Kiedy minął pierwszy szok, przybył
drugi i trzeci, a kiedy i one dały za wygraną i poszły sobie swoją drogą,
pozwoliłam mojej dolnej szczęce powrócić na swoje docelowe miejsce i niepewnym
krokiem ruszyłam w stronę miasteczka. Miliony myśli kotłowały się w mojej
głowie. Pomijając te oczywiście: jak, dlaczego, po co i tak dalej, w zrodziło
się kolejne nie tak znowu błahe pytanie. Skoro jestem w Mystic Falls, co wbrew
mojemu wybitnemu talentowi antygeograficznemu wskazuje na Amerykę, to jak ja u
diabła dogadam się z miejscowymi? Zdecydowanie nie należę do osób kochających
język angielski. Chociaż może powinnam określić to inaczej – ja go lubię i
chętnie bym się go nauczyła, gdyby był tak miły i nie ulatywał mi z głowy przy
byle okazji. Drobny deszcze powoli przestawał być drobny i przybierał na sile,
a ja pełna zwątpienia powoli pokonywałam dystans dzielący mnie od znajomych
budynków. I znów kolejna porcja pytań. Gdzie pójdę? Czy w Mystic Falls jest jakiś
przytułek dla bezdomnych? W serialu nie było o tym mowy, a ja nie do końca
byłam pewna czy aby na pewno znajduję się w tym serialowym miasteczku. Z każdym
krokiem próbowałam przekonać siebie, że jakoś to będzie. To co mi się
przydarzyło to zapewne sen. No tak, w końcu ten bandzior porządnie zdzielił
mnie po głowie. W takim razie pewnie leżę teraz w śpiączce, a to co się dzieje,
to tylko zwykłe majaki. W porządku, tylko skoro to majaki, to czemu jest mi u
diabła tak zimno?!
Tak sobie szłam i rozmyślałam, kiedy
zauważyłam za sobą jakieś światła. Obejrzałam się, za mną powolutku jechał
sobie zdezelowany gruchot. Nie widziałam kierowcy, ponieważ światła reflektorów
skutecznie mnie oślepiały, ale wspierana wiedzą serialu wiedziałam, kogo mogę
spodziewać się za kierownicą. Nie myliłam się. Kiedy samochód zrównał się ze mną
zauważyłam za jego kierownicą byczkowatego blondyna, samochód się zatrzymał, a
Matt Donovan wyskoczył z niego z parasolką. Gentelman jak się patrzy,
uśmiechnęłam się tępo nie wiedząc co powiedzieć. Zresztą – co bym nie
powiedziała, on i tak nie zrozumie. Pokuszona jedną niesforną myślą, z pełną
powaga wygłosiłam głęboką sentencję.
-
W czasie suszy szosa sucha – a co! Niech się martwi, ja się nie prosiłam, by tu
wylądować. Matt ku mojemu zdziwieniu uśmiechnął się szeroko.
-
Do suszy nam daleko, ale mam wolne miejsce w mojej limuzynie. Chcesz się ze mną
zabrać?
Zatkało
mnie. Nie wiedziałam już kompletnie nic. On mówił po polsku, czy ja po
angielsku? A może porozumiewaliśmy się w Esperanto? Mętlik w mojej głowie
narastał i byłam pewna, że tak łatwo nie odpuści, nie było jednak sensu stać i
moknąć na deszczu, więc skorzystałam z propozycji Matta i już po chwili
jechaliśmy, prowadząc bardzo – przynajmniej dla mnie – interesującą rozmowę.
-
Miałaś szczęście, że akurat jechałem tędy. Jeszcze kilka dni i zakończylibyśmy
poszukiwania.
-
Poszukiwania?
-
Tak, kiedy dowiedzieliśmy się, że twoje auto spadło z urwiska, szeryf Forbes
natychmiast ogłosiła stan wyjątkowy i wszyliśmy poszukiwania.
-
To miło z jej strony – odparłam, zastanawiając się po czym on bredzi. Mój
samochód? Przecież nie mam nawet prawa jazdy!
-
Dobrze, że zanim przyjechałaś, przysłano nam twoje akta razem ze zdjęciem
inaczej szukalibyśmy igły w stogu siana.
-
Moje akta – nie zastanawiałam się już nad niczym, przytakiwałam tępo,
uśmiechając się słodko.
-
Tak, liceum od dawna szukało mediatora szkolnego, ale jakoś nikt nie chciał
wprowadzić się do naszej dziury. – Zakrztusiłam się własną śliną. Mediator
szkolny?! Niby co? Mam pracować z kwiatem młodzieży Mystic Falls i rozwiązywać
ich spory? Już to sobie wyobrażam… No cóż, z drugiej strony przynajmniej nie
byłam włóczęgą. Z relacji Matta wynikało, że rada miejska przygotowała dla mnie
dom i od poniedziałku zaczynam pracę. Fajnie. W sumie nieźle się ustawiłam w
tym mieście, jakkolwiek nie miałam na to żadnego wpływu. Pozostawała kwestia
moich personaliów. Jak się tu nazywam? Mam swoje normalne nazwisko, czy może
moje personalia są zupełnie inne niż w dotychczasowym życiu? Poczułam
niesamowite zmęczenie, a powieki same zaczęły opadać w dół. Pomyślałam sobie,
że to bardzo dobrze, bo jeśli zasnę, to pewnie obudzę się w swoim życiu
wspominając jaki to miałam zabawny sen.
Poczułam, że jestem obserwowana. Z
lekkim oporem otworzyłam oko i natychmiast zamknęłam je z powrotem. To niemożliwe, do cholery! Muszę
mieć omamy! Spróbowałam ponownie, jednak nic się nie zmieniło. Siedziałam w
starym samochodzie na niewygodnym, obitym skórą siedzeniu, a Matt Donovan
przyglądał mi się ze zdezorientowaną miną.
-
Jesteśmy na miejscu.
Poddałam
się i otworzyłam oczy. Staliśmy na ulicy, a przed nami wznosił się niewielki
domek, który okazał się tym przyznanym mi przez Radę. Był to parterowy budynek
o białych ścianach i pomalowanych na identyczny kolor ramach okien framugach,
oraz drzwiach. Od ulicy do schodków prowadziła żwirowa dróżka, po której obu
stronach, a jakże, rozpościerał się przysypany pożółkłymi liśćmi trawnik. Była
też weranda – czy mogłoby jej zabraknąć ? – ogrodzona prosta białą barierką. Nagle
nabrałam ochoty, by czym prędzej zbadać budynek od środka. Ciekawość nie
pozwalała mi usiedzieć w miejscu, jednak nie mogłam tak po prostu wyskoczyć z
auta, kiedy Matt patrzył na mnie wyczekująco. Uśmiechnęłam się do niego, mając
nadzieję, że na mojej twarzy maluje się wdzięczność, a nie zniecierpliwienie.
-
Matt dziękuję ci za podwiezienie. Sama pewnie szłabym tu całą noc. – I błąkała
się jak idiotka nie wiedząc dokąd pójść, dodałam w myślach.
-
Nie ma sprawy, naprawdę. Właśnie dostałem wiadomość, że znaleziono twój
samochód. On nie nadaje się już do niczego, ale przetrwały twoje bagaże, więc
jutro rano powinnaś dostać swoje rzeczy.
-
Świetnie, to naprawdę miło ze strony… hmm całej społeczności Mystic Falls.
Po
twarzy blondyna przemknął wyraz zdziwnienia. Jakby dopiero zorientował się, że
coś jest nie tak.
-
Czy ja właściwie ci się przedstawiałem? Skąd znasz…
-
Porządny mediator szkolny wie wszystko – uśmiechnęłam się, licząc na to, że ten
głupi tekst przejdzie i chłopak nie będzie drążyć tematu. Na szczęście tak się
stało, zaśmiał się i skinął głową.
-
Czy w takim razie, na pewno powinniśmy być na „ty”, pani mediator?
-
Och, myślę, że skoro wybawiłeś mnie z opresji, należą ci się jakieś specjalne
względy. Tylko może lepiej, gdyby inni się o tym nie dowiedzieli? – Nie przestając
się uśmiechać, puściłam mu oko. Do cholery! Jak mogłam z nim flirtować? W końcu
to tak jakby mój podopieczny. Naprawdę, muszę się ogarnąć bo przecież mój
niesamowity fart nie będzie trwał wiecznie i w końcu wpadnę w kłopoty.
Pomachałam Mattowi, który
zdecydowanie niechętnie zostawił mnie samą „jesteś pewna, że niczego nie potrzebujesz?”
i weszłam do domu. Drzwi wejściowe prowadziły do małego przedsionka, z którego
przechodziło się bezpośrednio na korytarz. Skręcając w prawo, trafiłam do
przestronnego salonu, którego ściany zdobiła delikatna, łososiowa tapeta. Salon
połączony był z jadalnią. Stała tu kanapa obita o kilka tonów ciemniejszą niż
tapeta tkaniną, oraz mały szklany stolik. Jedna ze ścian ozdobiona była oknem
wykuszowym przy którym stał półokrągły stolik, czyniący tę część salonu
jadalnią. Kuchnia oddzielona była od salonu niskim murkiem i utrzymana w tych
samych co on barwach. Wróciłam na korytarz i poszłam w jego głąb. Po lewej
stronie znajdowała się niewielka łazienka cała w niebieskich kafelkach. Z ulgą
odnotowałam obecność wanny – prysznic nigdy nie był dla mnie dobrym rozwiązaniem.
Za drzwiami na końcu korytarza znalazłam sypialnię wyposażoną w wielkie,
dwuosobowe łóżko, szafę oraz toaletkę. Wszystkie meble miały ciemny kolor, a
ściany pomalowano na mój ulubiony, pistacjowy odcień zieleni. Do zbadania zostało
mi tylko jedno pomieszczenie, sąsiadujące z sypialnią, usytuowane naprzeciwko łazienki.
Pchnęłam drzwi i znalazłam się w skromnym gabinecie. Stała tu jasna
biblioteczka i biurko w tym samym kolorze. Na biurku zauważyłam białą kopertę.
Niepewnie podeszłam i podniosłam ją, po czym wyjęłam z niej złożoną na cztery
kartkę papieru. Czyżby Rada Założycieli zostawiła mi wiadomość powitalną?
Rozłożyłam list i zaczęłam czytać.
„Droga Pani Mediatorko!
Miło mi powitać Cię w
jakże przyjaznym Mystic Falls. Wyobrażam sobie teraz Twoją minę. Pewnie stoisz
przy biurku próbując zrozumieć, jak się tu znalazłaś. Wszystko wyjaśni się w
swoim czasie, a Ty zrozumiesz jaką rolę odgrywasz w tym miejscu. W szufladzie
biurka znajdziesz swoje dokumenty. Pamiętaj, teraz nazywasz się Olivia Piemont.
Póki co nie musisz robić nic, poza rozwiązywaniem sporów między szczeniakami z
liceum, jednak przyjdzie czas, że upomnę się o Twoją pomoc.
Życzę miłego pobytu i
wielu niezapomnianych wrażeń.
K.”
Oszołomiona
przysiadłam na obrotowym krześle i odruchowo otworzyłam szufladę. Znajdowała się
w niej druga koperta – tym razem żółta, a w niej prawo jazdy, paszport i karta
kredytowa. Na każdym ze zdjęć widniała niewątpliwie moja twarz, jednak nie
przypominałam sobie, by kiedykolwiek robiono takie zdjęcie. Co ja tak właściwie
tu robiłam? Jaką tajemniczą misję miał dla mnie autor listu i kim był? Nie
miałam siły myśleć o tym wszystkim, byłam zwyczajnie wykończona, a tajemniczych
wydarzeń miałam zdecydowanie powyżej uszu. Poszłam do salonu i włączyłam telewizor.
Leciała jakaś komedia, której nigdy wcześniej nie widziałam i która niezbyt
mnie zainteresowała. Nawet nie zauważyłam kiedy, znużona płytkimi dialogami
zasnęłam na pięknej, łososiowej kanapie.
Kolejny świetny blog ^^
OdpowiedzUsuńma kobieta twórczy łepek :D
~~You'll never know ~~
No no ta historia jest świetna i pomysłów Ci nie brakuje;)
OdpowiedzUsuńW końcu przeczytałam i wzięłam się na komentowanie i aż wstyd że do tej pory tego nie robiłam.
Historia naprawdę świetna i od razu poprawiła mi humor z rana gdy zaczęłam ją czytać.
I podoba mi się chwilowe imię bohaterki Oliwia.. rzadko spotykane wśród autorek a jakże urocze.
pozostaje mi czekać na więcej.
prosze o dłuższe rozdziały gdyż czuje pewien niedosyt;)
Hmm, wiesz powiem Ci tak. Zaznaczyłam już w podstronie 'o opowiadaniu', że istnienie tego bloga zależy od zainteresowania nim. Ja wiem, że to brzmi "autoreczkowo" itp. i tak w ogóle to na pewno nie będę "prosić o komcie", jednakże nie chce mi się pisać kolejnego opowiadania do blogowej szuflady. Pomysłów mi nie brakuje nigdy, szczególnie tych zakręconych, jednak wiesz jak to jest - jest popyt jest i podaż.
UsuńPozdrawiam :)
Pamiętniki Wampirów, hmm, nie ukrywam, że podoba mi się ta inspiracja ;) Nigdy jeszcze nie czytałam opowiadania, które i byłoby fan fiction i nie. Takie dwa w jednym. Bardzo ciekawi mnie jak dalej potoczą się losy Olivii i wydaje mi się, że wiem kim jest tajemniczy K, aczkolwiek pewnie się mylę^^
OdpowiedzUsuńDopiero dwie części, ale za to jak wciągają... Czy muszę jeszcze mówić, że dodaję? Co prawda nie do obserwowanych, bo niestety ich u Ciebie nie znalazłam, ale do linków z pewnością :)
Pozdrawiam serdecznie,
Kath.
Dopiero drugi rozdział, a ja już jestem pod ogromnym wrażeniem. Piszesz bardzo dobrze, powiedziałabym, że tak.. dojrzale. Momentami naprawdę można się pośmiać i zgrabnie wychodzą ci opisy pomieszczeń.
OdpowiedzUsuńWięc 'K' zna całą prawdę o prawdziwym pochodzeniu Tymczasowej Oliwi i wszystko to zaplanował?
Oj, muszę się z bohaterką nie zgodzić - angielski mi wcale nie ulatuje i go lubię.
OdpowiedzUsuńCo innego matma...
nie cierpię.
Brr...!!!
Gdyby tak usunąć ten przedmiot ze szkoły byłoby cudownie.
No dobra... pomęczę się z postaciami z TVD.
Ale skoro ciekawie piszesz, to przeczytam...
Dłuższa notka.
Postępy (:.
Ciekawa końcówka.
No bohaterce akurat ulatywał ;)
UsuńHaha mam nadzieję, że jakos dasz radę przebrnąc przez tę historię ;p