czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozdział 18

Oto oddaję w Wasze ręce świeżutki i (mam nadzieję) długo wyczekiwany osiemnasty rozdział, który jest pewnego rodzaju zakończeniem. Pisałam malodramatycznie (szczególnie koncówkę), ale nie popłakałam się, więc Was pewnie tez aż tak bardzo nie ruszy. Życze miłej lektury i pozdrawiam (i zapraszam do zakładki zwiastuny ;))




            Kiedy dotarliśmy do drzwi sypialni Damona, zrobiło mi się słabo. Nie wiedziałam jak zareaguje na moje wyznanie. Szczególnie, że widziałam ten blask w jego oczach. Objął mnie i przyciągnął do siebie, a ja pragnęłam tylko zatrzymać czas w miejscu i nie musieć nic mówić. Jednak nie po raz pierwszy przekonałam się, ze moje życzenia i to, czego pragnęłam miało niewielkie pokrycie w rzeczywistości. Usta Damona znalazły się tuż przy moim uchu.
- Co takiego chciałaś mi powiedzieć?



- Kocham cię, Damonie – odrzekłam z zaciśniętym gardłem. Teraz chyba zauważył moje zdenerwowanie. Spojrzał na mnie ze zdziwieniem, pozwalając mówić dalej – jesteś dla mnie wszystkim, jednak, kiedy byłeś tam… więziony przez Lilith… coś się wydarzyło.
Było mi wstyd. Cholernie wstyd, że pozwoliłam się ponieść porywom nie do końca prawdziwych uczuć do Klausa, podczas gdy Damon, mężczyzna mojego życia był torturowany. W końcu wydusiłam z siebie wszystko, to jak Klaus mnie trenował, jak zbliżyliśmy się do siebie, o działaniu klątwy tez wspomniałam. Damon odsunął się i usiadł na łóżku, pocierając skronie palcami. Byłam zrozpaczona. Dopiero, co go odzyskałam, a już miałam znów go stracić? Przez co? Przez szczerość? To wszystko było bez sensu, z trudem powstrzymywałam łzy, kiedy jego milczenie się przedłużało, postanowiłam je przerwać.
- Musisz wiedzieć, że to nie byłam do końca ja, to…
- Cicho – powiedział niebezpiecznie spokojnym głosem. Podniósł wzrok i dostrzegłam w jego oczach ból, cierpiał. Przeze mnie. Chciałam umrzeć. – Żadne z nas nie było do końca w porządku, ale przecież nie byliśmy nigdy razem. To fakt, nasze uczucia powinny nas powstrzymać, ale tak się nie stało. Ja uległem Lilith, a ty Mikaelsonowi. Nic z tym nie zrobimy, więc może po prostu o tym zapomnijmy?
- Mówisz serio? Nie nienawidzisz mnie?
Uśmiechnął się tym swoim cwaniackim uśmiechem, którego tak bardzo brakowało mi przez długie miesiące.
-Nienawiść i miłość są łudząco do siebie podobne, Olivio.
Potem był już tylko jego uśmiech, jego dłoń przeczesująca palcami moje włosy i pocałunki. Delikatne, czułe pocałunki, których nigdy nie zidentyfikowałabym z Damonem Salvatore – zimnym draniem. Jednak tak właśnie mnie całował, powoli, niespiesznie, jakby chciał na tę czynność przeznaczyć resztę stulecia. Sama nie wiem, w którym momencie znalazłam się na łóżku, drżąc w jego objęciach, nie potrzebowałam już niczego. Miałam Damona. I jego palący dotyk, choć przecież dłonie miał zimne. I jego pocałunki, rozrywające moją dusze na miliony strzępków. I jego oddech, choć wcale nie byłam pewna czy wampirowi tlen potrzebny był do życia. Tak minęła noc i dzień i kolejne dni i noce w jego łóżku, w jego objęciach, z nim. Poranek przywitał mnie ogromnym bólem głowy i stawów, nie wiedziałam, co się dzieje, ale letnie słońce niesamowicie mnie irytowało. Podniosłam się z łózka, w którym Damon przekręcał się właśnie na drugi bok i podszedłszy do okna, zdecydowanym ruchem zasłoniłam kotary. Ulga była natychmiastowa. W pokoju panował półmrok, ale nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie, widziałam wszystko wyraźnie. Oparłam się o ścianę i z przyjemnością lustrowałam wzrokiem idealnie wyrzeźbione ciało mojego ukochanego. Tak. Był idealny. Uśmiechnęłam się leniwie na wspomnienie poprzedniej nocy, kiedy przejęłam inicjatywę i znalazłam się na górze w jego oczach dostrzegłam fascynację i… strach? Nie, to nie możliwe. Potrząsnęłam głową. Czemu Damon miałby się mnie bać? Nie miał powodów. Znów na niego zerknęłam. Dotychczas, czerpiąc wiedze z książek o wampirach, kierowanych głównie do nastolatek uważałam, że istoty nocy nie śpią, jednak to, co widziałam skutecznie obalało powstałe teorie. Spał. Leżał teraz na prawym boku, twarzą zwrócony do okna i uśmiechał się przez sen. Był najwspanialszą z żyjących istot. A ja byłam głodna. Zeszłam do kuchni, ciesząc się, że lodówka jest zapełniona, w duchu podziękowałam Elenie, bo to na pewno ona zadbała by jedyny człowiek w domu miał co jeść. Przyjrzałam się zapełnionym półkom i postanowiłam zjeść jajecznicę. I tosty francuskie. I płatki z mlekiem, kanapki z wędliną, serem, pomidorami i majonezem, omlet z szynką i banana. Tak, seks był zdecydowanie wyczerpującym zajęciem.

            Kilka godzin później lodówka była pusta, a ja siedziałam wściekła przy kuchennym stole. Wściekła z głodu. Nie byłam w stanie się niczym najeść! W dodatku moja nadwrażliwość na słoneczne światło zmusiła mnie do schowania się w najciemniejszym kącie kuchni. Widząc, że słońce zajmuje coraz większy obszar pomieszczenia byłam bliska rozpaczy, nie chciałam wyobrażać sobie tego przeklętego bólu, jaki czułam tuż po przebudzeniu i chciałam w końcu zjeść coś, co sprawi, że poczuję się najedzona. Poczułam, jak łzy, jedna po drugiej spływają po moich policzkach, ocierając je wierzchem dłoni, zobaczyłam schodzącego po schodach Stefana. Kiedy tylko mnie zauważył, w mgnieniu oka znalazł się tuż przy mnie.
- Olivio, wszystko w porządku?
Popatrzyłam na niego. Czarna koszulka opinała jego umięśniony tors, a silna ręka dotykała właśnie mojego ramienia. W mojej głowie pojawiły się obrazy.
Ja i Stefan, spleceni w miłosnym uścisku pozwalamy strugom wody obmywać nasze ciała. Dotykam jego policzka i całuję go namiętnie, lekko od siebie odpychając. Moje paznokcie zamieniają się w długie, ostre szpony i rozcinają jego skórę. Z ran sączy się krew, jednak to nie ona mnie fascynuje i doprowadza do ekstazy, lecz niebieskie smugi energii unoszące się na wysokości ran. Mój głód się nasila, jednak wiem, że moment zostanie zaspokojony. Powoli wysuwam język, długi i rozszczepiony jak język węża i z nieskrywaną radością zlizuję niebieskie smugi z torsu wampira. W końcu jestem najedzona, spełniona, szczęśliwa.
Nie! O czym ja myślę! Otworzyłam oczy i odskoczyłam od Stefana jak oparzona.
- Nie zbliżaj się, bardzo cię proszę Stefanie nie zbliżaj się do mnie.
Na jego twarzy widziałam zaskoczenie i wcale mu się nie dziwiłam w jednej chwili szlochałam w kącie, a w drugiej uciekam od niego i proszę by się nie zbliżał. On oczywiście nie posłuchał. Wstał i podszedł do mnie wyciągając dłoń.
- Spokojnie, Olivio, nie chcę ci zrobić krzywdy…
- Wiem, ale ja chcę skrzywdzić ciebie. – Mój głos był zimny jak lód, kiedy Stefan postąpił o jeden krok bliżej, wszystkie okiennice w kuchni zatrzasnęły się z hukiem. Mogłam wyjść z kąta nie obawiając się o kolejny napad bólu. – Coś jest ze mną nie tak. Proszę cię, nie podchodź do mnie, ja… chyba nie jestem do końca sobą.
Stefan popatrzył na mnie i mimo że starał się zachować kamienny wyraz twarzy, nietrudno było wyczytać strach goszczący w jego oczach. Bał się mnie. To dobrze. Dzięki temu będzie trzymał się z dala. Jednak za szybko się ucieszyłam, to co odczytałam jako przerażenie, było fascynacją. Stefan podszedł bliżej, nie słuchając moich ostrzeżeń i przesunął palcami po mojej twarzy.
- Nigdy nie zauważyłem, jaka jesteś piękna. – Ocipiał. Nie było innego wytłumaczenia. Prychnąwszy, odtrąciłam jego dłoń i omijając go przeszłam do salonu. Tu okiennice były również pozamykane, ale obok wielkiej kanapy stała zapalona lampa, jej światło też mi przeszkadzało, idąc do niej, minęłam lustro. Kątem oka zauważyłam swoje odbicie, które wydawało mi się dziwnie obce. Zawróciłam i przejrzałam się dokładnie. Wszystko było okej. Te same piegi i lekko zmierzwione brązowe włosy, przede mną stała drobna postać, której fizjonomię znałam na pamięć. Jednak był jeden drobny szczegół, który się zmienił. Oczy, które dotychczas były zielony, przybrały czarną barwę. Źrenice, tęczówki i białka były wypełnione głęboką czernią. Natychmiast obróciłam się na pięcie i pobiegłam po schodach wprost do sypialni Damona. Musiałam sprawdzić, czy na jego torsie znajdują się rany cięte. Rany zadane moimi szponiastymi paznokciami. Jednak, kiedy dotarłam na miejsce, łóżko było puste. A ja nadal byłam głodna. W mojej głowie zapanował mętlik.  Z jednej strony martwiłam się co dzieje się z Damonem, z drugiej, czułam ulgę, że uciekł przede mną i, że go nie skrzywdzę, a z trzeciej, mrocznej strony byłam wściekła, bo znów opanował mnie głód. Po co tu przyszłam? Ostrzec Damona, czy się na nim pożywić? Czemu widziałam w jego oczach strach poprzedniej nocy? Czy go zraniłam? Usłyszałam pukanie do drzwi.
 
- Wpuść mnie Olivio! – Stefan próbował się dobić, kierowany mylnym przekonaniem, że jakoś mi pomoże. Chciał mi pomóc? A może rzuciłam na niego jakiś urok, poprzez który był mi bez reszty oddany? W głowie huczały mi słowa Bonnie „Ta zaś, która zgniecie głowę Lilith, dostanie jej koronę. I padną jej do stóp demony i rozpocznie się studniowy bal na cześć nowej królowej.” O ile część o balu brzmiała ciekawe, to już zajęcie miejsca Lilith niezbyt mnie kręciło. Byłam głodna, skołowana i przerażona. Co teraz? Będę musiała wykorzystywać mężczyzn, żeby jakoś funkcjonować? Co z moim związkiem z Damonem, teraz, kiedy wszystko zaczęło się układać, nagle wyskoczyła kolejna przeszkoda? Czy kiedykolwiek będzie nam dane być szczęśliwymi? Cały czas wierzyłam, że w końcu nam się uda, że jeśli będę dość zawzięta, to osiągnę swój cel. Jednak wychodziło na to, że ja i Damon nie będziemy nigdy razem. Bo co? Miałabym się żywić na nim, czy może go zdradzać? Nie godziłam się na żadną z opcji i miałam po dziurki w nosie bycia wybrańcem. Znów poczułam wilgoć na policzkach, byłam okropną beksą i do tego potworem. Sukkubem. Czymś, czego nienawidziłam, z czym walczyłam, co niszczyłam z wielką przyjemnością. Usłyszałam znajome skrobanie w parapet. Podeszłam do okna i otworzyłam je, a potem okiennice, zrobiło się już ciemno, ale nikogo nie widziałam. Przepłakałam cały dzień? Ile czasu spędziłam na opróżnianiu lodówki? Wydawało mi się, że to był moment, a tymczasem zdążył zapaść zmrok. I do tego miałam przesłyszenia. Tak miało wyglądać życie królowej sukkubów?
- Niżej, pani. – Cichy, syczący głos przykuł moją uwagę. Spojrzałam w dół i ujrzałam Ariane, w jej oryginalnej postaci, dyndająca na okiennicy. Wychyliłam się i pomogłam jej dostać się do pokoju. Przez ten krótki moment, kiedy dotknęłam jej dłoni poznałam jej całą historię. Obrazy pojawiały się w mojej głowie szybko, jednak byłam w stanie wszystko ogarnąć rozumem. Obraz pierwszy: Młoda, nieszczęśliwie zakochana dziewczyna, wzdycha do chłopaka, który wyśmiewa ją na radzie plemienia. Arniane, miała oryginalne imię jak na Indiankę. Kruczoczarne, gęste warkocze i piękne brązowe oczy były jej atutami. Jednak on jej nie chciał. Wyśmiewał. Szydził. Obraz drugi: Ariane płacze nad brzegiem rzeki, a jej łzy wpadają do wody, tworząc rozprzestrzeniające się na tafli wody okręgi. Obraz trzeci: Rudowłosa piękność kładzie dłoń na ramieniu Ariane „pomogę ci go zdobyć” mówi „sprawię, że żaden mężczyzna nie będzie w stanie ci się oprzeć”. Kolejny obraz: Lilith dotrzymała słowa, za jedną kroplę krwi młodej Indianki uczyniła ją najbardziej pożądaną kobieta w wiosce. I sukkubem bo Ariane została oszukana. Nie widziała, że z kroplą krwi oddaje Lilith duszę. Od tamtej pory czuła wielki, niemożliwy do nasycenia głód, który zaspokajała tylko, odbierając mężczyznom energię podczas seksu. A każdy wykorzystany w ten sposób człowiek odbierał jej cząstkę jej człowieczeństwa, czyniąc demonem bez skrupułów. Z każdym stosunkiem, każdą pochłonięta porcją energii Ariane coraz mnie przypominała człowieka, aż stała się kreatura, budzącą odrazę. Swój dawny, piękny wygląd mogła przybierać tylko po to, by zwodzić mężczyzn.
- Ariane, to straszne – nagle zachciałam przytulić dziewczynę, tak – dziewczynę, a nie potwora, demona czy sukkuba. Zrobiło mi się jej żal, choć oczywiście nie była bez winy i zbyt lekkomyślnie podjęła decyzje o zawarciu paktu z Lilith… była przecież wtedy tylko młoda dziewczyna, prawie dzieckiem, miała prawo do pomyłek, a moja poprzedniczka w podły sposób wykorzystała jej marzenia.
- Nie czassss na łzy, Pani… czassss na przygotowania… musssisssssz zadecydować, co dalej z nami… Zosssstajemy w Mysssstic Fallsssssss? – Popatrzyła na mnie swoimi umęczonymi oczami, była głodna, nie mogłam tego nie zauważyć. – Dziewczęta ssssssssą zniecierpliwione… Mussssssssisssssz o nasssss zadbać…
- Ariane, jaki bal?
- Zabiłaśśśśśś Lilith, Pani... Terazzzzz Ty jessssssteśśś nassssszą królową… Musssssisz zadbać o sssssswój lud, bo inaczej… - Odwróciła głowę, nie chcąc patrzeć mi w oczy i wymamrotała coś niewyraźnie.
- Inaczej co, Ariane?
- Dziewczęta ssssszykują poszastanie… Chcą cię obalić… Nie dbassssssz o nassssss… Jessssteśśśśśmy głodne…
Acha. Fajnie. Więc teraz miałam martwić się o potrzeby fizjologiczne armii wzburzonych sukkubów, bo inaczej one się zbuntują i wybuchnie powstanie przeciwko mnie. Fajna ze mnie królowa, nie minęły dwa dni, a mój lud miał mnie dość.
- Co powinnam zrobić?
- Ssssssspotkaj sssssię z nami dziśśśśś o północy… będziemy cię oczekiwać… chętnie dowiemy się sssssię, co planujesssssz…
- Czekaj, chcesz mi powiedzieć, że mam iść na spotkanie z bandą rozszalałych demonów?
- Jessssteśśśśśmy twoimi poddanymi, nic ci nie grozi z nassssszą sssstrony – Ariane łypnęła okiem i wykrzywiła usta bez warg w coś na kształt uśmiechu – jesssszcze. – Pamiętaj, dziśśśśśś o północy w sssssssiódmym kręgu…
Powiedziała i wyskoczyła przez okno, a ja usiadłam na łóżku nie wiedząc, co zrobić. Zaraz, w „Siódmym kręgu”? Ona miała na myśli ten bar, w którym upijałam się, kiedy Damon mnie odtrącił? Co one u diabła planowały? Chciały znów pożywiać się na niewinnych ludziach? Okej, ja tez chciałam, ale miałam pewne hamulce, a coś mi mówiło, że moim poddanym, pojęcie „hamulec” było zupełnie obce.

            Kiedy zeszłam do salonu, oczywiście zastałam tam całą zgraje ludzi i nieludzi patrzących na mnie wyczekująco. Musieli już o wszystkim wiedzieć, gdyż Bonnie siedziała na kanapie, trzymając dłoń na ramieniu Damona. Zaraz, czy ja naprawdę to widziałam?! Tak! Siedziała i pocieszała mojego wampira, który na mój widok zdecydowanie przygasł. To chyba jakaś parodia! Resztę schodów pokonałam w trybie ekspresowym nawet, co odnotowałam z wyraźnym zadowoleniem, nie potknąwszy się ani razu. Zauważywszy Bonnie, która najwyraźniej miała ochotę jeszcze bardziej pocieszyć Damona (opierając głowę na jego ramieniu!) Nie zwróciłam uwagi na resztę towarzystwa. Na przykład na Stefana, który na mój widok poderwał się z krzesła i Elenę trzymającą go za ramię i patrzącą na mnie wściekłym wzrokiem. Albo na Klausa szeptem kłócącego się o coś z Caroline. Przede wszystkim zaś, nie zauważyłam Jeremy’ego Gilberta, który bez żadnych skrupułów walnął mnie czymś ciężkim w tył głowy. I znów ból i zalewająca wszystko ciemność.
- …wiemy, co zrobi…
- …niebezpieczna….zrobiła Damonowi…
- …nie do końca sobą…
-…jaką znaliśmy zniknęła…
-…kocham….walczyć…
- …Musisz pogodzić się z jej stratą, Damonie…- dopiero głos Bonnie wyrwał mnie zupełnie z otępienia. Kiedy otworzyłam oczy, zauważyłam, bardzo błyskotliwie, że siedzę na podłodze, spętana jakimiś sznurkami, czy czymś takim, i nie mogę się ruszyć. Na szczęście ust nikt mi nie zatkał. I dobrze, bo miałam coś do powiedzenia.
- O tak, Bonnie, a ty na pewno chętnie zajmiesz rolę pocieszycielki, prawda? – wszystkie oczy w pokoju zwróciły się w moją stronę – kiedy tak nagle zaczęło zależeć ci na bezpieczeństwie Damona?
- W momencie, w którym próbowałaś go zabić. Najpierw w swoim domu, a teraz w jego własnym łóżku.
- We własnym domu? – Zerknęłam na nią zdziwiona, skąd wiedziała, co się stało, kiedy opętała mnie Dora? Bonnie uśmiechnęła się triumfująco i otworzyła usta, jednak Damon ją powstrzymał.
- Nie, Damonie. Już czas by wszyscy dowiedzieli się, czemu skręciłeś kark Olivii, prawda jest taka, że wasza super bohaterka chciała go wtedy zabić.  Jakie to uczucie trzymać bijące serce w dłoni, Olivio?
Zrobiło mi się niedobrze. Skąd wiedziała o tych wydarzeniach? Czyżby Damon…
- Tak, Damon opowiedział mi, co stało się wtedy i co zrobiłaś dzisiejszej nocy. Myśleliśmy – wstała i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej – że Olivia, wybraniec, pomoże nam uwolnić się od sukkubów, a tymczasem ona zabiła Lilith by nimi dowodzić!
- No chyba cię pogięło – prychnęłam lekceważąco – sama powiedziałaś mi, że tylko ja mogę zabić Lilith, ze nikt inny nie zdoła tego zrobić.
- Bo to prawda, jednak nie musiałaś od razu przejmować jej korony – uśmiechnęła się cynicznie. Boże, czy naprawdę Bonnie zaplanowała to wszystko by się mnie pozbyć? Nawet nie chciało mi się płakać, byłam po prostu wściekła.
- Dobrze wiedziałaś, że to transakcja wiązana! Dobrze wiedziałaś, że jeśli zabiję Lilith to automatycznie będę musiała zająć jej miejsce! -Na twarzach wszystkich zebranych malował się wyraz osłupienia, no może oprócz Stefana, bo on patrzył na mnie jak ciele w malowane wrota. – Po prostu postanowiłaś to przemilczeć. Pytanie tylko brzmi: dlaczego? Chodziło jedynie o Damona, czy masz jakieś wyższe cele? – Bonnie chciała coś wtrącić, ale ja wpadłam w nieuchronny słowotok. – Powiedziałaś im, że jestem teraz królową sukkubów i kazałaś im mnie uwięzić, a może powiedziałaś im też o moim planowanym spotkaniu z poddanymi, które ma zapobiec buntowi demonów? Poinformowałaś ich o tym, że tylko ja jestem w stanie powstrzymać sukkuby przed atakiem nie tylko na Mystic Falls, ale też resztę świata? Tak. Zabicie przeze mnie Lilith było jedynym sposobem na powstrzymanie jej i armii demonów. Tak, stałam się teraz jednym z nich, więc dla własnego dobra uwolnijcie mnie, bo tylko ja mogę powstrzymać je przed wszczęciem buntu. Acha, jeśli nie zdążę… to już nic ich nie powstrzyma.
Na te słowa Klaus podszedł do mnie i bez słowa rozwiązał krępujące mnie więzy, po czym wziął mnie w ramiona.
- Nigdy w ciebie nie zwątpiłem, Olivio – szepnął mi do ucha – pamiętaj o tym, ja zawsze wiedziałem, że…
- Naprawdę jej wierzycie? – Głos Bonnie był wysoki, niemal piskliwy. – Spójrz, Eleno, omamiła Damona, Klausa, a teraz nawet Stefana! Olivia nie jest tym, za kogo się podaje.
W pokoju zawrzało, Bonnie niemal wrzeszczała o tym, jak chce wszystkich okpić, Klaus z zacięciem bronił mnie, ku mojemu zdziwieniu wtórowała mu Rebekah. Jeremy powtarzał „ Zobaczcie, co zrobiła Stefanowi”, a Caroline z rezygnacją kręciła głową. Wyminęłam kłócących się ludzi i istoty nadnaturalne i podeszłam do Damona.
- Nawet… nawet nie wiem, co ci zrobiłam – powiedziałam ze strachem. A on wstał bez słowa i złapał moją dłoń.
- Chyba masz do odbycia jakieś spotkanie?
Więcej się nie odezwał. Siedzieliśmy w samochodzie jadąc do siódmego kręgu, Damon milczał, a ja nawijałam jak szalona od rzeczy, o tym, że go kocham, że nigdy nie skrzywdziłabym go świadomie, że wiem, że nie mam prawa prosić, by znów mi zaufał. Kiedy w końcu dotarliśmy na miejsce, Siódmy Krąg skąpany był w jaskrawoczerwonej poświacie.
- Więc tak się bawisz, kiedy nie ma mnie w pobliżu? – Lekki, kpiący uśmieszek zagościł na twarzy Damona, co dodało mi otuchy.
- Zazwyczaj jest tu nieco… spokojniej.
- Myślisz, że twoje koleżanki są w środku?
- Nie mów tak o nich… Wolałabym nie mieć z nimi nic wspólnego. – Westchnęłam i oparłam się o maskę samochodu. – Powiedz, co ci zrobiłam? Bolało?
- Nie myśl, że nie miałem z tego żadnej przyjemności – podszedł bliżej i położył dłonie na moich biodrach – wręcz przeciwnie, byłaś boska… do czasu, aż postanowiłaś wyssać ze mnie nieco energii.
- Tak mi głupio, okropnie się z tym czuję… nawet nie pamiętam, co zrobiłam.
Bez słowa zdjął koszulkę. Najpierw musiałam opanować chęć rzucenia się na niego, a potem… zobaczyłam je. Rany biegnące od obojczyków aż po brzuch, krzyżujące się na wysokości mostka. Damon był wampirem, więc zdążyły się już nieco zagoić, ale wciąż pozostawały po nich ślady w postaci białych blizn. Dotknęłam ich dłonią.
- Bonnie miała rację, jestem potworem.
- Hej, nie jesteś pierwszą dziewczyna, którą przy mnie poniosło. – Nawet teraz, kiedy był moją ofiarą, próbował obrócić wszystko w żart. – Nie kryję urazy, moja mała wariatko. – Popatrzyłam mu w oczy i zerknęłam na zegarek.
- Jest za pięć dwunasta, muszę… iść.
- Czemu mam wrażenie, że się żegnamy?
- Nie wiem, ale też tak czuję. – Wykrztusiłam przez łzy. Znów beczałam. Drugi raz w ciągu doby, to naprawdę przegięcie. Damon przytulił mnie mocno i przez chwile poczułam, że nic złego nie może nam się przydarzyć, co w świetle zaistniałych okoliczności było absurdalne. Ciągle coś złego się przydarzało, gdy tylko odrobine się do siebie zbliżaliśmy.
- Wejść tam z tobą? – Skinęłam głowa potwierdzająco. Ruszyliśmy w stronę baru, trzymając się za ręce i nie mając pojęcia, co zastaniemy w środku.

            Ścisnęłam mocniej dłoń Damona, patrząc na siedzące w równych rzędach krzesełek sukkuby. Spodziewałam się raczej orgii, albo rzezi, ale one wszystkie, siedzące i wpatrujące się we mnie, były równie przerażające. Kolejnym zaskoczeniem był Pietro, właściciel „Siódmego kręgu” i jego żona – Marianne. Stali na barze, ubrani w krwistoczerwone szaty i trzymali w dłoniach coś na kształt bereł. Jednak największym i najbardziej przerażającym odkryciem była ziejąca na środku podłogi dziura, w której ktoś postanowił rozpalić ognisko. Duże ognisko w dziurze bez dna.
- Olivio, moja piękna, jesteś już. – Pietro zeskoczył z baru i podszedł do mnie całując siarczyście oba moje policzki. – Widzę, że przyprowadziłaś wybranka swojego serca. – Uśmiechnął się, a ja niemal upadłam, zauważywszy wyrastające z czoła pietra dwa małe rogi. No bez przesady! To chyba jakiś żart.
- Pietro? Co tu się dzieje?
- Oh, na tym etapie znajomości możesz już zacząć używać mojego prawdziwego imienia, które brzmi – popatrzył na mnie znacząco, a ja dokończyłam w osłupieniu, stwierdzając, ze od tej chwili zacznę bezgranicznie wierzyć swojemu pierwszemu wrażeniu.
- … Mefistofeles. Słabo mi…
Na te słowa, jedna ze zgromadzonych demonic, poderwała się ze swojego krzesła i podstawiła mi je praktycznie pod pupę. Klapnęłam na nie, stwierdzając, że kiedy tylko zaczynam myśleć, że przeżyłam coś niesamowitego, okazuje się, że świat ma dla mnie w zanadrzu jeszcze ciekawsze niespodzianki. Damon stanął za mną i położył dłonie na moich ramionach, co dodało mi otuchy, a ja z lekko rozdziawioną buzią obserwowałam, co się dzieje wokół. Marianne ześlizgnęła się z baru i podeszła do Mefistofelesa. Byłam niesamowicie ciekawa jak brzmi jej prawdziwe imię, ale coś mi mówiło, że niebawem i tego się dowiem. Szeptali przez chwilę między sobą, po czym Mefistofeles odezwał się donośnym głosem.
- Zebraliśmy się tutaj, aby zadecydować o losie nowej Lilith, zwanej Olivią. – Bez skrępowania wymierzył palec w moją stronę. – Jako władca siódmego kręgu piekieł, odpowiadającego za sukkuby, inkuby i inne demony rozpusty, sprawuję władze nad jej i waszym – skinął głową w stronę sukkubów, a jego rogi zalśniły niebezpiecznym, czerwonym blaskiem – mam prawo i obowiązek wysłuchać waszych postulatów i wydać stosowne postanowienie.
Powietrze tuż przy jego dłoni zabłysło czerwonym blaskiem, a po chwili Mefistofeles trzymał w dłoni kartkę formatu A4 zapisaną koślawym pismem.
- Część z was żąda obalenia Olivii, ścięcia jej głowy i wyłonienia spośród was Nowej Lilith, która waszym zdaniem będzie sprawiedliwie wami władała, dbając o wasze potrzeby. Inne pragną, cytuję: „zniesienia monarchii i wprowadzenia rządów demokratycznych, a najlepiej kompletnej anarchii, gdyż tylko taki ustrój odzwierciedla naszą – sukkubów – naturę”. Jest też jeden wniosek o uznanie władzy Olivii i wcale nie domyślam się, kto go napisał – diabeł uśmiechnął się do siedzącej w kącie sali Ariane. Naprawdę tylko ona była po mojej stronie? – Czy ktoś pragnie wystąpić i uzasadnić swój postulat?
Podniosło się kilka rąk, jako pierwsza przemawiała demonica o głowie minotaura, której ciało pokryte było sierścią w zielone łaty przywodzące na myśl krowę.
- Uważam, że Olivia – wymawiając moje imię, krowa prychnęła z pogardą – nie nadaję się na naszą władczynię. Minęły dwa dni, od kiedy została nową Lilith i od tamtej pory nie dostałyśmy żadnych poleceń! Przez dwie długie noce siedziałyśmy w ukryciu głodując bo nasza nowa królowa nie pofatygowała się o wyznaczenie nam dawców! – łał, więc do moich obowiązków należało wyznaczanie ludzi, które dziewczęta miały sobie podjadać? Postanowiłam notować najważniejsze sprawy. – Jej samolubne, egoistyczne zachowanie jest karygodne, należy ją stracić i wybrać nowa królową.
- Wybrać ją w demokratycznych wyborach! – Krzyknęła z głębi sali jedna z demonic.
- Dziękuję Rachel – odezwał się Mefistofeles, wzywając do przemowy kolejną chętną. Ta miała głowę dzięcioła, skrzydła i krótkie kacze nóżki. Wyglądałaby zabawnie, gdyby nie jej skrzeczący przenikliwy głos i obłęd w oczach.
- Jesteśmy sukkubami! – Wrzasnęła już na początku i cała jej wypowiedź była jednym wielkim wrzaskiem – Należymy do świata, w którym nie ma sprawiedliwości! Miłosierdzia! Współczucia! Praw! Dlatego uważam, że powinnyśmy wrócić do piekła i każda z nas, wedle uznania powinna je opuszczać, by się pożywić! Olivia, jako nowa Lilith powinna pójść z nami, jednak uważam, że powinna zostać obalona i stać się równą nam! Wolność! Tego nam trzeba! Precz z królową! – Na sali podniosły się krzyki, popierające wystąpienie dzięcioła, a Marianne, musiała siłą usadzić ją z powrotem na krześle.
Kolejną przemawiającą była Ariane.
- Ssssiossstry… Pamiętacie jak sssstałyśśśście sssssię sssssukkubami? Każda z nasssss była zagubiona, nie wiedziała, co właśśśściwie sssię z nią ssssstało… Byłyśśśśśmy przerażone tym, czego pragnęłyśśśśśmy i trudno nam było zaakceptować sssswoją nową naturę. Miałyśśśśmy jednak Lilith, która wprowadziła nasssss w tajniki bycia demonem… Olivia, nowa Lilith nie dosssstała takiej ssssszanssssy…. Zosssstała rzucona na głęboką wodę, bez wcześśśsniejssssszego przygotowania i insssstrukcji… Ja także, jak wy, głodowałam przez osssstatnie dwie noce, ale nie ssssssądzę by było to winą Olivii. Okolicznośśści, jakie nassstały, ssssprawiły dużo zamiessssszania nie tylko w nasssszym, ale i Olivii życiu. Posssstuluję – dajmy jej ssssszanssse.
- Dziękujemy Ariane – powiedział Mefistofeles uśmiechając się pobłażliwie. – Zapraszam ostatnią wnioskodawczynię, Yvette.
Na środek wyszła szczupła demonica, podobna do człowieka. Właściwie wyglądała jak człowiek pomijając Czarne oczy i błony między palcami. Domyśliłam się, że była sukkubem od niedawna, niewiele dłużej niż ja.
- Moim zdaniem, powinnyśmy wrócić do piekła. Tam nie czujemy głodu, nie krzywdzimy ludzi…
Krzyki oburzenia, zagłuszyły dalszą część przemówienia. Kiedy w końcu władcy siódmego kręgu piekieł udało się zapanować nad wrzawą, przyszedł czas na moje wystąpienie.
 - Olivio, wysłuchałaś postulatów swoich poddanych, masz nam coś do powiedzenia?
Podniosłam się z krzesła, czując jak moje nogi robią się miękkie. Popatrzyłam na Damona i wiedziałam, co musze zrobić. Wiedziałam też, że jeśli moja postawa będzie dość zdecydowana, nikt nie ośmieli się podważyć mojego zdania. Stanęłam na miejscu, gdzie przemawiały moje poprzedniczki i omiotłam spojrzeniem salę. Siedziały tam zniecierpliwione sukkuby. Jedne jeszcze w miarę przypominające ludzi, inne będące kompletnymi kreaturami, które nawet we mnie budziły odrazę. Spojrzałam na Damona, stojącego przy pustym krześle i zrobiło mi się żal tego, co moglibyśmy razem przeżyć, gdyby sprawy potoczyły się zupełnie inaczej. A potem zaczęłam mówić.
- Mefistofelesie, Marianne, a przede wszystkim moje poddane bo to do was będę kierowała swoje słowa. Z uwagą wysłuchałam waszych postulatów i musze się z wami zgodzić. W tych dwóch pierwszych dniach mojego władania nie sprawdziłam się jako królowa. Pozwoliłam, byście głodowały, a uwierzcie, że i ja miałam już okazję poznać ten głód i stwierdzam, że nie ma nic gorszego. Na swoje usprawiedliwienie mam jedynie fakt, że nie ma chyba żadnego regulaminu bycia królową demonów, a ja nie mam w tym zakresie najmniejszego nawet doświadczenia. Część z was chce mnie obalić, ale musicie wiedzieć, ze nigdy się na to nie zgodzę! Doprowadziłoby to do sytuacji, z jaką walczyłam, do sytuacji, w której krzywdziłybyście niewinnych ludzi, których los jest mi bliski. Chce być waszą królową i nie chcę byście cierpiały głód. W takiej sytuacji koniecznym jest znalezienie złotego środka, a słuchając waszych przemówień zrozumiałam, że jest tylko jedno wyjście, które pogodzi wasze i moje interesy. Wrócimy do piekła. – Na sali zawrzało, niektóre z sukkubów klęły, syczały i warczały, patrząc na mnie z nienawiścią, inne wyglądały na zadowolone, a jeszcze inne przyjęły moje oświadczenie z czysta obojętnością. Zerknęłam też na Damona. Jego usta zacisnęły się tworząc wąską, prostą linię, zacisnął też dłonie w pięści. Wiedziałam, że nigdy nie wybaczy mi tej decyzji. – Nie macie wyboru i nie zgadzam się na żaden bunt. Od tej pory będę dbać o wasze interesy z najwyższą starannością i nigdy nie pozwolę by wam czegoś brakowało, pod jednym tylko warunkiem – żadna z was, już nigdy nie opuści piekła
Na sali zapadła cisza. Wygrałam. I przegrałam jednocześnie. Podeszłam do Damona, i ujęłam jego twarz w dłonie.
- Wiesz, że nie miałam wyjścia…
Nie odpowiedział, jego twarz była nieruchoma, dłonie zaciśnięte w pięści a ciało napięte. Był wściekły. Podszedł do nas Mefistofeles.
- Piękny gest, Olivio, oczywiście wiesz, że jako ich królowa również nie opuścisz piekła? Już nigdy?
- Wiem, zdaję sobie z tego sprawę.
- Nigdy już nie zobaczysz ukochanego. Nawet, jeśli umrze i niewątpliwie trafi do piekła będzie w zupełnie innej jego części. Nigdy się nie spotkacie.
W tym momencie Damon wybuchnął.
- Musi być sposób! Musi być inne wyjście, jakaś luka! Przepustka dla niej!
- W snach. – Cichy, melodyjny głos rozległ się za moimi plecami, obróciłam się i zobaczyłam Marianne, płakała. – Możecie się spotykać w snach, jeśli wam się uda…
- Och, kochana – Mefistofeles był wyraźnie zniesmaczony – musiałaś im to mówić? Tak przyjemnie patrzyło się na ich cierpienie.
Marianne jednak na niego nie patrzyła, wciąż mówiła tylko do mnie i Damona.
- W świecie potrzebna jest równowaga, tam gdzie zło, musi być dobro. Zostałam żoną Mefistofelesa po to, by dawać nadzieję grzesznikom, którzy żałują grzechów, straceńców o dobrych intencjach, istotom, które chcąc dobrze, popełniły największe błędy. Tak jak ty Olivio. Pokazałaś dziś, że ważniejsze od twoich pragnień, jest dla ciebie dobro osób ci bliskich. To dało ci przepustkę. Daję wam sny, a dokładniej jeden sen w miesiącu, podczas pełni. Jeśli uda się wam obojgu zasnąć spotkacie się w śnie.
- To za mało – odezwał się Damon – musi być sposób, by sukkuby zostały w piekle, a Olivia wróciła na ziemię.
- Tobie też dam nadzieję Damonie, zawsze jest sposób, jednak prowadzi do niego długa i trudna droga, pełna wyrzeczeń i ofiar. I musisz ją znaleźć sam.
- Zaczyna się – zawołał śpiewnym głosem Mefistofeles, a ja zerknęłam w jego stronę. Sukkuby, jeden po drugim wskakiwały w płonącą otchłań w podłodze i znikały bezpowrotnie – jeśli masz ochotę na pożegnanie, to jest dobry moment Olivio. – Wskazał ręka drzwi, gdzie stali Klaus, Elena, Stefan, Bonnie, Matt i April. April, jako pierwsza do mnie podeszła, a raczej rzuciła mi się na szyję.
- Dziękuję ci Olivio, że mnie uratowałaś… i Matta, zawsze będę ci za to wdzięczna.
- Przestań, zobacz, co mam – uniosłam rękę, na której miałam bransoletkę podarowaną mi przez April na gwiazdkę. – Taki prezent zobowiązuje. – Przytuliłam dziewczynę i szepnęłam jej do ucha – uważaj na siebie.
Potem przyszła pora na Matta, dobrego, kochanego Matta, któremu przez jakąś chwile wydawało się, że mnie kocha. Przytulił mnie mocno.
- Pamiętaj, nie wsiadaj do samochodów z nieznajomymi.
Zaśmiałam się na wspomnienie naszego pierwszego spotkania, a pod powiekami poczułam piekące łzy.
- Postaram się unikać blond byczków, a ty uważaj na autostopowiczki.
Bonnie popatrzyła na mnie z wyższością.
- Wszystko, co dobre, szybko się kończy, prawda?
- Nie myśl, że dla ciebie się zacznie, po co tu właściwie przyszłaś?
- Och, ktoś przecież musi zając się Damonem po stracie ukochanej.
- Zbliż się tylko do niego, a…
Nie dokończyłam, bo moją dłoń ścisnął Stefan.
- Przepraszam za dzisiejsze zachowanie, nie wiem, co mnie opętało.
- Obawiam się, że ja, Stefanie.
Uśmiechnął się lekko.
- Poznanie ciebie było jednym z ciekawszych wydarzeń w moim długim życiu, na pewno pozostawisz po sobie niezatarty ślad.
- Na pewno.
Elena tylko przez chwilę patrzyła na mnie z urazą.
- To był cud, że pojawiłaś się w naszym życiu. Wyklarowałaś mi moje uczucia do Stefana i uchroniłaś przed błędem, jakim byłby romans z Damonem.
- Bez przesady, ja tylko…
- Pozwoliłaś mi zrozumieć, co jest najważniejsze.
Silne ramiona, niemal przygniotły mnie do umięśnionej klatki piersiowej.
- Salvatore mówi, że znajdzie sposób, ale przyrzekam, że ja będę pierwszy.
- Klaus, to klątwa, ja kocham Damona.
- Wiem, ale ja tu będę czekał, niezależnie od tego, co się stanie i zapewniam cię, że jako pierwszy znajdę sposób na wydostanie cię z piekła.
- Dziękuję ci… i nie tylko za to. Dziękuję, że mnie trenowałeś, uczyłeś walki, że dałeś mi wiarę w siebie i ciepło, troskę, kiedy tego potrzebowałam.
- Tak się robi, kiedy się kogoś, ko…
- Wystarczy, Mikaelson – zimny głos Damona, zabrzmiał w mojej głowie i już po chwili to on, a nie Klaus przytulał mnie z całych sił. – Jesteś moja, zawsze byłaś i będziesz, nie zapominaj o tym. – Szeptał gorączkowo całując moją twarz.
- Nie zapomnę… i ty też mnie nie zapomnij – szepnęłam, spoglądając w stronę zadowolonej z siebie Bonnie – obiecaj.
- Obiecuję. – Ujął moją twarz w dłonie i spojrzał mi głęboko w oczy. – W każdej chwili, będę przy tobie, tu – położył dłoń w miejscu, w którym biło moje serce - żadna kobieta nie ma twoich oczu, twojego uśmiechu, żadna nie potrafiłaby nigdy, nawet za milion lat sprawić, że o tobie zapomnę.
Zabrakło mi słów. Beczałam już na całego i raz po raz pociągałam nosem, co musiało wyglądać żałośnie. Podciągnęłam jego koszulkę do góry, przesuwając dłonią po bliznach.
- Odpokutuje to… i może wtedy pozwolą mi wrócić.
Coś zatrząsało pomieszczeniem, kiedy się rozejrzałam, zauważyłam, że Mefistofeles unosi się w powietrzu nad powiększająca się, płonąca dziurą – brama do siódmego kręgu.
- Znajdę sposób…
Czułam płomienie, liżące moje plecy, było mi gorąco, ale jakimś cudem jeszcze nie zapłonęłam. Coś mi mówiło, ze teraz już ogień nie może mi zaszkodzić.
- Kocham cię, Damonie.
Poczułam nagłe tąpnięcie i coś wyrwało mnie z ramion Damona, teraz już tylko trzymaliśmy się za ręce. Kątem oka zauważyłam jak reszta tych, którzy przyszli mnie pożegnać, wychodzi z baru.
- Kocham cię ty mała, nawiedzona wariatko…
Damon stał już praktycznie przy drzwiach, oparty o ścianę, a ja unosiłam się jakimś cudem nad płonącą otchłanią.
- Karm Iana, opiekuj się nim…
Spadłam nieco w dół, Damon ukląkł na podłodze i ostatni raz chwycił mnie w ramiona, mocno przyciskając swoje wargi do moich.
- Zrobię wszystko, znajdę sposób… kocham cię Olivio.
Coś pociągnęło mnie w dół. Spadałam godzinami, albo tylko przez chwilę. W bramach piekieł, czas nie miał znaczenia. W końcu opadłam na kamienną podłogę. Wszędzie było wilgotno i śmierdziało zepsutą rybą. W moim sercu ktoś wydrążył wielka dziurę, której każda cząstka poświęcała się mnożeniu tęsknoty za Damonem. Skuliłam się w kłębek i po raz kolejny zaczęłam płakać. Nagle poczułam czyjąś zimną, lepką dłoń na ramieniu. Podniosłam wzrok i zobaczyłam Ariane w jej ludzkim wcieleniu z warkoczami i pięknymi brązowymi oczami.
- Wssstań, pani, czassss przygotować studniowy bal na twoją cześśśść.
 
 
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

14 komentarzy:

  1. Czytałam z wypiekami na twarzy i oczywiście na końcu się rozkleiłam totalnie.
    Hahaaha nie mogę z tego jak z Bonnie zrobiłaś taką wredną sukę xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałabym. Zdziwiła mnie spokojna reakcja Damona na "miłość" Olivii i Klausa oraz to, że Damon na końcu nie pobił się z Klausem. :D

      Usuń
    2. Bonnie jest zuaaa i nigdy jej nie lubiłam, Damon natomiast jest zbyt pewny siebie, by być zazdrosnym o Klausa i to może być jedgo zgubą ;)

      Usuń
    3. Ja też jakoś nie lubię tej małej wiedżmy jest wkurzajaca.

      Usuń
  2. To mnie zaskoczyłaś naprawdę i to bardzo.
    Nie spodziewałam się takiego obrotu wydarzeń.
    Szczególnie samą końcówką, która wręcz powaliła mnie na kolana.
    Jak mogłaś wysłać Olivię do piekła?
    Biedny Damon... aż tak bardzo mi go szkoda.
    A To pożegnanie na końcu.
    Normalnie pobiłaś samą siebie w tym rozdziale.
    Naprawdę kochana jestem pod wielkim wrażeniem.
    Nie spodziewałam się tylu emocji i wrażeń w jednym niesamowitym rozdziale.
    Naprawdę tak pozytywnie mnie zaskoczyłaś że po prostu aż brak mi słów.
    I ten zwrot akcji z Bonnie.
    Też nie lubię wrednej małpy.... i osbadziłaś ją w idealnej dla niej roli.
    Mam nadzieję że Olivia wyjdzie z piekła i skopie jej solidnie tyłek.
    Pojawienie się Mefistofelesa też mnie zaskoczyło.
    Ciekawa jestem ile postaci jeszcze pokażesz.
    Niecierpliwie oczekuje ciągu dalszego i pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Źli ludzie ida do piekła, a Olivia nie należy do najlepszych osób pod słońcem, więc taka kolej rzeczy ;)
      Pożegnanie, tak jakn mówiłam, nie wywołało we mnie żadnych emocji, nie wiem dlaczego, ale ciesze się, że Ciebie "ruszyło"
      Pomysł z Bonnie był impulsywny, ale własciwie cieszę się, że mam nowy czarny charakter ;)
      Mefisto... jezeli zdecyduję sie kontynuowac opowieśc, to on będzie dość...barwną postacią ;)

      Dziękuje, że czytasz i komentujesz - to zawsze podnosi na duchu ;-)
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  3. o boziu boziu boziu!
    Przeczytałam i nie wierzę.. jezu co ty wymyśliłaś dziewczyno! To było w pewnym sensie piękne, ale też okrutne.. A już myślałam, że będą choć trochę szczęśliwi!
    'Pewnego rodzaju zakończenie' ale że tak wgl zakończenie bloga?!
    ooooo matko ciągle jeszcze nie mogę ogarnąć.. Ale w sumie bycie królową demonów w piekle.. całkiem fajna sprawa xD gdyby nie to, że nie mogą być razem!
    Dobra, dobra, czekam aż Damon znajdzie jakiś sposób..

    Pozdrawiam, buziaki ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zastanawiam się nad zakończeniem historii Olivii w tym właśnie miejscu, ale to jeszcze nic pewnego.
      Damon to Damon, dziś kocha, jutro może olac, zobaczymy jak to będzie i czy jego zapewnienia były szczere;)

      Usuń
  4. Wow tego sie niespodziewalam ale to pozytywne zaskoczenie :) ciesze sie ze dodalas NN i czekam na wiecej :*
    -moniaa

    OdpowiedzUsuń
  5. Uf, nareszcie znalazłam czas na napisanie komentarza :) Przyznam się bez bicia, że rozdział przeczytałam kilka minut po jego opublikowaniu (ja to zawsze mam szczęście. Kiedy wchodzę na Bloggera widzę, że coś wrzuciłaś), ale miałam wiele spraw związanych z moim opowiadaniem, czytaniem innych i tak jakoś wyszło :)
    Wow - niezbyt treściwa opinia, ale w tej chwili nic innego nie przychodzi mi do głowy.
    Miałam rację. Droga do szczęścia Damona i Olivii będzie długa i wyboista, czyli tak jak być powinno. Nie mam nic przeciwko ich miłości, bo uwielbiam te wątki, ale taki układ bardziej pasuje mi do tych postaci.
    Kiedy przeczytałam o nadwrażliwości na światło Olivii w pierwszej chwili pomyślałam, że przemienia się w wampira. A tu taka niespodzianka :D
    Bardzo mnie zaskoczyłaś tym rozdziałem, oczywiście pozytywnie.
    Strasznie się cieszę, że ktoś wreszcie przedstawił Bonnie w takim świetle, w jakim ja ją widzę. Nigdy jej nie lubiłam :D
    Gratuluję ci świetnie napisanego rozdziału, pozdrawiam i jak zawsze życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  6. <3 ciekawe co będzie dalej :D Bonnie ach jak ja jej nie lubię.
    I Damon z Oliwią :<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<,

    OdpowiedzUsuń
  7. Przepraszam za tę gigantyczną zwłokę w czytaniu i komentowaniu.
    Dzisiaj sumiennie zabieram się za nadrabianie zaległości, a wyskrobię coś najpóźniej jutro :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak ja uwielbiam takie postacie jak Mefistofeles <3
    ogólnie tak się wzięłam znikąd, ale czytam chyba od wczoraj i bardzo mi się podoba. muszę przyznać, że nie czytałam jeszcze 'pamiętników wampirów', ale mam zamiar. dzięki Tobie
    masz taki piękny styl i niepowtarzalny humor, który urzekł mnie od początku.
    teraz idę czytać dalej, i mam nadzieję, że druga część będzie przynajmniej tak dobra jak pierwsza (oczywiście mam nadzieję, że jeszcze lepsza ;)

    OdpowiedzUsuń