Kolejny rozdział :) Wydaje mi się, że jest krótszy niż poprzedni, mimo to obfituje w kilka dość ciekawych (moim zdaniem) scen. Jednocześnie chciałabym Wam zaproponować udział w konkursie organizowanym przez prozaicy.blogspot.com, więcej informacji uzyskacie klikając w button:
Wszystko wróciło do normy i prawie w
ogóle przestałam widywać Damona. Rebekah schodziła mi z drogi i nawet przestała
dokuczać Elenie byleby tylko mnie nie
widywać. Skupiłam się na pracy, rozwiązując bardziej, lub mniej skomplikowane
uczniowskie problemy. Tego dnia umówiłam się z Mattem w grill i naprawdę cieszyłam
się na to spotkanie, nie tylko dlatego, że lubiłam Matta.
Ile można samemu siedzieć w domu i rozmyślać o niewiadomo czym? Nigdy nie byłam typem samotnika, ale też daleko mi było do duszy towarzystwa. Poznanie kogoś nowego z mojej inicjatywy było trudnym, bolesnym i długotrwałym procesem. Matt był tak naprawdę moim jedynym przyjacielem. Po powrocie z pracy przebrałam się z garsonki w coś normalnego, czyli dżinsy, sweter i wygodne, sportowe buty. Narzuciłam kurtkę (Tak! Stwierdziłam, że oprócz eleganckiego płaszcza potrzebuję również zwykłej kurtki, która będzie pasowała do sportowych butów) i wyszłam z domu. Szłam do Grilla z pełną świadomością faktu, że wyglądam jak paranoiczka. Co chwila obracałam się za siebie, a drogę pokonywałam to idąc to biegnąc co kilka kroków. Nie miałam ochoty na powtórkę z rozrywki z Rebekah. W końcu dotarłam do baru, z ulgą zajęłam stołek przy barze i poprosiłam Matta o piwo. Chłopak usiadł obok mnie i podał złocisty trunek. Gdyby ktoś obserwował nas z boku, mógłby uznać, że jesteśmy na randce. Pochyleni do siebie, rozmawialiśmy cicho i śmialiśmy się do siebie. Kilka dni wcześniej odbyliśmy rozmowę, która była opóźniona przez atak Rebekah. Matt uznał, że chyba wie wszystko co chciał wiedzieć i że możemy zacząć od nowa z czystymi kontami.
Ile można samemu siedzieć w domu i rozmyślać o niewiadomo czym? Nigdy nie byłam typem samotnika, ale też daleko mi było do duszy towarzystwa. Poznanie kogoś nowego z mojej inicjatywy było trudnym, bolesnym i długotrwałym procesem. Matt był tak naprawdę moim jedynym przyjacielem. Po powrocie z pracy przebrałam się z garsonki w coś normalnego, czyli dżinsy, sweter i wygodne, sportowe buty. Narzuciłam kurtkę (Tak! Stwierdziłam, że oprócz eleganckiego płaszcza potrzebuję również zwykłej kurtki, która będzie pasowała do sportowych butów) i wyszłam z domu. Szłam do Grilla z pełną świadomością faktu, że wyglądam jak paranoiczka. Co chwila obracałam się za siebie, a drogę pokonywałam to idąc to biegnąc co kilka kroków. Nie miałam ochoty na powtórkę z rozrywki z Rebekah. W końcu dotarłam do baru, z ulgą zajęłam stołek przy barze i poprosiłam Matta o piwo. Chłopak usiadł obok mnie i podał złocisty trunek. Gdyby ktoś obserwował nas z boku, mógłby uznać, że jesteśmy na randce. Pochyleni do siebie, rozmawialiśmy cicho i śmialiśmy się do siebie. Kilka dni wcześniej odbyliśmy rozmowę, która była opóźniona przez atak Rebekah. Matt uznał, że chyba wie wszystko co chciał wiedzieć i że możemy zacząć od nowa z czystymi kontami.
-
Więc co za niespodziankę dyrekcja planuje na halloween? – zapytał, dopijając
moje piwo.
-
Wiem już po co się ze mną przyjaźnisz, chcesz mieć wtyki – zaśmiałam się – no cóż,
oprócz typowego balu przebierańców i popijawy, której grono pedagogiczne niby
nie będzie zauważać, odbędą się wybory miss i mistera halloween.
-
Cholera, nie mamy szans z tymi wszystkimi wampirami, wiedźmami i wilkołakami.
-
Chciałeś powiedzieć, że ty nie masz szans, ja jako pracownik szkoły, nie biorę
udziału w konkursie.
-
Ale przebierzesz się, prawda?
-
O tak, mój strój powali wszystkich na kolana. – Zauważyłam, że Matt patrzy
gdzieś za moje plecy, obróciłam się i uśmiech natychmiast znikł z mojej twarzy.
Do Grilla wszedł Damon w towarzystwie, a jakże, długonogiej rudej piękności.
Dziewczyna patrzyła na wnętrze znudzonym wzrokiem, uwieszając się na ramieniu
wampira. Wielka gula usadowiła się w moim gardle, poczułam, że tracę grunt pod
nogami. Niesamowicie łatwo było ignorować go, kiedy go nie widziałam. Kiedy
jednak pojawiał się w pobliżu i to w towarzystwie kobiety, do której brakowało
mi co najmniej dziesięciu centymetrów długości i całej masy seksapilu – wtedy z
mojego ignorowania zostawały jakieś niedorzecznie małe skrawki. Wampir
popatrzył na mnie i machnął od niechcenia ręką. Nie zdążyłam zareagować, bo w
tej właśnie chwili silne ramiona ściągnęły mnie ze stołka i przyciągnęły
niebezpiecznie blisko Matta. Wiedziałam co chciał zrobić i nie miałam zamiaru się
opierać. Było mi kompletnie wszystko jedno, nie chciało mi się myśleć o
skutkach tego co miało się zaraz wydarzyć. Stanęłam na palcach - cholera, byłam
za niska dla każdego faceta, który nie był karłem – i po chwili poczułam dotyk
miękkich ust mojego przyjaciela na swoich. Byłabym okropną kłamczuchą, gdybym
stwierdziła, że mi się to nie podobało. Jego dłonie wylądowały na moich plecach
i przytrzymywały tak, jak gdyby Matt bał się, że zemdleję z wrażenia. Albo
szoku. Albo, że ucieknę z krzykiem rwąc włosy z głowy. Jednak ja nie miałam
takiego zamiaru. Wsunęłam palce w jego krótko przystrzyżone włosy i
odwzajemniłam ten pokazowy pocałunek. Nie protestował, kiedy rozchyliłam
językiem jego wargi i zaczęłam całować go bardziej namiętnie. Jeszcze mocniej
przycisnął mnie do siebie. W głowie kotłowało mi się mnóstwo myśli. Ponad
wszelką wątpliwość było pewne, że była to tylko przyjacielska (ale niesamowicie
przyjemna) przysługa. Czy jemu również sprawiało to przyjemność? Nie wiem,
oderwał się ode mnie, a jego oczy się śmiały, zupełnie jakby chciał powiedzieć
„ale numer odwaliliśmy, wszystkim im opadły kopary”.
- Dziękuję Matt, gdyby nie ty wybuchłabym tam
płaczem, albo dostała ataku histerii. – Szliśmy ulicą co chwila wybuchając
śmiechem na wspomnienie min ludzi w grillu.
-
Tak, to było widać, dlatego musiałem działać – roześmiałam się głośno i
popatrzyłam na niego uważnie.
-
Matt, ale ty… To znaczy ostatnio opowiadałeś mi o tej dziewczynie… April… to
nadal aktualne, prawda?
-
Jasne, że tak. Jesteś dla mnie za stara. – odparł poważnym tonem, ale oczy mu
się śmiały.
-
Dzięki, nie rozsypuje się jeszcze, więc aż tak źle nie jest. Wejdziesz?
Jak
zwykle staliśmy pod moim domem i marzliśmy i jak zwykle Matt nie dał się
namówić. Pożegnaliśmy się więc i stojąc w oknie patrzyłam na jego sylwetkę,
póki nie zniknął za rogiem.
Impreza halloweenowa odbywała się w
Sali gimnastycznej liceum Mystic Falls. Głośna muzyka rozbrzmiewała z
głośników, a przyciemnione światła stwarzały nieco upiorny nastrój w połączeniu
z wiszącymi na ścianach szkieletami i jeźdźcami bez głowy. Stałam w kącie sali,
sącząc colę przez słomkę i obserwowałam bawiącą się młodzież. Matt, przebrany
za zombie, w końcu odważył się powiedzieć April (we wcieleniu królewny śnieżki
w wersji dla dorosłych) co do niej czuje
– i wytłumaczyć zajście ze mną w roli głównej – teraz tańczyli, tuląc się do
siebie w rytm wolnej, romantycznej piosenki. Caroline i Tyler – przebrani za
upiorną pielęgniarkę i Freddy’ego Krugera – siedzieli na ławce przy ścianie i
najwidoczniej sprawdzali które z nich zdoła głębiej wepchnąć język do gardła
swojemu partnerowi. Ja zaś, ubrana w krótką, postrzępioną sukienkę, zieloną
szpiczasta czapkę i niewiarygodnie wysokie szpilki – założone tylko i wyłącznie
na dzisiejszy wieczór – rozglądałam się szukając wzrokiem pewnego członka Rady
Założycieli. Nie widziałam go od tamtego wieczoru, gdy pojawił się w Grillu z
rudą pięknością i szczerze mówiąc moje oczy trochę stęskniły się za pieszczota
w postaci jego ciała.
-
Podarujesz mi ten taniec, chochliku? – Wow, ktoś zauważył moje misterne
przebranie
Odwróciłam
się i zobaczyłam szczupłego mężczyznę w przebraniu upiora z opery. Nie miałam
pojęcia, kto kryje się za ta maską, jednak nie miałam ochoty na żadne tańce.
-
Niestety upiorze, ale nie tańczę z nieznajomymi.
-
Cóż stoi na przeszkodzie, by lepiej się poznać? – odparł i niezrażony moją
odmową, pociągnął mnie na parkiet. Pachniał czymś pikantnym i słodkim zarazem.
Objął mnie bardzo władczym gestem i poprowadził między tańczącymi parami, nucąc
do ucha słowa piosenki. Jego dłonie były nieco szorstkie i ciepłe, co dało mi
pewność, że nie mam do czynienia z wampirem. Spojrzałam mu w oczy, co było
ułatwione przez moje dwunastocentymetrowe szpilki (nadal nie mogłam dociec
jakim cudem jeszcze utrzymuję w nich równowagę) i niemal krzyknęłam z przerażenia.
Mój tajemniczy partner miał pomarańczowe tęczówki. Nie brązowe, nie piwne,
pomarańczowe jak owoc, na który byłam koszmarnie uczulona.
-
Kim jesteś? – zapytałam na poły przerażona, na poły zaciekawiona.
-
Czy to ważne, chochliku? Ważne jest to co się dzieje teraz, nic innego się nie
liczy.
Okej,
wkurzał mnie tym swoim gadaniem. Nie lubiłam takich głupkowatych zagadek,
wyszarpnęłam się z jego objęć i przepychając się między tańczącymi parami
wyszłam z sali, wpadając wprost na Damona. Pięknie, jeszcze tego brakowało.
-
Patrz jak chodzisz – warknęłam dość nieprzyjemnie.
-
Uuu, czyżby twój wybranek znalazł młodszą? – uśmiechnął się cynicznie, czym
jeszcze bardziej mnie rozwścieczył.
-
Dziwne pytanie w ustach… niech policzę… stusześćdziesięcioletniego kawalera?
Prychnął
pogardliwie i zmierzył mnie wzrokiem.
-
Przebrałaś się za chochlika.
-
Bing! Punkt za spostrzegawczość, a teraz wybacz, ale wychodzę. – próbowałam go
wyminąć, ale zagrodził mi drogę.
-
Nawet ze mną nie zatańczysz? Jestem za stary, tak?
-
Damon, naprawdę nie mam ochoty na twoje żarty.
-
Kiedy ja nie żartuję. Chcę zatańczyć z chochlikiem.
Miałam
dziwne wrażenie, że on się ze mnie nabija. Nie byłam w nastroju na utarczki
słowne, więc bez słowa go wyminęłam. Cichy świst przypomniał mi, że mam do
czynienia z wampirem. Natychmiastowo mnie dogonił, przegonił i zastąpił mi
drogę. Jedno spojrzenie w jego oczy uświadomiło mi, że znowu zaczyna zabawę z
zauroczeniem. No żesz cholera, zachciało mu się. Stanęłam prosto i słuchałam
jak mówi mi, że pójdę z nim na parkiet i zatańczę. Oczywiście zrobiłam to.
Niech jeszcze przez chwilę uważa, że ma nade mną władzę. Objął mnie i to było
najprzyjemniejsze uczucie jakiego dotychczas doświadczyłam. Jego bliskość
wpływała na mnie kojąco i pobudzająco zarazem. W porządku, zdawałam sobie sprawę,
że zachowuję się jak idiotka, zakochana nastolatka, której idol obłaskawił ją
spojrzeniem. Jednak nic nie mogłam na to poradzić. Wszystko, czego pragnęłam
było w moich ramionach i nawet jeśli to miało trwać tylko chwilę, to
wiedziałam, że żyłam dla tego właśnie, konkretnego momentu. Dłoń Damona
powędrowała po moich plecach w górę i po chwili podciągnęła mój podbródek ku
górze.
-
A teraz – szepnął, patrząc mi głęboko w oczy – pocałujesz mnie.
Zagotowało
się we mnie, jednak spełniłam jego życzenie. Czemu, do cholery nie mógł
poprosić o to normalnie? Czemu sam tego nie zrobił? Chciał mieć to wszystko na
zawołanie, a potem sprawić, bym zapomniała? Bym nie mogła rościć sobie żadnych
praw do niego? I tak bym nie rościła. Wszystko zepsuł, dobił mnie, więc nie mogłam
mu puścić tego płazem. Kiedy przestał mnie całować, dość namiętnie jak na kogoś
kto całuje marną istotę (nie, nigdy mu tego nie zapomnę) w jego oczach
dostrzegłam ten sam nieokreślony błysk co kiedyś.
-
Damonie… - szepnęłam głosem pełnym uwielbienia. Zerknął na mnie zaskoczony.
-
Słucham chochliku? – potrafił być naprawdę słodki z tym swoim uśmiechem pod
tytułem „jestem panem wszechświata”.
-
Nie uważasz, że to żałosne, musieć hipnotyzować dziewczynę, by chciała cię
pocałować?
Widok
jego zaskoczonej twarzy był najpiękniejszym widokiem świata. Zbity z tropu pan
i władca z miną pełną zdziwienia. Zostawiłam go tak, na środku parkietu. Ktoś,
chyba któryś z nauczycieli, ogłaszał za moimi plecami, że królem i królową balu
zostali Matt i April. W połowie drogi między Damonem, a drzwiami, w geście
protestu ściągnęłam ze stóp te groteskowe szpilki. I boso opuściłam szkołę.
Drzwi mojego domu były otwarte. Mało
tego w korytarzu ktoś bardzo kreatywnie rozsypał mi piasek. Nie, zaraz… to nie
był piasek. To był ten cholerny cement! Nie wiedziałam, czy zacząć kląć, śmiać
się, czy płakać. Popchnięta złymi przeczuciami pobiegłam do gabinetu. Widok
leżącej na biurku, białej koperty mnie nie zaskoczył, drżącymi rękami
otworzyłam list i wyciągnęłam złożoną na cztery kartkę. Znajome mi już, pochyłe
pismo tylko dodatkowo wytrąciło mnie z równowagi.
„Słodki chochliku!
Muszę przyznać, że w
szpilkach prezentujesz się nad wyraz kusząco. Pamiętaj jednak, że jesteś mi
potrzebna cała, zdrowa i nie rozproszona przez miłosne uniesienia. Swoją drogą
ranisz moje uczucia każąc oglądać się w ramionach innego. Przepraszam za
rozsypany cement, skoro „cukierkiem” postanowiłaś obdarzyć Salvatore’a, mi
przypadł w udziale psikus.
P.S. Jesteś pewna, że
takie kreacje nie spowodują choroby nerek?
K.
- Olivio, musisz zaprosić chociaż
jednego z nas. – Głos Stefana, choć spokojny zdradzał zirytowanie.
-
A jak mnie kiedyś znielubicie i postanowicie zabić? To jedyne miejsce, gdzie
mogę czuć się bezpieczna. – Nadal ubrana w sukienkę chochlika stałam w drzwiach
własnego domu i próbowałam się nie trząść. Nie było to łatwe, permanentnie ktoś
mnie prześladował.
-
Stefan, czy ja mam do czynienia z idiotką? – wtrącił się Damon – Woła nas,
kiedy ma kłopoty, ale do domu nas nie wpuści, bo nam nie ufa.
Prychnęłam
pogardliwie.
-
Stefanie Salvatore, uprzejmie zapraszam cię do mojego domu. – Wyrecytowałam, z
rozkoszą odnotowując fakt, że już drugi raz tego wieczoru udało mi się
doprowadzić Damona do konsternacji.
-
Mnie? – Stefan nie ukrywał zdziwienia.
-
Ciebie, jemu nie ufam. – stwierdziłam i zamknęłam za sobą drzwi, pozostawiając
Damona z Eleną. A niech korzysta z jej towarzystwa póki może. Z werandy dobiegł
mnie głos wampira, uspokajający Elenę, by się nie martwiła, bo Stefan jest dla
mnie za stary. Otworzyłam drzwi i z szerokim uśmiechem na ustach oznajmiłam:
-
Eleno, po dłuższym namyśle ciebie również zapraszam, czuj się jak u siebie.
Para
wampirów przemierzyła korytarz, starając się nie roznosić cementu po czystej
podłodze. Są jednak takie prawa fizyki, którym nawet istoty nadprzyrodzone nie
mogą się oprzeć. Stefan stanął w gabinecie wpatrując się w list, jakby pod
wpływem jego wzroku treść mogła się wydłużyć i dać odpowiedzi na nurtujące nas
pytania.
-
Więc na imprezie zaczepił cię jakiś nieznajomy gość, tak?
-
Tak, jak mówiłam. Zmusił mnie do tańca i bredził od rzeczy – jakiś błysk za
oknem przykuł mój wzrok i spojrzałam w tamtą stronę. Damon stał i patrzył na
mnie z wyrzutem. Podniosłam głos i zaczęłam mówić na tyle wyraźnie i głośno, by
mnie usłyszał – a tańczył naprawdę wyśmienicie.
- Co konkretnie mówił?
-
Jak już wspomniałam, bredził. Mówił coś o tym, że liczy się chwila obecna i tak
dalej.
-
Nic nadzwyczajnego i nie daje żadnych tropów, co do nadawcy listu.
-
Czyli jesteśmy w kropce?
-
Być może to faktycznie tylko głupi halloweenowy żart? – wtrąciła Elena.
-
Pewnie tak, dzięki, że wpadliście i przepraszam, że zepsułam wam zabawę.
Pożegnałam
ich i zabrałam się za zmiatanie cementu z podłogi. Kiedy wszystkie worki były
wypełnione cementem, stwierdziłam, że najlepszym rozwiązaniem będzie wyrzucenie
ich teraz. Prawdopodobieństwo, że wpadnę w któryś z nich podczas nocnej
wędrówki do toalety było wysokie, a ja nie chciałam ryzykować. Wyszłam na
werandę i podskoczyłam przestraszona.
-
Damon, co tu robisz u licha? Bawisz się w prześladowcę?
-
Myślę, że jeden ci wystarczy, czemu nie powiedziałaś im prawdy?
Z każdym nowym rozdziałem coraz bardziej podoba mi się twoje opowiadanie. Pisz szybko co dalej. Już nie mogę się doczekać NN! Życzę weny;)
OdpowiedzUsuńTak szybko się skończyło? Rozdział dobry, ciekawy. Kocham Damona, cudowny. Wyobraziłam sobie nawet jego minę, kiedy dowiedział się że jego zauroczenie coś nie pyka. <3
OdpowiedzUsuńCo dalej? Dobre zagranie z Mattem, ale trochę szybko się... hm, skończyło? W sensie, że jak dla mnie dłużej mogli udawać. :>
Okey, nie narzeka już. Nie mam żadnych sugestii itd. Po prostu pisz szybciutko kolejny.
O mamusiu!
OdpowiedzUsuńPierwsza część była super. Ale druga mnie zabiła! OMG!
Na początku byłam pewna, ze to Damon jest tajemniczym tancerzem. Z resztą świetny wybór - Upiór z Opery. A jak spotkała Damona to już bajka... aż mi serce szybciej biło. Chyba Damon się nam zakochał w innej istocie niż Elena:*. Tylko to troszkę dziwne, że tak się całowała z uczniem w pełnej sali ludzi i nic? Kurczę, musieliby ja chyba wytykać palcami.
Myślałam, ze umrę, jak okazało się, ze Damon czekał, aż wyjdzie. Albo w ogóle stał pod jej domem.
A co z tym cementem? Bo tajemniczy K wszedł do domu dzięki cementowi, a reszta wampirów nie mogła? Bo przecież jak nawet dostała dzięki niemu mieszkanie, to po tym jak w nim zamieszkała musiałaby go zaprosić ponownie, prawda?
Damon nie jest uczniem szkoły ;) Jest "starszym" bratem w serialu i u mnie również nim jest. Na imprezie halloweenowej pojawił się, ponieważ jest członkiem Rady Założycieli ;)
UsuńNie, K. nie wszedł do domu dzięki cementowi, on po prostu rozsypał ten cement, żeby utrudnić Olivii życie. To był taki "psikus" z okazji halloween.
W sumie to raczej miałam na myśli Matta:D. oczywiście wyjaśnił April co i jak, ale inni?
UsuńNo to skoro to był żart to spoko:P. Tylko dalej nie rozumiem, jak on sobie tak na legalu wszedł do jej domu skoro jest wampirem?
hahaha, czepiam się.
No powiedzmy, że tutaj jest pewne niedociągnięcie;)
UsuńAle nigdy nie było powiedziane, że K. jest wampirem:D
Mogę tylko krzyczeć, że krótki i chce więcej.
OdpowiedzUsuńUwielbiam to opowiadanie i Twojego Damona;d
I ta akcja na końcu, gdy Olivia nie chciała go wpuścić.
To było wręcz genialne;p
I ten moment jak ona go zostawiła na środku parkietu... wyobraziłam sobie jego minę i omal nie pękłam ze śmiechu.
to było wręcz genialne;p
no i kim jest ten tajemniczy "K"?
kimkolwiek jest strasznie mnie irytuje, ale podoba mi się ta cała atmosfera wokół niego i niepewność bohaterów.
chyba mam pewne podejrzenia,ale coś czuje, że możesz nas wszystkich zaskoczyć.
oczekuje na ciąg dalszy i wracam by przeczytać rozdziałl jeszcze raz;d
strasznie mi się podobało;)
Świetne opowiadanie! Chyba znalazłam nową substancję uzależniającą ;)
OdpowiedzUsuńA tak na marginesie: kiedy następny rozdział?
Pozdrawiam,
Pollala
Rozdziały dodaję w piątki lub soboty.
UsuńCieszę się, że spodobała Ci się moja pisanina.
Pozdrawiam :)
Zadziało się tyle, że nie wiem na co powinnam najpierw zwrócić uwagę. Julie Plec mogłaby, jeśli chodzi o osobę Damona Salvatore (i nie tylko), czerpać z Twojego opowiadania całymi garściami ;)
OdpowiedzUsuńKolejny raz jestem pod wrażeniem.
Matt to taka cicha woda, a tu proszę...
Damon. No nie. Jakie to do niego podobne. Wykorzystywać w ten sposób (rzekomo) nieświadomą wielu rzeczy, biedną Olivię. Ten to ma tupet. No ale za to chyba właśnie go lubimy.
Zaintrygowały mnie: K. z tymi swoimi pomarańczowymi ślepiami i jego intencje względem Olivii. Najpewniej nieczyste, ale co tam.
Baaardzo, bardzo mi się podobało, naciskiem na to pierwsze ;)
No wiesz Ty co? Bo się zarumienię ;)
UsuńO K. będzie jeszcze trochę, bo to dość kluczowa postać ;)
To dobrze, bo liczę na więcej K, kimkolwiek on jest^^
UsuńO ranyyyy ten DAMON! Za cholerę nie umiem rozgryźć jego zachowania, ale chyba coś czuję do Olivii, co?
OdpowiedzUsuńNo i tak sobie myślałam, że przecież Damon już się powinien zczaić, że nie działa na nią zauroczenie. Bo po ich pierwszym spotkaniu jak ją 'zauroczył' żeby powiedziała mu wszystko o sobie i o nim to udawała, a potem tak nagle opowiedziała mu resztę.
Genialna była ta akcja dywersyjna z Mattem w roli głównej. Mam nadzieję, że nagle nie zapała do Olivii żadnym uczuciem, bo ta ich przyjaźń jest naprawdę fajna.
No i pocałunek z Damonem! *.*