Obudziłam się wcześnie rano, za
oknem było jeszcze szaro. Śnieg grubą warstwą zalegał na trawniku i gałęziach
drzew. Przeciągnąwszy się, popatrzyłam na śpiącego Dave’a i delikatnie musnęłam
wargami jego policzek.
-
Już nie śpisz? – wymamrotał w półśnie. Na jego twarzy pojawił się lekki,
jednodniowy zarost, co uczyniło go jeszcze bardziej pociągającym niż zwykle.
-
Idę do kuchni, masz na coś ochotę?
-
Kawy… - jęknął i przewrócił się na drugi bok.
Wstałam
z łóżka i wsunęłam stopy w ciepłe kapcie. W kuchni było niesamowicie zimno,
jednak okna były zamknięte. Nie rozumiałam skąd ten chłód, ale stwierdziłam, że
tym bardziej potrzebuję gorącej herbaty. Drzwi sypialni cicho skrzypnęły i
usłyszałam kroki w korytarzu. Dave podszedł do mnie i objął mnie od tyłu. Od
razu zrobiło mi się cieplej, był wręcz gorący. Jego dłonie powoli przesunęły
się po mojej talii i spoczęły na brzuchu.
-
Jak się spało? – jego cichy szept, choć tak znajomy, wywołał u mnie pełen grozy
dreszcz. Obróciłam się i spojrzałam na mojego mężczyznę, jego oczy nie miały
tak znajomej brązowej barwy. Teraz skrzyły się na pomarańczowo.
Usiadłam na łóżku ciężko oddychając.
Popatrzyłam na śpiącego Dave’a. To sen, to był tylko głupi sen, co za ulga. Za
oknami było już jasno, a promienie słońca odbijające się od śniegu skutecznie
mnie oślepiały. Spojrzałam na zegarek, było kilka minut po jedenastej, wstałam
i poszłam do kuchni zrobić sobie herbaty, starając się nie myśleć o minionym
koszmarze. Ian spał pod choinką, kiedy tylko usłyszał brzdękanie naczyń,
obudził się i podbiegł do mnie mrucząc i ocierając się o moje łydki,
najwyraźniej chciało mu się pieszczot, ale kiedy schyliłam się, by go
pogłaskać, uciekł.
-
O co chodzi malutki? – podeszłam do niego i powtórzyłam próbę pogłaskania
zwierzaka, nic z tego. Znów odbiegł kawałek i wskoczył na kanapę. Zbliżyłam się
do mebla i zerknęłam na kurtke Dave’a, którą tu wczoraj zostawił. Ian z uporem
wciskał łepek do kieszeni umieszczonej po wewnętrznej stronie kurtki. Próbując
go stamtąd zabrać, zauważyłam, że z kieszeni wysunął się mały, prostokątny
przedmiot. Oprawka na dokumenty, rozejrzałam się po pokoju i czując się jak
nastolatka zaglądająca do pamiętnika starszej siostry, po czym otworzyłam
oprawkę. Wstrzymałam oddech przyglądając się jego prawu jazdy. Niby wszystko
było w porządku. Ze zdjęcia spoglądał na mnie ten sam, znajomy mężczyzna o
brązowych oczach, nazwisko też się zgadzało. Kiedy jednak zerknęłam na
rubryczkę z imieniem, a raczej imionami przeszedł mnie dreszcz. Dave nie miał
na imię Dave, to znaczy nie na pierwsze. Jego pełne imię i nazwisko brzmiało
Klemens David Morris.
-
Co robisz, skarbie? – Głos mojego mężczyzny wyrwał mnie z osłupienia.
Popatrzyłam na niego z mieszanką wściekłości i przerażenia. Natychmiast
pokonałam jednym susem dzielącą nas odległość i pomachałam mu przed nosem
dokumentem.
-
Co to ma być?
-
Moje prawojazdy? – uśmiechnął się i pogłaskał tył głowy, nie kryjąc rozbawienia
i zdziwienia.
-
Bardzo zabawne, mówiłeś, że nazywasz się Dave! Oszukałeś mnie! – za krzykiem i
groźną miną starałam się ukryć przerażenie. K jak Klemens. K. mój prześladowca.
Czy Dave był nim? Czy to zbieg okoliczności? Jeśli tak, to czemu ukrył swoją
tożsamość?
-
Może się uspokoisz i wtedy porozmawiamy? – Dave, a raczej Klemens przestał się
uśmiechać i spojrzał na mnie jak na furiatkę.
-
Jak mam się uspokoić?! Co to za gierki?
-
Jakie gierki? Wytłumaczę ci wszystko, tylko się uspokój.Nie wiem, czemu go
posłuchałam. Usiadłam jednak na brzegu kanapy i popatrzyłam na niego
wyczekująco.
-
Miałaś jakieś kompleksy w dzieciństwie? - Wzruszyłam ramionami. Oczywiście, że
miałam. W szkole nazywano mnie słomką, przez to, że byłam koszmarnie chuda. –
Ja miałem. Moi rodzice są cudownymi ludźmi i kocham ich bardzo, ale skrzywdzili
mnie pierwszym imieniem. Dzieciaki w szkole śmiały się ze mnie, całymi dniami
łaziły za mną i krzyczały „Klemens, Klemens, nonsens, nonsens”. Może to i
głupota, ale dla nastolatka to dość duży problem. Rozumiesz chyba, przecież
pracujesz z młodzieżą?
Oczywiście,
że rozumiałam. I było mi niesamowicie głupio.
-
Kiedy skończyłem liceum i poszedłem na studia zacząłem przedstawiać się
wszystkim jako Dave i tak zostało. Nie chciałem cię oszukać, czy wprowadzić w
błąd. To było niezamierzone.
-
Boże, Dave. Jestem taką idiotką – pacnęłam się dłonią w czoło. – Wybaczysz mi?
-
Myślę, że tylko jedno może cię teraz uratować. – popatrzył na mnie groźnie –
kubek porządnej kawy.
Mimo jego wyjaśnień coś nie dawało mi spokoju.
Oczywiście, udawałam idiotkę, która uwierzyła mu bez zastrzeżeń, jednak była
jedna rzecz, która nie dawała mi spokoju. Zachowanie Iana wobec niego było
identyczne jak reakcja na wizyty tajemniczego gościa. Czy Dave, a raczej
Klemens mógł być moim prześladowcą i tajemniczym gościem w jednym? Nie wydawało
mi się to możliwe, kiedy patrzyłam na ciepły uśmiech mojego mężczyzny. Jednak
pewne fakty zbyt dobrze do siebie pasowały bym mogła je zignorować.
Postanowiłam być bardziej ostrożna i zmniejszyć ilość spędzanego razem czasu do
minimum. Oczywiście tak, by nie zorientował się, że coś się zmieniło. Dlatego
też, kiedy odwoływałam naszą poniedziałkową randkę, starałam się wyglądać na
chorą i nadać głosowi żałosny ton.
-
Może chociaż cię odwiozę? – Klemens patrzył na mnie z autentyczną troską.
-
Nie trzeba, naprawdę, nie mieszkam przecież daleko. – Uśmiechnęłam się,
krzywiąc usta i odeszłam czym prędzej. Minęłam szkolną bramę i czym prędzej
pomknęłam do granatowego auta Bonnie, zaparkowanego nieopodal. Kiedy zadzwoniła
do mnie w porze lunchu, informując, że znalazła informacje odnośnie wisiorka,
który dostałam od Klemensa nie miałam wątpliwości, musiałam się z nią spotkać.
Teraz jechałyśmy powoli do jej domu, a czarownica starała się nie wpaść w
poślizg. Drogi były niesamowicie ośnieżone, a śnieg nie miał zamiaru przestać
padać. Starałam się nie rozpraszać jej, by nie spowodować wypadku, ale pytania
same cisnęły się na moje usta. Bonnie chyba to zauważyła, bo ni z tego ni z
owego wypaliła.
-
Powiem ci jedno, wieści nie są dobre.
-
Co to oznacza? O co chodzi?
-
Powoli, w domu wszystko ci opowiem.
Po
dwudziestu minutach siedziałyśmy w pokoju Bonnie na poddaszu. Gdyby nie stosy
zapisków i kilka otwartych, grubych ksiąg, uznałabym, że to pokój zwykłej
nastolatki. Ściany pomalowane były na jasny, kremowy kolor, a ciemne meble
miały nowoczesną linię. Na pojedynczym łóżku leżała ciemnoczerwona narzuta,
kolorem odpowiadająca wszelkim akcesoriom takim jak ramki na zdjęcia, czy
poduszki na fotelach. Wiedźma czy nie, nie można było odmówić jej poczucia
stylu i dobrego smaku. Podskoczyłam, gdy nastolatka weszła do pokoju, z dwoma
kubkami wypełnionymi parującym płynem. Ziołowa herbatka ukoiła moje nerwy i
spotęgowała koncentrację, która, jak twierdziła Bonnie, była mi w tym momencie
bardzo potrzebna. Dziewczyna podniosła plik kartek i mi je podała. Na rycinach
widniały różne dziwne znaki, między innymi przypominające wisiorek od Klemensa.
Były tam też zapiski w języku, którego nigdy wcześniej nie widziałam. Nie
wiedziałam co to wszystko znaczy, ale wyraźnie widziałam podobieństwo między
ryciną mojego wisiorka, a jednym ze znaków, zapytałam Bonnie co on oznacza.
- Widzę, że zauważyłaś podobieństwo twojego
wisiorka do triquetra. Zwany inaczej celtyckim węzłem, jest on symbolem
doskonałości i nierozerwalnej więzi. Są różne interpretacje tego symbolu, jedni
uważają, że obrazuje zasadę potrójnego powrotu…
-
Cokolwiek zrobisz, wróci do ciebie z potrójna siłą, tak? Coś na zasadzie karmy,
prawda?
Bonnie
skinęła głową.
-
Inni uważają, że ma symbolizować chrześcijańską Wielką Trójcę. Jednak jeśli
chodzi o twój wisiorek sprawa wygląda inaczej, możesz mi go podać? - Bez
wachania wyjęłam wisiorek z kieszeni, już od jakiegoś czasu nie nosiłam go na
szyi, i podałam Bonnie. – te trzy ryby symbolizują trzy rodzaje istot.
Naturalne, czyli ludzi, nadnaturalne, czyli wiedźmy, wilkołaki i zmiennokształtnych,
oraz nieumarłych, czyli wampiry, zombie i zmory. Na tej rycinie – wiedźma
podała mi jedną z kartek – jest dopisek, że ten znak jest talizmanem, który ma
łączyć ze sobą te trzy, nazwijmy to, gatunki. Daje im prawo do równoczesnego
egzystowania na świecie, bez walk i wojen. – Coś nie dawało mi spokoju.
-
Wszystko jasne, tylko, że na tym rysunku wszystkie ryby są zdrowe, a na moim…
-
Powiem krótko. Ktoś chce, by istoty naturalne były jedynymi żyjącymi na ziemi.
- Uniosłam brwi w zdziwieniu. Ktoś chce wykurzyć Damona ze świata, w którym ma
on w ogóle rację bytu? Jego niedoczekanie!
-
Wiesz może kto i dlaczego? I…
-
Jak go powstrzymać? – Bonnie uśmiechnęła się i podała mi kolejny plik kartek.
Oczywiście nie umiałam odczytać tekstu.
-
To legenda o bractwie prawdziwych. Dawno temu, kilku ludzi stwierdziło, że
każda istota nie będąca człowiekiem musi zostać zgładzona. Jednak nie było to
takie proste, obowiązywało ich przymierze triquetra. Żaden człowiek nie mógł go
złamać i podnieść ręki na inne gatunki. Prawdziwi złapali więc czarownicę i
zmusili ją, by stworzyła nowy talizman, który da ludziom przewagę nad innymi
istotami. Zgodziła się, lecz przechytrzyła fanatyków. Rzuciła zaklęcie, które
blokowało działanie talizmanu. Jego moc miała aktywować się tylko wtedy, gdy
założy go istota nie z tego świata.
-
Czyli duch, albo istota ze świata równoległego.
-
Tak… - Bonnie skinęła głową i spojrzała na mnie wymownie.
-
Czyli ja? – Byłam w szoku. – Jak to działa?
-
Nie jestem pewna, ale kiedy nosisz naszyjnik, powoli zapominasz o więziach
łączących cię z istotami nadprzyrodzonymi i nieumarłymi. To ma pomóc ci pozbyć
się skrupułów, gdy przyjdzie pora na zgładzenie wrogów.
-
Dlaczego miałabym chcieć zabić ciebie, lub Damona?
-
Dlatego, że w naszyjniku zaklęte są dusze członków bractwa prawdziwych. One
nakłoniły by cię do mordowania każdego, kto nie jest człowiekiem.
-
To chore… - popatrzyłam na naszyjnik, który napawał mnie odrazą.
-
Świat jest pełen fanatyków. Pozostaje tylko pytanie, chcesz się do nich
przyłączyć, czy ich zwalczyć?
-
Oczywiście, że to drugie – wyparowałam z oburzeniem. – Nie mam zamiaru nikogo
mordować! Nie jestem niczyją zabawką do zabijania, zaraz wrócę do domu i powiem
Dave’owi, że może sobie wsadzić tą błyskotkę w…
-
Olivio, pomyśl przez chwilę. To od Dave’a dostałaś ten wisiorek, tak?
-
Tak, on…
-
Na pewno nie dał ci go przez przypadek. Jest związany z bractwem prawdziwych.
-
O Boże… teraz mam pewność! – zakryłam usta dłonią, gdy spłynęło na mnie nagłe
zrozumienie.
-
Pewność co do czego?
-
Jego prawdziwe imię to Klemens! Mój kot reaguje na niego nerwowo, jak na tego
typa spod drzewa! To on pisał te chore liściki! Bonnie! To Dave, znaczy Klemens
mnie tu sprowadził!
Ustaliłyśmy z Bonnie, że nic nikomu
nie powiemy. Miałam udawać głupią i nieświadomą, tak by Klemens niczego się nie
domyślił. Obie zgodnie stwierdziłyśmy, że informowanie o tym wszystkim braci
Salvatore przyniosło by więcej szkód niż pożytku. Wprowadziłyśmy w życie plan,
według którego miałam po prostu czekać na kolejny ruch Klemensa i informować o
wszystkim wiedźmę. Nie powiem, by taka bezczynność mi się podobała, tym
bardziej, że miałam ochotę zadźgać Klemensa za każdym razem, gdy go widziałam,
ale jakoś się powstrzymywałam. Podczas tego tygodnia udawałam, że poddałam się
wpływowi wisiorka ignorowałam wampiry, wilkołaki i Bonnie, jednak tą ostatnią
tylko na pokaz. Wszystko po to, by mój psychopatyczny facet uwierzył, że jestem
jego laleczką do zabijania. Oczywiście zraziłam do siebie Damona i całą resztę,
jednak miałam nadzieję, że kiedyś im to wyjaśnię. Teraz siedzieliśmy w moim
salonie, oglądając jakąś przepełnioną sprośnymi żartami komedię. Koszmarny
wisiorek wisiał na mojej szyi, a ja tuliłam się do faceta, którego miałam
ochotę wyrzucić z domu.
-
Kochanie, musimy porozmawiać, to bardzo ważna dla nas sprawa. – Głos Klemensa
aż kipiał od ekscytacji.
-
O co chodzi? – popatrzyłam na niego cielęcym wzrokiem, co widocznie połechtało
jego próżność.
-
Czy nie byłoby miło żyć w idealnym świecie?
-
Och, świat jest idealny, kiedy ty jesteś przy mnie. – Zbierało mi się na
wymioty, kiedy wygłaszałam te pełne uwielbienia, przesłodzone kwestie.
-
Być może nie jest tak idealny jak ci się wydaje. – Jego wzrok stał się mętny, a
kolor oczu stał się intensywniejszy i jaśniejszy. Po chwili patrzył na mnie
jarzącymi się na pomarańczowo oczami, a ja starałam się nie zemdleć ze strachu.
-
To byłeś ty… wtedy… czemu tak wyglądasz? O co chodzi? – zgrywałam idiotkę w dalszym
ciągu, nie chciałam mu psuć fascynującego expose.
-
Tak, to byłem ja. Odnalazłem cię, bo tylko ty możesz oczyścić nasz świat. – to
już brzmiało jak wystąpienie Hitlera.
-
W jaki sposób? To ty sprawiłeś, że się tu znalazłam? Czemu mi to zrobiłeś?
-
Bo jesteś moją jedyną nadzieją! – Poderwał się i dramatycznie uniósł ręce –
jesteś jedyną nadzieją tego świata! Pełno tu wybryków natury, które nie mają
prawa bytu! Jednak ja – głos załamał mu się i spojrzał na mnie z mieszanką żalu
i wstydu w pomarańczowych oczach – nie mam takiej mocy, by ich powstrzymać.
Teraz
moja kolej. Nigdy nie byłam zbyt dobrą aktorką, ale teraz miałam dać z siebie
wszystko.
-
Cokolwiek zechcesz, zrobię to. Wiem o jakich wybrykach mówisz, wampiry,
wilkołaki… są przerażające i odpychające.
-
No właśnie! – W jego oczach pojawił się szaleńczy błysk, który oznaczał, że
Klemens uwierzył mi bez mrugnięcia okiem. – Musimy się ich pozbyć, a ty… moja
królowo… ty możesz to uczynić! Obawiałem się tej rozmowy, wiem, że czułaś coś
do jednego z nich…
Tu
mnie zagiął. Skąd wiedział o Damonie? Nieważne, musze się wczuć i nie dać
plamy.
-
Nie przypominaj mi o tym wstydliwym incydencie. Chcę zmazać z siebie brud,
który pozostawiła na mnie ta kreatura.
W
tym momencie w salonie rozległ się cichy świst i po chwili leżałam na podłodze,
przygniatana przez Klemensa. Coś poszło nie tak, wiedziałam o tym.
-
Nie chcesz mi pomóc, prawda? Myślałaś, że nie wiem, co knujesz z tą małą
wiedźmą?
-
O czym ty mówisz? Wiedźmy to wybryk natury i… - próbowałam ratować sytuację,
gdy Klemens wymierzył mi siarczysty policzek.
-
Głupia dziewucho! Zapomniałaś usunąć z telefonu wiadomości dotyczące waszego
małego sabotażu. – Dobra, musiałam mu przyznać rację. Byłam idiotką. Typową
blondynką z dowcipów, tylko kolor włosów się nie zgadzał. Popatrzyłam na
Klemensa, jego rysy rozmazały się, a oczy co chwila zmieniały kolor. Przez
chwilę nie wiedziałam o co chodzi, a potem zrozumiałam. Patrzyły na mnie setki
wcieleń Klemensa. Kolejne pokolenia bractwa prawdziwych, którego był
założycielem. Zrobiło mi się słabo i niedobrze. Nie wiedziałam, co ze mną
robił, jednak było to bardzo męczące. Resztkami sił zacisnęłam dłoń na główce
kota ukrytej w kieszeni spodni. Potem przestałam istnieć.
Dave Klemensem? Ładne kwiatki. W dodatku cała ta mitologia... Bardzo dużo wnosi do opowiadania. Muszę to sobie wszystko poukładać w głowie, ale odbiór jak najbardziej pozytywny ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Genialne! Świetnie to wymyśliłaś.Już nie mogę doczekać się NN!
OdpowiedzUsuńAaaa... normalnie zakończyć w takim momencie?
OdpowiedzUsuńCiebie to tylko posiekać na jakieś drobne kawałki i usmażyć na gorącym tłuszczy!
Zaskoczona jestem rozwojem wypadków, chociaż nadal nie przekonana czy to jednak Dave jest tajemniczym "K", gdyż do końca tego nie wyjaśniłas.
No i to podłe, że tak podstępnie wręczył jej ten naszyjnik dzięki, któremu będzie chciała zabić nawet Damona... wredny... bardzo wredny Dave.. Ian miał racje co do niego od początku!
Co do ogółu sam rozdział niesamowicie mi się podobał i żałuje tylko, że tak krótki.
Rety to już naprawdę aż 9?
Piszesz wręcz w rekordowym tępię a więc nie mam, co narzekać.
Do następnego...
Witaj :)
OdpowiedzUsuńWpadłam przypadkiem szukając jakiegoś sensownego opowiadania o Damonie i.. nie koniecznie Elenie ^^
Opowiadanie od pierwszego rozdziału tak mnie wciągnęło, że w jeden dzień przeczytałam wszystkie posty :)
Zastanawiam się, kiedy dodasz jakąś nowość? Jak możesz wpisz mnie do zakładki "Informowani", będę wdzięczna!
Pozdrawiam serdecznie,
Liley
Bardzo bym chciała, żeby to "Kot Olivii, który jest wcieleniem demona i prześladuje swoja właścicielkę" (tak, skopiowałam z ankiety ^^) był tym K, a nie Dave. Wydawał się taki uroczy ale przy Damonie wypadał i tak słabo :)
UsuńNie mogę się doczekać nowego rozdziału!
Wiedziałam, że Dave jest dziwny w złym sensie ... Jak można chcieć się pozbyć np. Eleny, Bonnie, albo Caroline ...
OdpowiedzUsuńOuuu no to się dzieje. Ja to mam instynkt, wiedziałam że Dave to psychol *.* dobra, nie jaram się sobą, tylko tym rozdziałem. Zaczyna się robić groźnie, oby Damon zdążył uratować Olivię.
OdpowiedzUsuńJak czytałam ten ich dialog, to serrio jak jakaś dwójka fanatyków, trafne porównanie do Hitlera xD
No i wielkie gratulacje z tą całą historią, mitologią, itd, itp, świetny pomysł