Byłam jakby otoczona jedwabistym
kokonem. Wszelkie odgłosy i obrazy docierały do mnie zza grubej, mlecznej
kotary. Miejsce, w którym się znajdowałam było ciche i przytulne, chciałam zostać
tu na zawsze. Miałam święty spokój, nic mnie nie denerwowało, nie przerażało,
na niczym mi nie zależało. Jakąś małą częścią swojego jestestwa skupiłam się na
narządzie wzroku. Widziałam mężczyznę leżącego na podłodze, jego twarz
wykrzywiały ból i wściekłość. Widziałam krew i drobną kobiecą dłoń
rozdzierającą klatkę piersiowa mężczyzny. Ten widok miał w sobie coś
niepokojącego, a ja nie chciałam być niepokojona. Wróciłam do swojego azylu. Do
miękkiego i cichego zakątka we własnym ciele, gdzie mój umysł mógł czuć się
bezpieczny.
Błogostan nie trwał zbyt długo, gdyż kolejny ze zmysłów – tym razem dotyk – niemalże siłą pociągnął mnie za sobą, bym doświadczyła czegoś nowego. Poczułam miękkość i lepkość pod palcami. Nie wiedziałam jeszcze co to oznacza, jednak to uczucie nie spodobało mi się tak samo, jak widok, którego niedawno doświadczyłam. Moja dłoń zaciskała się na czymś śliskim i – jak mi się wydawało – niezwykle delikatnym. Gdyby to „coś” się poruszało, byłabym skłonna uznać, że to ludzkie serce. Ale nie. To nie biło, to musiał być jakiś inny narząd, albo martwe serce. Martwe serce należące zapewne do mężczyzny, na którego twarzy malował się ten przeogromny ból. To było bez sensu. Gdyby to było jego serce, musiałoby bić. Inaczej byłby martwy i nie mógłby patrzeć na mnie w taki sposób. Po raz kolejny wróciłam do swojej kryjówki. Dora wiedziała co robi. To ona rządziła teraz moim ciałem i nawet gdybym chciała, to nie mogłabym jej przeszkodzić. Była zbyt silna. Zresztą, co mnie obchodził jakiś facet o nie bijącym sercu. Martwy, a jednak nie do końca. Zupełnie jakby był… nieumarły. Coś zaświtało w moim umyśle. Był to ten sam bodziec, natrętny jak mucha, który zmusił mnie do patrzenia i odczuwania dotyku. Nieumarły…nieumarli… wampiry… Coś próbowało dobić się do mnie zza mlecznej kotary spokoju. Nie miałam ochoty o tym myśleć. Chciałam spokoju, swojej małej wegetacji, stanu, w którym było mi totalnie wszystko jedno. Ten stan był na wyciągnięcie ręki, gdyby nie ten mały impuls, który ciągle przywracał mi świadomość. DAMON! Cała masa wspomnień i uczuć spłynęła na mnie w ułamku sekundy. Chociaż spłynęła to niewłaściwie określenie. To wszystko spadło na mnie, niczym kilkutonowa szafa i wysypało się, zalewając mój umysł wspomnieniami. Wampiry. Damon. Święta. Dave. Klemens. Wisiorek. Uwięzienie. Dora. Śmierć. NIE!
Błogostan nie trwał zbyt długo, gdyż kolejny ze zmysłów – tym razem dotyk – niemalże siłą pociągnął mnie za sobą, bym doświadczyła czegoś nowego. Poczułam miękkość i lepkość pod palcami. Nie wiedziałam jeszcze co to oznacza, jednak to uczucie nie spodobało mi się tak samo, jak widok, którego niedawno doświadczyłam. Moja dłoń zaciskała się na czymś śliskim i – jak mi się wydawało – niezwykle delikatnym. Gdyby to „coś” się poruszało, byłabym skłonna uznać, że to ludzkie serce. Ale nie. To nie biło, to musiał być jakiś inny narząd, albo martwe serce. Martwe serce należące zapewne do mężczyzny, na którego twarzy malował się ten przeogromny ból. To było bez sensu. Gdyby to było jego serce, musiałoby bić. Inaczej byłby martwy i nie mógłby patrzeć na mnie w taki sposób. Po raz kolejny wróciłam do swojej kryjówki. Dora wiedziała co robi. To ona rządziła teraz moim ciałem i nawet gdybym chciała, to nie mogłabym jej przeszkodzić. Była zbyt silna. Zresztą, co mnie obchodził jakiś facet o nie bijącym sercu. Martwy, a jednak nie do końca. Zupełnie jakby był… nieumarły. Coś zaświtało w moim umyśle. Był to ten sam bodziec, natrętny jak mucha, który zmusił mnie do patrzenia i odczuwania dotyku. Nieumarły…nieumarli… wampiry… Coś próbowało dobić się do mnie zza mlecznej kotary spokoju. Nie miałam ochoty o tym myśleć. Chciałam spokoju, swojej małej wegetacji, stanu, w którym było mi totalnie wszystko jedno. Ten stan był na wyciągnięcie ręki, gdyby nie ten mały impuls, który ciągle przywracał mi świadomość. DAMON! Cała masa wspomnień i uczuć spłynęła na mnie w ułamku sekundy. Chociaż spłynęła to niewłaściwie określenie. To wszystko spadło na mnie, niczym kilkutonowa szafa i wysypało się, zalewając mój umysł wspomnieniami. Wampiry. Damon. Święta. Dave. Klemens. Wisiorek. Uwięzienie. Dora. Śmierć. NIE!
Nim
się spostrzegłam, mój azyl zniknął. Znów odczuwałam wszystko każdym ze zmysłów.
Widziałam Damona, leżącego na podłodze. Widziałam swoją dłoń wbitą w jego
klatkę piersiową. Słyszałam jego chrapliwy jęk i czułam zapach krwi. Czułam cos
jeszcze. Nienawiść. Nic nie rozumiał, nie wiedział dlaczego i jakim cudem go
zaatakowałam. Przybył tu, żeby mnie ratować, jednak teraz już nie byłam dla
niego kimś godnym ratunku. Byłam napastnikiem, wrogiem. Puściłam jego
nieruchome serce i wyrwałam dłoń z krwawiącej rany. Nie chciałam i nie miałam
czasu zastanawiać się jak to możliwe, że krwawił, skoro jego martwe serce nie
pompowało krwi. Postanowiłam zapytać o to przy okazji Julie Plec, albo panią
Smith. Teraz nie miałam na to czasu. Damon poderwał się na równe nogi i przykuł
mnie do ściany.
-
Mógłbym cię teraz zabić – dyszał ciężko, patrząc mi prosto w oczy. Nie miałam
już siły Dory. Znów byłam zwykłą śmiertelniczką, jednak strach, który
odczuwałam, paraliżował mnie, co znaczyło, że wiedźma w każdej chwili mogła
ponownie przejąć nade mną kontrolę.
-
Zrób to, błagam. – Spojrzał na mnie zdezorientowany. – Zrób to, zanim ja zabiję
ciebie.
Zacisnął
dłoń na mojej szyi podciągając moje ciało do góry. Brakowało mi tchu.
-
Tak to się robi w twoim świecie? Udaje się niewinną, zagubioną dziewczynkę, by
móc kogoś zabić? – Nie odpowiedziałam,
nie miałam jak. Mogłam tylko patrzeć na niego. Pełnego gniewu, nienawiści i
żądzy zemsty. Prawdę mówiąc nie rozumiałam dlaczego jeszcze nie skręcił mi
karku. Powinien był to zrobić. On jednak tylko na mnie patrzył. W pewnym
momencie wyraz jego oczu się zmienił. Dojrzałam w nich coś na kształt smutku,
rozczarowania, czy żalu. To był tylko chwilowy przebłysk jego słabości, po
chwili jego mięśnie znów się napięły, a szczęki zacisnęły.
-
Zrób to, Damon. – wychrypiałam resztką sił czując, że Dora znów próbuje przejąć kontrolę. Nie musiałam mu tego
powtarzać kolejny raz. Postawił mnie na ziemi i popatrzył prosto na mnie. W
jego oczach znów zagościł ten pełen sentymentu wyraz, kiedy dotknął mojego
policzka. Nie miałam zamiaru się bronić, wiedziałam, że ze mną skończy. Jednak
nigdy nie podejrzewałabym go o bycie taką romantyczną pipą, szczególnie w
momencie totalnego zagrożenia życia.
-
Mogło być nam dobrze, ty mała nawiedzona wariatko. – Jego szept, brzmiał w
moich uszach jeszcze długi czas. Długo po tym, jak jego szorstki policzek
przesunął się po moim i po tym jak poczułam dotyk jego gorących warg na swoich
ustach. Długo po tym jak zerwał mi z szyi wisiorek od Klemensa. I choć już w
tym momencie byłam wolna, dusza Dory została ponownie uwięziona w wisiorku,
który teraz leżał na łososiowej wykładzinie w salonie, było już za późno. Nie
miałam szansy wytłumaczyć mu, że nie jestem już dla niego żadnym zagrożeniem,
że teraz znów jestem tylko nieco pokraczną i niesamowicie pechową Olivią. Nie
miałam szansy powiedzieć ani słowa między jego szeptem, wciąż brzmiącym mi w
uszach, a szybkim ruchem jego rąk, kiedy skręcił mi kark. Padłam na podłogę, a
raczej padło na nią moje ciało. Ja nadal stałam przed Damonem, choć nie był w
stanie mnie zobaczyć. Widziałam jak podnosi i wciska do kieszeni przeklęty
wisiorek stworzony przez Dorę. Widziałam jak kuca przy moich zwłokach i zaciska
pięść. Jego bezsilność, a może nawet rozpacz była wręcz namacalna. Zaczął
krążyć po moim mieszkaniu jak totalny świr, a ja podążałam za nim krok w krok.
Chociaż to złe określenie, bo nie szłam, a
płynęłam, zupełnie jak te zjawy opisywane w dawnych podaniach i
legendach. Biała dama i te sprawy. Tak więc sunęłam za nim, a mój umysł,
niewzruszony utratą powłoki cielesnej, podsuwał mi obrazy łańcuchów, które
mogłyby ciągnąć się za mną. Kiedy wampir wszedł do mojej sypialni i zaczął
przeszukiwać moje szuflady, miałam ochotę rąbnąć go w głowę. Naruszał przecież
moją prywatność, szczególnie przy pieczołowitym przeglądaniu szuflady z
bielizną. Przypomniała mi się podobna sytuacja w jego domu, kiedy to ja
zaglądałam do szafy Damona. Szukałam wtedy swoich ubrań, ale czego on szukał?
Wyraźnie sfrustrowany usiadł na łóżku i przeczesał włosy dłonią. Nagle poderwał
się i pobiegł do salonu, a ja sunąc za nim niczym zjawa – psychofanka, zdołałam
usłyszeć jak samego siebie wyzywa od osłów. Przyklęknął przy moim ciele. Cóż,
jeśli chciał mnie obudzić pocałunkiem prawdziwej miłości to zapomniał, że
żyjemy (kto jak kto…) w świecie potworów, a nie baśni. Jednak całowanie mnie i
inne romantyczne pomysły najwyraźniej opuściły go, kiedy skręcił mi kark.
Zamiast tego, wsunął dłoń do kieszeni moich spodni i wyciągnął z niej mój
gwiazdkowy prezent. I wyszedł. Zostawił moje zwłoki tak, na środku salonu i
poszedł. Nie ma co, szybko zapomniał o „małej nawiedzonej wariatce”.
Kilka godzin później wrócił. Za
oknem było już ciemno, na bezchmurnym niebie błyszczały tysiące, jeśli nie
miliony gwiazd. Moje mieszkanie wyglądało prawie na nienaruszone, pomijając
zwłoki moje i Klemensa leżące na środku salonu. Razem z Damonem pojawiły się
Bonnie i Meredith. Wiedźma ukucnęła nad ciałem Klemensa i coś tam mamrocząc pod
nosem sprawiła, że zniknęło. Zamrugałam ze zdziwienia moimi eterycznymi
powiekami i nieelegancko rozdziawiłam buzię. Jednak najwidoczniej tylko mnie
zaskoczyło to wydarzenie, Damon stał oparty o framugę i zafascynowany wpatrywał
się we własne paznokcie, a Meredith wstrzyknęła mi w szyję ciemnoczerwoną zawartość
strzykawki, która wyciągnęła z kieszeni płaszcza. Mi, czyli moim zwłokom, bo
prawdziwej mnie żadne z nich nie widziało. Zaraz po tym jak Klemens zniknął, we
trójkę ukucnęli nad moimi zwłokami i szeptali.
-
Jesteś pewna, że to się uda? – Głos Damona drżał, przyjrzałam mu się baczniej.
Jeszcze nigdy nie widziałam go tak… zmartwionego? Zastanawiałam się co ci troje
kombinują.
-
Nigdy nie ma stuprocentowej pewności – Bonnie pokręciła głową – to zaklęcie raz
działa, raz nie. Nasze szanse są wyższe przez to, że mi pomagacie.
Nic
z tego nie rozumiałam. Pokręcili się jeszcze trochę i wyszli. Razem z moimi zwłokami.
Oczywiście chciałam ruszyć za nimi, ale przy drzwiach spotkała mnie niemiła
niespodzianka. Nie mogłam opuścić domu. Naparłam z całą siłą na drzwi, ale nic
mi to nie dało. Szok był tym większy, że normalnie mogłam sobie spokojnie
przenikać wszystkie ściany mieszkania. Wyglądało na to, że byłam uwięziona w
budynku i szczerze mówiąc wcale mi się to nie podobało. Meredith, Bonnie i
Damon zabrali gdzieś moje ciało. Chcieli mnie pochować? Nie mogli! Przecież
cały czas tu byłam, w pewnym sensie żyłam i marzyłam tylko o tym, by wrócić do
swojego ciała. Nie miałam pojęcia co zrobić, sunąc smętnie nad podłogą
przeniosłam się do pokoju. Ian na mój widok podniósł łepek i miauknął ze
zdziwieniem. Zaraz zaraz, na mój widok? No jasne, nie raz słyszałam, że
zwierzęta widzą więcej niż ludzie, ale nie chciało mi się wierzyć, że Ian mógł
mnie zobaczyć skoro byłam tylko…duchem. Niezależnie jednak od tego, w co wierzyłam,
kot zeskoczył z kanapy, podbiegł do mnie
i zaczął dreptać wokół mnie tak, jakby chciał otrzeć się o moje nogi. Po chwili
podbiegł do swojej miski i trącił ją łapką. Była pusta. Smutek jaki wtedy
poczułam był nie do opisania. Moje maleństwo było głodne, a ja nie miałam możliwości
go nakarmić. Otwarcie okna czy drzwi również nie chodziło w rachubę. Frustracja
rosła we mnie z minut na minutę, miotałam się po mieszkaniu nie wiedząc co zrobić.
Nie wiedząc co robić z wściekłością walnęłam pięścią w stół. Odskoczyłam
zszokowana, gdy stojące na nim szklanki podskoczyły. Poczułam dziwny dreszcz i
o niczym nie myśląc, przeniosłam się w stronę lodówki, zacisnęłam swoje
półprzezroczyste palce na uchwycie drzwiczek i pociągnęłam. Aż pisnęłam z
radości, kiedy okazało się, że lodówka się otworzyła. Nie czekając dłużej
wyciągnęłam karmę dla kota i nałożyłam ją na talerzyk. Ian rzucił się jak
wściekły na jedzenie, a ja otwierałam i zamykałam wszystkie szafki po kolei. Teraz
wystarczyło poczekać, aż ktoś się zjawi w moim mieszkaniu i spróbować się z nim
skontaktować.
Tygodnie mijały, a moje mieszkanie
świeciło pustkami. Wkładając w to mnóstwo skupienia, otworzyłam okno, tak by
Ian mógł wychodzić i zdobywać jedzenie. Potrafiłam godzinami tkwić w oknie i
obserwować przechodzących znajomych i nieznajomych ludzi. Obserwowałam jak z
dnia na dzień na ulicach ubywało śniegu. Dni stawały się coraz dłuższe, a wiatr
wiejący nocami, tracił na sile. Na drzewach pojawiły się drobne, zielone pączki,
które w niedługim czasie miały przeistoczyć się w liście. W jednym z tych samotnych, jednak
przepełnionych nadzieją dni, na ulicy zarysowały się znajome sylwetki. On
wysoki, ubrany w ciemne jeansy i skórę, ona niska w rozkloszowanej sukience w
groszki. Oboje uśmiechnięci, rozgadani, zapatrzeni w siebie. Nie miałam
wątpliwości, tuż po moim domem Damon urządził sobie romantyczny spacerek z tą
rudą panną z Grilla. Wściekłość zagotowała się we mnie. Zabił mnie, porwał moje
ciało, a teraz to? Już zapomniał? Nie liczyłam na jego miłość, ale chociaż na
odrobinę sympatii, sentymentu i przyzwoitości nie pozwalającej szlajać się tuż
pod moim domem z jakąś wywłoką. Miałam ochotę cofnąć czas, pozwolić Dorze
przejąć władzę nad moim umysłem i zabić go, by już nigdy mnie nie zranił. Z wściekłością
walnęłam zaciśniętą pięścią w okno. Szyba pękła, rozbryzgując się na setki malutkich
kawałków. Wszystko wokół zamilkło, ptaki przestały śpiewać, ludzie przystanęli
i spojrzeli w stronę mojego domu. Miałam wrażenie, że patrzą na mnie choć
wiedziałam, że to niemożliwe. Damon pochylił się i szepnął coś do ucha rudej
kobiecie, a ta natychmiast odbiegła w stronę z której przyszli. On natomiast
wpadł z impetem do mojego domu.
-
Olivia?! – wrzasnął, biegając po mieszkaniu. – Wiem, że tu jesteś!
Wściekłość
nadal gotowała się we mnie, otwierałam i z trzaskiem zamykałam szafki,
wyrzucałam ich zawartość na podłogę. Zbliżając się do kolejnych okien, tłukłam
w nich szyby. Na twarzy wampira malowały się zarówno strach jak i zadowolenie.
–
Co? Zrobiłaś się zazdrosna, bo zobaczyłaś mnie Natalie? A może wkurza cię fakt,
że nie możesz stąd wyjść?
Chwyciłam
szklany wazon i rzuciłam nim w Damona. Zaczął się śmiać, co jeszcze bardziej
mnie zdenerwowało, z całą siłą pchnęłam go na ścianę, a on nadal się śmiejąc
wyciągnął z kieszeni komórkę, wystukał numer i po chwili uzyskał połączenie.
-
Bonnie? Przyjeżdżaj, udało nam się.
Ha pierwsza!
OdpowiedzUsuńNa początek przyznam że jestem pod wrażeniem i nie jest to żadna wazelinka.
Rozdział naprawdę bardzo mi zaimponował i strasznie szkoda mi Olivii.
Normalnie tego całego Klemensa starłabym w pył.
Czyżby Damon jednak czuł coś do niej?
Nieco to zaskakujące, ale dziewczynie należy się odrobina szczęścia a nie tylko ta wredna Elena... nigdy jej nie lubiłam brr...
Po za tym sporo w nim opisów uczuć dziewczyny... jej przemyśleń.
Podoba mi się sposób w jaki to wszystko pokazałaś.
Według mnie to najlepszy rozdział do tej pory.
Pokazałaś w nim prawdziwą klasę.
Pozostaje mi czekać na ciąg dalszy aby nastąpił szybko!
Dobra, przyznaję się! Do końca tego rozdziału myślałam, że to już koniec, że ona zostanie tam uwięziona i nie będzie wielkiej miłości! A tu proszę, taki zwrot akcji na samym końcu ;)
OdpowiedzUsuńJuż myślałam, że im się już nie uda, a tu na samym końcu przychodzi Damon i obwieszcza, że się udało ^^ Chyba ze wszystkich bohaterów w tym rozdziale, najbardziej było mi żal tego kotka Olivii, Iana. No, ale całe szczęście Olivia poradziła sobie nawet w takiej sytuacji, poza cielesnej :)
Nie mogę się doczekać dalszej części, serio. Czekam ze zniecierpliwieniem, już pod poprzednią notką zaznaczyłam, że masz genialny pomysł na to opowiadanie. No, bo masz bardzo świeży i pisany ze staranną dokładnością!
Pozdrawiam serdecznie,
Liley
Cóż, nie wiem co mogłabym dużo napisać. Długo czekałam na nowy rozdział i muszę powiedzieć, że wcale nie żałuję. Jest bardzo dobry, opracowany. Prosty a jednak... Żal mi Olivii bo nie zasłużyła na to, co zrobił jej Damon. Mogłabym się po nim tego spodziewać, ale jednak... zaskoczyło mnie to. Cholerny Damonek.
OdpowiedzUsuńI cieszę się, że to nie koniec, a wspaniały poczatek <3
Czekam na kolejny, Bellatrix
Jak mogłam przegapić ten rozdział! No wiesz co? On był tak cholernie smutny (zwłaszcza dwa momenty: 1. Damon skręca Olivii kark 2. To odczuwanie upływu czasu przez naszą bohaterkę) i taki... inny. Naprawdę nie wiem co napisać. Chyba po raz pierwszy. Jak on mógł ją zabić? Bronił się. W porządku. Ale żeby tak od razu zabijać, następnie "kraść ciało"? Zaskoczyła mnie ta nowa hmm... "forma" Olivii.
OdpowiedzUsuńCo Damon knuje z Bonnie? I to jeszcze przez tak długi czas?
Złamałaś mi serce ;) Tylko nie każ mi czekać wieki na nowy rozdział, dobrze? I na sam koniec coś Ci wyznam^^ Chyba ten rozdział podobał mi się najbardziej z dotychczasowych.
Lubię to.
Pozdrawiam,
Ulotna.
Damon jest taki słodki, kochany i seksowny :D! I tak bardzo kocha Olivię!
OdpowiedzUsuńTrochę było mi przykro, że się na niej zawiódł. Albo, że uważał, że tylko udawała niewinną dziewczynę, żeby go zabić. aż mi się żołądek skurczył.
Śmierć Olivii mnie totalnie zaskoczyła. Tak się zastanawiałam czy dobrze zrozumiałam, ale przeczytałam ten fragment drugi raz i wyszło mi to samo. No... i Damon była taki "zimny" po jej zabiciu. To troszkę smutne, ale wiem, chyba co miałaś na myśli :D.
Wiesz co mnie zdziwiło? że zapomnieli o niej, nie zobaczyli czy "to się udało" przez tygodnie. No halo! Zginęła ich przyjaciółka a oni przez tygodnie się tym nie interesowali? Ale bardzo spodobało mi się, jak wybiła szybę :D No i ogólnie ta cała akcja na koniec była boska :D
Teraz pozostaje mi tylko czekać na kolejny rozdział. mam nadzieję, ze nie długo :D
Najsłodszy tekst świata ' Mogło być nam dobrze, ty mała nawiedzona wariatko' ooooooooch *.* czyli jednak nie Elena? Oby
OdpowiedzUsuńWspółczuje tego tułania się przez kilka tygodni po jednym mieszkaniu. Nie dziwię się, że w końcu wszystko porozwalała, ale będzie miała dużo sprzątania jak już ożyje na nowo ;D