Kiedy
dotarliśmy do drzwi sypialni Damona, zrobiło mi się słabo. Nie wiedziałam jak
zareaguje na moje wyznanie. Szczególnie, że widziałam ten blask w jego oczach.
Objął mnie i przyciągnął do siebie, a ja pragnęłam tylko zatrzymać czas w
miejscu i nie musieć nic mówić. Jednak nie po raz pierwszy przekonałam się, ze
moje życzenia i to, czego pragnęłam miało niewielkie pokrycie w rzeczywistości.
Usta Damona znalazły się tuż przy moim uchu.
- Kocham cię, Damonie – odrzekłam z zaciśniętym
gardłem. Teraz chyba zauważył moje zdenerwowanie. Spojrzał na mnie ze
zdziwieniem, pozwalając mówić dalej – jesteś dla mnie wszystkim, jednak, kiedy
byłeś tam… więziony przez Lilith… coś się wydarzyło.
Było mi wstyd. Cholernie wstyd, że pozwoliłam się
ponieść porywom nie do końca prawdziwych uczuć do Klausa, podczas gdy Damon,
mężczyzna mojego życia był torturowany. W końcu wydusiłam z siebie wszystko, to
jak Klaus mnie trenował, jak zbliżyliśmy się do siebie, o działaniu klątwy tez
wspomniałam. Damon odsunął się i usiadł na łóżku, pocierając skronie palcami.
Byłam zrozpaczona. Dopiero, co go odzyskałam, a już miałam znów go stracić?
Przez co? Przez szczerość? To wszystko było bez sensu, z trudem powstrzymywałam
łzy, kiedy jego milczenie się przedłużało, postanowiłam je przerwać.
- Musisz wiedzieć, że to nie byłam do końca ja, to…
- Cicho – powiedział niebezpiecznie spokojnym
głosem. Podniósł wzrok i dostrzegłam w jego oczach ból, cierpiał. Przeze mnie.
Chciałam umrzeć. – Żadne z nas nie było do końca w porządku, ale przecież nie
byliśmy nigdy razem. To fakt, nasze uczucia powinny nas powstrzymać, ale tak
się nie stało. Ja uległem Lilith, a ty Mikaelsonowi. Nic z tym nie zrobimy,
więc może po prostu o tym zapomnijmy?
- Mówisz serio? Nie nienawidzisz mnie?
Uśmiechnął się tym swoim cwaniackim uśmiechem,
którego tak bardzo brakowało mi przez długie miesiące.
-Nienawiść i miłość są łudząco do siebie podobne,
Olivio.
Potem był już tylko jego uśmiech, jego dłoń
przeczesująca palcami moje włosy i pocałunki. Delikatne, czułe pocałunki,
których nigdy nie zidentyfikowałabym z Damonem Salvatore – zimnym draniem.
Jednak tak właśnie mnie całował, powoli, niespiesznie, jakby chciał na tę
czynność przeznaczyć resztę stulecia. Sama nie wiem, w którym momencie znalazłam
się na łóżku, drżąc w jego objęciach, nie potrzebowałam już niczego. Miałam
Damona. I jego palący dotyk, choć przecież dłonie miał zimne. I jego pocałunki,
rozrywające moją dusze na miliony strzępków. I jego oddech, choć wcale nie
byłam pewna czy wampirowi tlen potrzebny był do życia. Tak minęła noc i dzień i
kolejne dni i noce w jego łóżku, w jego objęciach, z nim. Poranek przywitał
mnie ogromnym bólem głowy i stawów, nie wiedziałam, co się dzieje, ale letnie
słońce niesamowicie mnie irytowało. Podniosłam się z łózka, w którym Damon
przekręcał się właśnie na drugi bok i podszedłszy do okna, zdecydowanym ruchem
zasłoniłam kotary. Ulga była natychmiastowa. W pokoju panował półmrok, ale nie
przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie, widziałam wszystko wyraźnie. Oparłam się
o ścianę i z przyjemnością lustrowałam wzrokiem idealnie wyrzeźbione ciało
mojego ukochanego. Tak. Był idealny. Uśmiechnęłam się leniwie na wspomnienie
poprzedniej nocy, kiedy przejęłam inicjatywę i znalazłam się na górze w jego
oczach dostrzegłam fascynację i… strach? Nie, to nie możliwe. Potrząsnęłam
głową. Czemu Damon miałby się mnie bać? Nie miał powodów. Znów na niego
zerknęłam. Dotychczas, czerpiąc wiedze z książek o wampirach, kierowanych
głównie do nastolatek uważałam, że istoty nocy nie śpią, jednak to, co
widziałam skutecznie obalało powstałe teorie. Spał. Leżał teraz na prawym boku,
twarzą zwrócony do okna i uśmiechał się przez sen. Był najwspanialszą z
żyjących istot. A ja byłam głodna. Zeszłam do kuchni, ciesząc się, że lodówka
jest zapełniona, w duchu podziękowałam Elenie, bo to na pewno ona zadbała by
jedyny człowiek w domu miał co jeść. Przyjrzałam się zapełnionym półkom i
postanowiłam zjeść jajecznicę. I tosty francuskie. I płatki z mlekiem, kanapki
z wędliną, serem, pomidorami i majonezem, omlet z szynką i banana. Tak, seks
był zdecydowanie wyczerpującym zajęciem.
Kilka
godzin później lodówka była pusta, a ja siedziałam wściekła przy kuchennym
stole. Wściekła z głodu. Nie byłam w stanie się niczym najeść! W dodatku moja
nadwrażliwość na słoneczne światło zmusiła mnie do schowania się w
najciemniejszym kącie kuchni. Widząc, że słońce zajmuje coraz większy obszar
pomieszczenia byłam bliska rozpaczy, nie chciałam wyobrażać sobie tego
przeklętego bólu, jaki czułam tuż po przebudzeniu i chciałam w końcu zjeść coś,
co sprawi, że poczuję się najedzona. Poczułam, jak łzy, jedna po drugiej
spływają po moich policzkach, ocierając je wierzchem dłoni, zobaczyłam
schodzącego po schodach Stefana. Kiedy tylko mnie zauważył, w mgnieniu oka znalazł
się tuż przy mnie.
- Olivio, wszystko w porządku?
Popatrzyłam na niego. Czarna koszulka opinała jego
umięśniony tors, a silna ręka dotykała właśnie mojego ramienia. W mojej głowie
pojawiły się obrazy.
Ja i Stefan,
spleceni w miłosnym uścisku pozwalamy strugom wody obmywać nasze ciała. Dotykam
jego policzka i całuję go namiętnie, lekko od siebie odpychając. Moje paznokcie
zamieniają się w długie, ostre szpony i rozcinają jego skórę. Z ran sączy się
krew, jednak to nie ona mnie fascynuje i doprowadza do ekstazy, lecz niebieskie
smugi energii unoszące się na wysokości ran. Mój głód się nasila, jednak wiem,
że moment zostanie zaspokojony. Powoli wysuwam język, długi i rozszczepiony jak
język węża i z nieskrywaną radością zlizuję niebieskie smugi z torsu wampira. W
końcu jestem najedzona, spełniona, szczęśliwa.
Nie! O czym ja myślę! Otworzyłam oczy i odskoczyłam
od Stefana jak oparzona.
- Nie zbliżaj się, bardzo cię proszę Stefanie nie
zbliżaj się do mnie.
Na jego twarzy widziałam zaskoczenie i wcale mu się
nie dziwiłam w jednej chwili szlochałam w kącie, a w drugiej uciekam od niego i
proszę by się nie zbliżał. On oczywiście nie posłuchał. Wstał i podszedł do
mnie wyciągając dłoń.
- Spokojnie, Olivio, nie chcę ci zrobić krzywdy…
- Wiem, ale ja chcę skrzywdzić ciebie. – Mój głos
był zimny jak lód, kiedy Stefan postąpił o jeden krok bliżej, wszystkie
okiennice w kuchni zatrzasnęły się z hukiem. Mogłam wyjść z kąta nie obawiając
się o kolejny napad bólu. – Coś jest ze mną nie tak. Proszę cię, nie podchodź
do mnie, ja… chyba nie jestem do końca sobą.
Stefan popatrzył na mnie i mimo że starał się
zachować kamienny wyraz twarzy, nietrudno było wyczytać strach goszczący w jego
oczach. Bał się mnie. To dobrze. Dzięki temu będzie trzymał się z dala. Jednak
za szybko się ucieszyłam, to co odczytałam jako przerażenie, było fascynacją.
Stefan podszedł bliżej, nie słuchając moich ostrzeżeń i przesunął palcami po
mojej twarzy.
- Nigdy nie zauważyłem, jaka jesteś piękna. –
Ocipiał. Nie było innego wytłumaczenia. Prychnąwszy, odtrąciłam jego dłoń i
omijając go przeszłam do salonu. Tu okiennice były również pozamykane, ale obok
wielkiej kanapy stała zapalona lampa, jej światło też mi przeszkadzało, idąc do
niej, minęłam lustro. Kątem oka zauważyłam swoje odbicie, które wydawało mi się
dziwnie obce. Zawróciłam i przejrzałam się dokładnie. Wszystko było okej. Te
same piegi i lekko zmierzwione brązowe włosy, przede mną stała drobna postać,
której fizjonomię znałam na pamięć. Jednak był jeden drobny szczegół, który się
zmienił. Oczy, które dotychczas były zielony, przybrały czarną barwę. Źrenice,
tęczówki i białka były wypełnione głęboką czernią. Natychmiast obróciłam się na
pięcie i pobiegłam po schodach wprost do sypialni Damona. Musiałam sprawdzić,
czy na jego torsie znajdują się rany cięte. Rany zadane moimi szponiastymi
paznokciami. Jednak, kiedy dotarłam na miejsce, łóżko było puste. A ja nadal
byłam głodna. W mojej głowie zapanował mętlik.
Z jednej strony martwiłam się co dzieje się z Damonem, z drugiej, czułam
ulgę, że uciekł przede mną i, że go nie skrzywdzę, a z trzeciej, mrocznej
strony byłam wściekła, bo znów opanował mnie głód. Po co tu przyszłam? Ostrzec
Damona, czy się na nim pożywić? Czemu widziałam w jego oczach strach
poprzedniej nocy? Czy go zraniłam? Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Wpuść mnie Olivio! – Stefan próbował się dobić,
kierowany mylnym przekonaniem, że jakoś mi pomoże. Chciał mi pomóc? A może
rzuciłam na niego jakiś urok, poprzez który był mi bez reszty oddany? W głowie
huczały mi słowa Bonnie „Ta
zaś, która zgniecie głowę Lilith, dostanie jej koronę. I padną jej do stóp
demony i rozpocznie się studniowy bal na cześć nowej królowej.” O ile część
o balu brzmiała ciekawe, to już zajęcie miejsca Lilith niezbyt mnie kręciło. Byłam
głodna, skołowana i przerażona. Co teraz? Będę musiała wykorzystywać mężczyzn,
żeby jakoś funkcjonować? Co z moim związkiem z Damonem, teraz, kiedy wszystko
zaczęło się układać, nagle wyskoczyła kolejna przeszkoda? Czy kiedykolwiek
będzie nam dane być szczęśliwymi? Cały czas wierzyłam, że w końcu nam się uda,
że jeśli będę dość zawzięta, to osiągnę swój cel. Jednak wychodziło na to, że
ja i Damon nie będziemy nigdy razem. Bo co? Miałabym się żywić na nim, czy może
go zdradzać? Nie godziłam się na żadną z opcji i miałam po dziurki w nosie bycia
wybrańcem. Znów poczułam wilgoć na policzkach, byłam okropną beksą i do tego
potworem. Sukkubem. Czymś, czego nienawidziłam, z czym walczyłam, co niszczyłam
z wielką przyjemnością. Usłyszałam znajome skrobanie w parapet. Podeszłam do
okna i otworzyłam je, a potem okiennice, zrobiło się już ciemno, ale nikogo nie
widziałam. Przepłakałam cały dzień? Ile czasu spędziłam na opróżnianiu lodówki?
Wydawało mi się, że to był moment, a tymczasem zdążył zapaść zmrok. I do tego
miałam przesłyszenia. Tak miało wyglądać życie królowej sukkubów?
-
Niżej, pani. – Cichy, syczący głos przykuł moją uwagę. Spojrzałam w dół i
ujrzałam Ariane, w jej oryginalnej postaci, dyndająca na okiennicy. Wychyliłam
się i pomogłam jej dostać się do pokoju. Przez ten krótki moment, kiedy
dotknęłam jej dłoni poznałam jej całą historię. Obrazy pojawiały się w mojej
głowie szybko, jednak byłam w stanie wszystko ogarnąć rozumem. Obraz pierwszy:
Młoda, nieszczęśliwie zakochana dziewczyna, wzdycha do chłopaka, który wyśmiewa
ją na radzie plemienia. Arniane, miała oryginalne imię jak na Indiankę.
Kruczoczarne, gęste warkocze i piękne brązowe oczy były jej atutami. Jednak on
jej nie chciał. Wyśmiewał. Szydził. Obraz drugi: Ariane płacze nad brzegiem
rzeki, a jej łzy wpadają do wody, tworząc rozprzestrzeniające się na tafli wody
okręgi. Obraz trzeci: Rudowłosa piękność kładzie dłoń na ramieniu Ariane „pomogę ci go zdobyć” mówi „sprawię, że żaden mężczyzna nie będzie w
stanie ci się oprzeć”. Kolejny obraz: Lilith dotrzymała słowa, za jedną
kroplę krwi młodej Indianki uczyniła ją najbardziej pożądaną kobieta w wiosce.
I sukkubem bo Ariane została oszukana. Nie widziała, że z kroplą krwi oddaje
Lilith duszę. Od tamtej pory czuła wielki, niemożliwy do nasycenia głód, który
zaspokajała tylko, odbierając mężczyznom energię podczas seksu. A każdy
wykorzystany w ten sposób człowiek odbierał jej cząstkę jej człowieczeństwa,
czyniąc demonem bez skrupułów. Z każdym stosunkiem, każdą pochłonięta porcją
energii Ariane coraz mnie przypominała człowieka, aż stała się kreatura,
budzącą odrazę. Swój dawny, piękny wygląd mogła przybierać tylko po to, by
zwodzić mężczyzn.
-
Ariane, to straszne – nagle zachciałam przytulić dziewczynę, tak – dziewczynę,
a nie potwora, demona czy sukkuba. Zrobiło mi się jej żal, choć oczywiście nie
była bez winy i zbyt lekkomyślnie podjęła decyzje o zawarciu paktu z Lilith…
była przecież wtedy tylko młoda dziewczyna, prawie dzieckiem, miała prawo do
pomyłek, a moja poprzedniczka w podły sposób wykorzystała jej marzenia.
-
Nie czassss na łzy, Pani… czassss na przygotowania… musssisssssz zadecydować,
co dalej z nami… Zosssstajemy w Mysssstic Fallsssssss? – Popatrzyła na mnie
swoimi umęczonymi oczami, była głodna, nie mogłam tego nie zauważyć. –
Dziewczęta ssssssssą zniecierpliwione… Mussssssssisssssz o nasssss zadbać…
-
Ariane, jaki bal?
-
Zabiłaśśśśśś Lilith, Pani... Terazzzzz Ty jessssssteśśś nassssszą królową…
Musssssisz zadbać o sssssswój lud, bo inaczej… - Odwróciła głowę, nie chcąc
patrzeć mi w oczy i wymamrotała coś niewyraźnie.
-
Inaczej co, Ariane?
-
Dziewczęta ssssszykują poszastanie… Chcą cię obalić… Nie dbassssssz o nassssss…
Jessssteśśśśśmy głodne…
Acha.
Fajnie. Więc teraz miałam martwić się o potrzeby fizjologiczne armii
wzburzonych sukkubów, bo inaczej one się zbuntują i wybuchnie powstanie
przeciwko mnie. Fajna ze mnie królowa, nie minęły dwa dni, a mój lud miał mnie
dość.
-
Co powinnam zrobić?
-
Ssssssspotkaj sssssię z nami dziśśśśś o północy… będziemy cię oczekiwać…
chętnie dowiemy się sssssię, co planujesssssz…
-
Czekaj, chcesz mi powiedzieć, że mam iść na spotkanie z bandą rozszalałych
demonów?
-
Jessssteśśśśśmy twoimi poddanymi, nic ci nie grozi z nassssszą sssstrony –
Ariane łypnęła okiem i wykrzywiła usta bez warg w coś na kształt uśmiechu –
jesssszcze. – Pamiętaj, dziśśśśśś o północy w sssssssiódmym kręgu…
Powiedziała
i wyskoczyła przez okno, a ja usiadłam na łóżku nie wiedząc, co zrobić. Zaraz,
w „Siódmym kręgu”? Ona miała na myśli ten bar, w którym upijałam się, kiedy
Damon mnie odtrącił? Co one u diabła planowały? Chciały znów pożywiać się na
niewinnych ludziach? Okej, ja tez chciałam, ale miałam pewne hamulce, a coś mi
mówiło, że moim poddanym, pojęcie „hamulec” było zupełnie obce.
Kiedy zeszłam do salonu, oczywiście
zastałam tam całą zgraje ludzi i nieludzi patrzących na mnie wyczekująco.
Musieli już o wszystkim wiedzieć, gdyż Bonnie siedziała na kanapie, trzymając
dłoń na ramieniu Damona. Zaraz, czy ja naprawdę to widziałam?! Tak! Siedziała i
pocieszała mojego wampira, który na mój widok zdecydowanie przygasł. To chyba
jakaś parodia! Resztę schodów pokonałam w trybie ekspresowym nawet, co
odnotowałam z wyraźnym zadowoleniem, nie potknąwszy się ani razu. Zauważywszy
Bonnie, która najwyraźniej miała ochotę jeszcze bardziej pocieszyć Damona
(opierając głowę na jego ramieniu!) Nie zwróciłam uwagi na resztę towarzystwa.
Na przykład na Stefana, który na mój widok poderwał się z krzesła i Elenę
trzymającą go za ramię i patrzącą na mnie wściekłym wzrokiem. Albo na Klausa
szeptem kłócącego się o coś z Caroline. Przede wszystkim zaś, nie zauważyłam
Jeremy’ego Gilberta, który bez żadnych skrupułów walnął mnie czymś ciężkim w
tył głowy. I znów ból i zalewająca wszystko ciemność.
-
…wiemy, co zrobi…
-
…niebezpieczna….zrobiła Damonowi…
-
…nie do końca sobą…
-…jaką
znaliśmy zniknęła…
-…kocham….walczyć…
-
…Musisz pogodzić się z jej stratą, Damonie…- dopiero głos Bonnie wyrwał mnie
zupełnie z otępienia. Kiedy otworzyłam oczy, zauważyłam, bardzo błyskotliwie,
że siedzę na podłodze, spętana jakimiś sznurkami, czy czymś takim, i nie mogę się
ruszyć. Na szczęście ust nikt mi nie zatkał. I dobrze, bo miałam coś do
powiedzenia.
-
O tak, Bonnie, a ty na pewno chętnie zajmiesz rolę pocieszycielki, prawda? –
wszystkie oczy w pokoju zwróciły się w moją stronę – kiedy tak nagle zaczęło
zależeć ci na bezpieczeństwie Damona?
-
W momencie, w którym próbowałaś go zabić. Najpierw w swoim domu, a teraz w jego
własnym łóżku.
-
We własnym domu? – Zerknęłam na nią zdziwiona, skąd wiedziała, co się stało,
kiedy opętała mnie Dora? Bonnie uśmiechnęła się triumfująco i otworzyła usta,
jednak Damon ją powstrzymał.
-
Nie, Damonie. Już czas by wszyscy dowiedzieli się, czemu skręciłeś kark Olivii,
prawda jest taka, że wasza super bohaterka chciała go wtedy zabić. Jakie to uczucie trzymać bijące serce w
dłoni, Olivio?
Zrobiło
mi się niedobrze. Skąd wiedziała o tych wydarzeniach? Czyżby Damon…
-
Tak, Damon opowiedział mi, co stało się wtedy i co zrobiłaś dzisiejszej nocy.
Myśleliśmy – wstała i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej – że Olivia,
wybraniec, pomoże nam uwolnić się od sukkubów, a tymczasem ona zabiła Lilith by
nimi dowodzić!
-
No chyba cię pogięło – prychnęłam lekceważąco – sama powiedziałaś mi, że tylko
ja mogę zabić Lilith, ze nikt inny nie zdoła tego zrobić.
-
Bo to prawda, jednak nie musiałaś od razu przejmować jej korony – uśmiechnęła
się cynicznie. Boże, czy naprawdę Bonnie zaplanowała to wszystko by się mnie
pozbyć? Nawet nie chciało mi się płakać, byłam po prostu wściekła.
-
Dobrze wiedziałaś, że to transakcja wiązana! Dobrze wiedziałaś, że jeśli zabiję
Lilith to automatycznie będę musiała zająć jej miejsce! -Na twarzach wszystkich
zebranych malował się wyraz osłupienia, no może oprócz Stefana, bo on patrzył
na mnie jak ciele w malowane wrota. – Po prostu postanowiłaś to przemilczeć.
Pytanie tylko brzmi: dlaczego? Chodziło jedynie o Damona, czy masz jakieś
wyższe cele? – Bonnie chciała coś wtrącić, ale ja wpadłam w nieuchronny
słowotok. – Powiedziałaś im, że jestem teraz królową sukkubów i kazałaś im mnie
uwięzić, a może powiedziałaś im też o moim planowanym spotkaniu z poddanymi,
które ma zapobiec buntowi demonów? Poinformowałaś ich o tym, że tylko ja jestem
w stanie powstrzymać sukkuby przed atakiem nie tylko na Mystic Falls, ale też
resztę świata? Tak. Zabicie przeze mnie Lilith było jedynym sposobem na
powstrzymanie jej i armii demonów. Tak, stałam się teraz jednym z nich, więc
dla własnego dobra uwolnijcie mnie, bo tylko ja mogę powstrzymać je przed
wszczęciem buntu. Acha, jeśli nie zdążę… to już nic ich nie powstrzyma.
Na
te słowa Klaus podszedł do mnie i bez słowa rozwiązał krępujące mnie więzy, po
czym wziął mnie w ramiona.
-
Nigdy w ciebie nie zwątpiłem, Olivio – szepnął mi do ucha – pamiętaj o tym, ja
zawsze wiedziałem, że…
-
Naprawdę jej wierzycie? – Głos Bonnie był wysoki, niemal piskliwy. – Spójrz,
Eleno, omamiła Damona, Klausa, a teraz nawet Stefana! Olivia nie jest tym, za
kogo się podaje.
W
pokoju zawrzało, Bonnie niemal wrzeszczała o tym, jak chce wszystkich okpić,
Klaus z zacięciem bronił mnie, ku mojemu zdziwieniu wtórowała mu Rebekah. Jeremy
powtarzał „ Zobaczcie, co zrobiła Stefanowi”, a Caroline z rezygnacją kręciła
głową. Wyminęłam kłócących się ludzi i istoty nadnaturalne i podeszłam do
Damona.
-
Nawet… nawet nie wiem, co ci zrobiłam – powiedziałam ze strachem. A on wstał
bez słowa i złapał moją dłoń.
-
Chyba masz do odbycia jakieś spotkanie?
Więcej
się nie odezwał. Siedzieliśmy w samochodzie jadąc do siódmego kręgu, Damon
milczał, a ja nawijałam jak szalona od rzeczy, o tym, że go kocham, że nigdy
nie skrzywdziłabym go świadomie, że wiem, że nie mam prawa prosić, by znów mi
zaufał. Kiedy w końcu dotarliśmy na miejsce, Siódmy Krąg skąpany był w
jaskrawoczerwonej poświacie.
-
Więc tak się bawisz, kiedy nie ma mnie w pobliżu? – Lekki, kpiący uśmieszek
zagościł na twarzy Damona, co dodało mi otuchy.
-
Zazwyczaj jest tu nieco… spokojniej.
-
Myślisz, że twoje koleżanki są w środku?
-
Nie mów tak o nich… Wolałabym nie mieć z nimi nic wspólnego. – Westchnęłam i
oparłam się o maskę samochodu. – Powiedz, co ci zrobiłam? Bolało?
-
Nie myśl, że nie miałem z tego żadnej przyjemności – podszedł bliżej i położył
dłonie na moich biodrach – wręcz przeciwnie, byłaś boska… do czasu, aż
postanowiłaś wyssać ze mnie nieco energii.
-
Tak mi głupio, okropnie się z tym czuję… nawet nie pamiętam, co zrobiłam.
Bez
słowa zdjął koszulkę. Najpierw musiałam opanować chęć rzucenia się na niego, a
potem… zobaczyłam je. Rany biegnące od obojczyków aż po brzuch, krzyżujące się
na wysokości mostka. Damon był wampirem, więc zdążyły się już nieco zagoić, ale
wciąż pozostawały po nich ślady w postaci białych blizn. Dotknęłam ich dłonią.
-
Bonnie miała rację, jestem potworem.
-
Hej, nie jesteś pierwszą dziewczyna, którą przy mnie poniosło. – Nawet teraz,
kiedy był moją ofiarą, próbował obrócić wszystko w żart. – Nie kryję urazy, moja
mała wariatko. – Popatrzyłam mu w oczy i zerknęłam na zegarek.
-
Jest za pięć dwunasta, muszę… iść.
-
Czemu mam wrażenie, że się żegnamy?
-
Nie wiem, ale też tak czuję. – Wykrztusiłam przez łzy. Znów beczałam. Drugi raz
w ciągu doby, to naprawdę przegięcie. Damon przytulił mnie mocno i przez chwile
poczułam, że nic złego nie może nam się przydarzyć, co w świetle zaistniałych
okoliczności było absurdalne. Ciągle coś złego się przydarzało, gdy tylko
odrobine się do siebie zbliżaliśmy.
-
Wejść tam z tobą? – Skinęłam głowa potwierdzająco. Ruszyliśmy w stronę baru,
trzymając się za ręce i nie mając pojęcia, co zastaniemy w środku.
Ścisnęłam mocniej dłoń Damona,
patrząc na siedzące w równych rzędach krzesełek sukkuby. Spodziewałam się
raczej orgii, albo rzezi, ale one wszystkie, siedzące i wpatrujące się we mnie,
były równie przerażające. Kolejnym zaskoczeniem był Pietro, właściciel
„Siódmego kręgu” i jego żona – Marianne. Stali na barze, ubrani w
krwistoczerwone szaty i trzymali w dłoniach coś na kształt bereł. Jednak
największym i najbardziej przerażającym odkryciem była ziejąca na środku
podłogi dziura, w której ktoś postanowił rozpalić ognisko. Duże ognisko w
dziurze bez dna.
-
Olivio, moja piękna, jesteś już. – Pietro zeskoczył z baru i podszedł do mnie
całując siarczyście oba moje policzki. – Widzę, że przyprowadziłaś wybranka
swojego serca. – Uśmiechnął się, a ja niemal upadłam, zauważywszy wyrastające z
czoła pietra dwa małe rogi. No bez przesady! To chyba jakiś żart.
-
Pietro? Co tu się dzieje?
-
Oh, na tym etapie znajomości możesz już zacząć używać mojego prawdziwego
imienia, które brzmi – popatrzył na mnie znacząco, a ja dokończyłam w
osłupieniu, stwierdzając, ze od tej chwili zacznę bezgranicznie wierzyć swojemu
pierwszemu wrażeniu.
-
… Mefistofeles. Słabo mi…
Na
te słowa, jedna ze zgromadzonych demonic, poderwała się ze swojego krzesła i
podstawiła mi je praktycznie pod pupę. Klapnęłam na nie, stwierdzając, że kiedy
tylko zaczynam myśleć, że przeżyłam coś niesamowitego, okazuje się, że świat ma
dla mnie w zanadrzu jeszcze ciekawsze niespodzianki. Damon stanął za mną i
położył dłonie na moich ramionach, co dodało mi otuchy, a ja z lekko
rozdziawioną buzią obserwowałam, co się dzieje wokół. Marianne ześlizgnęła się
z baru i podeszła do Mefistofelesa. Byłam niesamowicie ciekawa jak brzmi jej
prawdziwe imię, ale coś mi mówiło, że niebawem i tego się dowiem. Szeptali
przez chwilę między sobą, po czym Mefistofeles odezwał się donośnym głosem.
-
Zebraliśmy się tutaj, aby zadecydować o losie nowej Lilith, zwanej Olivią. –
Bez skrępowania wymierzył palec w moją stronę. – Jako władca siódmego kręgu
piekieł, odpowiadającego za sukkuby, inkuby i inne demony rozpusty, sprawuję
władze nad jej i waszym – skinął głową w stronę sukkubów, a jego rogi zalśniły
niebezpiecznym, czerwonym blaskiem – mam prawo i obowiązek wysłuchać waszych
postulatów i wydać stosowne postanowienie.
Powietrze
tuż przy jego dłoni zabłysło czerwonym blaskiem, a po chwili Mefistofeles
trzymał w dłoni kartkę formatu A4 zapisaną koślawym pismem.
-
Część z was żąda obalenia Olivii, ścięcia jej głowy i wyłonienia spośród was
Nowej Lilith, która waszym zdaniem będzie sprawiedliwie wami władała, dbając o
wasze potrzeby. Inne pragną, cytuję: „zniesienia monarchii i wprowadzenia
rządów demokratycznych, a najlepiej kompletnej anarchii, gdyż tylko taki ustrój
odzwierciedla naszą – sukkubów – naturę”. Jest też jeden wniosek o uznanie
władzy Olivii i wcale nie domyślam się, kto go napisał – diabeł uśmiechnął się
do siedzącej w kącie sali Ariane. Naprawdę tylko ona była po mojej stronie? –
Czy ktoś pragnie wystąpić i uzasadnić swój postulat?
Podniosło
się kilka rąk, jako pierwsza przemawiała demonica o głowie minotaura, której
ciało pokryte było sierścią w zielone łaty przywodzące na myśl krowę.
-
Uważam, że Olivia – wymawiając moje imię, krowa prychnęła z pogardą – nie
nadaję się na naszą władczynię. Minęły dwa dni, od kiedy została nową Lilith i
od tamtej pory nie dostałyśmy żadnych poleceń! Przez dwie długie noce
siedziałyśmy w ukryciu głodując bo nasza nowa królowa nie pofatygowała się o
wyznaczenie nam dawców! – łał, więc do moich obowiązków należało wyznaczanie
ludzi, które dziewczęta miały sobie podjadać? Postanowiłam notować
najważniejsze sprawy. – Jej samolubne, egoistyczne zachowanie jest karygodne,
należy ją stracić i wybrać nowa królową.
-
Wybrać ją w demokratycznych wyborach! – Krzyknęła z głębi sali jedna z demonic.
-
Dziękuję Rachel – odezwał się Mefistofeles, wzywając do przemowy kolejną
chętną. Ta miała głowę dzięcioła, skrzydła i krótkie kacze nóżki. Wyglądałaby
zabawnie, gdyby nie jej skrzeczący przenikliwy głos i obłęd w oczach.
-
Jesteśmy sukkubami! – Wrzasnęła już na początku i cała jej wypowiedź była
jednym wielkim wrzaskiem – Należymy do świata, w którym nie ma sprawiedliwości!
Miłosierdzia! Współczucia! Praw! Dlatego uważam, że powinnyśmy wrócić do piekła
i każda z nas, wedle uznania powinna je opuszczać, by się pożywić! Olivia, jako
nowa Lilith powinna pójść z nami, jednak uważam, że powinna zostać obalona i
stać się równą nam! Wolność! Tego nam trzeba! Precz z królową! – Na sali podniosły
się krzyki, popierające wystąpienie dzięcioła, a Marianne, musiała siłą usadzić
ją z powrotem na krześle.
Kolejną
przemawiającą była Ariane.
-
Ssssiossstry… Pamiętacie jak sssstałyśśśście sssssię sssssukkubami? Każda z
nasssss była zagubiona, nie wiedziała, co właśśśściwie sssię z nią ssssstało…
Byłyśśśśśmy przerażone tym, czego pragnęłyśśśśśmy i trudno nam było
zaakceptować sssswoją nową naturę. Miałyśśśśmy jednak Lilith, która wprowadziła
nasssss w tajniki bycia demonem… Olivia, nowa Lilith nie dosssstała takiej
ssssszanssssy…. Zosssstała rzucona na głęboką wodę, bez wcześśśsniejssssszego
przygotowania i insssstrukcji… Ja także, jak wy, głodowałam przez osssstatnie
dwie noce, ale nie ssssssądzę by było to winą Olivii. Okolicznośśści, jakie
nassstały, ssssprawiły dużo zamiessssszania nie tylko w nasssszym, ale i Olivii
życiu. Posssstuluję – dajmy jej ssssszanssse.
-
Dziękujemy Ariane – powiedział Mefistofeles uśmiechając się pobłażliwie. –
Zapraszam ostatnią wnioskodawczynię, Yvette.
Na
środek wyszła szczupła demonica, podobna do człowieka. Właściwie wyglądała jak
człowiek pomijając Czarne oczy i błony między palcami. Domyśliłam się, że była
sukkubem od niedawna, niewiele dłużej niż ja.
-
Moim zdaniem, powinnyśmy wrócić do piekła. Tam nie czujemy głodu, nie krzywdzimy
ludzi…
Krzyki
oburzenia, zagłuszyły dalszą część przemówienia. Kiedy w końcu władcy siódmego
kręgu piekieł udało się zapanować nad wrzawą, przyszedł czas na moje wystąpienie.
- Olivio, wysłuchałaś postulatów swoich
poddanych, masz nam coś do powiedzenia?
Podniosłam
się z krzesła, czując jak moje nogi robią się miękkie. Popatrzyłam na Damona i wiedziałam,
co musze zrobić. Wiedziałam też, że jeśli moja postawa będzie dość zdecydowana,
nikt nie ośmieli się podważyć mojego zdania. Stanęłam na miejscu, gdzie
przemawiały moje poprzedniczki i omiotłam spojrzeniem salę. Siedziały tam
zniecierpliwione sukkuby. Jedne jeszcze w miarę przypominające ludzi, inne
będące kompletnymi kreaturami, które nawet we mnie budziły odrazę. Spojrzałam
na Damona, stojącego przy pustym krześle i zrobiło mi się żal tego, co
moglibyśmy razem przeżyć, gdyby sprawy potoczyły się zupełnie inaczej. A potem
zaczęłam mówić.
-
Mefistofelesie, Marianne, a przede wszystkim moje poddane bo to do was będę kierowała
swoje słowa. Z uwagą wysłuchałam waszych postulatów i musze się z wami zgodzić.
W tych dwóch pierwszych dniach mojego władania nie sprawdziłam się jako
królowa. Pozwoliłam, byście głodowały, a uwierzcie, że i ja miałam już okazję
poznać ten głód i stwierdzam, że nie ma nic gorszego. Na swoje usprawiedliwienie
mam jedynie fakt, że nie ma chyba żadnego regulaminu bycia królową demonów, a
ja nie mam w tym zakresie najmniejszego nawet doświadczenia. Część z was chce
mnie obalić, ale musicie wiedzieć, ze nigdy się na to nie zgodzę! Doprowadziłoby
to do sytuacji, z jaką walczyłam, do sytuacji, w której krzywdziłybyście
niewinnych ludzi, których los jest mi bliski. Chce być waszą królową i nie chcę
byście cierpiały głód. W takiej sytuacji koniecznym jest znalezienie złotego
środka, a słuchając waszych przemówień zrozumiałam, że jest tylko jedno
wyjście, które pogodzi wasze i moje interesy. Wrócimy do piekła. – Na sali zawrzało,
niektóre z sukkubów klęły, syczały i warczały, patrząc na mnie z nienawiścią,
inne wyglądały na zadowolone, a jeszcze inne przyjęły moje oświadczenie z
czysta obojętnością. Zerknęłam też na Damona. Jego usta zacisnęły się tworząc
wąską, prostą linię, zacisnął też dłonie w pięści. Wiedziałam, że nigdy nie
wybaczy mi tej decyzji. – Nie macie wyboru i nie zgadzam się na żaden bunt. Od
tej pory będę dbać o wasze interesy z najwyższą starannością i nigdy nie pozwolę
by wam czegoś brakowało, pod jednym tylko warunkiem – żadna z was, już nigdy
nie opuści piekła
Na
sali zapadła cisza. Wygrałam. I przegrałam jednocześnie. Podeszłam do Damona, i
ujęłam jego twarz w dłonie.
-
Wiesz, że nie miałam wyjścia…
Nie
odpowiedział, jego twarz była nieruchoma, dłonie zaciśnięte w pięści a ciało
napięte. Był wściekły. Podszedł do nas Mefistofeles.
-
Piękny gest, Olivio, oczywiście wiesz, że jako ich królowa również nie opuścisz
piekła? Już nigdy?
-
Wiem, zdaję sobie z tego sprawę.
-
Nigdy już nie zobaczysz ukochanego. Nawet, jeśli umrze i niewątpliwie trafi do
piekła będzie w zupełnie innej jego części. Nigdy się nie spotkacie.
W
tym momencie Damon wybuchnął.
-
Musi być sposób! Musi być inne wyjście, jakaś luka! Przepustka dla niej!
-
W snach. – Cichy, melodyjny głos rozległ się za moimi plecami, obróciłam się i
zobaczyłam Marianne, płakała. – Możecie się spotykać w snach, jeśli wam się uda…
-
Och, kochana – Mefistofeles był wyraźnie zniesmaczony – musiałaś im to mówić?
Tak przyjemnie patrzyło się na ich cierpienie.
Marianne
jednak na niego nie patrzyła, wciąż mówiła tylko do mnie i Damona.
-
W świecie potrzebna jest równowaga, tam gdzie zło, musi być dobro. Zostałam żoną
Mefistofelesa po to, by dawać nadzieję grzesznikom, którzy żałują grzechów,
straceńców o dobrych intencjach, istotom, które chcąc dobrze, popełniły największe
błędy. Tak jak ty Olivio. Pokazałaś dziś, że ważniejsze od twoich pragnień,
jest dla ciebie dobro osób ci bliskich. To dało ci przepustkę. Daję wam sny, a
dokładniej jeden sen w miesiącu, podczas pełni. Jeśli uda się wam obojgu zasnąć
spotkacie się w śnie.
-
To za mało – odezwał się Damon – musi być sposób, by sukkuby zostały w piekle, a
Olivia wróciła na ziemię.
-
Tobie też dam nadzieję Damonie, zawsze jest sposób, jednak prowadzi do niego
długa i trudna droga, pełna wyrzeczeń i ofiar. I musisz ją znaleźć sam.
-
Zaczyna się – zawołał śpiewnym głosem Mefistofeles, a ja zerknęłam w jego
stronę. Sukkuby, jeden po drugim wskakiwały w płonącą otchłań w podłodze i
znikały bezpowrotnie – jeśli masz ochotę na pożegnanie, to jest dobry moment
Olivio. – Wskazał ręka drzwi, gdzie stali Klaus, Elena, Stefan, Bonnie, Matt i
April. April, jako pierwsza do mnie podeszła, a raczej rzuciła mi się na szyję.
-
Dziękuję ci Olivio, że mnie uratowałaś… i Matta, zawsze będę ci za to
wdzięczna.
-
Przestań, zobacz, co mam – uniosłam rękę, na której miałam bransoletkę
podarowaną mi przez April na gwiazdkę. – Taki prezent zobowiązuje. –
Przytuliłam dziewczynę i szepnęłam jej do ucha – uważaj na siebie.
Potem
przyszła pora na Matta, dobrego, kochanego Matta, któremu przez jakąś chwile
wydawało się, że mnie kocha. Przytulił mnie mocno.
-
Pamiętaj, nie wsiadaj do samochodów z nieznajomymi.
Zaśmiałam
się na wspomnienie naszego pierwszego spotkania, a pod powiekami poczułam
piekące łzy.
-
Postaram się unikać blond byczków, a ty uważaj na autostopowiczki.
Bonnie
popatrzyła na mnie z wyższością.
-
Wszystko, co dobre, szybko się kończy, prawda?
-
Nie myśl, że dla ciebie się zacznie, po co tu właściwie przyszłaś?
-
Och, ktoś przecież musi zając się Damonem po stracie ukochanej.
-
Zbliż się tylko do niego, a…
Nie
dokończyłam, bo moją dłoń ścisnął Stefan.
-
Przepraszam za dzisiejsze zachowanie, nie wiem, co mnie opętało.
-
Obawiam się, że ja, Stefanie.
Uśmiechnął
się lekko.
-
Poznanie ciebie było jednym z ciekawszych wydarzeń w moim długim życiu, na
pewno pozostawisz po sobie niezatarty ślad.
-
Na pewno.
Elena
tylko przez chwilę patrzyła na mnie z urazą.
-
To był cud, że pojawiłaś się w naszym życiu. Wyklarowałaś mi moje uczucia do
Stefana i uchroniłaś przed błędem, jakim byłby romans z Damonem.
-
Bez przesady, ja tylko…
-
Pozwoliłaś mi zrozumieć, co jest najważniejsze.
Silne
ramiona, niemal przygniotły mnie do umięśnionej klatki piersiowej.
-
Salvatore mówi, że znajdzie sposób, ale przyrzekam, że ja będę pierwszy.
-
Klaus, to klątwa, ja kocham Damona.
-
Wiem, ale ja tu będę czekał, niezależnie od tego, co się stanie i zapewniam
cię, że jako pierwszy znajdę sposób na wydostanie cię z piekła.
-
Dziękuję ci… i nie tylko za to. Dziękuję, że mnie trenowałeś, uczyłeś walki, że
dałeś mi wiarę w siebie i ciepło, troskę, kiedy tego potrzebowałam.
-
Tak się robi, kiedy się kogoś, ko…
-
Wystarczy, Mikaelson – zimny głos Damona, zabrzmiał w mojej głowie i już po
chwili to on, a nie Klaus przytulał mnie z całych sił. – Jesteś moja, zawsze
byłaś i będziesz, nie zapominaj o tym. – Szeptał gorączkowo całując moją twarz.
-
Nie zapomnę… i ty też mnie nie zapomnij – szepnęłam, spoglądając w stronę
zadowolonej z siebie Bonnie – obiecaj.
-
Obiecuję. – Ujął moją twarz w dłonie i spojrzał mi głęboko w oczy. – W każdej
chwili, będę przy tobie, tu – położył dłoń w miejscu, w którym biło moje serce
- żadna kobieta nie ma twoich oczu, twojego uśmiechu, żadna nie potrafiłaby
nigdy, nawet za milion lat sprawić, że o tobie zapomnę.
Zabrakło
mi słów. Beczałam już na całego i raz po raz pociągałam nosem, co musiało wyglądać
żałośnie. Podciągnęłam jego koszulkę do góry, przesuwając dłonią po bliznach.
-
Odpokutuje to… i może wtedy pozwolą mi wrócić.
Coś
zatrząsało pomieszczeniem, kiedy się rozejrzałam, zauważyłam, że Mefistofeles
unosi się w powietrzu nad powiększająca się, płonąca dziurą – brama do siódmego
kręgu.
-
Znajdę sposób…
Czułam
płomienie, liżące moje plecy, było mi gorąco, ale jakimś cudem jeszcze nie
zapłonęłam. Coś mi mówiło, ze teraz już ogień nie może mi zaszkodzić.
-
Kocham cię, Damonie.
Poczułam
nagłe tąpnięcie i coś wyrwało mnie z ramion Damona, teraz już tylko trzymaliśmy
się za ręce. Kątem oka zauważyłam jak reszta tych, którzy przyszli mnie
pożegnać, wychodzi z baru.
-
Kocham cię ty mała, nawiedzona wariatko…
Damon
stał już praktycznie przy drzwiach, oparty o ścianę, a ja unosiłam się jakimś
cudem nad płonącą otchłanią.
-
Karm Iana, opiekuj się nim…
Spadłam
nieco w dół, Damon ukląkł na podłodze i ostatni raz chwycił mnie w ramiona,
mocno przyciskając swoje wargi do moich.
-
Zrobię wszystko, znajdę sposób… kocham cię Olivio.
Coś
pociągnęło mnie w dół. Spadałam godzinami, albo tylko przez chwilę. W bramach
piekieł, czas nie miał znaczenia. W końcu opadłam na kamienną podłogę. Wszędzie
było wilgotno i śmierdziało zepsutą rybą. W moim sercu ktoś wydrążył wielka
dziurę, której każda cząstka poświęcała się mnożeniu tęsknoty za Damonem.
Skuliłam się w kłębek i po raz kolejny zaczęłam płakać. Nagle poczułam czyjąś
zimną, lepką dłoń na ramieniu. Podniosłam wzrok i zobaczyłam Ariane w jej
ludzkim wcieleniu z warkoczami i pięknymi brązowymi oczami.
-
Wssstań, pani, czassss przygotować studniowy bal na twoją cześśśść.
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ
Czytałam z wypiekami na twarzy i oczywiście na końcu się rozkleiłam totalnie.
OdpowiedzUsuńHahaaha nie mogę z tego jak z Bonnie zrobiłaś taką wredną sukę xD
Zapomniałabym. Zdziwiła mnie spokojna reakcja Damona na "miłość" Olivii i Klausa oraz to, że Damon na końcu nie pobił się z Klausem. :D
UsuńBonnie jest zuaaa i nigdy jej nie lubiłam, Damon natomiast jest zbyt pewny siebie, by być zazdrosnym o Klausa i to może być jedgo zgubą ;)
UsuńJa też jakoś nie lubię tej małej wiedżmy jest wkurzajaca.
UsuńTo mnie zaskoczyłaś naprawdę i to bardzo.
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się takiego obrotu wydarzeń.
Szczególnie samą końcówką, która wręcz powaliła mnie na kolana.
Jak mogłaś wysłać Olivię do piekła?
Biedny Damon... aż tak bardzo mi go szkoda.
A To pożegnanie na końcu.
Normalnie pobiłaś samą siebie w tym rozdziale.
Naprawdę kochana jestem pod wielkim wrażeniem.
Nie spodziewałam się tylu emocji i wrażeń w jednym niesamowitym rozdziale.
Naprawdę tak pozytywnie mnie zaskoczyłaś że po prostu aż brak mi słów.
I ten zwrot akcji z Bonnie.
Też nie lubię wrednej małpy.... i osbadziłaś ją w idealnej dla niej roli.
Mam nadzieję że Olivia wyjdzie z piekła i skopie jej solidnie tyłek.
Pojawienie się Mefistofelesa też mnie zaskoczyło.
Ciekawa jestem ile postaci jeszcze pokażesz.
Niecierpliwie oczekuje ciągu dalszego i pozdrawiam!!
Źli ludzie ida do piekła, a Olivia nie należy do najlepszych osób pod słońcem, więc taka kolej rzeczy ;)
UsuńPożegnanie, tak jakn mówiłam, nie wywołało we mnie żadnych emocji, nie wiem dlaczego, ale ciesze się, że Ciebie "ruszyło"
Pomysł z Bonnie był impulsywny, ale własciwie cieszę się, że mam nowy czarny charakter ;)
Mefisto... jezeli zdecyduję sie kontynuowac opowieśc, to on będzie dość...barwną postacią ;)
Dziękuje, że czytasz i komentujesz - to zawsze podnosi na duchu ;-)
Pozdrawiam:)
o boziu boziu boziu!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam i nie wierzę.. jezu co ty wymyśliłaś dziewczyno! To było w pewnym sensie piękne, ale też okrutne.. A już myślałam, że będą choć trochę szczęśliwi!
'Pewnego rodzaju zakończenie' ale że tak wgl zakończenie bloga?!
ooooo matko ciągle jeszcze nie mogę ogarnąć.. Ale w sumie bycie królową demonów w piekle.. całkiem fajna sprawa xD gdyby nie to, że nie mogą być razem!
Dobra, dobra, czekam aż Damon znajdzie jakiś sposób..
Pozdrawiam, buziaki ;3
Tak, zastanawiam się nad zakończeniem historii Olivii w tym właśnie miejscu, ale to jeszcze nic pewnego.
UsuńDamon to Damon, dziś kocha, jutro może olac, zobaczymy jak to będzie i czy jego zapewnienia były szczere;)
Wow tego sie niespodziewalam ale to pozytywne zaskoczenie :) ciesze sie ze dodalas NN i czekam na wiecej :*
OdpowiedzUsuń-moniaa
Dziękuję za komentarz, pozdrawiam ;)
UsuńUf, nareszcie znalazłam czas na napisanie komentarza :) Przyznam się bez bicia, że rozdział przeczytałam kilka minut po jego opublikowaniu (ja to zawsze mam szczęście. Kiedy wchodzę na Bloggera widzę, że coś wrzuciłaś), ale miałam wiele spraw związanych z moim opowiadaniem, czytaniem innych i tak jakoś wyszło :)
OdpowiedzUsuńWow - niezbyt treściwa opinia, ale w tej chwili nic innego nie przychodzi mi do głowy.
Miałam rację. Droga do szczęścia Damona i Olivii będzie długa i wyboista, czyli tak jak być powinno. Nie mam nic przeciwko ich miłości, bo uwielbiam te wątki, ale taki układ bardziej pasuje mi do tych postaci.
Kiedy przeczytałam o nadwrażliwości na światło Olivii w pierwszej chwili pomyślałam, że przemienia się w wampira. A tu taka niespodzianka :D
Bardzo mnie zaskoczyłaś tym rozdziałem, oczywiście pozytywnie.
Strasznie się cieszę, że ktoś wreszcie przedstawił Bonnie w takim świetle, w jakim ja ją widzę. Nigdy jej nie lubiłam :D
Gratuluję ci świetnie napisanego rozdziału, pozdrawiam i jak zawsze życzę weny :)
<3 ciekawe co będzie dalej :D Bonnie ach jak ja jej nie lubię.
OdpowiedzUsuńI Damon z Oliwią :<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<,
Przepraszam za tę gigantyczną zwłokę w czytaniu i komentowaniu.
OdpowiedzUsuńDzisiaj sumiennie zabieram się za nadrabianie zaległości, a wyskrobię coś najpóźniej jutro :)
Jak ja uwielbiam takie postacie jak Mefistofeles <3
OdpowiedzUsuńogólnie tak się wzięłam znikąd, ale czytam chyba od wczoraj i bardzo mi się podoba. muszę przyznać, że nie czytałam jeszcze 'pamiętników wampirów', ale mam zamiar. dzięki Tobie
masz taki piękny styl i niepowtarzalny humor, który urzekł mnie od początku.
teraz idę czytać dalej, i mam nadzieję, że druga część będzie przynajmniej tak dobra jak pierwsza (oczywiście mam nadzieję, że jeszcze lepsza ;)