśmiechu, nie mogłoby mnie dosięgnąć. Wsunęłam
dłonie pod koszulkę Klausa podciągając ją do góry, czułam pod palcami twarde,
pięknie wyrzeźbione mięsnie brzucha. Cały czas czułam się jeszcze nieswojo, ale
nie mogłam już zatrzymać tego, co zaczęłam. Kiedy koszulka Klausa wylądowała na
podłodze, podniósł mnie do góry i przetransportował na łóżko. Pochylił się nade
mną i w końcu mnie pocałował. Do był słodki, pełen czułości i troski pocałunek,
znów przeczesałam palcami jego włosy i przejechałam paznokciami po jego karku.
Wzdrygnął się, ha! Czyli ja też przyprawiałam go o dreszcze. Jego usta zjechały
niżej na moją szyje i dekolt, po to, by po chwili znów złączyć się z moimi.
Mruknęłam z przyjemności i zmrużyłam powieki. Obrazy zalały mnie kolejnymi
scenami jeden po drugim. Siedzę
w Grillu, pojawia się Damon i nagle zatrzymuje się czas. Jadę samochodem z Damonem
i wyznaję mu prawdę o tym, kim jestem. Leże na trawniku przed domem
przygniatana przez wyglądającego naprawdę groźnie Damona. Impreza Halloweenowa „Chcę zatańczyć z chochlikiem”. Jego
nieudolne próby zauroczenia mnie i mina, kiedy oznajmiam, że to żałosne posuwać
się do zauroczenia bym chciała go pocałować. SMS „wyjdź przed dom” i Ian
siedzący tuż pod drzwiami. Święta. Sylwester. „Mogło być nam dobrze ty mała, nawiedzona wariatko”. Damon
rozsypujący się w pył w moim śnie. „Pomóż
mi”. Nie
zdążyłam zareagować na fale wspomnień, gdy usłyszałam drapanie w parapet. Jak
oparzona odskoczyłam od Klausa, który również patrzył w stronę okna. Sylwetka
Ariane majaczyła się w nocnym mroku – nie mogłabym jej z nikim pomylić. Kiedy
otworzyłam okno, demonica wskoczyła do mojego pokoju, jedyną pięć miała
zaciśniętą i patrzyła na mnie z lękiem w oczach. Gestem dłoni powstrzymałam
Klausa, który chciał się na nią rzucić.
-
Co odpowiedziała twoja pani?
-
Powiedziała, że panna Piemonte ma wybór… wynieśśśśść się, albo ponieśśśśść
ssssstratę.
-
Jaką znowu stratę?
Ariane
w milczeniu wyciągnęła w moją stronę zaciśniętą pięść. Na pokrytej łuską,
uzbrojonej w długie pazury dłoni, leżał pierścień Damona.
Mój komentarz nie jest zbytnio ambitny, ale nic innego nie przychodzi mi do głowy.
OdpowiedzUsuńRozdział, który napisałaś bardzo mi się podoba. Opis walki z demonami jest na wysokim poziomie, a to przynajmniej moje zdanie. Zawsze mam kłopot z takimi opisami :)
Jeśli chodzi o cały pomysł z klątwą jest oryginalny, tego się nie spodziewałam. To bardzo zmienia ich stosunki, ale to oznacza, że będzie więcej Klausa, a ja uwielbiam jego postać. Kocham też Damona i z każdym rozdziałem ubolewam nad jego brakiem.
Kiedy przeczytałam ostatnie zdanie pierwsze o czym pomyślałam to: "O cholera!". Strasznie mnie tym zaciekawiłaś i teraz snuję domysły.
Z niecierpliwością i uśmiechem na twarzy czekam na następny rozdział.
Cześć,
Usuńprzede wszystkim dziękuje za bardzo miły i motywujący komentarz :)
Żebyś wiedziała jak ja się namęczyłam z tym opisem walki! I tak nie ejstem pewna czy jest taki, jak chciałam, wydaje mi się, że za mało w nim emocji ale cóż...
Co do tego czy bedzie więcej Klausa - chciałabym óc powiedzieć, że tak, ale prawda jest taka, ze Olivia znajdzie sie (znów) w bardzo niefajnej sytuacji i może się zdarzyć, że Klausa zabraknie u jej boku, ale przeceiż nic nie trwa wiecznie, prawda?
Pozdrawiam ;*
Witaj!!
OdpowiedzUsuńJak ja kocham Twoje długie rozdziały, naprawdę przyprawiają mnie o uśmiechy, które później trwają cały dzień ;) Może się powtórzę, ale Twój humor i poważny tekst o walce zlewały się w jedno, idealnie! Idealnie stworzyłaś napięcie i to jak walczyła. Akcja reakcja. Olivia zawsze z ironią na ustach idzie przez świat! To jest najlepsze opowiadanie jakie czytałam z serii TVD! Nie mogłam się nie uśmiechnąć na sytuację, w których brali udział Klaus i nasza główna bohaterka, było tak.. Romantycznie? Wiem, że opowiadanie jest o Olivi i Damonie, ale gdyby, o zgrozo, Damon nie przeżył, to błagam! Niech oni będą razem ;) Ja wiem, że on przeżyje, jestem tego niesamowicie na 100% pewna ^^ Z drugiej strony, biedny Damon! Nie powiem, ale mam cichą nadzieję, że Damon i Klaus będą toczyć małą wojnę o Olivię. A rudą Natalie możesz wysłać na biegun północny :)
Mistrzyni chaotycznych komentarzy - to ja!
Ach, mam nadzieję, że przewidujesz jeszcze dużo rozdziałów?
Kto jak kto, ale ja nigdy nie odpuszczę sobie rozdziału u Ciebie. Choćby się waliło i paliło, ja zawsze przeczytam z miłą chęcią ;)
Całuję i czekam niecierpliwie na bonus!
Liley
Jestem pewna, że Lilith to Natalie! ;)
UsuńTak czekałam na tą zapowiedź i się doczekałam!
1 Komentarz: Lubię Twoje haotyczne komentarze, zawsze czytam je z przyjemnością i cieszę się bardzo, że sprawiam ci taką frajdę. Myslę, że w kolejnym rozdziale przeżyjesz (nie tylko Ty, ale i inni czytelnicy) sporo emocji, a po wydarzeniach, o których przeczytasz, będzie Ci się ciężko otrząsnąć. W skrócie - szykuję niezłą bombę ;)
Usuń2 komentarz: To opowiadanie miało być nieprzywidywalne,a Ty co? Zepsułas koncepcję ;p
Pozdrawiam :D
Aj kochana tym razem przeszłaś samą siebie i nie ukrywam tego wcale.
OdpowiedzUsuńNa początek ta walka Olivii z demonami no to było naprawde niesamowite.
Przez moment obawiałam się ze nie da rady ale treningi z Klausem nie mogły pójść na marne czyż nie?
I ta historia opisana na samym końcu.
To też mnie zaskoczyło że aż pomyślałam co by było gdyby Klaus połączył sie z Olivią?
Nie wiem czemu ale jakoś tak przyszło mi to do głowy ale wiesz że ja zawsze miałam spaczone pomysły;)
No i ta końcówka... wszystko wskazuje na to że Lilith ma Damona, ale chyba nie zrobi mu krzywdy?
Ciekawa jestem czego będzie chciała od niej.
I osobiście zmieniam zdanie.
Ten rozdział jest zdecydowanie najlepszy ze wszystkich do tej pory jakie czytałam u Ciebie.
Rozwijasz się z każdym rozdziałem i już nie mogę doczekać się następnego rozdziału.
Ha ha ha i zgadzam sie z Liley na 100%.
Natalie gdzieś na północ a jeszcze lepiej na księżyc tam jest jej miejsce;)
pozdrawiam serdecznie i czekam na NN:)
Hejj! Trafilam tu wczoraj i juz przeczytalam wszystko. Jestem mile zaskoczona bo pomimoze kocham pamietniki wampirow zawsze jak trafialam na jakis blog to po przeczytamiu paru pierwszych rozdzialow nudzil mi sie i nie czytalam dalej, a tutaj taka niespodzianka! Zakochalam sie w tym opowiadaniu! Pisz pisz bo juz niemoge sie doczekac kolejnego rozdzialu i wiecej twoich orginalnych pomyslow :)
OdpowiedzUsuń-moniaa
Hej,
Usuńcioesze się, że moje opowiadanie przypadło Ci do gustu.
Mam nadzieję, że zostaniesz tu na dłużej ;)
Pozdrawiam :D
Hejj! Trafilam tu wczoraj i juz przeczytalam wszystko. Jestem mile zaskoczona bo pomimoze kocham pamietniki wampirow zawsze jak trafialam na jakis blog to po przeczytamiu paru pierwszych rozdzialow nudzil mi sie i nie czytalam dalej, a tutaj taka niespodzianka! Zakochalam sie w tym opowiadaniu! Pisz pisz bo juz niemoge sie doczekac kolejnego rozdzialu i wiecej twoich orginalnych pomyslow :)
OdpowiedzUsuń-moniaa
Witaj. Jakiś czas temu odwiedziłam Twojego bloga. Zaczęłam go czytać przez absorbujący i nietypowy prolog. Czytanie wystkich rozdziałów zajęło mi półtora wieczoru. Zatem dziękuję Ci za to, że przez tak długi czas zapewniłaś mi rozrywkę. Bo muszę przyznać, że emocje jakie odczuwałam podczas czytania tego opowiadania były nie do opisania. A muszę zaznaczyć fakt, że piszę ten komentarz jakieś 3 tygodnie po przeczytaniu tego opowiadania. Zatem wspomnienia, jakie dało mi Twoje dzieło wróciły ;) Ale od tego czasu jeszcze nie opublikowałaś nic, co mnie bardzo smuci. :( Sama również piszę opowiadanie poświęcone TVD i wiem jak ciężko jest zachować charakter danej postaci. Myślę, że robisz to dobrze. Cieszyłabym się, jakbyś któregoś dnia, zechciała przeczytać chcoć jeden rozdział mojego opowiadania i gdybyś mogła wyrazić swoją opinię na jego temat.
OdpowiedzUsuńZatem życzę Ci weny i trzymaj się ;)
O boziu boziu boziu! Umieram.. nie! Już umarłam. Ja tak bardzo kocham Klausa! Że w sumie Olivia mogłaby z nim być. Cieszyłam się jak cholera, gdy opowiadał tą historię, a potem jak się całowali.. ale moje serce pękło na miliardy kawałeczków, jak przeczytałam o tym pierścieniu Damona! Już sama nie wiem kogo wolę, echhh mogę tylko wzdychać z bezradności xD
OdpowiedzUsuńZostał mi już tylko bonus i jeden rozdział, ale myślę, że przeskoczę teraz do rozdziału, bo nie mogę doczekać się tego, co tera zbędzie!
Kidy będzie nastepny najlepszy blog z opowiadaniem <3
OdpowiedzUsuń