sobota, 15 grudnia 2012

Rozdział 7

Wzorem wszelkich centrów handlowych, Tatis przyspiesza święta! To oznacza, że już dziś zaserwowałam Wam rozdział gwiazdkowy. W tym rozdziale dowiecie się kilku rzeczy i głównej bohaterce i... a zresztą, czytajcie :)

***


            Moje życie w Mystic Falls stało się normalne. Praca, dom i randki (tak randki!) z Dave’m skutecznie zapełniały mi czas. Od czasu do czasu wyskakiwałam na piwo do Grilla, jednak te wypady były jedynie przykrywką do spotkań z Mattem. Pierwszy śnieg spadł dokładnie jeden dzień przed Wigilią, która wypadała w poniedziałek. Dave wyjechał na święta do rodziny i mimo, że proponował mi gościnę odmówiłam. Miałam kota i nie miałam ochoty patrzeć na szczęśliwe rodzinne spotkania. W weekend zrobiłam zapas zakupów, czyli kupiłam pięć butelek wina i trochę jedzenia (między innymi pięć opakowań babeczek w proszku do samodzielnego wypieku), byłam więc wzorowo przygotowana do świąt. Usiadłam z kieliszkiem wina na parapecie w salonie i przyglądałam się pięknie ozdobionym domom. W Polsce tradycja oświetlania budynków na święta była dość młoda, tutaj jednak żaden dom nie miał prawa być nieoświetlony. Żaden, oprócz mojego. Nagle ktoś zapukał do drzwi, kiedy je otworzyłam, zauważyłam zarumienione twarze Matta i April, oraz zupełnie nie zarumienione Stefana i Eleny.


- Przechodziliśmy obok i nagle April zauważyła, że niesie pudło ozdób świątecznych – zaczął Matt.
- I choć twój dom jest pięknie ozdobiony Olivio – wtrąciła Elena – to stwierdziliśmy, że może taka nadwyżka nie będzie stanowiła problemu.
Nie mogłam powstrzymać uśmiechu i wzruszenia. Przyszli tutaj, by ozdobić mój dom, bym nie czuła się jak wyrzutek.
- Jesteście wspaniali, nie wiem jak mam wam dziękować… - zaczęłam, walcząc ze łzami.
- Po prostu nie trzymaj nas na mrozie – zaśmiała się April.
Po chwili każdy trzymał w ręku kieliszek wina, a pudła rozstawione w korytarzu (okazało się, że nie tylko April przyniosła dla mnie ozdoby, każdy podarował mi coś, co miało upiększyć mój dom) stanowiły wyzwanie dla umiejętności wspinaczkowych Iana. Kiedy opróżniliśmy kieliszki, Stefan z Mattem poszli przed dom i zaczęli montować miliony światełek na werandzie, a ja wspólnie z dziewczynami próbowałam złożyć w całość sztuczną choinkę.
- Wiesz, tak naprawdę to cieszę się, że nie pojechałaś z Dave’m – wypaliła nagle Elena. – Przynajmniej mamy do kogo przyjść na wino. – Zaśmiała się wskazując na mój zapas alkoholi.
- Ja również nie żałuję, kto zająłby się Ianem? No i dzięki temu przekonałam się, że mam tu jednak przyjaciół.
Zrobiło się jakoś sielankowo. Ubrałyśmy w końcu tę choinkę i gawędziłyśmy o rzeczach tak przyziemnych, że poczułam się jak normalny człowiek, a nie kobieta żyjąca w mieście pełnym istot nadprzyrodzonych. Nagle Ian wskoczył na parapet i zaczął ocierać się o szybę. Podbiegłam do okna, obawiając się, że pod drzewem znów będzie stał tajemniczy nieznajomy. Miał w zwyczaju pojawiać się tu dwa razy w tygodniu i obserwować mnie. Nie powiedziałam o tym fakcie ani Dave’owi (po co go denerwować), ani nikomu innemu. Tym razem jednak to nie tajemniczy mężczyzna przykuł uwagę mojego kota. Na ulicy, stał Damon, który zauważywszy mnie w oknie natychmiast się oddalił. Nie rozumiałam tego faceta, naprawdę. Niejednokrotnie dał mi do zrozumienia, że nie jest mną zainteresowany, a jednak cały czas był w pobliżu. Widywałam go i pod szkołą i w Grillu, jednak ani razu, od kiedy związałam się z Dave’m nie podszedł choćby po to by się przywitać. Dziś też nie przyszedł z ekipą ratującą moje święta. Zamiast tego wolał patrzeć na mnie z oddali. Na mnie? Może wcale nie? Mój wzrok mimowolnie powędrował w stronę roześmianej Eleny. No tak, ona tu była. To wszystko wyjaśniło. Odgoniłam cień smutku, który uparcie próbował zepsuć mi humor i skupiłam się na myśli, że mam superprzystojnego i miłego faceta. Pomyślałam o nim i wspomnienie Damona natychmiast wyparowało. Zastąpiło je wspomnienie Dave’a. Jego miękkie usta na mojej dłoni, nienaganne maniery i fakt, że ani razu nie próbował dobrać się do moich majtek. Kiedy wszyscy już wyszli otworzyłam kolejną butelkę wina. Ciekawe czy sklepy w Mystic są otwarte w Wigilię? Czułam, że w te święta będę potrzebować dużo więcej wina niż myślałam.

            I nastała Wigilia. Oczywiście udało mi się uzupełnić zapasy o kolejne pięć butelek wina. Śnieg najwidoczniej postanowił nadrobić straty, bo padał nieustannie od wczorajszego popołudnia. Ian widząc mnie całą ośnieżoną, prychnął z pogardą i czmychnął pod sofę, a ja zabrałam się za pieczenie babeczek. Półtorej godziny i pół butelki wina później miałam trzydzieści sześć ciepłych i apetycznie wyglądających babeczek do zjedzenia. Mając porządne zajęcie nie miałam czasu na myślenie. Tak przynajmniej mi się wydawało, bo w pewnym momencie odnotowałam fakt, że jednak myślę. Myślę o małym, ciasnym mieszkaniu, gdzie dość duża rodzina próbuje zmieścić się przy stole. Choinka stojąca na telewizorze miała około siedemdziesięciu centymetrów, ale ilość ozdób na niej była zatrważająca. Bombki to był rarytas, przeważały głównie łańcuchy z kolorowych, papierowych kółek i krepiny, oraz różnorakie słodycze w błyszczących opakowaniach. Na samej górze widniała gwiazda. Rodzice dziewczynki w czerwonej garsonce nigdy nie pozwolili, by na czubku bożonarodzeniowego drzewka zawitał nowomodny czubek. Zawsze była to gwiazdka. Ta dziewczynka o blond lokach i zielonych oczach wtedy jeszcze wierzyła, że składane życzenia się spełniają. Tak samo jak wierzyła, że mikołaj przyniesie jej kotka, a nie jak co roku czekoladę i mandarynki. Otarłam łzę z policzka i zganiłam samą siebie. Dorosłam, włosy mi ściemniały, a kota zawsze jakiegoś przygarnęłam, więc ostatecznie wyszłam na plus. I nie ważne, że wylądowałam co najmniej miliony kilometrów od swojej rodziny i spędzam święta sama. Od kiedy skończyłam piętnaście lat nasze stosunki uległy znacznemu ochłodzeniu, co wiązało się przede wszystkim z wylewaniem przeze mnie wódki do zlewu. Mimo wszystko, tęskniłam za nimi, szczególnie za mamą. Nagle wpadł mi do głowy szalony pomysł. Rzecz, którą chciałam zrobić nie mogła się udać, ale z drugiej strony… Przecież we wszystkich amerykańskich filmach i serialach święta to magiczny czas, więc czemu nie? Sięgnęłam po telefon i wystukałam znany mi na pamięć numer. Spodziewałam się usłyszeć, że „nie ma takiego numeru”, ale stało się inaczej. Po kilku sygnałach w słuchawce zabrzmiał znajomy głos.
- Cześć mamo, to ja – mój głos drżał, ja cała zresztą też.
- Kochanie? Czemu dzwonisz? – Czyli się udało! Nie wiedziałam jak i dlaczego, ale właśnie rozmawiałam z osobą, która znajdowała się w równoległym świecie. Łzy zapiekły mnie pod powiekami.
- Stęskniłam się mamo, co u ciebie?
- Emilka, to ty prawda? Wszystko w porządku, ale…
- Mamo, dzwonię do ciebie, żeby przeprosić, tak długo się nie odzywałam i…
- Kochanie, to nie ważne. Tak się cieszę, że dzwonisz tęsknimy wszyscy. Kiedy nas odwiedzisz?
- Kiedy tylko to będzie możliwe… - nie dałam rady. Rozryczałam się na całego. Ze wszystkimi dodatkami, bolącym gardłem, katarem lecącym z nosa no i hektolitrami łez.
- …czekamy na…córeczko. Nie martw…nas…Jak tylko będziesz mogła.
- Mamo? Słabo cię słyszę – jak na złość, coś zaczęło przerywać.
-…halo, Emilka?....mnie?
- Mamo? Halo, mamo! – Odpowiedziały mi trzaski i piski, po czym na wyświetlaczu ukazał się napis „połączenie zakończone”. Westchnęłam głośno i usiadłam przed telewizorem zagryzając wino ciastkami. W końcu zmogło mnie ono i przyszedł upragniony i wyczekany sen. Przespać te święta – to był dobry pomysł.

            Moje pomysły jednak nigdy nie miały szansy powodzenia. Świadczył o tym fakt, że ktoś właśnie szturchał mnie za ramię.
- Lepiej się obudź, bo zamarzniesz.
Ktoś przemawiał do mnie znajomym głosem, jednak ja nie zamierzałam się budzić. Postanowiłam przespać te święta i tak zrobię, choćby nie wiem co.
- Olivia, nie żartuję, otwórz oczy!
Ten głos, kto to był? No tak Damon. Jak to Damon?! On nie mógł wejść do mojego domu! Jak to zrobił? Natychmiast poderwałam się i mnie olśniło. Damon nie mógł wejść do mojego domu i tego nie zrobił. To ja leżałam na werandzie. Obok mnie w reklamówce leżały nietknięte wina, a zza drzwi dobiegało rozpaczliwe miauczenie Iana. Damon wyglądał na wściekłego. Popatrzyłam na niego błędnym wzrokiem i zadałam jedyne słuszne pytanie.
- Co się dzieje?
- Nigdy nie znałem równie żałosnej kobiety co ty. – No tak, miły jak zawsze.
- Dlaczego leżałam na werandzie? Co mi zrobiłeś?
- Ja? Właściwie to chyba uratowałem ci życie, ponieważ postanowiłaś uciąć sobie drzemkę na mrozie.
- Nieprawda! Piekłam babeczki i piłam wino i… - cholera! Czy to możliwe, że faktycznie zasnęłam nim zdążyłam wejść do domu po zakupach? – Która godzina?
Wampir niechętnie zerknął na zegarek.
- Dochodzi dwudziesta. – wysupłałam telefon z kieszeni i wykręciłam numer do mamy. Odpowiedział mi znany dźwięk „tititi…nie ma takiego numeru”.
- Czyli to  był sen… - dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że powiedziałam to na głos. Podniosłam się zrezygnowana i otworzyłam drzwi. – Wejdziesz?
Damon popatrzył na mnie tradycyjnie, czyli jak na wariatkę, ale gdy tylko usłyszał słowa zaproszenia, baz wahania przekroczył próg mojego domu. Ian, widząc go zapomniał o tym, że ma w ogóle jakąś panią, która codziennie go karmi, co oczywiście tylko pogorszyło mi humor. Odwróciłam wzrok od łaszącego się do wampira kota i podniosłam reklamówkę, która natychmiast została mi odebrana.
- Więc co ci się śniło? – Ton głosu Damona wskazywał na to, że wcale nie interesuje go odpowiedź, jednak w oczach gościła niezaspokojona ciekawość.
- Powiedzmy, że śnił mi się dom. – westchnęłam, nalewając sobie wina. Jeszcze trochę i skończę w jakimś rowie, przysypana śniegiem.
- Jesteś w domu. – Spojrzał na mnie ze zdziwieniem, a ja odwróciłam się, żeby nie widział jak się rozklejam. Wszystko to złudzenie, nigdy już nie spotkam mamy, przyjaciół. Poczułam chłodny oddech na karku. – Śnił ci się tamten dom, tak?
Tylko skinęłam głową, nie miałam siły o tym rozmawiać. Nic nie było w stanie poprawić mi humoru, nawet obecność Damona. Ani jego głos, oddech na moim karku, czy obejmujące mnie ramiona. Wierzyłam w wigilijny cud i tak się przejęłam porażką, że nie zauważyłam jak spełniał się zupełnie inny. Wampir, który mnie nie cierpiał, trzymał mnie w ramionach. Kilka godzin temu dałabym się pokroić za taką sytuację.
- To jak, masz jeszcze trochę tego wina? – Odezwał się swoim normalnym głosem, pozbawionym tej nuty miękkości, którą słyszałam w nim jeszcze przed chwilą.

            Być może było to aktem litości, czy miłosierdzia, a może po prostu nie miał nic innego do roboty. Faktem jednak pozostaje, że Damon Salvatore spędził ze mną święta Bożego Narodzenia. Piliśmy wino, jedliśmy babeczki (ok., ja jadłam, a on z dwa razy zniknął, by coś „przekąsić”) i bawiliśmy się z Ianem. Teraz siedzieliśmy na kanapie i oglądaliśmy film familijny. Tak, to było śmieszne, wręcz niemożliwe i właściwie bardziej prawdopodobne wydawało mi się dodzwonienie do mamy niż spędzanie czasu z Damonem w taki sposób. To jednak nie zmieniało faktu, że tak było. Żeby było weselej Ian wpakował się wampirowi na kolana i zasnął w najlepsze, na co główny zainteresowany zareagował komentarzem iż mój kot ma szczęście, że to nie Stefan tu siedzi. Po tych dwóch dniach zaczęłam mieć wątpliwości, czy on naprawdę mnie tak bardzo nie cierpi. Wiadomo, wampir to dzika bestia i nie wiadomo co dzieje się w jego głowie, no ale! Siedzieć z kimś w domu dwa dni z własnej woli i nie robić nic ciekawego (pomijając mój taniec na stole po którejś z kolei butelce wina i opowieściach z kim przeżyliśmy swój pierwszy raz)?
- Ty mnie chyba trochę lubisz, nie? – Zapytałam szturchając go w ramie i starając się, by mój głos brzmiał możliwie naturalnie.
- Nie – zrobił zdziwioną minę – co ci przyszło do głowy? Jestem tu tylko dla twojego kota.
- Ok., w takim razie oddaj ten kieliszek wina i idź pić wodę z miski Iana.
- Dobra, lubię cię, ale tylko trochę.
- Mówisz to dla wina, prawda? – zmrużyłam oczy, próbując przesłać mu mordercze spojrzenie. Byłam już dobrze wstawiona i nie wszystkie miny wychodziły tak, jakbym sobie tego życzyła.
- Nie, mówię bo tak jest – odparł i popatrzył mi w oczy w taki sposób, że przeszły mnie dreszcze.
- Nieprawda. Udowodnij, że tak jest.
- W porządku, tylko co na to twój chłopak?
Jęknęłam rozżalona. Jak on mógł w tak pięknej chwili wspominać o moim chłopaku? Co w ogóle Dave miał do tego wszystkiego? No okey, trochę miał, ale Damon, jako pan „jestem najmądrzejszy na świecie” powinien wiedzieć, kto dla mnie liczy się najbardziej. Właśnie miałam mu to oznajmić, kiedy nastąpił moment, na który czekałam od kiedy się tu pojawiłam. Albo jeszcze dłużej. Tak, znów widziałam wszystko w zwolnionym tempie. Jego uśmieszek, igrający przez moment na niesamowicie seksownych ustach i ten błysk w oku, które nagle pociemniały. Jego rękę delikatnie zganiającą Iana z kolan i ogólnie całe jego ciało pochylające się w moją stronę. Przełknęłam ślinę, nie odrywając ani na moment wzroku od jego twarzy. „Nie spieprz tego, nie spieprz tego”, powtarzałam sobie gorączkowo w myślach, kiedy dotykał zimnymi palcami mojego policzka. Miałam kilka wyjść, rozpłakać się ze szczęścia, uciec, albo pozwolić, by choć jedno marzenie się spełniło. Chyba proste że wybrałam bramkę numer trzy? Oparłam dłonie o jego tors, gdy wsunął mi palce we włosy i na wszelki wypadek poprosiłam w myślach siłę wyższą, żeby to jednak nie był sen. Nie był. Usta Damona dotknęły moich i świat przestał istnieć. Ciche, pełne zadowolenia jęknięcie, które wydobyło się z moich ust, tylko zachęciło go do dalszego działania. Chwytał moje wargi swoimi, pozwalając mojej dłoni powędrować w górę, aż do jego szyi i przyciągnąć go do mnie mocniej. Nie chciałam, by ta chwila kiedykolwiek się skończyła. Uczucie, że znajduję się w miejscu w którym powinnam być, z osobą najwłaściwszą z właściwych wypełniało mnie całą. Nie myślałam o swoim chłopaku, o tym, że Damon kocha inną. W ogóle nie myślałam, po prostu odczuwałam niewysłowioną przyjemność, kiedy jego dłonie błądziły po moich plecach i potem, gdy delikatnie muskał mój kark opuszkami palców. Potem czas przyspieszył, albo przynajmniej zaczął płynąć swoim normalnym rytmem. Moja kremowa bluzka wylądowała na babeczkach, a  czarna koszulka Damona ulokowała się na oparciu kanapy. Jego dłonie drżały, kiedy rozpinał moje spodnie, a ja nie pozostawałam mu dłużna. Kilkadziesiąt gorączkowych oddechów i gwałtownych uderzeń serca później moje paznokcie wbiły się w jego skórę. Wiedziałam, że nie ma już odwrotu, ale po co zawracać ze ścieżki, o której wiemy, że jest właściwa? Zatopiliśmy się w sobie wzajemnie, a ja wiedziałam, że nigdy, bez względu na konsekwencje nie będę żałowała tej nocy. Moje ciało, choć drobne i kruche idealnie pasowało do jego umięśnionej sylwetki. Pośród westchnień rozkoszy nie usłyszeliśmy wściekłego prychania i syczenia Iana, który ulokował się na parapecie w kuchni.

            Obudziłam się w swoim łóżku, odnotowując dwa przykre fakty. Pierwszym był niesamowity ból głowy, którego mogłam się spodziewać. Drugi to brak Damona i tego też na dobrą sprawę mogłam się spodziewać. Zarzuciłam na siebie szlafrok i wyszłam z sypialni, bez przekonania rozglądając się za jakimkolwiek liścikiem od Damona. Oczywiście go nie znalazłam. Dostał to, na czym mu zależało i zniknął. Czy było mi z tego powodu przykro? Nie. Wiedziałam, że tak będzie. Przeszłam do kuchni i nakarmiwszy ocierającego się wściekle o moje łydki Iana, przygotowałam sobie kawę. Nie cierpiałam kawy, ale na kaca była najlepsza. Teraz dopiero znalazłam chwilę na rozpakowanie prezentów od ekipy ratującej święta. No tak, ja wręczyłam im podarki, kiedy przyszli ozdabiać mi dom (to znaczy Matt dostał prezent, a cała reszta po butelce wina), a swoje miałam zamiar rozpakować później. Potem zjawił się Damon no i… wiadomo, nie było czasu. Usiadłam przy choince i sięgnęłam po prezenty, z których każdy był podpisany imieniem osoby, która mi go podarowała. Na pierwszy ogień poszedł Matt, w niewielkiej torebce prezentowej w reniferki znajdowała się ramka z naszym zdjęciem. Zdjęcie zrobione było w Grillu, on stał za barem i obejmował mnie ramieniem, a ja siedząc na stołku próbowałam się do niego przytulić. Nie pamiętałam kto zrobił mi to zdjęcie, ale musiałam się zgodzić z treścią liściku dołączonego do prezentu. Wyglądaliśmy jak dwójka zbiegów z psychiatryka. April, niezwykle utalentowana manualnie, podarowała mi piękną plecioną bransoletkę, którą natychmiast założyłam i z zadowoleniem stwierdziłam, że idealnie pasuje do mojej patykowatej ręki. Stefan i Elena podarowali mi porcelanowy kubek i chyba roczny zapas melisy, która według liściku miała mnie wspomagać w pracy z młodzieżą. No uśmiałam się, że hej. Pod choinką był jeszcze jeden mały pakunek. Natychmiast domyśliłam się od kogo i pożałowałam, że sama nie pomyślałam o żadnym prezencie dla Damona. Otworzyłam go, a moim oczom ukazał się wisiorek na rzemyku. Wisiorek miał kształt głowy kota, którego jedno oko było żółte, a drugie niebieskie. Westchnęłam głośno i oparłam się o tył sofy. Wcale nie miałam zamiaru się użalać, a jednak w mojej głowie aż huczało. Dlaczego? Dlaczego nie mógł zostać i wręczyć mi tego prezentu osobiście? Dlaczego nie mógł być miłym facetem. Na to ostatnie pytanie odpowiedź była prosta. Gdyby był miłym facetem, nie byłby już Damonem.

8 komentarzy:

  1. Wreszcie doczekałam się rozdziału :D
    Scena z Damonem... WOOW wszystko zajebiste jak zawsze ;)
    Pozdrawiam,
    Sadi

    OdpowiedzUsuń
  2. Brakuje mi słów. Rozdział lepszy niż się tego spodziewałam! Od początku.
    Szablon strasznie mi się podoba, oddaje cały klimat, w dodatku te śnieżynki o których wspomniałaś już wcześniej. Dobre połączenie, a i kolory to jedne z moich ulubionych.
    Rozdział? Trochę krótki, jakby mało rzeczy się wydarzyło, ale jeeeest najważniejsze! To, na co długo czekałam. Olivia i Damon <3
    Czytałam też to, co napisałaś w ramce. Czemu kolejny rozdział tak późno? I na koniec, jak najbardziej, chcę więcej takich sond bo z chęcią wezmę z nich udział.

    Bellatrix / pani Salvatore.

    OdpowiedzUsuń
  3. ho, ho, ho:P
    Normalnie nie wiem, co mam napisać oprócz WOW. To, ze Damon czuje coś do Olivi a raczej Emilii (jakie piękne imię! Po prostu nie wyobrażam sobie ładniejszego! Cudne!) to rozumiem i wgl. Ale nie spodziewałabym się po nim tego, ze spędzi z nią całe święta - plus ciekawą noc:D. Po prostu cud, mód i orzeszki!
    Niezmiernie ciekawa jestem czy obserwował ich te tajemniczy K.:P
    I nurtuje mnie to, ze ona tyle pije, skoro ma złe wspomnienia z alkoholem (zakładam, ze jej rodzice nieźle nadużywali). Rozumiem, że to niezbędne do fabuły, ale jakieś takie to nielogiczne.
    Nie byłabym sobą, gdybym się nie przyczepiła. A to już świąteczny rozdział? Na święta nie będzie:(?

    OdpowiedzUsuń
  4. Przyszedł tylko dla kota... Jasne ;) Podejrzewałam, że tak to się skończy. Prędzej, czy później. A że wyszło prędzej. Cóż. Nie wymagajmy zbyt wiele od Damona. Chociaż...kto wie, może nie potraktuje jej tak samo jak reszty swoich zdobyczy?
    Święta w Mystic Falls, które, muszę przyznać, nie spodziewałam się, że zagoszczą w Twoim opowiadaniu, są bardzo miłym akcentem.
    Dobrze, że K. podarował sobie to wariackie śledzenie chociaż tego dnia.
    Poprawiłaś mi humor :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Chciałam poinformować, że znalazłaś się w zakładce 'LINKI' na nowo powstałym blogu - dla-zakochanych.blogspot.com

    Tak na marginesie mogłabym prosić o wyrażenie szczerej opinij na temat prologu ? Byłabym Ci bardzo wdzięczna.

    Coś o moim opowiadaniu :
    Do prestiżowego liceum w Nowym Jorku , na górnym Manhattanie przybywa tajemnicza dziewczyna. Jej długich włosów zazdrości jej nie jedna. Chłopcy ją pożądają. Lecz jest jedno ale. Ona się nimi bawi. Uwodzi a potem zostawia ich samych zdezorientowanych. Lecz w końcu to się zmienia. Poznaje niezwykłego szatyna, który jest inny niż ta cała banda rozpieszczonych półgłówków, którymi dziewczyna się bawi. Zaczyna się romans stulecia. Jak to wszystko się potoczy ? Czy jego też w końcu wykorzysta i zostawi ? Może zostanie z nim na zawsze ? Wszystkie odpowiedzi znajdziecie w opowiadaniu DLA - ZAKOCHANYCH

    OdpowiedzUsuń
  6. No w końcu pochwalę się i przeczytałam.
    Aj rozdział nieco krótszy od poprzedniego ale za to jaki ciekawy.
    Nie spodziewałam się rozwinięcia takiej sytuacji o trochę przykro zrobiło mi się z powodu Olivii.
    Biedna dziewczyna spędzała samotne święta, ale na szczęście przyjaciele o niej pamiętali i nawet sam Damon... ten facet jak zwykle zaskakuje ale uwielbiam go.
    to jego wyznanie że przyszedł do kota ha ha coś takiego mógł powiedzieć tylko Damon. (mam obsesje na jego punkcie)
    ogólnie bardzo mi się podobało i czekam na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale że o co chodzi? Jak? Gdzie? Dlaczego? Święta?! I jak ja to wszystko nadrobię?! Ten rozdział przeczytałam, a do poprzednich zabiorę się w święta, więc nie publikuj już kolejnego, bo wtedy, to już naprawdę będę miała problem. ; ) Jedyne, co mi w tej chwili przychodzi do głowy, to fakt, że Twoja bohaterka ma naprawdę cudowne poczucie humoru. Jest niesamowita.

    OdpowiedzUsuń
  8. O. MÓJ. BOŻE.
    Jaram się, jaram się, jaram się. Nie tylko faktem, że w końcu się kochali, ale.. ogólnie całym rozdziałem. Strasznie wzruszające było to przybycie ekipy ratującej święta, no i genialne teksty Matta i Eleny jak wbili xD
    Chociaż to z tym snem.. No cóż podejrzane, bo kto normalny zasypia nagle na werandzie wracając z zakupów?

    OdpowiedzUsuń