I kolejny rozdział, z którego nie jestem zbyt zadowolona, ale może Wam się spodoba :) Z ciekawostek - dziś są imieniny Klemensa (tak tak, sprawdźcie w kalendarzach) więc myślę, że data na publikację rozdziału jak najbardziej trafna. Gdybym miała podzielić to opowiadanie na części, to mogłabym śmiało stwierdzić, że część druga rozpoczęła się już w poprzednim rozdziale. W tym natomiast pojawi się kolejny bohater serialowy i mam nadzieję, że moja kreacja tego pana przypadnie Wam do gustu. Z dobrych wieści: mam napisane kilka linijek rozdziału 14-go jest więc szansa, że pojawi się on w mniejszym odstępie czasowym niż ten :). Nie przedłużając - zapraszam na rozdział 13-ty.
Przepłakałam pół nocy. Tak, dokładnie tak.
Dokoła sukkuby panoszyły się w ciałach moich koleżanek, wysysając z moich
przyjaciół życiową energię, ja spędziłam
noc na płaczu i użalaniu się nad sobą. Byłam egoistką, zapatrzoną w siebie i
swoje problemy. Czułam się z tym
okropnie i chciałam przestać, ale cały czas miałam przed oczami twarz Damona. W
uszach brzmiały mi jego słowa o tym jak bardzo mnie nienawidzi. Gdybym nie była
wtedy zrozpaczona, niechybnie porównałabym tą sytuację do dialogu Króla Juliana
z Melmanem, ale cóż. Rozpacz wzięła górę. On nic nie rozumiał.
Myślał, że jestem jakaś zakłamaną intrygantką. Sama nie wiedziałam czy mam z tego powodu wściekać się, czy iść do łazienki i płakać dalej, ale tak naprawdę nie mogłam zrobić ani jednego ani drugiego. Musiałam wstać. Wywlec się z niewiarygodnie wygodnego łóżka i coś na siebie założyć. Na początek wysunęłam głowę spod kołdry. Nie mogłam zaprzeczyć, że dostał mi się wyjątkowo urokliwy pokój. Prawdopodobnie kiedyś mieszkała tu babka lub jakaś zdziczała ciotka Salvatore’ów. Na ścianach tkwiła tapeta w kwiatki. Nie, żebym miała coś przeciwko kwiatom w ogóle, ale moim zdaniem najlepiej prezentują się one na łąkach. Ewentualnie w wazonach, ale na Boga nie na ścianach i nie w takich ilościach! Małe bukieciki w pastelowych barwach wyglądały jakby wściekły bożek łąk starał się upchnąć ich możliwie najwięcej, na możliwie najmniejszej powierzchni. Czułam się jak na jakiejś irracjonalnej polance, gdzie nie ma miejsca na drzewa, ścieżki czy chociażby robaczki. Wszędzie kwiaty. Dzieła dopełniał zielony, puchaty dywan zakrywający szczelnie każdy milimetr podłogi. Nie wiem czy warto o tym wspominać, ale zasłony również były w kwiatki. Po kilku minutach przyglądania się tej kwiatowej scenerii miałam dość. Postanowiłam jak najszybciej opuścić koszmarny pokoik i zejść na spotkanie z przeznaczeniem. Czyli porozmawiać ze Stefanem i Bonnie o mojej roli w walce z sukkubami. Schodząc po wiekowych schodach, czułam się jak Mary Sue radośnie podążająca na śniadanie. Różnica była taka, że nie byłam chodzącym ideałem, a w kuchni czekał na mnie wampir, a nie kochająca mamusia. Podobno każdy dostaje od losu to, na co zasługuje. Wszedłszy do kuchni odnotowałam jeszcze jedną różnice między mną a nieugiętą bohaterką powieści i blogów. Nie było żadnego śniadania. Dopiero kiedy stanęłam w kuchni, dotarło do mnie, że w tym domu pełni ona jedynie funkcje ozdobną. A ja miałam ochotę na jajecznicę i chętnie powiadomiłabym o tym fakcie Stefana, gdyby nie szara eminencja stojąca (to już chyba była jego mała tradycja) w kącie kuchni (nie wiem, czemu tak lubił kąty). Był oczywiście posępny, nieprzyjazny i seksowny. Nic nowego.
Myślał, że jestem jakaś zakłamaną intrygantką. Sama nie wiedziałam czy mam z tego powodu wściekać się, czy iść do łazienki i płakać dalej, ale tak naprawdę nie mogłam zrobić ani jednego ani drugiego. Musiałam wstać. Wywlec się z niewiarygodnie wygodnego łóżka i coś na siebie założyć. Na początek wysunęłam głowę spod kołdry. Nie mogłam zaprzeczyć, że dostał mi się wyjątkowo urokliwy pokój. Prawdopodobnie kiedyś mieszkała tu babka lub jakaś zdziczała ciotka Salvatore’ów. Na ścianach tkwiła tapeta w kwiatki. Nie, żebym miała coś przeciwko kwiatom w ogóle, ale moim zdaniem najlepiej prezentują się one na łąkach. Ewentualnie w wazonach, ale na Boga nie na ścianach i nie w takich ilościach! Małe bukieciki w pastelowych barwach wyglądały jakby wściekły bożek łąk starał się upchnąć ich możliwie najwięcej, na możliwie najmniejszej powierzchni. Czułam się jak na jakiejś irracjonalnej polance, gdzie nie ma miejsca na drzewa, ścieżki czy chociażby robaczki. Wszędzie kwiaty. Dzieła dopełniał zielony, puchaty dywan zakrywający szczelnie każdy milimetr podłogi. Nie wiem czy warto o tym wspominać, ale zasłony również były w kwiatki. Po kilku minutach przyglądania się tej kwiatowej scenerii miałam dość. Postanowiłam jak najszybciej opuścić koszmarny pokoik i zejść na spotkanie z przeznaczeniem. Czyli porozmawiać ze Stefanem i Bonnie o mojej roli w walce z sukkubami. Schodząc po wiekowych schodach, czułam się jak Mary Sue radośnie podążająca na śniadanie. Różnica była taka, że nie byłam chodzącym ideałem, a w kuchni czekał na mnie wampir, a nie kochająca mamusia. Podobno każdy dostaje od losu to, na co zasługuje. Wszedłszy do kuchni odnotowałam jeszcze jedną różnice między mną a nieugiętą bohaterką powieści i blogów. Nie było żadnego śniadania. Dopiero kiedy stanęłam w kuchni, dotarło do mnie, że w tym domu pełni ona jedynie funkcje ozdobną. A ja miałam ochotę na jajecznicę i chętnie powiadomiłabym o tym fakcie Stefana, gdyby nie szara eminencja stojąca (to już chyba była jego mała tradycja) w kącie kuchni (nie wiem, czemu tak lubił kąty). Był oczywiście posępny, nieprzyjazny i seksowny. Nic nowego.
-
Przejdźmy do rzeczy – stwierdziłam udając, że nie słyszałam pogardliwego
prychnięcia z kąta kuchni. A siedź tam sobie ty karaluchu! Pomyślałam, a na
głos oznajmiłam – jaka jest moja rola?
Bonnie,
siedząca przy kuchennym stole była ledwo widoczna zza stosu ksiąg i dziwnych
przedmiotów.
-
Twoje pochodzenie sprawia, że jesteś odporna na wszelką magię, również na
opętanie przez sukkuba. Fakt, że jesteś kobietą gwarantuje nam, że żaden z
demonów cię nie uwiedzie, możesz więc zagrać. Potrzebujemy byś dotarła do
królowej demonów, naczelnego sukkuba. – Bonnie wstała od swoich ksiąg i patrząc
na mnie wyrecytowała słowa, które, byłam pewna, nie były jej autorstwa – Ta
zaś, która zgniecie głowę Lilith, dostanie jej koronę. I padną jej do stóp
demony i rozpocznie się studniowy bal na cześć nowej królowej.
-
Acha, czyli mam znaleźć królową demonów i ją sprzątnąć, tak? Nic prostszego. –
Pokręciłam głową. – Bonnie, czy nie uważasz, że gdyby zabicie Lilith było takie
proste to już dawno ktoś by to zrobił? Na przykład ty?
-
Ani ja, ani nikt z tego świata nie ma mocy by ją pokonać. Ty musisz, udając
jednego z sukkubów dostać się do Lilith.
-
Ja za to mam moc, jestem czarodziejką z księżyca, zrobię księżycowe hop-siup i
będzie po tej zdzirze, tak?
-
Pamiętaj, że nie jesteś w tym sama. Nie możemy jej zabić, ale możemy ci pomóc.
-
Niby jak? Może ty udawaj opętaną przez sukkuba i idź do tajnej bazy Lilith, a
ja posiedzę z nosem w książkach? – Z ciemnego kąta dało się słyszeć niezbyt
przychylny komentarz na temat tchórzów i zdrajców. Nie mogłam puścić tego
płazem. - A co z wampirami? Sukkuby lecą tylko na żywych facetów?
-
Wampiry nie są w stanie zapłodnić sukkuba, a im zależy tylko na potomstwie.
-
Czyli są bezużyteczne. Nic nowego. – Znów prychnięcie z kąta. Punkt dla mnie. –
Dobrze, podsumujmy fakty – siadłam przy stole i zaczęłam wypisywać kolejne
punkty na liście. – Po pierwsze Lilith i jej służki nie mogą zmanipulować
jedynie mnie. Po drugie, nie interesują ich wampiry i impotenci. Po trzecie
układ sił jest nierówny. Ja mam do pomocy niewielką grupę wampirów, dwie
hybrydy i wiedźmę, a ona całą armię napalonych lasek. Ktoś może mi powiedzieć
gdzie ją znajdę?
Po
chwili pożałowałam tego pytania. Damon wyszedł ze swojego kąta wyciągając ramię
w moją stronę. Z otwartej dłoni zwisało coś, co mieniło się w świetle promieni
słonecznych wpadających przez ogromne okno w kuchni. Przyjrzałam się tajemniczemu
przedmiotowi.
-
Nie ma mowy! – Wrzasnęłam, gdy rozpoznałam wisiorek od Klemensa – Sami to sobie
zakładajcie! Ja nie mam zamiaru więcej… - Przerwałam bo akurat doznałam
olśnienia. Twierdzili, że jestem odporna na opętania i tak dalej. Damon uważał mnie
za zdrajczynię. Oni nie wiedzieli, że Dora mnie opętała. A skoro mogła to
zrobić Dora, to nie było to też żadnym problemem dla jakiegoś sukubba.
Spojrzałam na Damona, Bonnie i Stefana. Najwyraźniej nie rozumieli mojego
wybuchu. Miałam wybór. Powiedzieć im, że Damon miał rację i nie mogę im pomóc,
albo założyć ten cholerny wisiorek i przywitać się z Dorą. O ile jej dusza
jeszcze tkwiła w wisiorku. Jeśli jednak nie to jak mógłby mi on pomóc
zlokalizować Lilith?
-
Olivio, wiem jak bardzo przeżyłaś uwięzienie przez Klemensa – Stefan jak zawsze
starał się być taktowny. – Domyślam się, że ten wisiorek przypomina ci o
wszystkich tych zdarzeniach, jednak jest on naszą jedyną szansą.
Świetnie.
Po prostu super. Miałam wybór? Nie, nie miałam. Musiałam założyć ten obrzydliwy
wisiorek i paradować w nim po Mystic Falls szukając królowej sukkubów, która
mogła ukryć się w ciele dowolnej kobiety w mieście. To mogła być Meredith,
April, albo nauczycielka z liceum.
-
O właśnie, a co z moją pracą? Nikogo nie dziwi, że nie pojawiłam się w niej po
powrocie ze szpitala? I co z moim domem, czemu nie mogę tam wrócić?
Miny
całej trójki podpowiadały mi, że nie będę zadowolona z odpowiedzi.
-
Widzisz – zaczął Stefan. – Najpierw Klemens cię zniewolił, a potem wpadłaś w
śpiączkę. Dyrekcja musiała znaleźć zastępstwo.
-
Mają kogoś na moje miejsce? To niedorzeczne, a co ze mną? Co mam teraz robić?
Być etatowym pogromcą demonów?
-
Osoba, którą przyjęli na twoje miejsce ma odpowiednie kwalifikacje i myślę, że
po prostu, kiedy to się skończy będziesz musiała poszukać nowej pracy.
-
I domu. – Damon, jak zwykle wspierający uśmiechnął się tym swoim pogardliwym
uśmieszkiem. Jakże piękny i subtelny sposób na powiedzenie „wynoś się stąd”.
-
OK., rozumiem. Wykończyć demony, znaleźć nową pracę i dom. I obić mordę lasce,
która mnie wygryzła.
-
To Natalie. – W głosie Damona nie było już tej pewności, którą dało się wyczuć
przed chwilą.
-
Co Natalie? – Popatrzyłam na niego, tak naprawdę nie chcąc znać odpowiedzi.
-
Natalie zajęła twoje miejsce.
Oczywiście.
Zamieszkała w moim domu, sypiała z Damonem i na dodatek objęła moje stanowisko.
Fantastycznie. Żyć nie umierać. Obróciłam się na pięcie i wymaszerowałam z
kuchni. Przemierzyłam ogromny salon i nie słuchając protestów wiedźmy i
wampirów wyszłam z domu. Skoro straciłam wszystko, musiałam chociaż odzyskać
kota.
Rezydencję Salvatore’ów dzieliło od
mojego byłego już domu dwa i pół kilometra. Nie wiem jakim sposobem pokonałam
tę odległość w piętnaście minut. Być może była to zasługa trzech podniszczonych
srebrnych ryb, dyndających na mojej szyi, a może po prostu kierowała mną
wściekłość. W każdym razie, nim się zorientowałam, stałam przed drzwiami domu,
w którym kiedyś mieszkałam. Najprostszym wyjściem byłoby zapukanie do drzwi,
jednak po chwili zorientowałam się, że nikt mi nie otworzy, Natalie o tej porze
była w pracy. Nie pozostało mi nic innego jak po prostu wejść i zabrać kota, a
przy okazji zobaczyć co się dzieje z moimi rzeczami. Drzwi były zamknięte,
czego niby się spodziewałam? Niewiele myśląc, przemaszerowałam na tyły domu by
sprawdzić, czy rudzielec nie zostawił otwartego okna. Niestety, po wejściu do
ogrodu okazało się, że okna są nie tylko zamknięte, ale i zasłonięte, więc nie
mogłam sobie nawet popatrzeć przez okno. Wściekłość zagotowała się we mnie
ponownie. Podniosłam leżący w trawie spory kamień i zamachnęłam się. To mój
dom, do cholery i mój kot i skoro ta laska zabrała mi już tyle ważnych dla mnie
rzeczy, to kota jej nie oddam. Rzuciłam kamień z całym impetem, a potem ze
zdziwieniem zauważyłam, że szyba się nie stłukła. Za to przede mną stał Klaus i
podrzucał MÓJ kamyczek, z MOJEGO ogródka.
-
Złość piękności szkodzi, kochana. – Uśmiechnął się lekko, upuszczając kamyk na
trawę. – Poza tym nie potrzebujemy teraz, by oczy całego Mystic Falls były
zwrócone w twoją stronę.
-
Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać. Nie lubię cię. – Jego zdziwione spojrzenie
było godziwą zapłatą za zniweczenie mojego podstępnego planu.
-
Nie znasz mnie.
-
Znam cię aż za dobrze, a teraz zejdź mi z drogi.
-
Skąd w tobie tyle gniewu, Olivio? Kiedy tu przybyłaś, byłaś tak przyjaźnie
nastawiona do świata, a teraz?
-
A teraz zejdź mi z drogi!
Nie
wiem, czy widzieliście kiedyś wariatkę. Wariatka to ktoś, kto nie panuje nad
swoimi emocjami. Ktoś kto rzuca się na wiekową hybrydę, a potem tłucze jej tors
pięściami. Wariatka to osoba, która próbuje się wyrwać z ramion istoty tryriald
razy od siebie silniejszej, grożąc jej i wyzywając. W końcu wariatka się
uspokaja, opiera głowę o tors, który przed chwilą tłukła z taką zaciętością i
wybucha płaczem. To byłam ja. Po chwili zaczęłam się śmiać i Klaus znów nie
wiedział co zrobić więc mnie puścił i odszedł.
-
Zaczekaj! – Krzyknęłam, a on o dziwo zatrzymał się i popatrzył na mnie. – Skoro
już tu jesteś, mógłbyś mi pomóc?
-
W wybijaniu szyb?
-
Nie, przyszłam po kota. – Jego spojrzenie dało mi do zrozumienia, że faktycznie
ześwirowałam. Przynajmniej według niego. – Zobacz, straciłam wszystko: dom,
pracę… został mi tylko ten cholerny kot. Polubiłbyś go. Jest rudy, jak ty.
-
Olivio, ja nie mogę wejść do tego domu, nawet gdybym zdołał otworzyć drzwi.
-
Ty je otworzysz, ja wejdę, wezmę kota, a potem grzecznie stąd pójdziemy, co ty
na to?
-
Nie czuję potrzeby ratowania zwierząt z opresji.
-
Nie myliłam się co do ciebie.
-
Co masz na myśli?
-
Jesteś psychopatycznym, zapatrzonym w siebie dupkiem, który nie pomoże nikomu,
jeśli nie widzi w tym korzyści dla siebie. – W odpowiedzi Klaus tylko się
uśmiechnął i odszedł, tym razem na dobre. Zostałam sama, mogłam więc spokojnie
wybić szybę. Wątpiłam, by pierwotny wrócił i znów mnie powstrzymał. Schylając
się po kamień, usłyszałam szelest w pobliskich krzakach. Obróciłam się i
zobaczyłam coś co po umyciu i odkarmieniu mogłoby okazać się Ianem. Zawołałam
go po imieniu, a on natychmiast przybiegł. Mój kot! Taki zaniedbany! Ta cała
Natalie po prostu go wyrzuciła! Rozumiałam, że wampiry mogły nie mieć uczuć,
ale człowiek? Jak mogła być tak bezduszna? Przytulając kota, poczułam pod
powiekami pieczenie. Nie mogłam się teraz rozklejać, musiałam wrócić do domu i
doprowadzić Iana do porządku.
Właściwie cały dzień zmarnowałam na
głaskanie Iana i opłakiwanie jego tragicznego stanu. Za oknem było już ciemno,
a ja miałam zamiar spisać ten dzień na straty, kiedy ktoś zaczął dobijać się do
drzwi mojego pokoju. Kiedy je otworzyłam, ujrzałam Stefana z Eleną, oboje mieli
nietęgie miny.
-
Co się stało? – Zapytałam, przenosząc wzrok z jednego na drugie.
-
Ubieraj się, wychodzimy. – Stefan nie był zbyt rozmowny, ale ja nie miałam
czasu ani możliwości na dopytanie o co tak właściwie chodzi. Chwyciłam kurtkę i
zbiegłam po schodach, próbując ich dogonić. W końcu, gdy byliśmy już na ulicy,
odezwała się Elena.
-
Dostałam sms od Matta, przyszła do niego April.
-
Myślimy, że to dobra okazja na zapoznanie się z problemem. – Dokończył Stefan,
a mnie zrobiło się słabo. Więc to już. Zaraz miałam zobaczyć sukkuba. Nie do
końca wiedziałam co mam z nim zrobić, jak zaatakować by nie skrzywdzić
dziewczyny mojego przyjaciela i czy w
ogóle dam radę cokolwiek z nim zrobić. Dom Matta pogrążony był w ciemnościach.
Jedynie w jednym z okien migało słabe światło, było to okno sypialni mojego
przyjaciela, a źródłem jasności była najpewniej świeczka. Nie wiedziałam co to
mogło oznaczać, jednak nie miałam czasu na zastanawianie się. Jako jedyna z
towarzystwa mogłam przekroczyć próg tego domu i pomóc chłopakowi. Klamka
ustąpiła bez problemu i po chwili, gdy mój wzrok przystosował się do ciemności,
powoli ruszyłam schodami w górę. Starając się nie potrącić niczego i nie
narobić hałasu, przemierzyłam korytarz i stanęłam pod drzwiami pokoju Matta. Z
wewnątrz dochodziły ciche westchnienia i jęki, kojarzące mi się jednoznacznie.
Przez chwilę zastanawiałam się, czy aby na pewno powinnam tam wejść, przecież
oni mogli się po prostu kochać. O czym ja myślałam? Kochać się? Ta zdzira
siedząca w ciele April wysysała energię życiową z mojego przyjaciela, to co
robili nie miało nic wspólnego z miłością. Z impetem kopnęłam drzwi tak, że
wyleciały z futryny, po czym osłupiałam. Jak ja to u licha zrobiłam? I wtedy to
poczułam - wisiorek od Klemensa pulsował na mojej piersi tak mocno, że aż
parzył skórę. Wydobyłam go spod bluzki i zauważyłam, że zazwyczaj matowa
powierzchnia lśni jakby była świeżo wypolerowana. Czyżby ten wariat miał rację?
Bractwo prawdziwych naprawdę chciało wspierać mnie w walce z nadprzyrodzonymi
istotami? Głośny jęk wytrącił mnie z zamyślenia, spojrzałam na parę na łóżku.
Matt leżał bezwładnie z zamkniętymi oczami i rozchylonymi ustami, a po jego
policzku spływała strużka śliny, na nim siedziała okrakiem nagusieńka April.
Podeszłam bliżej, przyjrzałam się dokładniej i ledwo powstrzymałam wymioty.
Ciało dziewczyny było równie bezwładne jak ciało mojego przyjaciela. Siedziała
sztywno z mętnym wzrokiem utkwionym w ścianie, a jej usta wykrzywione były w
grymasie bólu. Dłonie zaś gładziły tors Matta przywodząc na myśl najczulszą
pieszczotę, jednak jeśli przyjrzeć się im bliżej, można było zauważyć długie,
zwierzęce pazury przecinające skórę torsu chłopaka. Krew sącząca się z rozcięć
spływała po jego ciele, a tuż nad skórą zebrała się delikatna fioletowa
mgiełka. Kiedy tylko się pojawiła, April pochyliła się, wysunęła długi,
rozszczepiony jęzor i zaczęła zlizywać tę mgiełkę. Nie miałam pojęcia co to
było, ale na pewno to co robiła ta dziewczyna nie było normalne. Rzuciłam się
na nią z impetem, spychając z Matta, który chyba i tak nie odczuł różnicy. W
jednej chwili zadowolona z siebie, w drugiej leżałam na podłodze przygnieciona
ciężarem April. Z przerażeniem odnotowałam zmiany w wyglądzie dziewczyny. Na
pokrytej w połowie rybią łuską twarzy skrzyły pozbawione rzęs oczy o
fluorescencyjnej niebieskiej barwie, a zęby były zaostrzone jak u kota, czy
jakiejś dzikiej bestii.
-
Panna Piemonte nie powinna wchodzić w drogę. – Wysyczała kreatura, po czym
smagnęła mnie po policzku tym obrzydliwym jęzorem. – Powinna nie ożywać.
Powinna pilnować ssswoich sssspraw. Otworzyć bramę i zniknąć powinna…
-
Mam taki dziwny zwyczaj, że co otworzę to zamykam, wiesz? – Oznajmiłam i
pociągnęłam paskudę za dość gruby kosmyk włosów, który niestety został mi w
dłoni. Na głowie demona widniał łysy placek, jednak zdawało się nie mieć to dla
niego znaczenia.
-
Zginiessssz…- Rzędy małych, zaostrzonych ząbków wbiły się w moje ramię. Piekący
ból przeszył całą moją rękę, wtedy jednak znowu poczułam pulsowanie na piersi.
Wkładając w to wszystkie swoje siły, odepchnęłam April i z zaskoczeniem
zauważyłam, że ta wylądowała na przeciwległej ścianie. Zaczynały mi się podobać
te moje supermoce i z chęcią bym się
nimi pozachwycała w innych okolicznościach. Teraz, niestety, nie było na to
czasu. Podeszłam do sukkuba i zacisnęłam mu dłoń na szyi.
-
I kto tu zginie, paskudo?
Demon
tylko się zaśmiał.
-
Panna Piemonte zabije April? To jej ciało, dusssssi i pozbawia życia tylko sssswoją
przyjaciółkę, ja znajdę inną nosssssicielkę. – Cholera, ta paskuda miała rację.
Spojrzałam na nią i zauważyłam cień strachu przemykający po twarzy demona.
Wisiorek. No tak. Wolną ręką sięgnęłam pod bluzkę i wyciągnęłam błyskotkę.
Sukkub zamieszkujący ciało April pisnął nieludzko.
-
Boisz się tej błyskotki kochanie?
-
Zginiessssszz! Lilith pomśśśśści!
To
zaczynało mieć sens.
-
Pomści mnie? To pięknie bo chętnie bym się z nią spotkała, może nas umówisz?
-
Wypuśśśść! Powiem pani, że jej ssssszukasssssz!
-
Chcę się z nią spotkać! Masz tu pamiątkę. – Przyłożyłam wisiorek do policzka
demona, syk i swąd palonej skóry rozniósł się po pomieszczeniu. Kiedy odsunęłam
wisiorek, na policzku sukkuba widniały blizny w kształcie trzech ryb. – I nie
zapomnij mnie z nią umówić.
-
Powiem Lilith… Pani znisssssczy pannę Piemonte. – To rzekłszy demonica zawyła
dziko i wręcz wystrzeliła z ciała April. Ciemny kształt w ekspresowym tempie
przeniknął ściany budynku i odleciał w kierunku przedmieść. Ciało April opadło
bezwładnie na podłogę. Podsumowując w pokoju leżały dwie nieprzytomne osoby,
bez namysłu zadzwoniłam po karetkę.
- Powinnaś była jechać z nimi,
Olivio. – Stałam na ulicy, przed domem Matta. Karetka zabrała oboje do
szpitala, a ja mimo nalegań sanitariuszy nie pozwoliłam opatrzyć sobie rany.
Stefan i Elena nie rozumieli mojego uporu.
-
Dobrze zrobiła – stwierdził Klaus, ściągnąwszy mi kurtkę. – Nie znalazłaby
dobrej wymówki na to.
Faktycznie.
Moje ramię wyglądało, jakby rzuciło się na mnie dzikie zwierzę. Spod
rozszarpanej skóry wystawały kawałki pogryzionego mięsa. Bolało jak cholera,
ale co najlepsze ból poczułam dopiero, kiedy pogotowie zabrało Matta i April.
Adrenalina jednak robi swoje. Jeszcze raz zerknęłam na swoje ramię, po czym
zwymiotowałam.
Witaj!!
OdpowiedzUsuńOoo, Kochana! Zaskoczenie po całości! Kurcze w tym w rozdziale wszystko do mnie przemawiało, od pogardliwego Damona, przez sukkuba siedzącego w April, zatrzymując się na wymiotującej w ostatniej linijce Olivii. Musisz koniecznie, ja Cię błagam, napisać coś szybko, bo moja ciekawość apropo dalszej części przygód Olivii jest nieposkromiona! Natalia.. grr! Ciebie to bym wywaliła z tego domu, a nie biednego Iana. Jak ona tak mogła?!
Nie mogę się doczekać, kiedy Olivia skopie tyłek tej Lilith, będzie się działo! Jestem wręcz zachwycona opisem walki i wariackiej rozmowy z Klausem! Twoja wyobraźnia jest wspaniała :D Dziewczyno, umilasz mi życie swoimi rozdziałami ^^
A co z Twoim szablonem? Ma jakiś nagłówek? Niestety, go nie widzę..
Całuję ;*
Dobra, widzę :D I mi się bardzo podoba ^^
UsuńHej, a no zmieniałam szablon i przez chwilę go nie było (nagłówka), cieszę się, że wywołuję tą pisaniną takie emocje ;D
UsuńJuż miałam nadzieję że będę pierwsza a tu ktoś mnie wyprzedził:(
OdpowiedzUsuńTo sie nazywa mieć pecha...
Ale od początku.
Z całego rozdziału najbardziej szkoda mi..... Iana... no normalnie jak można wyrzucić biednego i opuszczonego kocurka?
Ta cała Nathalie jest chyba pozbawioną sumienia wydrą.
Chyba bym jej serce wyrwała i zgniotła jak ma to w zwyczaju Regina.
I za kota a co!
Co do samej Oliwii to niesamowicie podoba mi się jej humor.
Nie wiem czemu ale ona kogoś mi przypomina w swoim charakterystycznym stylu.
Jest fantastyczna... ale szkoda mi jej z powodu Damona... najwyraźniej nadal jej nie wybaczył i uważa ją za zło konieczne...
I ta sytuacja z April.. demonica chyba nie ustępuje w swoich zamiarach.
Moim zdaniem robi się coraz ciekawiej i utrzymujesz poziom a śmiem powiedzieć nawet że jest jeszcze lepiej.
Rozwijasz się i jedyne na co moge narzekać ale to u mnie standardowe to długość rozdziału.
tymczasem życzę dużej ilości weny i czekam na ciąg dalszy!
I chce Damona!!
Klaus<3 Już myślałam, że się nie doczekamy. Fajnie oddałaś jego serialowy charakter. Ale, że kotów nie lubi? Toż to zbrodnia!;) w tym rozdziale autentycznie szkoda mi April. Wolę sobie nie wyobrażać co będzie, kiedy wróci do siebie. O. nieźle się spisała, tylko ten Damon i... Natalie? Lekka przesada. Wystarczyło na chwilę umrzeć, żeby znalazł sobie inną. Ironia losu. Tak, tak, czekam na więcej;) Ps: u mnie 18 rozdział. Zapraszam w wolnej chwili;)
OdpowiedzUsuńNatalie przewijała się już wcześniej (patrz rozdział sylwestrowy - tak, ta ruda laska to własnie Natalie :) ). Nie spodziewajmy się po Damonie monogamii czy oddania jednej kobiecie. Wszak nawet kochając Elenę (w serialu) sypiał z innymi :)
UsuńUmieram z ciekawości, co dalej. Pisz szybciutko! <3
OdpowiedzUsuńNie mogę uwierzyć, że rozdział był tu tak długo, a ja przeczytałam go dopiero teraz!
OdpowiedzUsuńNo, no, no... Najbardziej zaintrygowała mnie Natalie. No i oczywiście to takie słodkie, jak Olivia jest o nią zazdrosna i złości się na nią. O Damonie już nawet nic nie wspominam:D
A i te nasze słodkie demony. To jest nieco przerażająca perspektywa. Właśnie zastanawia mnie bardzo co z opętaniami przez te istoty, skoro, Olivia była opętana przez Dorę. Nurtuje mnie co może z tego wyniknąć. Nie mogę się doczekać, jak to rozwiążesz.
no, to czekam na nowość :P
Kurcze! Cholernie mi się tu podoba. Nie przepadam za fanfikami "Pamiętników Wampirów', ale wnosisz tu ciekawa fabułę i opowiadasz w bardzo ciekawy sposób , z lekką dozą humoru. Porównania mistrzowskie! W naprawdę realistyczny sposób zakrawający w mojej reakcji o obrzydzenie(ale i tak czytałam dalej ) opisałaś sytuacje łóżkową z sukkubem . Bardzo mi się to podobało! Będę tu zaglądała częściej :) No i zapraszam także do siebie jeśli masz ochotę na chwilę wyczekiwania. A jeśli nie wiesz o co mi chodzi, to zajrzyj i zdecyduj czy będziesz chciała czekać. Do zobaczenia w kolejnym rozdziale:) pozdrawiam. [misterna-rozgrywka.blogspot.com]
OdpowiedzUsuńWitaj, Tatis.
OdpowiedzUsuńOcena Twojego bloga w końcu pojawiła się na Oceny Opowiadań. Bardzo Cię przepraszam za opóźnienia.
Pozdrawiam
aaaaaa tyle Klausa. Jaram się znowu. Teksty Olivii do niego były genialne, to z tym rudym xD że też się tak nie bała fikać milionoletniej hybrydzie? xD
OdpowiedzUsuńNo i Damon mnie cholernie wkurza, niech no już się ogarnie i będzie znowu słodziakiem w stosunku do Olivii *.*
Poza tym ciekawy pomysł z kreacją sukkubów, spodziewałam się jakiegoś zniewalającego piękna i urody olśniewającej mężczyznę, a tu takie paskudy xd