wtorek, 26 lutego 2013

Rozdział 12

Jest rozdział, radujmy się :) Chciałam Was wszystkich przeprosić za zaległości na Waszych blogach, obiecuję, ze nadrobię w tym tygodniu :)

            Co niby IM się udało? I kogo miał na myśli ten dupek mówiąc „my”? Walczyły we mnie skrajne emocje, a właściwie sama byłam tymi emocjami. Z jednej strony nienawidziłam go. Nienawidziłam go za zdradę, za to, że mnie zabił, za to, że o mnie nie pamiętał, a z drugiej strony ponad wszystko chciałam go przytulić i powiedzieć jak bardzo mi go brakowało.  Krążyłam wokół mojego uwielbianego wroga lub, jak kto woli, znienawidzonego ukochanego i nie wiedziałam nic. Nie wiedziałam co zrobić, jak reagować na jego obecność, co on zrobi i co stanie się, kiedy zjawi się Bonnie. Bo co do tego, że się zjawi nie miałam żadnych wątpliwości. Kolejnym dezorientującym faktem była współpraca tej dwójki. Przecież się nienawidzili.

Przynajmniej w serialu, a ja trafiłam do serialowego świata, więc dlaczego on do niej dzwoni? Czemu ona mu pomaga, albo on jej? Jak już wspomniałam, nie miałam pojęcia co się dzieje i absolutnie mi się to nie podobało. Najrozsądniejszym wyjściem byłoby zapytać Damona o co w tym wszystkim chodzi, ale brak powłoki cielesnej, a co za tym idzie ust, skutecznie mi uniemożliwiał jakikolwiek dialog. Sunęłam więc sobie krok w krok za tym dupkiem, który był dziś jeszcze bardziej pociągający niż zwykle i robiłam mu drobne psikusy - a to strąciłam jakiś bibelot z półki, a to rozpięłam mu guzik przy koszuli. Takie tam żarciki. Nie reagował. W każdym razie nie próbował mnie powstrzymywać w żaden sposób, od czasu do czasu uśmiechał się tylko tym swoim kpiącym uśmieszkiem. W końcu usłyszałam skrzypnięcie drzwi wejściowych i podążyłam z Damonem na powitanie Bonnie. Nic się nie zmieniła od dnia, w którym pomogła wampirowi porwać moje ciało, za to stojący za nią Matt zmienił się bardzo. Wychudł, pod jego oczami pojawiły się niezdrowe sińce, a wielkie dłonie  drżały jakby był po naprawdę ostrej imprezie. Zbliżyłam się do niego i wyciągnęłam swoją półprzezroczysta, widmowa dłoń by pogłaskać jego policzek. Kiedy tylko palce zetknęły się ze skóra Matta, ten odskoczył jak oparzony.
- Ona…ona naprawdę tu jest! – Spojrzał na Bonnie na poły przerażony, na poły zafascynowany.
- Tak, jest tutaj, musimy teraz spróbować się z nią jakoś skontaktować. Tylko ona jest w stanie nam pomóc.
Acha! Czyli przyszli tylko dlatego, że czegoś potrzebowali? Jeśli liczyli na jakąkolwiek pomoc z mojej strony, to się przeliczyli. Skupiając się maksymalnie, trzasnęłam drzwiami do sypialni dając im do rozumienia, że tam właśnie poszłam. Nie obchodziły mnie ich problemy tak samo jak im obojętny był mój los przez ostatnie tygodnie. Siedząc na łóżku słyszałam ich przytłumione głosy dochodzące z salonu. Bonnie najwyraźniej przygotowywała się do jakiegoś rytuału, a ci dwaj zdrajcy jej w tym pomagali. Powstrzymując ciekawość, zajęłam się podziwianiem widoków za oknem. Był wieczór, niebo było zachmurzone i padał deszcz. Nie była to ulewa, raczej deszcz z typu tych drobnych, ale irytujących, potrafiących przemoczyć człowieka do suchej nitki, milionami drobnych, niepozornych kropelek. Taki właśnie deszcz przywitał mnie, kiedy obudziłam się na poboczu szosy prowadzącej do Mystic Falls. Doskonale pamiętałam to uczucie wilgoci i zimna, dreszcze trzęsące moim ciałem przy każdym powiewie wiatru. Potem przypomniałam sobie uczucie zimna, kiedy zaskoczył mnie zimny wiatr i jeszcze coś… dotyk gorących warg Damona na imprezie halloweenowej. Próbowałam odegnać od siebie te wspomnienia, ale były silniejsze. Kiedy żyłam, czułam tyle rzeczy, zapachy, smaki, moje ciało rejestrowało każdą zmianę temperatury. I chociaż marznąc nie raz marzyłam, by już nigdy nie czuć mrozu, teraz za tym tęskniłam. Wtedy czułam, teraz tylko odczuwałam. Emocje były głównym elementem mojego istnienia. Tak wiele bym dała, by móc znów być człowiekiem. Marzyłam o tym , by poczuć miękkość futerka Iana pod palcami, smak wina i czekolady, a nawet ból.
- Możesz znów żyć, Olivio. – Podniosłam głowę i zobaczyłam Bonnie. Jak ona tu wlazła, skubana? Nawet jej nie usłyszałam.
- Jasne, a słonie latają. – Prychnęłam i przyjrzałam się jej dokładnie. – Jak to w ogóle możliwe, że mnie widzisz? I znasz moje myśli? Co wasza trójka kombinuje? Acha i musisz wiedzieć, że  z niczym wam nie pomogę. Nie mam zamiaru. Zdrajcy!
To wyraźnie zbiło ja z tropu, ale starała się trzymać fason. Podeszła, a raczej podpłynęła w powietrzu w moją stronę i usiadła na łóżku tuż obok mnie.
- Wyszłam z ciała, by móc się z tobą skontaktować. To prawda, potrzebujemy twojej pomocy, ale też możemy pomóc tobie. Możemy, a właściwie ja mogę sprawić, że wrócisz do swojego ciała.
- Ale nie ma nic za darmo, tak? W ogóle to myślisz, że ci wierzę? Przywrócisz mnie do życia i co? Będę zombie z przetrąconym karkiem, spacerującym po Mystic Falls? Pochowaliście mnie chociaż? Czy wrzuciliście moje ciało do rzeki i tyle?
Wiedźma wyglądała na zaskoczoną. Wzięła głęboki wdech (ciekawe po co, skoro była duchem, chyba chciała dodać swojej wypowiedzi dramatyzmu) i pogłaskała mnie po ramieniu.
- Naprawdę uważasz, że nie żyjesz?
- No, na to wygląda, chyba, że brak powłoki cielesnej to tylko moje urojenie. A może przyśniło mi się, że Damon skręcił mi kark? - Lubiłam Bonnie, ale czasem była tak irytująco tępa, że miałam ochotę jej przywalić. I to mocno.
- Chyba powinnaś o czymś wiedzieć. Słyszałaś o pierścieniach Gilbertów? Tych, które chronią ludzi przed śmiercią z rąk istot nadprzyrodzonych? – Skinęłam głową jasne, że słyszałam. – Wisiorek, który podarował ci Damon działa na podobnych zasadach. W momencie kiedy skręcił ci kark, odebrał ci życie, ale jednocześnie je uratował jakiś czas wcześniej, kiedy umieścił swoją krew w wisiorku.
- Że co? Nic z tego nie rozumiem.
- Damon dał ci wisiorek ze swoją krwią, który jak ci już mówiłam miał cię chronić.
- Tak, ale mówiłaś coś o atakach energetycznych i tak dalej, a nie o skręcaniu karku.
- Najprościej tłumacząc działa to tak: krew w wisiorku jest krwią Damona, w momencie, gdy skręcił ci on kark, krew przepłynęła do twojego ciała, uzdrawiając cię. Żyjesz, twoje ciało jest w szpitalu i znajduje się w stanie śpiączki.
- Ok., a dlaczego ja nie mogłam do niego wrócić, skoro krew Damona mnie uleczyła?
- Ponieważ proces uzdrawiania trwa jakiś czas. Przez te kilka dni dusza nie może dostać się z powrotem do ciała.  Razem z Damonem i Meredith uznaliśmy, że sprawa będzie wyglądać zwyczajniej, jeśli zabierzemy twoje ciało do szpitala, a ty wrócisz do niego, kiedy nadejdzie odpowiednia pora. Nie przyszło nam do głowy, że możesz być uwięziona w domu i nie mieć możliwości powrotu.
Ach, więc taką bajeczkę wymyślili? Byli bardziej cwani niż podejrzewałam, jednak nadal mi coś nie pasowało.
- Skoro jesteście tacy sprytni, to czemu nie domyśliliście się, że nie mogę wrócić?
- Jak już mówiłam, nie mieliśmy pojęcia, że jesteś uwięziona. Myśleliśmy, że błądzisz gdzieś po Mystic Falls, albo nie możesz wrócić do ciała z innych powodów. Dopiero dziś, kiedy powybijałaś szyby, Damon domyślił się, że nie masz jak się wydostać.
- No dobrze, i jak rozumiem, ty masz swój magiczny sposób na wypuszczenie mnie stąd i sprawienie, że wrócę do swojego ciała? – Skinęła głową potwierdzając moje przypuszczenia. – A jaka jest cena? Co mam dla was zrobić?
- No właśnie… życie w Mystic Falls trochę się pokomplikowało, będzie najlepiej, jeśli porozmawiamy o tym, gdy już przywrócimy cię do świata żywych.
- Zabawne. No to co mam robić?

            Kiedy przepłynęłam do salonu, za oknami było już zupełnie ciemno. Bonnie wróciła do swojego ciała i rozstawiała wszędzie dziesiątki świec. Matt przeglądał jej księgi i otwierał na odpowiednich stronach zgodnie z poleceniami wiedźmy. Damon wyglądał na… znudzonego. Pomrukiwał coś, że chciałby mieć to już za sobą i czy pozostała dwójka mogłaby się pospieszyć. Po rozstawieniu świec, Bonnie narysowała kredą na podłodze kwadrat. To mnie zaskoczyło. Spodziewałam się pentagramu, run, albo chociaż koła. A tu taka niespodzianka. Następnie Matt pogasił światła w całym domu, a Bonnie robiąc swoje czary-mary zapaliła świece. Trzeba przyznać, że wyglądało to efektownie. Dziesiątki świec, kwadrat na podłodze i Damon jakimś cudem patrzący w moją stronę.
- Bonnie, widzę ją. – Stwierdził oszołomiony, wpatrując się we mnie jak w obrazek.
- To pewnie przez łączącą was więź. – Więź? O co jej chodziło?
- Więź? Jaką więź? – Damon widocznie miał podobny do mojego tok myślenia.
- Twoja krew ją uzdrowiła, tak? – Skinął głową. – No więc taką więź, skup się i nie przeszkadzaj.
Bonnie zaczęła mamrotać jakieś magiczne formułki, które szczerze mówiąc niewiele mnie interesowały. Byłam zajęta wpatrywaniem się w tego przeklętego wampira. Nie spuszczał ze mnie swoich zielonych oczu, nawet na chwilę. Nie drgnął, gdy zbliżyłam się do niego i oparłam swoje widmowe dłonie na jego torsie. To było niesamowicie głupie, że nawet będąc duchem, nie umiałam się oprzeć jego działaniu. Co gorsza teraz, gdy nie krępowały mnie żadne fizyczne ograniczenia, byłam odważniejsza. Musnęłam jego policzek ustami, na co tylko zadrżał. Byłam tak blisko, jego i moje – widmowe – ciała stykały się ze sobą, jednak chciałam więcej. Naparłam jeszcze trochę i poczułam jak przenikam przez jego cielesną powłokę. Nie spodziewałam się, że to może być takie proste, po chwili byłam już w jego ciele, w jego umyśle. Co robisz? Oszalałaś? To może być niebezpieczne. Wyłaź!  W jego myślach dało się odczuć strach, a nawet panikę. Nie zrobię ci krzywdy, chce być bliżej ciebie. Nie protestował. Uczucie zjednoczenia mojej i jego duszy było niesamowitym doznaniem. Lepszym niż pocałunki, przytulanie, lepszym nawet niż seks. Czułam, że jestem częścią jego samego. Słyszałam jego myśli, poznawałam wspomnienia. W pewnej chwili z pełną mocą zalały mnie jego uczucia. Troska o mnie, gdy zrozumiał, że jestem w niebezpieczeństwie. Determinacja, by dostać się do chronionego zaklęciem domu. Ulga, gdy zobaczył mnie całą i zdrową. Dezorientacja i przerażenie, gdy go zaatakowałam. Wściekłość, gdy przyciskał mnie do ściany i groził śmiercią. I znów zdezorientowanie, gdy kazałam mu mnie zabić. Nadzieja, gdy szukał wisiorka, który mi podarował i ulga, gdy znalazł go w mojej kieszeni. Wystarczy. Stanowczo przerwał moje wertowanie swoich uczuć. Dlaczego? Wstydzisz się czegoś? To było oczywiste. Wiedział, że mi na nim zależy i że będąc w jego ciele mogę go skrzywdzić. Bał się, że poznam jego uczucia do Eleny, lub tej rudej… Natalie. Bał się, że dowiem się, że zapomniał o mnie na długie tygodnie. Bał się, że mogę się zemścić. Niczego się nie wstydzę. Naruszasz moją prywatność. Gdybym mogła, roześmiałabym mu się w twarz. Powiedz, co przede mną ukrywasz? Boisz się mojej zemsty za zapomnienie o tym, że mnie zabiłeś? Parsknął w myślach. Bredzisz, zawsze byłaś wariatką, jednak to odosobnienie zaszkodziło ci jeszcze bardziej. Po raz kolejny spróbowałam dostać się do jego wspomnień, lecz na próżno. Za dobrze się bronił. Och Damonie, pokaż mi proszę, jakie to uczucie zapomnieć o kimś, kogo się zabiło? Nie prześladował cię widok moich zwłok, gdy zabawiałeś się z Natalie? A może ty w ogóle nie masz uczuć? Może to wszystko co mi pokazałeś to zwykła manipulacja? Jak było? Chciałeś znów zabawić się kosztem marnego robaka? To dotknęło go do żywego. Poczułam mrożącą złość rozlewającą się po jego ciele. Chcesz wiedzieć co czułem? Tak bardzo tego pragniesz, tak? Dobrze, powiem ci co czułem, gdy mnie zdradziłaś. Gdy przyszedłem cię ratować, a ty rzuciłaś się by mnie zabić. Powiem ci jakie to uczucie zrozumieć, że byłaś wspólniczką Klemensa i zdobyłaś moje zaufanie, by zgładzić nas wszystkich, podczas gdy ja…
Ogromna siła wyciągnęła mnie z ciała Damona i pociągnęła dalej. Z prędkością światła przefrunęłam salon i ulice dzielące mój dom od szpitala. W jednej chwili znalazłam się w sali szpitalnej. Zobaczyłam siebie. Leżącą nieruchomo w białej pościeli, bladą, wychudzoną. Nie czekałam ani chwili dłużej, zbliżyłam się do swojego ciała i po prostu w nie wniknęłam.

            Sama nie wiem co mnie obudziło. Zapach kwiatów, tętniący ból głowy, przyciszone głosy pielęgniarek za ścianą, czy może swędzenie stopy. Otworzyłam oczy i głęboko wciągnęłam powietrze w płuca. Rozejrzałam się dookoła. Tak, to była ta sala, którą widziałam zeszłej nocy. Wtedy jednak nie zauważyłam tych kwiatów, a było ich mnóstwo. Na szafce obok łóżka, na mini lodówce stojącej przy drzwiach, na parapetach i na podłodze. Cała masa powstawianych w wazoniki, słoiki i butelki po wodzie mineralnej, czarnych róż. Chciałam się pozastanawiać od kogo są, pomarzyć, że od Damona, ale ból głowy skutecznie uniemożliwiał mi myślenie o czymkolwiek. Przypomniałam sobie jak wniknęłam w ciało Damona i aż jęknęłam. Teraz na pewno się tu nie pojawi. Dałam mu popalić i ogólnie rzecz biorąc zachowałam się jak zazdrosna panienka po odstawce. No cóż. Któż by pomyślał, że moralność i zahamowania w zachowaniu to zasługa ciała, a nie umysłu? Ja w każdym razie się tego nie spodziewałam. Ból głowy nie ustawał, wręcz przeciwnie z sekundy na sekundę przybierał na sile. Wcisnęłam czerwony guzik, usytuowany obok łóżka, wzywając pielęgniarkę. Niska i pulchna blondynka ścięta na boba błyskawicznie pojawiła się w drzwiach.
- Obudziła się pani wreszcie, proszę tu poczekać, zawołam lekarza.
- Może to siostrę zaskoczyć, ale nigdzie się nie wybieram. Przy okazji, czy mogłabym prosić… - Nie dokończyłam. Pielęgniarka zniknęła tak szybko jak się pojawiła i już nie wróciła. Przyszedł natomiast lekarz wyglądający, jakby nosił przy sobie wszelkie zmartwienia tego świata. Naprawdę nigdy wcześniej nie widziałam człowieka, który wyglądałby na tak zdołowanego jak doktor Harris. Wraz z nim przybyła trójka stażystów i wszyscy zgodnie przyglądali się jak lekarz świecił mi w oczy, opukiwał kolana, łokcie i uciskał brzuch. Potem zlecił jednemu ze stażystów zmierzenie mi ciśnienia. Poddając się kolejnym badaniom, zaczęłam myśleć. Czy pielęgniarka powiadomiła kogoś, że się obudziłam? Kto przyjdzie mnie odwiedzić? Bonnie, to na pewno, w końcu ma mi powiedzieć w jakiej tajemniczej sprawie muszę im koniecznie pomóc. Czy Damon się zjawi? Nie liczyłam na to. Szczerze mówiąc nie liczyłam, że jeszcze kiedykolwiek go zobaczę.

            Lekarz stwierdził, że jestem zdrowa jak koń i mogę opuścić szpital na następny dzień, a pulchna blond pielęgniarka pożyczyła mi drobne, bym mogła zadzwonić do Bonnie. Tak, to była jedyna osoba, do której mogłam (i nie bałam się) zadzwonić. Umówiłyśmy się, że wpadnie z moimi rzeczami z samego rana i pojedziemy do niej. Nie do końca zrozumiałam, dlaczego do niej, a nie do mnie, ale czy to miało jakiekolwiek znaczenie? Ból głowy minął, czułam się jak nowonarodzona i nie chciałam ani spędzać w szpitalu ani chwili więcej niż było to konieczne. Kiedy tylko wiedźma się zjawiła, praktycznie wyrwałam jej siatkę z ubraniami z ręki i pobiegłam do łazienki, by w końcu zrzucić z siebie szaroniebieską szpitalną pidżamę. Tu spotkała mnie pierwsza niespodzianka. Bonnie nie przywiozła moich ciuchów. Zaraz jednak znalazłam logiczne wytłumaczenie, była już wiosna, a ja nie miałam kiedy kupić sobie czegoś lżejszego niż swetry.
- Moim zdaniem to podchodzi pod obsesję. – Oznajmiła, gdy wyszłam z łazienki.
- Co takiego? – Popatrzyłam na nią, rozczesując włosy.
- Te kwiaty.
- O, a wiesz od kogo są?
- Przecież ty wiesz. – Uśmiechnęła się lekko.
- Damon? Nie wierzę.
- Uwierz – skinęła głową – co dzień przychodził tu i zostawiał co najmniej jedną czarną różę.
Żołądek zacisnął mi się w węzeł, a w gardle momentalnie zaschło. Oskarżałam go o to, że zapomniał, a on był tu dzień w dzień. Poczułam, że purpurowieję
- Ach te wyrzuty sumienia – oznajmiłam, siląc się na lekki ton.
Bonnie tylko się uśmiechnęła i pokiwała głową.
Nie zamieniłyśmy już ani słowa, w milczeniu opuściłyśmy „moją” salę, wypisałam się i wsiadłyśmy do samochodu. Odezwałam się dopiero, gdy dziewczyna zamiast skręcić w lewo – do swojego domu, na skrzyżowaniu pojechała prosto.
- Nie jedziemy do ciebie? – Zapytałam nieco zdezorientowana.
- Właściwie uznaliśmy, że będziesz bezpieczniejsza u Salvatore’ów.
- Jak to – bezpieczniejsza? – możesz mi wytłumaczyć o co tutaj chodzi i w czym mam wam pomóc? I dlaczego w ogóle nie mogę jechać do siebie?
- Wyjaśnię ci wszystko, a właściwie wyjaśnimy, na miejscu.

            W trakcie mojego pobytu w Mystic Falls nauczyłam się jednej rzeczy. Jeśli w salonie Salvatore’ów siedzi więcej niż trzy osoby, to oznacza kłopoty. Tak było teraz, nie licząc oczywistej trójki, Eleny i braci Salvatore, oraz mnie i Bonnie, w różnych częściach pokoju naliczyłam łącznie sześć osób. Jeremy, Matt, Caroline, Tyler i ku mojemu zdziwieniu Klaus i Rebekah. Każde z nich spoglądało wyczekująco to na mnie, to na Bonnie.
- Powiedziałaś jej? – Wypaliła Rebekah, a jej brat z podziwu godną nonszalancją podszedł i pocałował mnie w rękę. Powstrzymałam nerwowy chichot i popatrzyłam na niego.
- Nie mieliśmy jeszcze przyjemności, Nicklaus…
- Michaelson. – Dokończyłam za niego. – Nie mieliśmy przyjemności i raczej nie będziemy mieć. – Gdzieś w głębi pokoju ktoś parsknął. – Przejdźmy do rzeczy, o co chodzi?
Matt wstał i niemal siłą posadził mnie na jednej ze skórzanych sof, a Stefan podał mi szklaneczkę z brązową cieczą. Wątpiłam, że była to herbata.
- Chodzi o April – zaczął Matt.
- I moją mamę – stwierdziła Caroline, a po znaczącym chrząknięciu Tylera, dodała – i mamę Tylera.
- I o właściwie każdą żywą kobietę w tym mieście. – Dodał Stefan. – Oprócz ciebie.
- A tak konkretnie? – Zerknęłam na Matta. Nadal wyglądał na wycieńczonego. – Ty mi powiedz. Mój przyjaciel zerknął pytająco na Stefana, a gdy ten skinął głową, zaczął opowiadać.
- To zaczęło się kilka dni po twoim… wypadku – akcentując ostatnie słowo zerknął znacząco na Damona, który tylko wzruszył ramionami i powrócił do opróżniania karafki z burbonem. -  Siedzieliśmy z April u mnie w domu i oglądaliśmy film, kiedy ona zaczęła… no wiesz… dobierać się do mnie. – Jeśli kiedykolwiek wątpiłam, że cisza może być wymowna, teraz miałam potwierdzenie. W powietrzu aż wyczuwało się chęć prychnięcia, czy wybuchnięcia śmiechem. Nikt jednak tego nie zrobił, przez co przekonałam się, że sprawa jest naprawdę poważna.
- I co dalej? Tylko bez szczegółów.
- Zrobiliśmy to, ale ona chciała więcej i więcej, a ja z dnia na dzień byłem coraz bardziej wykończony i pozbawiony sił witalnych. Było mi głupio komukolwiek o tym mówić, ale w końcu musiałem.
- Przyszedł do mnie – oświadczyła Bonnie widząc, jak Matt męczy się tą opowieścią. – Kiedy spotkałam się z April, nie miałam wątpliwości z czym mam do czynienia. Sukkub.
Parsknęłam śmiechem.
- Chcecie mi wmówić, że ta skromna, spokojna dziewczyna, robiąca bransoletki z włóczki jest demonem seksu?
- Właściwie nie – stwierdził  Matt. – Ale Bonnie wyjaśni ci to lepiej.
Spojrzałam wyczekująco na wiedźmę.
- Powiedz mi, co mówił Klemens, gdy cię uwięził?
- Bredził coś, że jestem wyjątkowa, wybrana i tak dalej, ale co to ma do rzeczy?
- To, że mówił prawdę. Jako osoba ze świata równoległego, pozbawionego magii i tak dalej, byłaś w stanie przywrócić równowagę w naszym świecie. I tak też było. Dało się wyczuć spadek nadnaturalnych mocy od kiedy pojawiłaś się w mieście. Kiedy umarłaś…
- Kiedy zostałam zabita – poprawiłam ją głośno i wyraźnie, po czym przykładnie skarciłam się w duchu za własną głupotę.
- No właśnie. Po twojej śmierci wszystko wróciło do stanu z przed twojego przybycia tu, a nawet się nasiliło. Podejrzewam, że twoja śmierć otworzyła przejście między naszym światem, a piekielnym wymiarem.
- Do rzeczy, Bonnie.
- Ok., w największy skrócie: W Mystic Falls pojawiły się sukkuby i opętały każdą nie nadnaturalną kobietę w mieście oprócz ciebie, a ty jako jedyna możesz je zwalczyć.
- Jak? – popatrzyłam na zgromadzonych. Po raz pierwszy od mojego wejścia tutaj, dokładnie im się przyjrzałam. Elena tuliła się do Stefana, czyli kryzys w związku był widocznie zażegnany. Jeremy poklepywał wynędzniałego Matta po plecach, Caroline marszczyła z przejęciem czoło a Tyler masował jej ramiona. Rodzeństwo Michaelson stało możliwie najdalej od siebie nawzajem, a Damon… Damon patrzył na mnie z pogardą. Oparty o kolumnę, opróżniał kolejną szklaneczkę trunku, po czym oznajmił.
- Szczerze mówiąc macie wielkiego pecha, wasza jedyna nadzieja na wybawienie jest totalną idiotką i tchórzem. – To powiedziawszy wyszedł.
Wychyliłam za jednym razem szklaneczkę burbonu, którą wcześniej podarował mi Stefan i zaraz tego pożałowałam. Ognisty trunek rozlał się po mojej jamie ustnej i gardle i niestety ani trochę nie ostudził mojej wściekłości i poczucia upokorzenia.
- Pomogę wam, tylko powiedzcie co mam zrobić? – Wychrypiałam i wsłuchałam się we wskazówki Bonnie.

            Gorący prysznic był właśnie tym, czego potrzebowałam. Strumienie ciepłej wody spływały po moim ciele, skutecznie rozluźniając napięte mięśnie. Spłukałam szampon z włosów, przetarłam oczy i z trudem powstrzymałam wrzaśnięcie, kiedy je otworzyłam. Na środku łazienki, bezpardonowo mi się przyglądając, stał Damon. Jak oparzona wyskoczyłam z kabiny i owinęłam się ręcznikiem.
- Co tu robisz u diabła? – Jego reakcją na moje słowa był leniwy uśmiech i krok w moją stronę.
- Szukałem ręcznika.
- Marna wymówka, wyjdź, jestem naga.
- Och, widziałem cię już nagą, zapomniałaś? – Wywrócił oczami – Naprawdę, nic specjalnego.
- W Boże Narodzenie wydawałeś się myśleć inaczej.
Uśmiechnął się i ekspresowym gestem przykuł mnie do ściany. Zabrakło mi tchu. Serce łomotało mi jak po kilkugodzinnym biegu pod górkę, a nogi drżały tak bardzo, że obawiałam się, że zaraz po prostu padnę na ziemię. Z opuszczonymi ramionami, zsuwającym się ręcznikiem i wodą spływającą z włosów, popatrzyłam na niego.
- Nie zabijesz mnie znowu, prawda?
Posłał mi kolejny cwaniacki uśmieszek, który jednak zaraz zniknął z jego twarzy. Jego serce nie biło, a krew nie wrzała w żyłach, jak to było u mnie, ale na pierwszy rzut oka było widać, że ciężko mu nad sobą panować. Rozchylił usta i najzwyczajniej w świecie wgryzł się w moją szyję. Nie miałam zamiaru protestować, pozwoliłam ręcznikowi zsunąć się na podłogę, a dłoniom Damona błądzić po moim ciele. Kto wie, może pomysł zamieszkania u braci Salvatore nie był jednak taki zły?
- To uczucie, które przed tobą ukrywałem – mówił szeptem, a jego usta z każdym słowem dotykały mojej szyi. – Bałem się go i nie sądziłem, że jeszcze jestem do niego zdolny.
Nogi ugięły się przede mną. Nie byłam pewna, czy jestem gotowa usłyszeć, to co chciał powiedzieć. Kontynuował, opierając czoło o mój obojczyk.
- Było silniejsze niż mógłbym się spodziewać, niż ty mogłabyś się spodziewać. Tak bardzo chciałaś je poznać. Myślę, że już wiesz o czym mówię.
- Damon, ja…
- Daj mi dokończyć. – Zamilkłam, gdy położył palec na moich ustach. Przepełniała mnie radość nieporównywalna z niczym innym, a jednocześnie niedowierzałam w to, co słyszałam. – To była miłość. Tak przynajmniej mi się wydawało. Dopóki o mały włos nie straciłem przez to życia. – Odsunął się i popatrzył mi w oczy. Jego wzrok był pusty, zacisnął pięści. – Kochałem cię, a potem próbowałaś mnie zabić. Możesz zrehabilitować się wobec wszystkich, więc zrób co masz do zrobienia i zniknij.
- To nie tak, posłuchaj… – podążyłam za nim, ociekając wodą. Rzucił mi ręcznik i obrócił się w moją stronę.
- Zrób swoje i nie wchodź mi w drogę. Nie jestem sentymentalny.
- Grozisz mi? – Mój głos był nieznośnie piskliwy, cała się trzęsłam i pragnęłam cofnąć czas o te kilka minut, do momentu gdy jeszcze stałam pod prysznicem. Zdecydowanie nie otwierałabym oczu.
- Życie nie znosi próżni.
- Nie rozumiem…
- Zdradziłaś mnie i wykorzystałaś. Muszę mówić, jak bardzo cię nienawidzę?


7 komentarzy:

  1. Przeczytałam z zapartym tchem i jestem pełna podziwu, jak udało Ci się napisać tak wspaniały rozdział w przeciągu tak krótkiego czasu ;)
    Wszystko pięknie pokazałaś i wytłumaczyłaś, nie ma żadnych niedomówień. W sumie nurtuje mnie pytanie: Dlaczego Damon myśli, że Olivia go zdradziła?
    A kiedy Olivia weszła w Damona, to była i od dzisiaj będzie moja ulubiona scena ^^ Normalnie, zatkało mnie po niej :)
    Całość bardzo mi się podoba, jak zawsze z resztą ^^

    Pozdrawiam serdecznie,
    Liley

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dołączam się, nic dodać, nic ująć.
      Pozdrawiam, Bellatrix.

      Usuń
  2. No to Olivia znalazła się w prawdziwych kłopotach.
    Nie rozumiem ze wszystkiego Damona, ale w końcu Damon to Damon i za nim ciężko nadążyć.
    Z jednej strony mógł poczuć się zdradzony, ale z drugiej żeby zachować się tak wrednie wobec dziewczyny?
    Mam nadzieję, że pójdzie po rozum do głowy i zrozumie, że ona nie chciała mu nic złego zrobić.
    Zaskoczyło mnie również jego wyznanie.
    podejrzewałam, że się w niej zakochał, ale nie sądziłam iż zdecyduje się wyznać jej to tak otwarcie i po tym wszystkim powiedzieć, że ją nienawidzi.
    Wyobrażam sobie jak musiała się czuć.
    Podoba mi się również pomysł z Subbkubem - demonem seksu.
    Jestem ciekawa jak Olivia poradzi sobie w walce z nim i jak to będzie wyglądało.
    No i sama długość rozdziału pozytywna tak jak właśnie lubię;)
    Pozostaje czekać na ciąg dalszy aby nie tak długo.
    pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie, naprawdę fajnie napisane. Ciekawy pomysł. Będę wyczekiwać z nie cierpliwością na twoje rozdziały. Przy okazji...fajny szablon.


    Życzę weny i pozdrawiam

    Anne Rise Of The Guardians http://rise-of-the-guardians.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Damon coś czuł do Olivii. Właśnie, czuł. Ba, kochał nawet. Oczywiście w czasie przeszłym, niestety (stety?) Podoba mi się kierunek, w którym podąża akcja. Powrót Eleny do Stefana stwarza wiele możliwości dla Damona i Olivii. Nienawidzi jej? No nie do pomyślenia ;) Nawet jeśli, to przecież nie będzie trwało wieczność, prawda? Dwa dwójka wiecznością raczej nie dysponuje (no, oprócz Damona).
    Miałaś dobry pomysł z wprowadzeniem innych nadnaturalnych istot - tym razem demonów żywiących się wiadomo czym ;) Jestem ciekawa jak rozwiniesz ten wątek.
    Czekam na więcej i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. ŁO ! Dziewczyno , dawaj nam tu 13 rozdział :> Nie mogę się doczekać :D

    OdpowiedzUsuń
  6. o MATKO! nie wierze nie wierze nie wierz....... uhrhhhhhhh! Czemu Olivia do cholery nie powie Damonowi, że to nie ona chciała go zabić?! A on się tego nie domyśla?! Przecież sama przestała i jeszcze powiedziała żeby zabił ją, zanim ona to zrobi! I niech mi tu nie pieprzy o nienawiści skoro ją kocha! *.*
    Błagam błagam błagam niech Olivia opowie wszystkim o Dorze!
    Boziuuu ale się oburzyłam, ciśnienie mi podskoczyło xD
    No i taki szarmancki, przemegasuperowoboski Klaus, a ona tak go olała xD
    Ach no i poza tym - zatrzęsienie dobrych pomysłów jak na jedno opowiadanie. To wniknięcie w ciało Damona było po prostu genialne, a teraz jeszcze te sukkuby <3

    OdpowiedzUsuń