Cześć, przed Wami rozdział szósty mojego opowiadania. Jako, że jesień się skończyła (co widać gołym okiem na przykład patrząc przez moje okno) adres bloga stał się nieadekwatny, ale chyba nie ma już sensu go zmieniać, prawda? Zamiast tego pogadałam z Panią Zimą i zorganizowałam trochę śniegu na blogu (jakby na ulicach było go mało;) ), gdyby przeszkadzał Wam on w czytaniu - dajcie znać, a usunę ;) To tyle, zapraszam Was na notkę przed urodzinową (jutro mam urodziny jeee).
***
-
Nie mam obowiązku mówić wam wszystkiego. – Wywróciłam oczami, a Damon chwycił
mnie za ramię.
-
Owszem masz, zjawiłaś się tu magicznym sposobem, sama do końca nie wiedząc jak.
To zapowiada kłopoty.
-
Gdybyś tak mocno nie ściskał mojej gojącej się ręki, mogłabym pomyśleć, że się
o mnie martwisz. – Uśmiechnęłam się złośliwe, gdy odskoczył ode mnie jak
oparzony. Czego tak bardzo się bał?
-
Opowiedz mi wszystko od początku do końca, a może będę mógł ci pomóc.
-
Ależ ty jesteś o nią zazdrosna – stwierdził i posłał mi jeden z tych swoich
cwaniackich uśmieszków, mrużąc oczy. Wyglądało to bardzo apetycznie. Oczywiście
kiedy tak cudownie i pociągająco wyglądał, zawsze było okraszone to jakimś
nieprzyjemnym tekstem. Postanowiłam zbyć jego komentarz prychnięciem.
-
Olivio, mogłabyś choć raz nie zachowywać się jak dziecko i poważnie ze mną
porozmawiać?
-
I mówi to facet, który ucieka się do hipnozy, by zdobyć kobietę – wymamrotałam,
unosząc głowę wysoko.
-
No właśnie, kolejna twoja tajemnica. Jak opierasz się mojemu urokowi?
Popatrzył
na mnie zaniepokojony. Co go to w ogóle obchodziło?
-
Nie opieram się.
-
Musisz jakoś, bo z tego co zrozumiałem, to nie jestem w stanie cię zauroczyć.
-
Tak to prawda. – przybrałam taktykę odpowiadania zgodnie z prawdą, jednak bez
rozwijania tematu.
-
Więc jak to możliwe?
-
Tak już jest.
-
Słuchaj, choć może się to wydawać dziwne, nie jestem gentlemanem…
-
Nie, nie wydaje mi się to dziwne. Dla mnie to wręcz oczywiste.
Warknął
ze złości, aż podskoczyłam. Dobra, trochę mnie tym przestraszył, ale nie aż
tak, żebym miała zmienić taktykę działania. Nie minęła sekunda, kiedy leżałam
na trawniku z rękami przygwożdżonymi do podłoża i Damonem pochylającym się nade
mną. Dobra, teraz przestraszył mnie dostatecznie. Oczy mu pociemniały, a twarz
zszarzała, od razu przypomniał mi się incydent z Rebekah i nie było mi już tak
bardzo do śmiechu.
-
Zacznij… gadać! – Praktycznie wywarczał mi w twarz, co już w ogóle było
przerażające.
-
Zejdź ze mnie, a powiem ci wszystko co chcesz. – Mój głos stał się żałośnie
piskliwy.
-
GADAJ! – Krzyknął na mnie. Strach pomieszał się z oburzeniem, ale cóż miałam
robić? Nie miałam pewności, ale istniało prawdopodobieństwo, że jeśli teraz mu
się nie wyspowiadam to po prostu rozszarpie mi gardło i tyle będzie z całej
mojej przygody.
-
W porządku, powiem ci wszystko, tylko nie sap tak.
Nieco
poluźnił uścisk, a mój oddech się uspokoił. Opowiedziałam mu, że ten list nie
był pierwszy, że facet, z którym tańczyłam miał dziwne pomarańczowe oczy i, że
choć nie mam na to żadnego wpływu, to nie jestem podatna na wampirze
zauroczenie.
Kiedy
już wyciągnął ze mnie wszystko co chciał, odszedł bez słowa zostawiając mnie na
trawniku. Wystraszoną i podekscytowaną.
-
Ej! – Wrzasnęłam za nim, a on się odwrócił – też mam kilka pytań! – Oczywiście,
że miałam. Dlaczego chciał bym go całowała, skoro traktuje mnie jak robaka,
dlaczego skłamał co do akcji ratunkowej… Tylko się uśmiechnął i poszedł swoją
drogą, nie było sensu go gonić.
Po kąpieli czułam się jak nowo narodzona Cały stres minionego wieczoru wyparował, a kurz z cementu
odpłynął do kanałów ściekowych. Otulona ręcznikiem wyszłam z łazienki i
powędrowałam do salonu, gdzie zostawiłam komórkę. Dokładnie w momencie, gdy
wzięłam telefon do ręki poinformował mnie on, że dostałam nowy sms. Nadawcą był
Damon. Czyżby chciał odpowiedzieć na moje pytania za pomocą wiadomości
tekstowej? Bardzo dojrzałe. Unosząc brew otworzyłam sms-a.
Wyjdź na werandę.
Ahh,
bawi się w podchody, okej, otworzyłam drzwi wejściowe i niemal pisnęłam z
zachwytu. Na mojej wycieraczce siedział mały, puszysty, rudy kociak, który
właśnie postanowił dokonać dokładnej toalety. Przez chwilę jak zaczarowana
patrzyłam, jak zwierzak liże łapkę i powoli przesuwa nią po małej główce. W
końcu jednak podniosłam go i rozejrzałam się po ulicy. Ani śladu Damona. Z
kociakiem w ręku wróciłam do salonu, gdzie czekał telefon, a w nim nowa
wiadomość.
Zdaje się, że tęsknisz za kotem.
P.S. Trzymaj go z dala od Stefana.
To
była chyba najsłodsza rzecz, jaką ktokolwiek dla mnie zrobił. Natychmiast
wysłałam smsa z podziękowaniami i przy okazji dołączyłam nurtujące mnie pytania.
Nie
doczekałam się odpowiedzi.
Kota nazwałam przekornie Ian. Nikt
nie domyślał się skąd taki pomysł, a ja nie miałam zamiaru się tłumaczyć.
Zwierzak chodził za mną krok w krok, a czas, który spędzałam poza domem
najzwyczajniej przesypiał. Teraz najwyraźniej dał mi znak, żebym się przeszła,
bo zwinął się w kłębek na telewizorze i nie widząc w tym nic dziwnego, zasnął.
Niestety nie miałam czego ze sobą zrobić. Matt pochłonięty był romansowaniem z
April, a innych przyjaciół nie miałam. W teorii mogłabym spróbować pogłębić
swoje relacje z Eleną, ale jakoś nie chciałam się nikomu narzucać. W takim
przypadku postanowiłam wybrać się do parku i poczytać. Wiadomo, świeże (i
rześkie) powietrze dobrze wpływa na pracę szarych komórek.
Park
był pusty. Liście zdążyły pospadać z drzew, a trawa przerzedziła się ukazując
surową ziemię. Usiadłam na jednej z ławek i otworzyłam książkę. Akurat doszłam
do momentu, kiedy to główna bohaterka dowiaduje się, że jej przyszły małżonek
jest centaurem*, kiedy usłyszałam ciche chrząkniecie. Podniosłam głowę i
zobaczyłam boga seksu numer dwa (miejsce pierwsze niepodzielnie piastował
Damon). Mężczyzna był wysoki, dość szczupły, ubrany w długi, czarny płaszcz i
spoglądał na mnie brązowymi oczyma. Dość szeroka szczęka pokryta była kilkudniowym
zarostem, a jasne włosy zaczesał na bok O dziwo nie wyglądał jak ulizany
uczniak, wręcz przeciwnie był bardzo męski. Ogólnie rzecz biorąc mogłabym go
określić jako piekielnie przystojnego seryjnego mordercę. Skojarzenie z
mordercą zniknęło w momencie, gdy nieznajomy się uśmiechnął.
-
Mogę się przysiąść? – zapytał. Miał łagodną, niską barwę głosu, od którego
brzmienia przeszły mnie przyjemne dreszcze. Rozejrzałam się po parku, byliśmy
permanentnie sami na dość sporej przestrzeni.
-
Oczywiście, taki tu tłok, że trudno znaleźć wolne miejsce. – Uśmiechnęłam się
głupawo, obawiając się, że on odejdzie, ale na szczęście zrozumiał mój żart. Usiadł
i uśmiechnął się. Idiota. Tak mi się pomyślało, a zaraz potem skarciłam sama
siebie za tę myśl. Czemu nazwałam go idiotą? Bo był miły?
-
Nazywam się Dave – podał mi rękę. Mimo niskiej temperatury jego dłoń była
ciepła. I miękka.
-
Olivia, co tu robisz Dave? Pogoda nie jest zbyt przyjazna spacerom.
-
Mógłbym zapytać cię o to samo. – Uśmiechnął się życzliwie, a wokół jego oczu
pojawiły się drobne zmarszczki. Przyjrzałam mu się nieco dokładniej. Na oko
mógł mieć około trzydziestu, trzydziestu pięciu lat. Dojrzały mężczyzna…
Uśmiechnęłam się, odganiając niepokorne myśli brykające w mojej głowie.
-
Och, ja czytam książkę – pomachałam mu przed twarzą tomiszczem i położyłam je
na kolanach.
-
Nie lepiej czytać w ciepłym domu, przy filiżance kawy?
-
Potrzebowałam świeżego powietrza. – Nagle poczułam się bardzo dziwnie. Nie
umiałabym tego określić jednoznacznie. Jakby jakaś siła kazała mi uciekać przed
Dave’m gdzie pieprz rośnie. Wstałam raptownie, wprowadzając mojego rozmówcę w
osłupienie. – przepraszam… – wybąkałam, czując jak robi mi się gorąco i zimno
na przemian. Dave wstał i przytrzymał mnie za ramię. I dobrze zrobił bo inaczej
zaliczyłabym glebę.
-
Wszystko w porządku, Olivio? – wyglądał na zmartwionego moim stanem.
-
Tak… tylko… muszę już iść – sama nie byłam pewna, czy to na pewno ja wypowiadam
te słowa. Wszelkie odgłosy dochodziły do mnie jakby zza grubej ściany. Każdy
dźwięk był przytłumiony, huczało mi w głowie i miałam nieodparte wrażenie, że
zaraz zwymiotuję na idealnie wypolerowane buty Dave’a.
-
Może cię odprowadzę? Marnie wyglądasz…
-
Nie! – wrzasnęłam sama nie wiedząc czemu. – Nie… poradzę sobie, nie mieszkam
daleko. -
Mężczyzna
pokiwał głową ze zrozumieniem, a ja poczułam się jak kompletna wariatka. Jak
mój organizm mógł tak reagować na miłego gościa? A może po prostu zjadłam coś
nieświeżego? Wczorajsza ryba wyglądała podejrzanie. – Mam nadzieję, że jeszcze się
spotkamy, Dave. – wychrypiałam resztką sił.
Mężczyzna
skinął głową.
-
Na pewno będziemy mieli okazję – odparł, a w jego oczach dostrzegłam coś
niepokojącego. A może tylko mi się wydawało?
Obudziłam się na podłodze w
sypialni, tuż obok łóżka. Nie do końca pamiętałam jak znalazłam się w domu i co
przeszkodziło położyć mi się na łóżku. Nadal miałam na sobie płaszcz. Wstałam i
zerknęłam na zegarek – dochodziła dwudziesta druga. Przespałam dobre pięć
godzin. Usiadłam na łóżku i złapałam się za głowę, zastanawiając się co mnie
spotkało. Spadek ciśnienia? Zatrucie? Może jakiś groźny wirus? Ian przybiegł do
mnie i popatrzył z wyrzutem. No tak zostawiłam go samego w domu, a gdy wróciłam
poszłam spać, nawet się nie witając - jak śmiałam? Przygarnęłam do siebie kociaka
i zaczęłam go delikatnie głaskać. Wydał z siebie pełne zadowolenia mruknięcie
po czym zeskoczył z moich kolan i uciekł do kuchni. Normalne - nie jadł nic od
rana, miał więc pełne prawo być i głodny i obrażony. Poszłam za zwierzakiem i z roztargnieniem wypełniłam jego miseczkę karmą.
Jakiś ruch za oknem przykuł moją uwagę. Pod wysokim, starym dębem bez wątpienia
ktoś stał. I patrzył na mnie. Poczułam silne przeświadczenie, że to mój
prześladowca, tajemniczy K. Staliśmy tak i patrzyliśmy na siebie. Nie mogłam
dostrzec jego twarzy, była skryta w cieniu. Ian syknął głośno i wskoczył na
parapet. Jego futerko się nastroszyło, przez co kot wyglądał na dwa razy
większego niż w rzeczywistości. On również widział tajemniczego gościa.
Podeszłam do okna, by uspokoić zwierzę, które teraz ze złością prychało i warczało
na stojącą pod drzewem postać. Walczyłam z pokusą by, wzorem wszelkich ofiar z
horrorów, wyjść i sprawdzić kto to taki. W końcu jednak wygrał zdrowy rozsądek, który podpowiedział mi, że dłużej pożyję, jeśli zostanę w domu. W pewnym
momencie mężczyzna – tak, to był bez wątpienia mężczyzna – uniósł prawą dłoń i
powoli do mnie pomachał, po czym odwrócił się i odszedł. Nie, nie do końca
odszedł. Zrobił kilka kroków i po prostu rozpłynął się w powietrzu. Ian
uspokoił się i zeskoczył z parapetu patrząc na mnie wyczekująco. Kiedy
postawiłam na podłodze miskę wypełnioną karmą, natychmiast zajął się jej
opróżnianiem. Po jego wściekłości i wrogości nie było śladu, zupełnie jakby
całkowicie zapomniał o wizycie tajemniczego gościa.
Przeszłam
do salonu i usiadłam na kanapie. Nie mogłam odpędzić od siebie natrętnych myśli
dotyczących tajemniczej postaci. Kim on był? Czego ode mnie chciał? Musiałam,
koniecznie musiałam z kimś o tym porozmawiać. Nie bacząc na późną porę,
chwyciłam za telefon i wykręciłam numer Matta. Nie odebrał. No tak, pewnie był zajęty
April. Odłożyłam telefon i jęknęłam z żalem, dobrze wiedziałam, że tej nocy nie
zasnę tak po prostu. Potrzebowałam kogoś, komu mogłabym zaufać i się wygadać.
Kogoś wyrozumiałego i nie oceniającego. Osoby, która posiada swoje wady i
rozumie, że inni ludzie również je posiadają. Niestety, w Mystic Falls nie było
nikogo takiego. Zrezygnowana włączyłam telewizor i wlepiłam wzrok w emitowany
właśnie program. Za nic nie przypomniałabym sobie jego tematu. Po prostu
patrzyłam, próbując nie myśleć o męczących i dziwnych wydarzeniach dzisiejszego
dnia. Po jakimś czasie Ian wskoczył na moje kolana, domagając się pieszczot.
Oto ja, stara panna bez przyjaciół, bez faceta i z kotem. To nawet zabawne,
zawsze śmiałam się z tego stereotypu i miałam go gdzieś, a wystarczyło, że
znalazłam się w obcym i niezbyt przyjaznym mieście by dopadły mnie czarne
myśli.
Przemierzałam szkolny korytarz
skupiając się, by nie zaliczyć gleby. Nie miałam pojęcia co mnie podkusiło, by
założyć szpilki, ale skoro powiedziało się „a” to trzeba na wydechu wyrecytować
resztę alfabetu, choć miałoby to oznaczać skręcenie kostki. Przechodziłam
właśnie obok gabinetu dyrektora, starając się to robić jak najciszej, kiedy
drzwi otworzyły się.
-
Pani Piemonte…
-
Panno – przerwałam mu w pół zdania. Nie cierpiałam protekcjonalnego tonu, jakim
zwracał się do mnie mój szef. W ogóle niezbyt przepadałam za tym niskim i
pulchnym, łysiejącym osobnikiem. Kiedy na niego patrzyłam moja wyobraźnia
podsuwała mi porównanie do chomika o małych ciemnych oczkach i z wypchanymi
jedzeniem policzkami. Dokładnie tak wyglądał dyrektor szkoły. Jak chomik. W przyciasnej kamizelce.
-
Panno Piemonte – powtórzył uśmiechając się szeroko – chciałbym przedstawić
nowego nauczyciela historii. – Pięknie. Będę musiała tu postać i porozmawiać z
nowym pracownikiem szkoły, po czym czując na sobie jego wzrok odejść, próbując
utrzymać równowagę. Zaczęłam zastanawiać się, czy nowy historyk jest kimś
pokroju mojego szefa, jednak szybko zrozumiałam, że absolutnie go nie
przypomina. Nie wiadomo skąd, obok dyrektora pojawił się wysoki blondyn o
brązowych oczach. Dave! Mój umysł zwariował na jego widok, co zaskutkowało
głupawym uśmiechem. Vice bóg seksu uśmiechnął się olśniewająco i wyciągnął rękę
w moją stronę.
-
Panno? Nie przesłyszałem się?
Nic
nie odpowiedziałam, chwyciłam ciepłą dłoń i uśmiechałam się jak totalna
idiotka. Zaczęłam się zastanawiać, czy kiedykolwiek przestanę reagować
paraliżem mózgu w kontaktach z atrakcyjnymi mężczyznami. Postanowiłam wydusić z
siebie kilka słów.
-
Cieszę się, że będziemy razem pracować.
-
Och, zapewniam cię, Olivio, że cala przyjemność spoczywa po mojej stronie.
Nie
byłam tego taka pewna, ale czy był sens się kłócić? Gawędziliśmy całkiem miło
przez kilka minut, po czym Dave ze smutkiem (a może tylko wyobraziłam sobie ten
smutek?) zakomunikował, że musi udać się do klasy. No tak, nie usłyszałam
dzwonka. Ruszyłam zaraz za nim, ignorując pełne politowania spojrzenie
dyrektora, kiedy chwiałam się na obcasach.
- Justice, zrozum. Niszczenie życia
przyjaciółce nie jest dobrym pomysłem. Zwłaszcza przez faceta. – Próbowałam
przemówić nastolatce do rozsądku, jednak w myślach przyznawałam jej rację i
przyklaskiwałam jej działaniom.
-
Pani Piemonte, ale to kłamliwa suka! – uniosłam dłoń, dając do zrozumienia
rudowłosej dziewczynie, że wulgaryzmy w moim gabinecie nie są mile widziane. –
Ona udawała moją przyjaciółkę tylko po to, by zbliżyć się do mojego faceta!
-
Ivette, masz coś do powiedzenia w tym temacie?
Blondynka
o szmaragdowych oczach patrzyła na mnie wzrokiem zbitego szczeniaka.
-
Ale to nie moja wina. Justice sama nas poznała. Ciągle się na niego skarżyła i
osaczała go, więc nic dziwnego, że szukał pocieszenia i kogoś kto go zrozumie.
-
Tak?! – Justice wstała z takim impetem, że przewróciła krzesło. – W sumie masz
rację, tchórze i nieudacznicy zawsze szukają pocieszenia w ramionach, a raczej
między udami takich szmat jak ty! Ciekawe co powiedzą Lukas, David i Ed, kiedy
dowiedzą się, że żaden z nich nie jest tym jedynym! – Po tych słowach,
nastolatka wybiegła na korytarz krzycząc coś o wściekliźnie macicy, a Ivette z
przepraszającą miną podążyła za nią. W drzwiach minęła się z Dave’m.
-
Co to było? – uśmiechnął się i otrzymawszy moje pozwolenie w postaci skinienia
głową, wszedł do gabinetu.
-
Nie wiem kto stwierdził, że lata liceum są najlepszym okresem w życiu nastolatek...
Uśmiechnęłam
się, kiedy mój rozmówca usiadł i pokiwał ze zrozumieniem głową.
-
Za kilka lat obie będą się z tego śmiały.
-
Prawdopodobnie tak – odparłam – choć Justice wygląda na zawziętą. Co cię do mnie
sprowadza, Dave? Ktoś ci dokucza, masz problemy z rodzicami, a może
potrzebujesz wymówki, by nie uczęszczać na lekcje historii?
-
Właściwie chciałem zaprosić cię na kawę.
Mój
rozanielony wyraz twarzy musiał mu wystarczyć za odpowiedź. Po szesnastej stał
na parkingu szkolnym w tym swoim czarnym płaszczu i wcale nie patrzył na mnie
jak na kalekę, kiedy trzymałam się barierki przy schodach próbując uniknąć
wypadku.
-
Nie cierpię szpilek – sapnęłam, wsiadając do samochodu. On oczywiście otworzył
mi drzwi i pomógł wsiąść, prawdziwy gentelman.
Ku
mojemu lekkiemu rozczarowaniu nie poszliśmy do Grilla. Odwiedziliśmy przytulną
knajpkę, taką trochę przypominającą PRL-owskie bary mleczne. Co prawda menu
było o wiele bardziej zróżnicowane, a zamiast cerat w biało czerwoną kratę, na
stolikach leżały obrusy (ozdobione identycznym deseniem), jednak klimat był
identyczny. Nie żebym żyła w latach PRL-u, ale pamiętałam dokładnie opowieści
babci i filmy z tamtego okresu. Siedzieliśmy nad kawą – Dave nad czarną, a ja
nad wynalazkiem z dużą ilością mleka, syropu orzechowego, bitej śmietany i
wiórków czekoladowych. Niemal słyszałam jak kalorie śpiewały pieśni dziękczynne
wlewając się do mojego organizmu z każdym łykiem, jednak w tamtej chwili nie
interesowała mnie żadna dodatkowa fałdka tłuszczu. Po raz pierwszy spotkałam
mężczyznę, który potrafił sprawić, że nie myślałam o Damonie.
* Olivia czytała
książkę, którą ja akurat czytam. Nosi ona tytuł „Wybranka bogów” i opowiada
historię nauczycielki, która przypadkiem została przeniesiona do świata
mitycznego. Wszelkie podobieństwa między wydarzeniami w książce, a moim
opowiadaniem, są przypadkowe. Dzieło Phyllis Christie Cast wpadło w me skromne
łapki, gdy byłam na etapie pisania czwartego rozdziału. Niemniej polecam
książkę.
O, jak szybciutko pojawiają się nowe rozdziały, jestem taka szczęśliwa.
OdpowiedzUsuńRozdział, jak najbardziej, udany. Podoba mi się ten cały Dave, jest taki uroczy, niemniej jednak Damon okazuje się takim dupkiem, jakim być powinien, przynajmniej teraz. Kocham go w każdej postaci. <3
Czekam na kolejną część.
Właśnie, wszystkiego najlepszego. Bo jutro bym na sto procent zapomniała. :*
UsuńNo rozdziały ukazują się co tydzień, może to za szybko, hmm.... muszę to przemyśleć ;p
UsuńDamon to dupek, fakt ale umie zmiękczyć Olivię na różne sposoby.
Tak, Dave jest milusi ^^
P.S. Trzymaj go z dala od Stefana.
OdpowiedzUsuńTak, to mnie rozbroiło. Całkowicie. Damon i prezent w postaci kociaka. Interesujące połączenie. Cudownie, że udało mu się go donieść w jednym kawałku do samiutkich drzwi ;) Żartuję. Słusznie. Stefek mógłby mieć z tym niemały problem.
No i znów mamy całe mnóstwo poprowadzonej na dobrym poziomie akcji.
Kim jest tajemniczy Dave i co takiego sprawia, że zajmuje AŻ drugie miejsce na liście TOP Olivii? Pan pomarańczowooki mimo, że przewija się gdzieś tam mimochodem i potrafi wystraszyć kota nie pozwala O. o sobie zapomnieć.
Pozytywne zaskoczenie.
Czekam na więcej.
Pozdrawiam.
Zapomniałabym. W takim razie, wcześniejsze, wszystkiego najlepszego :)
UsuńDave ma w sobie coś, co Olivię pociąga i trochę przeraża... Jego wątek na pewno się rozwinie i zaskoczy niejednego ;)
UsuńRozdział fantastyczny! Dobrze się czyta, dużo się dzieje i bohaterowie są ciekawi. Czekam na ciąg dalszy i wszystkiego najlepszego w dniu urodzin;)
OdpowiedzUsuńKurczę, Damon jest taki słodki! O mamusiu! A jak żądał od Olivii odpowiedzi! Cudnie!
OdpowiedzUsuńNie podobało mi się tylko, ze Olivia zapytała w sms-ie o przyczynę dziwnych zachowań Damona. Nie wiem, to chyba takie nienaturalna i do tego wolałabym zobaczyć reakcję jego na jej pytania i co wtedy by zrobił :P.
Ponadto... Dave. No nie wiem, ale juz samo imię jest takie dziwne, pedalskie trochę (nie, żebym miała coś do osób odmiennej orientacji). Dave wydaje mi się po drugie podejrzany. No bo serio? Uroczy, przystojny, uprzejmy, zabawny, spaceruje po parku, wyrozumiały, szarmancki dżentelmen... zbyt idealny jakiś. Oczywiście dostrzegam tez pozytywy w tej postaci - dzięki niemu Olivia wzbudzi w Damonie niemałą zazdrość (zwłaszcza, że jest przystojny) i jest to okazja do jakiegoś ciekawego wątku:D.
Ps. Koty potrafią warczeć? :D
No i oczywiście: wszystkiego najlepszego!
Przypływu natchnienia literackiego!!! :P
aha, słodkie te śnieżynki:).
UsuńA adres nadal mi się bardzo ie podoba!
Damon unika tych pytań jak ognia. Wie, że Olivia chce mu je zadać, ale on nie ma ochoty na nie odpowiadać, więc zostało jej tylko jedno wyjście, a odpowiedzi i tak nie dostała i nie dostanie zapewne;)
UsuńDave... tak jest idealny i może wzbudzać zazdrość :)
P.S. nie wiem jak normalne koty, ale moje warczą jak zobaczą kawałek mięsa:D
Usuń(Ha ha komu zawdzięczasz, że genialna książeczka wpadła w Twoje łapki xp...)
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze niesamowity.
Tak mnie też powalił ten tekst żeby trzymała kotka z dala od Stefana.
Oczywiście wiadomo dlaczego;)
No i fakt nazwania kotka Ian. Mogłam się tego spodziewać czemu go tak nazwała.
Intryguje mnie kolejna sprawa czemu Damon nie może jej zahipnotyzować.
Dla mnie trochę to dziwne i jestem ciekawa kiedy to wyjaśnisz.
No i ten cały K zaczyna mnie denerwować... kim on jest właściwie?
kolejna zagadka na której rozwiązanie czekam niecierpliwie.
p.s. też uważam że śnieżynki są śliczne jak je zrobiłaś xp
Nie może i już, na pewno ma na to wpływ fakt, że Olivia jest "nie z tego świata", a co jeszcze? To isę okaże :D
UsuńInstrukcję na śnieżynki znajdziesz na moim blogu graficznym ;)
Nie, nie nie! Żadnego Dave'a! Kto niby podarował ci kociaka Olivio?! Cholernie urocze. Swoją drogą wczoraj, kiedy już poszłam spać (i nie umiałam zasnąć) to jeszcze się chwilę zastanawiałam nad twoim opowiadaniem, co się wydarzy itd no i tak przyszło mi do głowy, że Damon mógłby jej dać kota - no i proszę! :D
OdpowiedzUsuńA no i coś ci się stało z czcionką przed wiadomością od Damona.
Ale zrobiło się przez moment groźnie, jak tak ją zaatakował. Chociaż i tak chciałabym być na jej miejscu xD
No ale wracając jeszcze do Dave'a.. Fajny i uroczy, ale mam wrażenie, że okaże się złym charakterem *.* no ale przynajmniej Damon będzie miał być o kogo zazdrosny.