poniedziałek, 5 listopada 2012

Rozdział 1


            Kiedy minął pierwszy szok, przybył drugi i trzeci, a kiedy i one dały za wygraną i poszły sobie swoją drogą, pozwoliłam mojej dolnej szczęce powrócić na swoje docelowe miejsce i niepewnym krokiem ruszyłam w stronę miasteczka. Miliony myśli kotłowały się w mojej głowie. Pomijając te oczywiście: jak, dlaczego, po co i tak dalej, w zrodziło się kolejne nie tak znowu błahe pytanie. Skoro jestem w Mystic Falls, co wbrew mojemu wybitnemu talentowi antygeograficznemu wskazuje na Amerykę, to jak ja u diabła dogadam się z miejscowymi? Zdecydowanie nie należę do osób kochających język angielski. Chociaż może powinnam określić to inaczej – ja go lubię i chętnie bym się go nauczyła, gdyby był tak miły i nie ulatywał mi z głowy przy byle okazji. Drobny deszcze powoli przestawał być drobny i przybierał na sile, a ja pełna zwątpienia powoli pokonywałam dystans dzielący mnie od znajomych budynków. I znów kolejna porcja pytań. Gdzie pójdę? Czy w Mystic Falls jest jakiś przytułek dla bezdomnych? W serialu nie było o tym mowy, a ja nie do końca byłam pewna czy aby na pewno znajduję się w tym serialowym miasteczku. Z każdym krokiem próbowałam przekonać siebie, że jakoś to będzie. To co mi się przydarzyło to zapewne sen. No tak, w końcu ten bandzior porządnie zdzielił mnie po głowie. W takim razie pewnie leżę teraz w śpiączce, a to co się dzieje, to tylko zwykłe majaki. W porządku, tylko skoro to majaki, to czemu jest mi u diabła tak zimno?!




            Tak sobie szłam i rozmyślałam, kiedy zauważyłam za sobą jakieś światła. Obejrzałam się, za mną powolutku jechał sobie zdezelowany gruchot. Nie widziałam kierowcy, ponieważ światła reflektorów skutecznie mnie oślepiały, ale wspierana wiedzą serialu wiedziałam, kogo mogę spodziewać się za kierownicą. Nie myliłam się. Kiedy samochód zrównał się ze mną zauważyłam za jego kierownicą byczkowatego blondyna, samochód się zatrzymał, a Matt Donovan wyskoczył z niego z parasolką. Gentelman jak się patrzy, uśmiechnęłam się tępo nie wiedząc co powiedzieć. Zresztą – co bym nie powiedziała, on i tak nie zrozumie. Pokuszona jedną niesforną myślą, z pełną powaga wygłosiłam głęboką sentencję.
- W czasie suszy szosa sucha – a co! Niech się martwi, ja się nie prosiłam, by tu wylądować. Matt ku mojemu zdziwieniu uśmiechnął się szeroko.
- Do suszy nam daleko, ale mam wolne miejsce w mojej limuzynie. Chcesz się ze mną zabrać?
Zatkało mnie. Nie wiedziałam już kompletnie nic. On mówił po polsku, czy ja po angielsku? A może porozumiewaliśmy się w Esperanto? Mętlik w mojej głowie narastał i byłam pewna, że tak łatwo nie odpuści, nie było jednak sensu stać i moknąć na deszczu, więc skorzystałam z propozycji Matta i już po chwili jechaliśmy, prowadząc bardzo – przynajmniej dla mnie – interesującą rozmowę.
- Miałaś szczęście, że akurat jechałem tędy. Jeszcze kilka dni i zakończylibyśmy poszukiwania.
- Poszukiwania?
- Tak, kiedy dowiedzieliśmy się, że twoje auto spadło z urwiska, szeryf Forbes natychmiast ogłosiła stan wyjątkowy i wszyliśmy poszukiwania.
- To miło z jej strony – odparłam, zastanawiając się po czym on bredzi. Mój samochód? Przecież nie mam nawet prawa jazdy!
- Dobrze, że zanim przyjechałaś, przysłano nam twoje akta razem ze zdjęciem inaczej szukalibyśmy igły w stogu siana.
- Moje akta – nie zastanawiałam się już nad niczym, przytakiwałam tępo, uśmiechając się słodko.
- Tak, liceum od dawna szukało mediatora szkolnego, ale jakoś nikt nie chciał wprowadzić się do naszej dziury. – Zakrztusiłam się własną śliną. Mediator szkolny?! Niby co? Mam pracować z kwiatem młodzieży Mystic Falls i rozwiązywać ich spory? Już to sobie wyobrażam… No cóż, z drugiej strony przynajmniej nie byłam włóczęgą. Z relacji Matta wynikało, że rada miejska przygotowała dla mnie dom i od poniedziałku zaczynam pracę. Fajnie. W sumie nieźle się ustawiłam w tym mieście, jakkolwiek nie miałam na to żadnego wpływu. Pozostawała kwestia moich personaliów. Jak się tu nazywam? Mam swoje normalne nazwisko, czy może moje personalia są zupełnie inne niż w dotychczasowym życiu? Poczułam niesamowite zmęczenie, a powieki same zaczęły opadać w dół. Pomyślałam sobie, że to bardzo dobrze, bo jeśli zasnę, to pewnie obudzę się w swoim życiu wspominając jaki to miałam zabawny sen.

            Poczułam, że jestem obserwowana. Z lekkim oporem otworzyłam oko i natychmiast zamknęłam je  z powrotem. To niemożliwe, do cholery! Muszę mieć omamy! Spróbowałam ponownie, jednak nic się nie zmieniło. Siedziałam w starym samochodzie na niewygodnym, obitym skórą siedzeniu, a Matt Donovan przyglądał mi się ze zdezorientowaną miną.
- Jesteśmy na miejscu.
Poddałam się i otworzyłam oczy. Staliśmy na ulicy, a przed nami wznosił się niewielki domek, który okazał się tym przyznanym mi przez Radę. Był to parterowy budynek o białych ścianach i pomalowanych na identyczny kolor ramach okien framugach, oraz drzwiach. Od ulicy do schodków prowadziła żwirowa dróżka, po której obu stronach, a jakże, rozpościerał się przysypany pożółkłymi liśćmi trawnik. Była też weranda – czy mogłoby jej zabraknąć ? – ogrodzona prosta białą barierką. Nagle nabrałam ochoty, by czym prędzej zbadać budynek od środka. Ciekawość nie pozwalała mi usiedzieć w miejscu, jednak nie mogłam tak po prostu wyskoczyć z auta, kiedy Matt patrzył na mnie wyczekująco. Uśmiechnęłam się do niego, mając nadzieję, że na mojej twarzy maluje się wdzięczność, a nie zniecierpliwienie.
- Matt dziękuję ci za podwiezienie. Sama pewnie szłabym tu całą noc. – I błąkała się jak idiotka nie wiedząc dokąd pójść, dodałam w myślach.
- Nie ma sprawy, naprawdę. Właśnie dostałem wiadomość, że znaleziono twój samochód. On nie nadaje się już do niczego, ale przetrwały twoje bagaże, więc jutro rano powinnaś dostać swoje rzeczy.
- Świetnie, to naprawdę miło ze strony… hmm całej społeczności Mystic Falls.
Po twarzy blondyna przemknął wyraz zdziwnienia. Jakby dopiero zorientował się, że coś jest nie tak.
- Czy ja właściwie ci się przedstawiałem? Skąd znasz…
- Porządny mediator szkolny wie wszystko – uśmiechnęłam się, licząc na to, że ten głupi tekst przejdzie i chłopak nie będzie drążyć tematu. Na szczęście tak się stało, zaśmiał się i skinął głową.
- Czy w takim razie, na pewno powinniśmy być na „ty”, pani mediator?
- Och, myślę, że skoro wybawiłeś mnie z opresji, należą ci się jakieś specjalne względy. Tylko może lepiej, gdyby inni się o tym nie dowiedzieli? – Nie przestając się uśmiechać, puściłam mu oko. Do cholery! Jak mogłam z nim flirtować? W końcu to tak jakby mój podopieczny. Naprawdę, muszę się ogarnąć bo przecież mój niesamowity fart nie będzie trwał wiecznie i w końcu wpadnę w kłopoty.

            Pomachałam Mattowi, który zdecydowanie niechętnie zostawił mnie samą „jesteś pewna, że niczego nie potrzebujesz?” i weszłam do domu. Drzwi wejściowe prowadziły do małego przedsionka, z którego przechodziło się bezpośrednio na korytarz. Skręcając w prawo, trafiłam do przestronnego salonu, którego ściany zdobiła delikatna, łososiowa tapeta. Salon połączony był z jadalnią. Stała tu kanapa obita o kilka tonów ciemniejszą niż tapeta tkaniną, oraz mały szklany stolik. Jedna ze ścian ozdobiona była oknem wykuszowym przy którym stał półokrągły stolik, czyniący tę część salonu jadalnią. Kuchnia oddzielona była od salonu niskim murkiem i utrzymana w tych samych co on barwach. Wróciłam na korytarz i poszłam w jego głąb. Po lewej stronie znajdowała się niewielka łazienka cała w niebieskich kafelkach. Z ulgą odnotowałam obecność wanny – prysznic nigdy nie był dla mnie dobrym rozwiązaniem. Za drzwiami na końcu korytarza znalazłam sypialnię wyposażoną w wielkie, dwuosobowe łóżko, szafę oraz toaletkę. Wszystkie meble miały ciemny kolor, a ściany pomalowano na mój ulubiony, pistacjowy odcień zieleni. Do zbadania zostało mi tylko jedno pomieszczenie, sąsiadujące z sypialnią, usytuowane naprzeciwko łazienki. Pchnęłam drzwi i znalazłam się w skromnym gabinecie. Stała tu jasna biblioteczka i biurko w tym samym kolorze. Na biurku zauważyłam białą kopertę. Niepewnie podeszłam i podniosłam ją, po czym wyjęłam z niej złożoną na cztery kartkę papieru. Czyżby Rada Założycieli zostawiła mi wiadomość powitalną? Rozłożyłam list i zaczęłam czytać.

„Droga Pani Mediatorko!
Miło mi powitać Cię w jakże przyjaznym Mystic Falls. Wyobrażam sobie teraz Twoją minę. Pewnie stoisz przy biurku próbując zrozumieć, jak się tu znalazłaś. Wszystko wyjaśni się w swoim czasie, a Ty zrozumiesz jaką rolę odgrywasz w tym miejscu. W szufladzie biurka znajdziesz swoje dokumenty. Pamiętaj, teraz nazywasz się Olivia Piemont. Póki co nie musisz robić nic, poza rozwiązywaniem sporów między szczeniakami z liceum, jednak przyjdzie czas, że upomnę się o Twoją pomoc.
Życzę miłego pobytu i wielu niezapomnianych wrażeń.
K.”

Oszołomiona przysiadłam na obrotowym krześle i odruchowo otworzyłam szufladę. Znajdowała się w niej druga koperta – tym razem żółta, a w niej prawo jazdy, paszport i karta kredytowa. Na każdym ze zdjęć widniała niewątpliwie moja twarz, jednak nie przypominałam sobie, by kiedykolwiek robiono takie zdjęcie. Co ja tak właściwie tu robiłam? Jaką tajemniczą misję miał dla mnie autor listu i kim był? Nie miałam siły myśleć o tym wszystkim, byłam zwyczajnie wykończona, a tajemniczych wydarzeń miałam zdecydowanie powyżej uszu. Poszłam do salonu i włączyłam telewizor. Leciała jakaś komedia, której nigdy wcześniej nie widziałam i która niezbyt mnie zainteresowała. Nawet nie zauważyłam kiedy, znużona płytkimi dialogami zasnęłam na pięknej, łososiowej kanapie.

7 komentarzy:

  1. Kolejny świetny blog ^^
    ma kobieta twórczy łepek :D


    ~~You'll never know ~~

    OdpowiedzUsuń
  2. No no ta historia jest świetna i pomysłów Ci nie brakuje;)
    W końcu przeczytałam i wzięłam się na komentowanie i aż wstyd że do tej pory tego nie robiłam.
    Historia naprawdę świetna i od razu poprawiła mi humor z rana gdy zaczęłam ją czytać.
    I podoba mi się chwilowe imię bohaterki Oliwia.. rzadko spotykane wśród autorek a jakże urocze.
    pozostaje mi czekać na więcej.
    prosze o dłuższe rozdziały gdyż czuje pewien niedosyt;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, wiesz powiem Ci tak. Zaznaczyłam już w podstronie 'o opowiadaniu', że istnienie tego bloga zależy od zainteresowania nim. Ja wiem, że to brzmi "autoreczkowo" itp. i tak w ogóle to na pewno nie będę "prosić o komcie", jednakże nie chce mi się pisać kolejnego opowiadania do blogowej szuflady. Pomysłów mi nie brakuje nigdy, szczególnie tych zakręconych, jednak wiesz jak to jest - jest popyt jest i podaż.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Pamiętniki Wampirów, hmm, nie ukrywam, że podoba mi się ta inspiracja ;) Nigdy jeszcze nie czytałam opowiadania, które i byłoby fan fiction i nie. Takie dwa w jednym. Bardzo ciekawi mnie jak dalej potoczą się losy Olivii i wydaje mi się, że wiem kim jest tajemniczy K, aczkolwiek pewnie się mylę^^
    Dopiero dwie części, ale za to jak wciągają... Czy muszę jeszcze mówić, że dodaję? Co prawda nie do obserwowanych, bo niestety ich u Ciebie nie znalazłam, ale do linków z pewnością :)
    Pozdrawiam serdecznie,
    Kath.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dopiero drugi rozdział, a ja już jestem pod ogromnym wrażeniem. Piszesz bardzo dobrze, powiedziałabym, że tak.. dojrzale. Momentami naprawdę można się pośmiać i zgrabnie wychodzą ci opisy pomieszczeń.
    Więc 'K' zna całą prawdę o prawdziwym pochodzeniu Tymczasowej Oliwi i wszystko to zaplanował?

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj, muszę się z bohaterką nie zgodzić - angielski mi wcale nie ulatuje i go lubię.
    Co innego matma...
    nie cierpię.
    Brr...!!!
    Gdyby tak usunąć ten przedmiot ze szkoły byłoby cudownie.
    No dobra... pomęczę się z postaciami z TVD.
    Ale skoro ciekawie piszesz, to przeczytam...

    Dłuższa notka.
    Postępy (:.

    Ciekawa końcówka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bohaterce akurat ulatywał ;)
      Haha mam nadzieję, że jakos dasz radę przebrnąc przez tę historię ;p

      Usuń