Wzorem wszelkich centrów handlowych, Tatis przyspiesza święta! To oznacza, że już dziś zaserwowałam Wam rozdział gwiazdkowy. W tym rozdziale dowiecie się kilku rzeczy i głównej bohaterce i... a zresztą, czytajcie :)
***
Moje życie w Mystic Falls stało się
normalne. Praca, dom i randki (tak randki!) z Dave’m skutecznie zapełniały mi
czas. Od czasu do czasu wyskakiwałam na piwo do Grilla, jednak te wypady były
jedynie przykrywką do spotkań z Mattem. Pierwszy śnieg spadł dokładnie jeden
dzień przed Wigilią, która wypadała w poniedziałek. Dave wyjechał na święta do
rodziny i mimo, że proponował mi gościnę odmówiłam. Miałam kota i nie miałam
ochoty patrzeć na szczęśliwe rodzinne spotkania. W weekend zrobiłam zapas zakupów,
czyli kupiłam pięć butelek wina i trochę jedzenia (między innymi pięć opakowań
babeczek w proszku do samodzielnego wypieku), byłam więc wzorowo przygotowana
do świąt. Usiadłam z kieliszkiem wina na parapecie w salonie i przyglądałam się
pięknie ozdobionym domom. W Polsce tradycja oświetlania budynków na święta była
dość młoda, tutaj jednak żaden dom nie miał prawa być nieoświetlony. Żaden,
oprócz mojego. Nagle ktoś zapukał do drzwi, kiedy je otworzyłam, zauważyłam
zarumienione twarze Matta i April, oraz zupełnie nie zarumienione Stefana i
Eleny.
-
Przechodziliśmy obok i nagle April zauważyła, że niesie pudło ozdób
świątecznych – zaczął Matt.
-
I choć twój dom jest pięknie ozdobiony Olivio – wtrąciła Elena – to
stwierdziliśmy, że może taka nadwyżka nie będzie stanowiła problemu.
Nie
mogłam powstrzymać uśmiechu i wzruszenia. Przyszli tutaj, by ozdobić mój dom,
bym nie czuła się jak wyrzutek.
-
Jesteście wspaniali, nie wiem jak mam wam dziękować… - zaczęłam, walcząc ze
łzami.
-
Po prostu nie trzymaj nas na mrozie – zaśmiała się April.
Po
chwili każdy trzymał w ręku kieliszek wina, a pudła rozstawione w korytarzu
(okazało się, że nie tylko April przyniosła dla mnie ozdoby, każdy podarował mi
coś, co miało upiększyć mój dom) stanowiły wyzwanie dla umiejętności
wspinaczkowych Iana. Kiedy opróżniliśmy kieliszki, Stefan z Mattem poszli przed
dom i zaczęli montować miliony światełek na werandzie, a ja wspólnie z
dziewczynami próbowałam złożyć w całość sztuczną choinkę.
-
Wiesz, tak naprawdę to cieszę się, że nie pojechałaś z Dave’m – wypaliła nagle
Elena. – Przynajmniej mamy do kogo przyjść na wino. – Zaśmiała się wskazując na
mój zapas alkoholi.
-
Ja również nie żałuję, kto zająłby się Ianem? No i dzięki temu przekonałam się,
że mam tu jednak przyjaciół.
Zrobiło
się jakoś sielankowo. Ubrałyśmy w końcu tę choinkę i gawędziłyśmy o rzeczach
tak przyziemnych, że poczułam się jak normalny człowiek, a nie kobieta żyjąca w
mieście pełnym istot nadprzyrodzonych. Nagle Ian wskoczył na parapet i zaczął
ocierać się o szybę. Podbiegłam do okna, obawiając się, że pod drzewem znów
będzie stał tajemniczy nieznajomy. Miał w zwyczaju pojawiać się tu dwa razy w
tygodniu i obserwować mnie. Nie powiedziałam o tym fakcie ani Dave’owi (po co
go denerwować), ani nikomu innemu. Tym razem jednak to nie tajemniczy mężczyzna
przykuł uwagę mojego kota. Na ulicy, stał Damon, który zauważywszy mnie w oknie
natychmiast się oddalił. Nie rozumiałam tego faceta, naprawdę. Niejednokrotnie
dał mi do zrozumienia, że nie jest mną zainteresowany, a jednak cały czas był w
pobliżu. Widywałam go i pod szkołą i w Grillu, jednak ani razu, od kiedy
związałam się z Dave’m nie podszedł choćby po to by się przywitać. Dziś też nie
przyszedł z ekipą ratującą moje święta. Zamiast tego wolał patrzeć na mnie z
oddali. Na mnie? Może wcale nie? Mój wzrok mimowolnie powędrował w stronę
roześmianej Eleny. No tak, ona tu była. To wszystko wyjaśniło. Odgoniłam cień
smutku, który uparcie próbował zepsuć mi humor i skupiłam się na myśli, że mam
superprzystojnego i miłego faceta. Pomyślałam o nim i wspomnienie Damona
natychmiast wyparowało. Zastąpiło je wspomnienie Dave’a. Jego miękkie usta na
mojej dłoni, nienaganne maniery i fakt, że ani razu nie próbował dobrać się do
moich majtek. Kiedy wszyscy już wyszli otworzyłam kolejną butelkę wina. Ciekawe
czy sklepy w Mystic są otwarte w Wigilię? Czułam, że w te święta będę
potrzebować dużo więcej wina niż myślałam.
I nastała Wigilia. Oczywiście udało
mi się uzupełnić zapasy o kolejne pięć butelek wina. Śnieg najwidoczniej
postanowił nadrobić straty, bo padał nieustannie od wczorajszego popołudnia.
Ian widząc mnie całą ośnieżoną, prychnął z pogardą i czmychnął pod sofę, a ja
zabrałam się za pieczenie babeczek. Półtorej godziny i pół butelki wina później
miałam trzydzieści sześć ciepłych i apetycznie wyglądających babeczek do zjedzenia.
Mając porządne zajęcie nie miałam czasu na myślenie. Tak przynajmniej mi się
wydawało, bo w pewnym momencie odnotowałam fakt, że jednak myślę. Myślę o
małym, ciasnym mieszkaniu, gdzie dość duża rodzina próbuje zmieścić się przy
stole. Choinka stojąca na telewizorze miała około siedemdziesięciu centymetrów,
ale ilość ozdób na niej była zatrważająca. Bombki to był rarytas, przeważały
głównie łańcuchy z kolorowych, papierowych kółek i krepiny, oraz różnorakie słodycze
w błyszczących opakowaniach. Na samej górze widniała gwiazda. Rodzice
dziewczynki w czerwonej garsonce nigdy nie pozwolili, by na czubku
bożonarodzeniowego drzewka zawitał nowomodny czubek. Zawsze była to gwiazdka.
Ta dziewczynka o blond lokach i zielonych oczach wtedy jeszcze wierzyła, że
składane życzenia się spełniają. Tak samo jak wierzyła, że mikołaj przyniesie
jej kotka, a nie jak co roku czekoladę i mandarynki. Otarłam łzę z policzka i
zganiłam samą siebie. Dorosłam, włosy mi ściemniały, a kota zawsze jakiegoś
przygarnęłam, więc ostatecznie wyszłam na plus. I nie ważne, że wylądowałam co
najmniej miliony kilometrów od swojej rodziny i spędzam święta sama. Od kiedy
skończyłam piętnaście lat nasze stosunki uległy znacznemu ochłodzeniu, co wiązało
się przede wszystkim z wylewaniem przeze mnie wódki do zlewu. Mimo wszystko,
tęskniłam za nimi, szczególnie za mamą. Nagle wpadł mi do głowy szalony pomysł.
Rzecz, którą chciałam zrobić nie mogła się udać, ale z drugiej strony… Przecież
we wszystkich amerykańskich filmach i serialach święta to magiczny czas, więc
czemu nie? Sięgnęłam po telefon i wystukałam znany mi na pamięć numer.
Spodziewałam się usłyszeć, że „nie ma takiego numeru”, ale stało się inaczej.
Po kilku sygnałach w słuchawce zabrzmiał znajomy głos.
-
Cześć mamo, to ja – mój głos drżał, ja cała zresztą też.
-
Kochanie? Czemu dzwonisz? – Czyli się udało! Nie wiedziałam jak i dlaczego, ale
właśnie rozmawiałam z osobą, która znajdowała się w równoległym świecie. Łzy
zapiekły mnie pod powiekami.
-
Stęskniłam się mamo, co u ciebie?
-
Emilka, to ty prawda? Wszystko w porządku, ale…
-
Mamo, dzwonię do ciebie, żeby przeprosić, tak długo się nie odzywałam i…
-
Kochanie, to nie ważne. Tak się cieszę, że dzwonisz tęsknimy wszyscy. Kiedy nas
odwiedzisz?
-
Kiedy tylko to będzie możliwe… - nie dałam rady. Rozryczałam się na całego. Ze
wszystkimi dodatkami, bolącym gardłem, katarem lecącym z nosa no i hektolitrami
łez.
-
…czekamy na…córeczko. Nie martw…nas…Jak tylko będziesz mogła.
-
Mamo? Słabo cię słyszę – jak na złość, coś zaczęło przerywać.
-…halo,
Emilka?....mnie?
-
Mamo? Halo, mamo! – Odpowiedziały mi trzaski i piski, po czym na wyświetlaczu
ukazał się napis „połączenie zakończone”. Westchnęłam głośno i usiadłam przed
telewizorem zagryzając wino ciastkami. W końcu zmogło mnie ono i przyszedł
upragniony i wyczekany sen. Przespać te święta – to był dobry pomysł.
Moje pomysły jednak nigdy nie miały
szansy powodzenia. Świadczył o tym fakt, że ktoś właśnie szturchał mnie za
ramię.
-
Lepiej się obudź, bo zamarzniesz.
Ktoś
przemawiał do mnie znajomym głosem, jednak ja nie zamierzałam się budzić.
Postanowiłam przespać te święta i tak zrobię, choćby nie wiem co.
-
Olivia, nie żartuję, otwórz oczy!
Ten
głos, kto to był? No tak Damon. Jak to Damon?! On nie mógł wejść do mojego
domu! Jak to zrobił? Natychmiast poderwałam się i mnie olśniło. Damon nie mógł
wejść do mojego domu i tego nie zrobił. To ja leżałam na werandzie. Obok mnie w
reklamówce leżały nietknięte wina, a zza drzwi dobiegało rozpaczliwe miauczenie
Iana. Damon wyglądał na wściekłego. Popatrzyłam na niego błędnym wzrokiem i
zadałam jedyne słuszne pytanie.
-
Co się dzieje?
-
Nigdy nie znałem równie żałosnej kobiety co ty. – No tak, miły jak zawsze.
-
Dlaczego leżałam na werandzie? Co mi zrobiłeś?
-
Ja? Właściwie to chyba uratowałem ci życie, ponieważ postanowiłaś uciąć sobie
drzemkę na mrozie.
-
Nieprawda! Piekłam babeczki i piłam wino i… - cholera! Czy to możliwe, że
faktycznie zasnęłam nim zdążyłam wejść do domu po zakupach? – Która godzina?
Wampir
niechętnie zerknął na zegarek.
-
Dochodzi dwudziesta. – wysupłałam telefon z kieszeni i wykręciłam numer do
mamy. Odpowiedział mi znany dźwięk „tititi…nie ma takiego numeru”.
-
Czyli to był sen… - dopiero po chwili
zdałam sobie sprawę, że powiedziałam to na głos. Podniosłam się zrezygnowana i
otworzyłam drzwi. – Wejdziesz?
Damon
popatrzył na mnie tradycyjnie, czyli jak na wariatkę, ale gdy tylko usłyszał
słowa zaproszenia, baz wahania przekroczył próg mojego domu. Ian, widząc go
zapomniał o tym, że ma w ogóle jakąś panią, która codziennie go karmi, co
oczywiście tylko pogorszyło mi humor. Odwróciłam wzrok od łaszącego się do
wampira kota i podniosłam reklamówkę, która natychmiast została mi odebrana.
-
Więc co ci się śniło? – Ton głosu Damona wskazywał na to, że wcale nie
interesuje go odpowiedź, jednak w oczach gościła niezaspokojona ciekawość.
-
Powiedzmy, że śnił mi się dom. – westchnęłam, nalewając sobie wina. Jeszcze
trochę i skończę w jakimś rowie, przysypana śniegiem.
-
Jesteś w domu. – Spojrzał na mnie ze zdziwieniem, a ja odwróciłam się, żeby nie
widział jak się rozklejam. Wszystko to złudzenie, nigdy już nie spotkam mamy,
przyjaciół. Poczułam chłodny oddech na karku. – Śnił ci się tamten dom, tak?
Tylko
skinęłam głową, nie miałam siły o tym rozmawiać. Nic nie było w stanie poprawić
mi humoru, nawet obecność Damona. Ani jego głos, oddech na moim karku, czy
obejmujące mnie ramiona. Wierzyłam w wigilijny cud i tak się przejęłam porażką,
że nie zauważyłam jak spełniał się zupełnie inny. Wampir, który mnie nie
cierpiał, trzymał mnie w ramionach. Kilka godzin temu dałabym się pokroić za
taką sytuację.
-
To jak, masz jeszcze trochę tego wina? – Odezwał się swoim normalnym głosem,
pozbawionym tej nuty miękkości, którą słyszałam w nim jeszcze przed chwilą.
Być może było to aktem litości, czy
miłosierdzia, a może po prostu nie miał nic innego do roboty. Faktem jednak
pozostaje, że Damon Salvatore spędził ze mną święta Bożego Narodzenia. Piliśmy
wino, jedliśmy babeczki (ok., ja jadłam, a on z dwa razy zniknął, by coś
„przekąsić”) i bawiliśmy się z Ianem. Teraz siedzieliśmy na kanapie i
oglądaliśmy film familijny. Tak, to było śmieszne, wręcz niemożliwe i właściwie
bardziej prawdopodobne wydawało mi się dodzwonienie do mamy niż spędzanie czasu
z Damonem w taki sposób. To jednak nie zmieniało faktu, że tak było. Żeby było
weselej Ian wpakował się wampirowi na kolana i zasnął w najlepsze, na co główny
zainteresowany zareagował komentarzem iż mój kot ma szczęście, że to nie Stefan
tu siedzi. Po tych dwóch dniach zaczęłam mieć wątpliwości, czy on naprawdę mnie
tak bardzo nie cierpi. Wiadomo, wampir to dzika bestia i nie wiadomo co dzieje
się w jego głowie, no ale! Siedzieć z kimś w domu dwa dni z własnej woli i nie
robić nic ciekawego (pomijając mój taniec na stole po którejś z kolei butelce
wina i opowieściach z kim przeżyliśmy swój pierwszy raz)?
-
Ty mnie chyba trochę lubisz, nie? – Zapytałam szturchając go w ramie i starając
się, by mój głos brzmiał możliwie naturalnie.
-
Nie – zrobił zdziwioną minę – co ci przyszło do głowy? Jestem tu tylko dla
twojego kota.
-
Ok., w takim razie oddaj ten kieliszek wina i idź pić wodę z miski Iana.
-
Dobra, lubię cię, ale tylko trochę.
-
Mówisz to dla wina, prawda? – zmrużyłam oczy, próbując przesłać mu mordercze
spojrzenie. Byłam już dobrze wstawiona i nie wszystkie miny wychodziły tak,
jakbym sobie tego życzyła.
-
Nie, mówię bo tak jest – odparł i popatrzył mi w oczy w taki sposób, że
przeszły mnie dreszcze.
-
Nieprawda. Udowodnij, że tak jest.
-
W porządku, tylko co na to twój chłopak?
Jęknęłam
rozżalona. Jak on mógł w tak pięknej chwili wspominać o moim chłopaku? Co w
ogóle Dave miał do tego wszystkiego? No okey, trochę miał, ale Damon, jako pan
„jestem najmądrzejszy na świecie” powinien wiedzieć, kto dla mnie liczy się
najbardziej. Właśnie miałam mu to oznajmić, kiedy nastąpił moment, na który
czekałam od kiedy się tu pojawiłam. Albo jeszcze dłużej. Tak, znów widziałam
wszystko w zwolnionym tempie. Jego uśmieszek, igrający przez moment na
niesamowicie seksownych ustach i ten błysk w oku, które nagle pociemniały. Jego
rękę delikatnie zganiającą Iana z kolan i ogólnie całe jego ciało pochylające
się w moją stronę. Przełknęłam ślinę, nie odrywając ani na moment wzroku od
jego twarzy. „Nie spieprz tego, nie spieprz tego”, powtarzałam sobie gorączkowo
w myślach, kiedy dotykał zimnymi palcami mojego policzka. Miałam kilka wyjść,
rozpłakać się ze szczęścia, uciec, albo pozwolić, by choć jedno marzenie się
spełniło. Chyba proste że wybrałam bramkę numer trzy? Oparłam dłonie o jego
tors, gdy wsunął mi palce we włosy i na wszelki wypadek poprosiłam w myślach
siłę wyższą, żeby to jednak nie był sen. Nie był. Usta Damona dotknęły moich i
świat przestał istnieć. Ciche, pełne zadowolenia jęknięcie, które wydobyło się
z moich ust, tylko zachęciło go do dalszego działania. Chwytał moje wargi
swoimi, pozwalając mojej dłoni powędrować w górę, aż do jego szyi i przyciągnąć
go do mnie mocniej. Nie chciałam, by ta chwila kiedykolwiek się skończyła.
Uczucie, że znajduję się w miejscu w którym powinnam być, z osobą najwłaściwszą
z właściwych wypełniało mnie całą. Nie myślałam o swoim chłopaku, o tym, że
Damon kocha inną. W ogóle nie myślałam, po prostu odczuwałam niewysłowioną
przyjemność, kiedy jego dłonie błądziły po moich plecach i potem, gdy
delikatnie muskał mój kark opuszkami palców. Potem czas przyspieszył, albo
przynajmniej zaczął płynąć swoim normalnym rytmem. Moja kremowa bluzka
wylądowała na babeczkach, a czarna
koszulka Damona ulokowała się na oparciu kanapy. Jego dłonie drżały, kiedy
rozpinał moje spodnie, a ja nie pozostawałam mu dłużna. Kilkadziesiąt
gorączkowych oddechów i gwałtownych uderzeń serca później moje paznokcie wbiły
się w jego skórę. Wiedziałam, że nie ma już odwrotu, ale po co zawracać ze
ścieżki, o której wiemy, że jest właściwa? Zatopiliśmy się w sobie wzajemnie, a
ja wiedziałam, że nigdy, bez względu na konsekwencje nie będę żałowała tej
nocy. Moje ciało, choć drobne i kruche idealnie pasowało do jego umięśnionej
sylwetki. Pośród westchnień rozkoszy nie usłyszeliśmy wściekłego prychania i
syczenia Iana, który ulokował się na parapecie w kuchni.
Obudziłam się w swoim łóżku,
odnotowując dwa przykre fakty. Pierwszym był niesamowity ból głowy, którego
mogłam się spodziewać. Drugi to brak Damona i tego też na dobrą sprawę mogłam
się spodziewać. Zarzuciłam na siebie szlafrok i wyszłam z sypialni, bez
przekonania rozglądając się za jakimkolwiek liścikiem od Damona. Oczywiście go
nie znalazłam. Dostał to, na czym mu zależało i zniknął. Czy było mi z tego
powodu przykro? Nie. Wiedziałam, że tak będzie. Przeszłam do kuchni i
nakarmiwszy ocierającego się wściekle o moje łydki Iana, przygotowałam sobie
kawę. Nie cierpiałam kawy, ale na kaca była najlepsza. Teraz dopiero znalazłam
chwilę na rozpakowanie prezentów od ekipy ratującej święta. No tak, ja
wręczyłam im podarki, kiedy przyszli ozdabiać mi dom (to znaczy Matt dostał
prezent, a cała reszta po butelce wina), a swoje miałam zamiar rozpakować
później. Potem zjawił się Damon no i… wiadomo, nie było czasu. Usiadłam przy
choince i sięgnęłam po prezenty, z których każdy był podpisany imieniem osoby,
która mi go podarowała. Na pierwszy ogień poszedł Matt, w niewielkiej torebce
prezentowej w reniferki znajdowała się ramka z naszym zdjęciem. Zdjęcie
zrobione było w Grillu, on stał za barem i obejmował mnie ramieniem, a ja
siedząc na stołku próbowałam się do niego przytulić. Nie pamiętałam kto zrobił
mi to zdjęcie, ale musiałam się zgodzić z treścią liściku dołączonego do
prezentu. Wyglądaliśmy jak dwójka zbiegów z psychiatryka. April, niezwykle utalentowana
manualnie, podarowała mi piękną plecioną bransoletkę, którą natychmiast
założyłam i z zadowoleniem stwierdziłam, że idealnie pasuje do mojej
patykowatej ręki. Stefan i Elena podarowali mi porcelanowy kubek i chyba roczny
zapas melisy, która według liściku miała mnie wspomagać w pracy z młodzieżą. No
uśmiałam się, że hej. Pod choinką był jeszcze jeden mały pakunek. Natychmiast
domyśliłam się od kogo i pożałowałam, że sama nie pomyślałam o żadnym prezencie
dla Damona. Otworzyłam go, a moim oczom ukazał się wisiorek na rzemyku.
Wisiorek miał kształt głowy kota, którego jedno oko było żółte, a drugie
niebieskie. Westchnęłam głośno i oparłam się o tył sofy. Wcale nie miałam
zamiaru się użalać, a jednak w mojej głowie aż huczało. Dlaczego? Dlaczego nie
mógł zostać i wręczyć mi tego prezentu osobiście? Dlaczego nie mógł być miłym
facetem. Na to ostatnie pytanie odpowiedź była prosta. Gdyby był miłym facetem,
nie byłby już Damonem.
Wreszcie doczekałam się rozdziału :D
OdpowiedzUsuńScena z Damonem... WOOW wszystko zajebiste jak zawsze ;)
Pozdrawiam,
Sadi
Brakuje mi słów. Rozdział lepszy niż się tego spodziewałam! Od początku.
OdpowiedzUsuńSzablon strasznie mi się podoba, oddaje cały klimat, w dodatku te śnieżynki o których wspomniałaś już wcześniej. Dobre połączenie, a i kolory to jedne z moich ulubionych.
Rozdział? Trochę krótki, jakby mało rzeczy się wydarzyło, ale jeeeest najważniejsze! To, na co długo czekałam. Olivia i Damon <3
Czytałam też to, co napisałaś w ramce. Czemu kolejny rozdział tak późno? I na koniec, jak najbardziej, chcę więcej takich sond bo z chęcią wezmę z nich udział.
Bellatrix / pani Salvatore.
ho, ho, ho:P
OdpowiedzUsuńNormalnie nie wiem, co mam napisać oprócz WOW. To, ze Damon czuje coś do Olivi a raczej Emilii (jakie piękne imię! Po prostu nie wyobrażam sobie ładniejszego! Cudne!) to rozumiem i wgl. Ale nie spodziewałabym się po nim tego, ze spędzi z nią całe święta - plus ciekawą noc:D. Po prostu cud, mód i orzeszki!
Niezmiernie ciekawa jestem czy obserwował ich te tajemniczy K.:P
I nurtuje mnie to, ze ona tyle pije, skoro ma złe wspomnienia z alkoholem (zakładam, ze jej rodzice nieźle nadużywali). Rozumiem, że to niezbędne do fabuły, ale jakieś takie to nielogiczne.
Nie byłabym sobą, gdybym się nie przyczepiła. A to już świąteczny rozdział? Na święta nie będzie:(?
Przyszedł tylko dla kota... Jasne ;) Podejrzewałam, że tak to się skończy. Prędzej, czy później. A że wyszło prędzej. Cóż. Nie wymagajmy zbyt wiele od Damona. Chociaż...kto wie, może nie potraktuje jej tak samo jak reszty swoich zdobyczy?
OdpowiedzUsuńŚwięta w Mystic Falls, które, muszę przyznać, nie spodziewałam się, że zagoszczą w Twoim opowiadaniu, są bardzo miłym akcentem.
Dobrze, że K. podarował sobie to wariackie śledzenie chociaż tego dnia.
Poprawiłaś mi humor :)
Chciałam poinformować, że znalazłaś się w zakładce 'LINKI' na nowo powstałym blogu - dla-zakochanych.blogspot.com
OdpowiedzUsuńTak na marginesie mogłabym prosić o wyrażenie szczerej opinij na temat prologu ? Byłabym Ci bardzo wdzięczna.
Coś o moim opowiadaniu :
Do prestiżowego liceum w Nowym Jorku , na górnym Manhattanie przybywa tajemnicza dziewczyna. Jej długich włosów zazdrości jej nie jedna. Chłopcy ją pożądają. Lecz jest jedno ale. Ona się nimi bawi. Uwodzi a potem zostawia ich samych zdezorientowanych. Lecz w końcu to się zmienia. Poznaje niezwykłego szatyna, który jest inny niż ta cała banda rozpieszczonych półgłówków, którymi dziewczyna się bawi. Zaczyna się romans stulecia. Jak to wszystko się potoczy ? Czy jego też w końcu wykorzysta i zostawi ? Może zostanie z nim na zawsze ? Wszystkie odpowiedzi znajdziecie w opowiadaniu DLA - ZAKOCHANYCH
No w końcu pochwalę się i przeczytałam.
OdpowiedzUsuńAj rozdział nieco krótszy od poprzedniego ale za to jaki ciekawy.
Nie spodziewałam się rozwinięcia takiej sytuacji o trochę przykro zrobiło mi się z powodu Olivii.
Biedna dziewczyna spędzała samotne święta, ale na szczęście przyjaciele o niej pamiętali i nawet sam Damon... ten facet jak zwykle zaskakuje ale uwielbiam go.
to jego wyznanie że przyszedł do kota ha ha coś takiego mógł powiedzieć tylko Damon. (mam obsesje na jego punkcie)
ogólnie bardzo mi się podobało i czekam na ciąg dalszy.
Ale że o co chodzi? Jak? Gdzie? Dlaczego? Święta?! I jak ja to wszystko nadrobię?! Ten rozdział przeczytałam, a do poprzednich zabiorę się w święta, więc nie publikuj już kolejnego, bo wtedy, to już naprawdę będę miała problem. ; ) Jedyne, co mi w tej chwili przychodzi do głowy, to fakt, że Twoja bohaterka ma naprawdę cudowne poczucie humoru. Jest niesamowita.
OdpowiedzUsuńO. MÓJ. BOŻE.
OdpowiedzUsuńJaram się, jaram się, jaram się. Nie tylko faktem, że w końcu się kochali, ale.. ogólnie całym rozdziałem. Strasznie wzruszające było to przybycie ekipy ratującej święta, no i genialne teksty Matta i Eleny jak wbili xD
Chociaż to z tym snem.. No cóż podejrzane, bo kto normalny zasypia nagle na werandzie wracając z zakupów?