Rozdział czwarty. Mam nadzieję, że będzie Wam się go dobrze czytać. Nadszedł ten moment, w którym muszę podziękować moim czytelni(cz)kom za to, że są i komentują moje wypociny. Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy i jakiego daje kopa do dalszego pisania! Fajnie by było, gdybyście mi wytykały wszelkie literówki i błędy jakie zauważycie - to na pewno pomoże w jakości opowiadania. No dobra nie smęcę więcej i zapraszam do czytania ;)
Ochłodzenie
przyszło z drugim tygodniem października. Wyszłam z domu ubrana w garsonkę,
którą zwykle zakładałam do pracy i natychmiast wróciłam. Było zimno, mroźny
podmuch uderzył mnie w twarz, kiedy tylko zeszłam z werandy. Pierwszym pomysłem
było pozostanie w domu, ale tego niestety zrobić nie mogłam. Chcąc nie chcąc
ruszyłam do pracy, starając się nie kulić z zimna przy każdym kroku. Nic z
tego. Moje mięśnie zaciskały się, gdy tylko poczułam chłód na którejś partii
ciała. Do liceum dotarłam zmarznięta i z czerwonym nosem. Uczniowie patrzyli na
mnie jak na wariatkę, ale do tego akurat rodzaju spojrzenia zdążyłam się
przyzwyczaić.
Nie prowokując ich dłużej swoim wyglądem czmychnęłam do gabinetu i przewegetowałam w nim cały dzień. Jak tak dalej pójdzie, to dyrekcja stwierdzi, że moje stanowisko jednak nie jest potrzebne i co wtedy? Stracę pracę i będę musiała wyjechać z Mystic Falls? Nie chciałam o tym myśleć, w tak krótkim czasie zaaklimatyzowałam się tutaj. Poznałam kilku miłych ludzi, no dobra, poznałam Damona. I mimo, że byłam dla niego równie ważną częścią ekosystemu, jak żuczek gnojarek i zdawałam sobie z tego doskonale sprawę to… nie mogłam powstrzymać się, przed rzucaniem tęsknych spojrzeń w jego stronę. Moja beznadziejna sytuacja z kolei nie przysłaniała mi jego wad – arogancji, zbytniej pewności siebie no i tego, że był podłym manipulatorem. Cóż, zawsze miałam słabość do niegrzecznych chłopców, choć „niegrzeczny chłopiec” to spore niedopowiedzenie w przypadku kogoś, kto w dowolnej chwili może mi wyrwać serce. Na takich przemyśleniach minął mi cały poniedziałek. Wyszedłszy ze szkoły stwierdziłam, że nie przetrwam kolejnego dnia próbując zahartować swój organizm i postanowiłam kupić sobie kurtkę. Nie cierpię kupować ubrań! Jestem jedyną znaną mi kobietą, która tego nie lubi, jednak tak właśnie jest. Myśl o tym, że muszę spędzić absurdalną ilość czasu na wybieranie odpowiedniego fasonu i koloru danego ciucha przyprawiała mnie o ciarki. Niechętnie weszłam do sklepu odzieżowego, gdzie za ladą stała kobieta na oko czterdziestoletnia i bardzo elegancka. Włosy w kolorze złotego blondu zaczesała w elegancki kok, a sama wcisnęła się w materiałowe spodnie w kant, idealnie dobraną marynarkę i nieskazitelnie biała koszulę. Do tego szpilki – na pewno minimum dziesięciocentymetrowe, jakiś fantazyjny naszyjnik, tona makijażu i litr perfum. To wszystko sprawiło, że miałam ochotę wyjść ze sklepu. Jednak ona już mnie zauważyła. Wzrokiem łowcy zmierzyła mnie od stóp do głów i pewnie już sobie wykalkulowała ile może ze mnie wyciągnąć.
Nie prowokując ich dłużej swoim wyglądem czmychnęłam do gabinetu i przewegetowałam w nim cały dzień. Jak tak dalej pójdzie, to dyrekcja stwierdzi, że moje stanowisko jednak nie jest potrzebne i co wtedy? Stracę pracę i będę musiała wyjechać z Mystic Falls? Nie chciałam o tym myśleć, w tak krótkim czasie zaaklimatyzowałam się tutaj. Poznałam kilku miłych ludzi, no dobra, poznałam Damona. I mimo, że byłam dla niego równie ważną częścią ekosystemu, jak żuczek gnojarek i zdawałam sobie z tego doskonale sprawę to… nie mogłam powstrzymać się, przed rzucaniem tęsknych spojrzeń w jego stronę. Moja beznadziejna sytuacja z kolei nie przysłaniała mi jego wad – arogancji, zbytniej pewności siebie no i tego, że był podłym manipulatorem. Cóż, zawsze miałam słabość do niegrzecznych chłopców, choć „niegrzeczny chłopiec” to spore niedopowiedzenie w przypadku kogoś, kto w dowolnej chwili może mi wyrwać serce. Na takich przemyśleniach minął mi cały poniedziałek. Wyszedłszy ze szkoły stwierdziłam, że nie przetrwam kolejnego dnia próbując zahartować swój organizm i postanowiłam kupić sobie kurtkę. Nie cierpię kupować ubrań! Jestem jedyną znaną mi kobietą, która tego nie lubi, jednak tak właśnie jest. Myśl o tym, że muszę spędzić absurdalną ilość czasu na wybieranie odpowiedniego fasonu i koloru danego ciucha przyprawiała mnie o ciarki. Niechętnie weszłam do sklepu odzieżowego, gdzie za ladą stała kobieta na oko czterdziestoletnia i bardzo elegancka. Włosy w kolorze złotego blondu zaczesała w elegancki kok, a sama wcisnęła się w materiałowe spodnie w kant, idealnie dobraną marynarkę i nieskazitelnie biała koszulę. Do tego szpilki – na pewno minimum dziesięciocentymetrowe, jakiś fantazyjny naszyjnik, tona makijażu i litr perfum. To wszystko sprawiło, że miałam ochotę wyjść ze sklepu. Jednak ona już mnie zauważyła. Wzrokiem łowcy zmierzyła mnie od stóp do głów i pewnie już sobie wykalkulowała ile może ze mnie wyciągnąć.
Czterdzieści
minut później byłam wrakiem człowieka. Wymierzona, wyobracana na wszystkie
możliwe strony i wyposażona w pięć toreb wyszłam ze sklepu i z rezygnacją
ruszyłam w stronę domu. Kobieta ze sklepu – Eveline – stwierdziła, że kurtka to
o wiele za mało. Zdołała mi wcisnąć jeszcze piękny, liliowy szal, parę skórzanych cielistych rękawiczek i
torebkę pasującą do butów, bez których oczywiście również nie mogłam się
obejść. Do tego kilka dodatków, które miały mnie uczynić bardziej elegancką i
pożądaną i kilka kompletów bardzo seksownej bielizny. W nosie miałam jej
szpilki, bardotki i inne pierdoły. Chciałam tylko nie marznąć. Wróciwszy do
domu rzuciłam zakupy na dno szafy, postanawiając, że nigdy nie założę nic prócz
tego nieszczęsnego (ale bardzo ładnego swoją drogą) płaszcza. Okej, rękawiczki
i szal również się przydadzą. Jednak reszta tych fatałaszków to… zupełnie nie
dla mnie. Ponad wszystko ceniłam wygodę i naturalność, dlatego obcas powyżej
siedmiu centymetrów odpadał w przedbiegach. Postanowiłam wziąć relaksującą
gorącą kąpiel i choć na chwilę się odprężyć.
Matt nie odzywał się do mnie od
feralnego piątku, kiedy to Damon wyciągnął ze mnie informacje, które sama
miałam zamiar mu przekazać. Niezrażona odrzucanymi połączeniami postanowiłam
zadzwonić do niego po raz kolejny, po raz kolejny smakując smak porażki, gdy na
wyświetlaczu ukazał się napis „połączenie odrzucone”. Było mi przykro,
oczywiście musiałam dać plamę. Nie powinnam nic ukrywać przed Mattem, ale
przecież tez nie mogłam powiedzieć mu od razu prawdy, jak by zareagował? Długo
zastanawiałam się nad kolejnym krokiem, który nie był do końca fair w stosunku
do Matta, ale ostatecznie tylko to mi pozostało.
Chłopak
wszedł do mojego gabinetu, a na jego twarzy malowało się zniechęcenie. Usiadł
na wskazanym przeze mnie krześle i wpatrywał się we mnie wzrokiem bez wyrazu. W
końcu przełamał ciszę.
-
Nic nie zrobiłem, czemu mnie wezwałaś?
-
Musimy porozmawiać – nienawidziłam tego rodzaju spojrzenia, mówiącego mi, że
zawaliłam sprawę. Tak jednak patrzył na mnie blondyn. Potępieńczym wzrokiem,
który na dodatek zdradzał fakt, jak bardzo jest on zawiedziony moim
zachowaniem.
-
Nie rozumiem, miałaś tyle czasu, żeby mi powiedzieć, czemu milczałaś?
-
A co miałam ci powiedzieć, Matt? Że nie jestem osobą, za którą mnie uważasz? Że
jestem oszustką, która sama nie wie jak się tu znalazła? Że jestem kolejnym
niewyjaśnionym przypadkiem w twoim życiu? Nie chciałam, żebyś znów przez to
przechodził…
-
Nie zasłaniaj się troską o mnie! – poderwał się z krzesła, zaciskając pięści,
jednak zaraz usiadł, tłumiąc emocje – Wszystko jest lepsze od kłamstw. Wiesz o
mnie dużo więcej niż ja o tobie. Wiesz o rzeczach, o których być może nie
chciał bym, żebyś wiedziała. Jak mam się z tym czuć? - Miał rację. Wiedziałam o
nim zdecydowanie zbyt dużo, podczas gdy on nie wiedział o mnie nic. Same
kłamstwa, zmyślone bajeczki i fałszywa tożsamość. To nie mogło być dobrą
podwaliną przyjaźni. – Do tego uganiasz się za Damonem.
-
Nie uganiam się za nim!
-
Właśnie, że tak. Myślisz, że nie widzę twojego cielęcego wzroku, kiedy on
jest w pobliżu?
-
To nie jest twój problem. – odparowałam wściekła, że wtrąca się w moje życie
prywatne.
-
Masz rację, to jest twój problem i lepiej go szybko rozwiąż. – Chłopak wstał.
Najwyraźniej miał już dosyć tej rozmowy, musiałam go powstrzymać. Tylko on
wykazywał jakąkolwiek sympatię względem mnie. Dogoniłam go, gdy był już przy
drzwiach i chwyciłam go za przedramię.
-
Poczekaj. Opowiem ci o sobie, tylko daj mi szansę.
-
Szansę? – popatrzył na mnie już nie co łagodniej, choć nadal nie rozumiał o co
mi chodzi.
-
Odwiedzę cię w Grillu po pracy. Wtedy poznasz mnie. Tą, którą byłam zanim
trafiłam tutaj.
Cień
uśmiechu przemknął po jego twarzy.
-
Jak chcesz. – odpowiedział i wyszedł.
Podskoczyłam
z radości. Udało się! Mógł sobie zgrywać twardego i wielce obrażonego, ale
dobrze wiedziałam, że zmiękł. Nadal istniała realna szansa na uratowanie naszej
przyjaźni, a przyjaciel – to był ktoś, kogo naprawdę potrzebowałam.
Równo o dwudziestej drugiej
trzydzieści wyszłam z domu. To dawało mi czas na dojście do Grilla i
posiedzenie w nim, zanim Matt skończy pracę. Nadal było zimno, otuliłam szyję
liliowym szalem i skulona przemierzałam kolejne ulice dzielące mnie od celu.
Usłyszałam cichy szelest za plecami. Obróciłam się i nie widząc nikogo
stwierdziłam, że musiał być to kot, opos, albo po prostu przesuwane przez wiatr
liście. Znów ruszyłam naprzód, nieco przyspieszając. Od Grilla dzieliło mnie
już około dwudziestu metrów, kiedy poczułam silny ból czaszki. Zrobiło mi się
ciemno przed oczami, a ja miałam wrażenie cholernego deja vu, kiedy świadomość
znów zaczęła mi chytrze uciekać.
Otwierając
oczy spodziewałam się zobaczyć mój pokój – jasne ściany, prosty tapczan i
szafki z lat siedemdziesiątych. Ku mojemu zdziwieniu jednak, nie wróciłam do
swojego świata. Chyba. Znajdowałam się w czyimś pokoju. Skądś znałam do
połączenie złota i bordo, te stylizowane na antyczne meble, jednak ból głowy
nie pozwalał mi skojarzyć skąd. Najprostszym rozwiązaniem było wstać i wyjść,
jednak moje związane za plecami ręce, oraz nogi przywiązane do nóg krzesła, na
którym siedziałam skutecznie mi to uniemożliwiały. Nawet nie próbowałam się
szarpać, po prostu czekałam na rozwój wydarzeń. Nie trwało to długo, po kilku
minutach drzwi otworzyły się i stanęła w nich dobrze znana mi blondynka.
-
Dzień dobry pani mediatorko. – Rebekah uśmiechnęła się słodko, a mi zrobiło się
słabo z przerażenia.
-
Rebekah, co to ma znaczyć? – Starałam się by mój głos brzmiał karcąco, jednak
chyba niezbyt mi się to udało.
-
Co to ma znaczyć – dziewczyna zaśmiała się i w ułamku sekundy pokonała
odległość jaka dzieliła drzwi, przy których stała do mnie. – dobre pytanie.
Przyjeżdżasz do mojego miasta…
-
Mystic Falls nie jest jedynie twoim miastem – wtrąciłam.
-
Milcz! – delikatna i chłodna dłoń wylądowała na moim policzku, a ja zaczęłam
się zastanawiać, czy moja żuchwa znajduje się na swoim miejscu. – Przyjeżdżasz
do mojego miasta, zaczynasz się szarogęsić, uważając, że możesz spokojnie mnie
karcić i wspominać moich rodziców. Zupełnie jak gdybyś ich znała. A na koniec
podrywasz chłopaka który mi się podoba.
-
Rebekah… - zaczęłam drugi raz, tym razem spokojnie, tak by jej nie prowokować –
zastanów się co robisz. Jestem pracownikiem szkoły. Wiem, że moje nagłe
pojawienie się może być dla ciebie niewygodne, jednak to co robisz na pewno nie
wyjdzie na dobre żadnej z nas.
-
Trzeba było zostawić Matta w spokoju. Pociągają cię młodsi faceci?
-
O czym ty mówisz? Ja i Matt? Przecież to mój podopieczny, tak samo jak ty. I
obiecuję ci, że jeśli mnie rozwiążesz, to będę skłonna zapomnieć o tym zajściu.
-
Ale oczywiście, że zapomnisz, zadbam o to. Ale najpierw trochę się zabawimy –
po tych słowach twarz i oczy blondynki pociemniały, a wysunięte kły boleśnie
wbiły się w moje ramię. Ból rozlał się po całej ręce, jęknęłam głośno, co
wyraźnie sprawiło jej przyjemność. Popatrzyła na mnie przez moment, wyraźnie
rozkoszując się moim cierpieniem, po czym znów wbiła zęby w moją skórę. Było
jasne, że zależy jej tylko na tym by sprawić mi ból. To było bardziej chore,
niż wszystko co do tej pory widziałam w serialu. Nie zabijała mnie, bo stałam
jej na przeszkodzie, jak czynił to Damon. Nie raniła mnie by się pożywić, jak
Elena. Ona zadawała mi ból tylko i wyłącznie po to, by patrzeć jak cierpię.
Pieprzona sadystka. Raz po raz kąsała moją prawą rękę zachłystując się
śmiechem, kiedy słyszała mój jęk. Ból stawał się nie do zniesienia. Otwarte
rany krwawiły obficie, jednak za każdym razem, gdy czułam, że tracę
przytomność, wampirzyca podtykała mi do ust swój przegryziony przegub i poiła
krwią. A mi jej było szkoda, kiedy Klaus był dla niej niedobry! Nie
zastanawiałam się, czy mnie zabije – wiedziałam, że nie. To byłby zbytek łaski.
Byłam jedynie ciekawa jak długo będzie mnie torturować. Kiedy znudzi jej się patrzenie
jak cierpię. Zamglonym wzrokiem zerknęłam na swoje ramię, całe ociekało krwią,
byłam pewna, że gdzieniegdzie spod poranionej skóry widać było kość. Rebekah
szykowała się do kolejnego ataku, gdy nagle usłyszałam łoskot i blondynka,
jakby pod wpływem jakiejś niewidzialnej siły przesunęła się w tył. Ktoś ją ode
mnie odciągnął. Usłyszałam jakiś znajomy głos, nakazujący mi, bym się trzymała.
Ktoś inny odwiązywał liny, którymi byłam związana, jednak mi było już wszystko
jedno, zamknęłam oczy, pragnąc jedynie zasnąć. W półśnie czułam, jak ktoś
bierze mnie na ręce, przyjemny, dość ostry zapach wniknął w moje nozdrza, a
kolejny, inny lecz również znajomy głos mówił mi, że nie wolno mi zasnąć. Z
trudem podniosłam powieki i w tym samym momencie zrozumiałam wszystko. Rebekah
jednak mnie zabiła. Byłam martwa i trafiłam do nieba, w którym anioł o
wyglądzie Damona nosił mnie na rękach. Och! Warto było dokarmiać bezdomne
zwierzęta i przeprowadzać staruszki na światłach!
- Na pewno z tego wyjdzie? – Kobiecy głos wyrwał
mnie z przyjemnego snu z dużą ilością nagości i pewnego wampira w roli głównej.
-
Meredith podała jej sporo mojej krwi, więc może przestaniesz panikować, Eleno i
zaczniesz cierpliwie czekać?
-
Uważasz, że za mało czekamy?
-
Uważam, że potrzebuje czasu, Rebekah nieźle ją urządziła.
Otworzyłam
oczy. Leżałam na łóżku w czarnej pościeli. Po pierwsze wiedziałam, że nie było
to moje łóżko. Po drugie domyślenie się, czyje ono było zajęło mi ułamek
sekundy. Jednak w momencie, gdy zobaczyłam Damona obejmującego Elenę mój
zachwyt prysł i wydałam z siebie jęknięcie przepełnione żalem. Dziewczyna
natychmiast doskoczyła do łóżka, zasypując mnie pytaniami o samopoczucie.
-
Czuję się jakbym miała megakaca. – zerknęłam na nią, próbując się uśmiechnąć.
-
Tak też wyglądasz, na szczęście ręka szybko się goi – podążyłam wzrokiem za
spojrzeniem Eleny. Moja ręka była pięknie obandażowana i bolała jak cholera.
-
Chciałabym wiedzieć co właściwie się stało? – Damon i Elena wymienili
spojrzenia i po chwili dziewczyna zaczęła opowiadać.
-
Matt wyszedł przed Grill akurat w momencie, gdy Rebekah cię ogłuszyła.
Natychmiast zadzwonił do Stefana.
-
Ale Stefan był zajęty – wtrącił Damon akcentując słowo „zajęty” a po rumieńcu
Eleny zrozumiałam na czym to zajęcie polegało. Dziewczyna odchrząknęła i
kontynuowała.
-
Zadzwonił więc do Damona, a ten ruszył ci na odsiecz. – Tysiące skowronków
zaczęło wyśpiewywać najpiękniejsze melodie w mojej głowie na wieść o Damonie
podążającego mi na ratunek. Oczywiście miałam świadomość jaką jestem idiotką,
ale co tam. Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością, na co odpowiedział mi
wzruszeniem ramion. – Kiedy wpadł do pokoju Rebekah, byłaś w fatalnym stanie,
prawie nieprzytomna, cała ręka we krwi, a ta…- Elena pokręciła głową,
zaciskając pięści - a ona dopiero zaczynała zabawę. Kiedy już ją
unieszkodliwił Matt cię rozwiązał i
wspólnie przynieśli cię tutaj, bo nie mogliśmy dostać się do twojego domu,
spałaś jak zabita.
-
Wtedy łaskawie pojawił się Stefan – wtrącił Damon – i skontaktował się z
Meredith, ta przyszła, napompowała cię wampirzą krwią i przywróciła do świata
żywych. Jupi.
Tak,
ta radość wręcz z niego promieniowała. Spoglądając na Damona, który
najwyraźniej zauważył coś ciekawego za oknem, podciągnęłam się i usiadłam na
łóżku.
-
Jak długo spałam?
-
Czterdzieści godzin. I obśliniłaś mi pościel.
-
Czterdzieści godzin… - obliczałam, ignorując uwagę wampira – to prawie dwie
doby! A co z pracą? Muszę iść, muszę… - Podniosłam się z łóżka, a po chwili
znów na nim siedziałam za sprawą silnego
gestu Damona.
-
Spokojnie – Elena usiadła przy mnie – dyrekcja myśli, że masz grypę. Po twoim
spacerze w samej garsonce łatwo w to uwierzyli.
Odetchnęłam
z ulgą. Teraz już tylko musiałam wrócić do domu. Było jasne, że żadne z nich
nie puści mnie dobrowolnie, a ja nie miałam zamiaru tu zostawać. Spanie w łóżku
Damona byłoby całkiem przyjemne, gdybym była dla niego czymś więcej niż
kolejnym problemem.
Za oknami było już ciemno. Elena i
Damon jakiś czas wcześniej zostawili mnie samą, bym odpoczywała. Powoli
wysunęłam się z łóżka i stanęłam gołymi stopami na podłodze. Chłodny dotyk
desek sprawił, że przeszedł mnie dreszcz. Rozejrzałam się za swoimi ubraniami –
miałam na sobie jedynie koszulkę i majtki. Nie chciałam wnikać, kto mnie
rozebrał. Teraz liczyło się tylko to, żeby znaleźć resztę garderoby i czmychnąć
do swojego domu. Niestety, moich spodni, płaszcza, ani butów nie było w zasięgu
wzroku. Powoli, na palcach przeszłam przez wielką sypialnię i zajrzałam do
szafy. Okej! Wiem, że grzebanie w cudzych rzeczach jest podłe, ale ja MUSIAŁAM
znaleźć swoje ubrania. W każdym razie w szafie ich nie było. Zamknęłam ciężkie
drzwi i krzyknęłam zaskoczona.
-
Do licha, musisz się tak skradać?
-
Podnieca cię oglądanie moich ubrań? – ten wampir posiadał wyjątkową umiejętność
sprowadzania mnie na ziemię.
-
Szukałam swoich ubrań, chcę wrócić do domu.
Damon
tylko się uśmiechnął, chwycił mnie za zdrowie ramię i zaprowadził do łóżka.
-
Posłuchaj, jak dla mnie możesz iść nawet nago na drugi koniec stanu. Ale Elena
się o ciebie martwi…
-
No tak. Elena. – Prychnęłam zirytowana. Nic do niej nie miałam. Dziewczyna jak
każda, nawet miła, ale to jego zakochanie w niej było beznadziejne. Damon
popatrzył na mnie, unosząc brew.
-
To też wiesz?
-
Oczywiście, że tak, w moim świecie wszyscy znają szczegóły twojego życia
uczuciowego.
-
Czysta inwigilacja – odparł z oburzeniem, a ja się zaśmiałam.
-
Nie masz co się denerwować. I tak uważają, że nie istniejesz.
-
Ty wiesz, że istnieję.
-
Ja to co innego.
-
Myślisz, że oni. Tam w tym twoim świecie… że wiedzą, że tu jesteś?
Zastanowiłam
się nad tym. Czy moje kumpele oglądają mnie teraz w serialu? Jakie mają miny
widząc mnie rozmawiającą o tym z Damonem? Nie, to niemożliwe.
-
Myślę, że tam wszystko się toczy bez zmian.
-
Masz tam rodzinę?
-
I tak i nie – wzruszyłam ramionami. – nie utrzymuję z nimi kontaktów. Czasem
relacje w rodzinie są tak toksyczne, że trzeba się odciąć.
-
Taa, wiem coś o konfliktach rodzinnych.
Uśmiechnęłam
się ponuro. Damon spuścił głowę, jakby się nad czymś zastanawiał. Miałam
nieodpartą ochotę wsunąć palce w jego włosy, jednak zaraz przypomniałam sobie
co on tak naprawdę o mnie myśli. Tylko ze względu na Elenę trzyma mnie tutaj,
przygryzłam dolną wargę i wciągnęłam powietrze nosem.
-
Damonie…- podniósł głowę, a w jego oczach dostrzegłam jakiś nieokreślony błysk.
Nie miałam jednak ochoty zastanawiać się co on oznacza. - chciałabym wziąć
prysznic.
-
A tak, ręczniki są w łazience, Elena o wszystko zadbała.
-
Świetnie – uśmiechnęłam się, czując jak zaciska mi się gardło. To zawsze będzie
Elena. Nie chodziło o to, że byłam jakoś strasznie w nim zakochana. Nie byłam.
Czułam coś do niego, ale nie dano mi szansy chociażby zawalczyć. Jasno
postawiono sprawę, to zawsze będzie Elena, a ja byłam tylko marną istotą.
Starając się nie potknąć ominęłam go, nie wymierzyłam dobrze odległości
przechodząc obok niego otarłam się lekko i jego ramię. Doszłam do drzwi
łazienki, kiedy chwycił mnie za nadgarstek i obrócił tak, że stałam z nim
twarzą w twarz. A raczej twarzą w tors biorąc pod uwagę różnicę wzrostu między
nami. Podniosłam głowę i spojrzałam na niego. Miał nieodgadniony wyraz twarzy,
a moje serce zaczęło znów zbyt szybko pompować krew.
-
Olivio… - był tak blisko, że doskonale słyszałam jego szept. – Nie próbuj
żadnych sztuczek i tak zdążę cię złapać nim uciekniesz.
I
to tyle jeśli chodzi o romantyczne uniesienia.
Kolejne dni wlokły się jeden za
drugim i gdzieś po drodze zgubiłam poczucie czasu. Kiedy w końcu łaskawie
pozwolono mi wrócić do domu (oczywiście w eksorcie Damona, który był tym faktem
„zachwycony” prawie równie mocno jak ja), okazało się, że spędziłam tam tylko
sześć dni, włączając te, które przespałam. Cała droga minęła nam w milczeniu.
Nie miałam ochoty z nim rozmawiać. W pewnym momencie zaczęło mi się wydawać, że
on zaczyna mnie lubić, ale najwidoczniej były to majaki. Kiedy zaparkował pod
moim domem z ulgą opuściłam auto i podążyłam w stronę swojej enklawy, nie
zwracając uwagi na fakt, że wampir idzie za mną. Tuż przy drzwiach zatrzymałam
się i popatrzyłam na niego wyczekująco.
-
Nie zaprosisz mnie? - uśmiechnął się tak
czarująco, że miałam ochotę rzucić mu się w ramiona.
-
Nie jestem taką idiotką, za jaką mnie uważasz. – Czmychnęłam do domu
najszybciej jak umiałam i zamknęłam za sobą drzwi. Oparłam się o nie i powoli
osunęłam na podłogę. To musi się skończyć! Nie mogę na niego reagować w ten
sposób, bo się zamęczę. Muszę znaleźć sposób, by o nim zapomnieć. Wstałam i
przeszłam przez korytarz, lądując na łóżku. Jak to możliwe, że byłam tak
wykończona, skoro prawie cały tydzień spędziłam w łóżku? Sięgnęłam po komórkę,
wystukując numer do Matta. Odebrał natychmiast.
-
Olivia? Jak się czujesz? Tak się cieszę, że dzwonisz. Nie dawałaś znaku życia.
– radość w jego głosie była niemal namacalna.
-
Wiesz, miałam dość ograniczone możliwości decydowania o tym co robię. Matt,
chciałam ci podziękować. Gdyby nie ty…
-
Nie masz za co, naprawdę, to był normalny odruch.
-
Tak, ale kiedy pomyślę, co by było, gdybyś nie zadzwonił do Damona…
-
Co? O czym ty mówisz? To Damon zadzwonił do mnie, mówiąc, że masz kłopoty i że
mam natychmiast mu pomóc.
-
Nie, to ty zobaczyłeś jak ona mnie atakuje i zadzwoniłeś do niego.
-
Olivio, mylisz się. To Damon rzucił ci się na ratunek, ja dotarłem na miejsce,
gdy już walczył z Rebekah. To jemu powinnaś dziękować. Halo? Olivia? Jesteś
tam?
Zrobiło
mi się dziwnie słabo i błogo. Skoro było tak, jak mówił Matt, to czemu Elena i
Damon opowiedzieli mi zupełnie inną historię? Rozumiem, że przy Elenie musiał
udawać, zależy mu na niej, ale czemu nie pisnął ani słowa, kiedy byliśmy sami?
A na koniec prośba do wszystkich czytających tego bloga:
Trochę głupio pisać mi takie ogłoszenie, ale czego nie robi się, żeby sprawić przyjemność nastolatce ;)
Do rzeczy, moja siostrzenica (wzorem milionów nastolatek) ma świra totalnego na punkcie one direction, przyjeżdża do mnie na święta i postanowiłam zrobić jej niespodziankę w postaci pudła wypełnionego rzeczami związanymi z tymże zespołem (artykuły, plakaty, gadżety - wszystko). Dlatego apeluję do każdego, kto przeczyta to ogłoszenie, żeby skontaktował się ze mną, jeśli takie rzeczy posiada (wygrałeś w konkursie coś, co Ci niepotrzebne? W gazecie natknąłeś się na plakat artykuł o tym zespole? Pisz do mnie, przyjmę wszystko). Będę bardzo wdzięczna!
Bardziej jaskrawo być nie mogło ;D
uuuu! Jakie cudne! Megaśnie. Szczerze? przeżyłabym chyba jeszcze, ze Olivia została porwana. Serio. Jak okazało się, ze Matt zaalarmował o tym wszystkich to było nieprawdopodobne, aczkolwiek możliwe. Ale nie po prostu nie mogę uwierzyć, że Damon ją uratował i na dodatek opiekował się nią (co z tego, ze wraz z Elleną) przez prawie tydzień. Słodziutko :P. W ogóle rozmowa Damona sama na sam z Olivią była cudna. (Nie zwracałam na to uwagi, ale gdzieś tam zamiast "nie" jest "ni") A podsumowanie było wręcz mistrzowskie. Bo chyba tak jest, że nie od razu się jest zakochanym i się to okazuje. Więc jak najbardziej trafnie :P
OdpowiedzUsuńPodsumowując: pięknie. Taka mała dygresja: zwykle dużo krytykuję, ale dziś albo mam bardzo dobry humor albo było bardzo dobrze :P
Ps. Wybacz, ale nawet nie wiem, co to za zespół. Wpisałam w wyszukiwarkę i te twarze nic mi nie mówią.
Chyba miałaś dobry humor hehe ;)
UsuńDzięki za (jak zawsze) miły komentarz :D
Tak, ta końcówka nawet mnie zaskoczyła ;D To znaczy pisałam i oczywiście fabuła wymknęła się spod kontroli :D No ale cóż, małe kroki ich do siebie zbliżają, co nie znaczy, że obędzie się bez przeszkód ;D
Jezu ! Kocham twoje opowiadanie ! Jest takie inne , pierwszy raz czytam takie opowiadanie z taką świetną tematyką o wampirach. Książki owszem czytam i pamiętniki wampirów też czytam , ale opowiadania na onecie i spocie są dziwne , jakoś nie przypadło mi jeszcze do gustu. No , aż do teraz .. Twoje opowiadanie jest genialne dosłownie ! Powiadamiasz o nowych rozdziałach ? Jeśli tak to proszę powiadamiaj mnie na : http://story-about-ghosts.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńJakbyś mogła to proszę powiadamiaj , będę ci naprawdę wdzięczna : D
Dodałam Cię do informowanych ;)
UsuńDziękuję za przemiły komentarz i pozdrawiam :D
Jej w końcu się do Ciebie dobrałam.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystkie blogi po kolei i w końcu dotarłam do Ciebie.
Na początek zaskoczyła mnie długość rozdziału.
Nie mam pojęcia ile stron napisałaś, ale jestem pewna, że wyszło tego sporo.
Co do rozdziału... Rebecach to niezła suka bez dwóch zdań.
Jak ona mogła potraktować tak Olivię... dobrze że Matt pojawił się jej na pomoc.
Przy Tobie zaczynam zmieniać zdanie na temat jego postaci i patrzeć inaczej na jego osobę.
zaciekawiła mnie też coraz bardziej rozwijająca się sytuacja między Damonem a Olivią.
aj pozostaje mi czekać na ciąg dalszy.
niesamowicie rozwijasz się w tym opowiadaniu
No to od początku, rozdział ma długość 5 lub 6 stron w Wordzie, więc faktycznie sporo. Mam tak, że jak zaczynam pisać rozdział, to nie mogę się zatrzymać ;)
UsuńRebekah faktycznie pokazała pazurki, jednak ktoś musiał czarną robotę odwalić ;p
Co do reszty... ja tam lubię Matta i w serialu i w książce, ale już o tym pisałam, a co do Olivii i Damona... obiecuję, że nie będzie zbyt łatwo :D
Damon Salvatore superhero. Łał. Lubię to. Jest taki uroczy na swój własny pokręcony sposób. No i nieprzewidywalny. Ale to akurat wszyscy już wiedzą ;) Stefek jak zawsze... bezużyteczny osobnik. Żadna nowość. Postać Olivii ładnie się rozkręca. Elena, to zawsze będzie Elena - trochę przypomina mi słowa z serialu, które padły w związku ze Stefanem.
OdpowiedzUsuńTa historia zmierza w ciekawym kierunku.
Błędy. Naprawdę chcesz? ;) Żartuję. Z tego co zauważyłam, to w kilku miejscach brakuje znaków zapytania, o na przykład tutaj: "- Co to ma znaczyć – dziewczyna zaśmiała się i w ułamku sekundy pokonała odległość jaka dzieliła drzwi, przy których stała do mnie. – dobre pytanie."
Ale to szczegóły. I coś jeszcze. Powtórzenie. "Zadzwonić do niego po raz kolejny, po raz kolejny smakując smak porażki". Mogłoby być: zadzwonić do niego znowu, po raz kolejny smakując smak porażki". Tyle. Więcej nie wyłapałam.
Chyba nie muszę dodawać, że mi się podoba? ;)
To powtórzenie było celowe, ale dzięki za zwrócenie uwagi na błędy.
UsuńJak zwykle dziękuję za komentarz i to tak wyczerpujący!
Pozdrawiam :)
Nie, nie będę zła. Domyślam się, że chcesz dodać tło i zmienić zaokrąglenie rogów avatara?
OdpowiedzUsuńZacznę od tego, że co ona narzeka na seksowne majciochy? No jak to się nie przydadzą, ma Damona koło siebie! Który swoją drogą niesamowicie mnie zadziwił po przeczytaniu końcówki *.*
OdpowiedzUsuńOgólnie w twoich rozdziałach tyle się dzieje.. a nawet jeśli się nie dzieje to i tak się dzieje ;__; uch, chodzi mi o to, że nawet nudny jak flaki z olejem rozdział, o imieninach wujka czy coś w tym guście, napisany przez ciebie przyjemnie i ekscytująco by mi się czytało (mam wrażenie, że to zdanie jest zbyt długie i przez to pozbawione sensu.. no cóż, ufam że i tak zrozumiesz co chcę powiedzieć)
O ranyy.. wypadałoby iść spać, już po dwunastej, ale jak ja zasnę z tak dużą ilością Damona we krwi?
Dobra, dobranoc jutro czytam dalej ;3
bboskie!
OdpowiedzUsuń