Dobra ludzie. Sprawa wygląda tak, że ten rozdział miał być dłuższy, miała w nim być opisana inicjacja Olivii i tak dalej, ale kurcze w pracy taki chaos, że nie mam czasu go dokończyć. dlatego też musicie się zadowolić tym, co napisałam do tej pory. Na pocieszenie powiem Wam, że idą Święta, a to osnacza, że kolejny rozdział (pewnie w okolicach Nowego Roku) będzie już długi, porządny i ogólnie... Fantastyczny. Tak więc zapraszam do czytania :)
A no i oczywiście zapraszam do polubienia fanpejdża romansidła na fejsbuku
Myśli
kotłowały się w mojej głowie i za nic nie chciały się uspokoić. A może po
prostu mój rozum nie ogarniał tego co się działo? Prowadzona przez Ariane i jej
kompanię rozglądałam się z zaciekawieniem na boki starając się nie myśleć o tym
co mnie czekało. Inicjacja. Bez niej nie byłam królową, a jedynie kandydatką
wytypowaną przez lud i Mefistofelesa. Żeby móc władać tymże ludem koniecznie i
bezdyskusyjnie musiałam się poddać inicjacji. Czym konkretnie była? Na czym
polegała? Nie wiedziałam. Wiedziałam jedynie, że ton, jakim Ariane
wypowiedziała to słowo łączył w sobie strach i fascynację. Kolejne drzwi
zamknęły się za mną z hukiem i znalazłam się w komnacie o niezbyt przyjemnym wyglądzie.
Ściany zbudowane były z szarych, gładkich kamieni, połączonych ze sobą jakąś
czerwono-burą spoiną. Kiedy im się bardziej przyjrzałam, zauważyłam że
posiadają dość spore wnęki przywodzące na myśl zamurowane okna. W tych wnękach
stały dziesiątki grubych, zgaszonych świec które zdobił zastygły podczas
spływania wosk. Dostałam gęsiej skórki, a to był dopiero początek oględzin.
Widać było, że nikt nie zatroszczył się o jakiekolwiek, choćby szczątkowe
zaprojektowanie tego wnętrza. Jedynym meblem w pomieszczeniu była niska, ale
dość długa kamienna ława, wokół której stały większe i mniejsze drewniane pudła
i szkatułki. Wszystkie te przedmioty były otoczone kolejnymi zgaszonymi
świecami, tym razem ustawionymi w okrąg. Po moim karku, niczym jęzor wygłodzonego
wilka, prześliznął się nieprzyjemny dreszcz. Nigdy nie byłam dobra w kojarzeniu
faktów, ale teraz w moim umyśle zaczęły pojawiać się sceny, które nie napwały
mnie optymizmem.
- Powiedz mi,
Ariane – zwróciłam się do demonicy, która krzątała się po komnacie zapalając
kolejne świece – na czym dokładnie ma polegać ta inicjacja?
-
Zossstaniessssz poddana obrzędowi, który nada ci moce konieczne do
sssprawowania władzy. – Odparła trochę, jak na mój gust, zbyt chłodnym tonem.
- Moce? Na
przykład jakie?
- Na przykład
zadawanie bólu sssskinieniem głowy – westchnęła przy tym cicho, zapalając
kolejną świecę. – albo pozbawianie ofiary rozmaitych częśśśści ciała.
- To okropne!
Nie potrzebuję takich mocy. – Stwierdziłam oburzona, splatając ręce na piersi.
- Potrzebujessssz,
Pani. – Nie wiadomo w którym momencie Ariane skończyła zapalać świece i
znalazła się tuż przy mnie. – W każdej chwili, któraśśśś z twoich przysssszłych
podwładnych może ssssię zbuntować i zaatakować. A pamiętaj, że jesssteśśś tu
ssssama, bez ssswoich nadprzyrodzonych przyjaciół. Musssissssz mieć narzędzie
do obrony, ale też musssssisssssz wzbudzać ressspekt. Inaczej sssszybko
zosssstaniesz obalona i ssstracona.
No to pięknie.
Czemu wcześniej nie domyśliłam się, że to nie będzie tak „hop siup” i jestem
królową? I chociaż całe to królowanie nie bardzo mi pasowało (wszak wolałam być
zwykłym człowiekiem zasypiającym co wieczór w ramionach jakże niezwykłego
Damona), to lepsze to niż bycie straconą, jak to poetycko ujęła Ariane.
- Czyli jedynym
sposobem jest ta inicjacja, tak? – Zapytałam czując jak moje gardło się
zaciska, a wypowiedzenie każdego kolejnego słowa sprawia coraz większą
trudność. W odpowiedzi Ariane skinęła w milczeniu głową. – Będzie bolało?
Demonica
najwyraźniej zrozumiała mój strach, bo położyła dłoń na moim ramieniu i
spojrzała mi głęboko w oczy stwierdzając z przekonaniem.
- Ale tylko raz,
Pani.
Leżałam na kamiennej ławie, która
teraz była przykryta kilkoma warstwami złotego i fioletowego (jakżeby inaczej)
materiału. Warto wspomnieć, że byłam kompletnie naga, jeśli pominąć fioletową
szarfę zakrywającą moje pośladki, no cóż najwyraźniej nawet w piekle
zachowywano czasem resztki przyzwoitości i szanowano cudzą intymność. Leżałam
na brzuchu, a moje ręce i nogi były delikatnie przytrzymywane przez cztery
demonice, które o dziwo wyglądały nadzwyczaj ludzko i w przeciwieństwie do
mnie, były ubrane. Wokół mnie płonęły dziesiątki, jeśli nie setki świec, a w
powietrzu unosił się zapach roztopionego wosku. Czułam przerażenie. Żadnego
typowego dla mnie zaciekawienia, czy fascynacji. Po prostu piekielnie się
bałam. Czułam, że cała ta inicjacja okaże się traumatycznym przeżyciem, a moja
chora wyobraźnia podsuwała mi najbardziej pokręcone, odrażające sceny, o
których wstyd nawet pisać. Trzymające mnie demonice porozumiewały się między
sobą szeptem, dopiero po dłuższej chwili
dotarło do mnie, że to nie szept, a mruk z każda chwila przybierający na sile.
Po kilku minutach leżenia mruk przekształcił się w cichy śpiew w języku,
którego nigdy wcześniej nie słyszałam. Dość powiedzieć, że był przyjemny dla
moich uszu i skołatanych nerwów. Było w nim coś uspokajającego i zarazem
nużącego. Poczułam jak wszystkie moje obawy odpływają w bliżej nieokreślonym
kierunku, a strach po prostu znikł. Po chwili nie czułam już nic poza
nasilająca się sennością, której w końcu się poddałam.
Szłam lasem, który znałam od
dziecka. Był to las przy którym w latach dwudziestych ubiegłego wieku moi
pradziadkowie własnymi rękami wybudowali dom,
zamieszkiwany potem przez kolejne pokolenia. Ubrana w fioletową szarfę,
a raczej owinięta nią w strategicznych miejscach, przechadzałam się boso po
polance i zbierałam konwalie. Byłam niesamowicie pochłonięta tą czynnością po
części dlatego, że musiałam zdążyć nim mama wróci z pracy, a po części z obawy
przed leśniczym, który ganiał mnie i inne dzieciaki z okolicy za zrywanie tych,
znajdujących się pod ochroną, kwiatów.
- Konwalia
majowa w Polsce jest objęta ochroną od 1957 roku. Chyba miałaś czas by to
zrozumieć?
Zadrżałam i
powoli wyprostowałam się, wypuszczając z dłoni całkiem już pokaźny bukiet.
Wpadłam. Przyłapana na gorącym uczynku. Zrobiło mi się wstyd, poczułam jak
pieką mnie policzki, a całe ciało drży. Co teraz będzie? Co powie mama? Powoli
obróciłam się w stronę leśniczego, który jak się okazało wcale nie przypominał
grubawego, siwiejącego już faceta po pięćdziesiątce.
Po pierwsze miał
fantastyczną czapeczkę w kolorze khaki z piórkiem bażanta zawadiacko wystającym
z jakiejś dziury po prawej stronie tejże czapeczki.
Po drugie miał
na sobie uniform w składzie t-shirt z logo nadleśnictwa i bojówki, który to
uniform również był w kolorze khaki i dodatkowo leżał idealnie i nic się z
niego nie wylewało, ponieważ.
Po trzecie był
wysokim, umięśnionym facetem, w wieku (na oko) zbliżającym się do trzydziestki.
Po czwarte był
Damonem i patrzył na mnie z taką miną, jaką prawdopodobnie i ja miałam w tamtym
momencie.
Potem nastąpiły
okrzyki zachwytu i zaskoczenia po czym rzuciłam mu się w ramiona. Trzymał mnie
mocno, może nawet trochę za bardzo, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Wtuliłam
się w niego, wdychając jego zapach. Pachniał bourbonem i metalicznym, dopiero
po chwili rozpoznałam specyficzny zapach krwi. To było wręcz przerysowane, zbyt
wzniosłe i romantyczne, gdy tak staliśmy na polance pełnej konwalii, on w
uniformie leśniczego, a ja owinięta w ta fioletową szarfę. Pomijam już fakt, że
kolorystycznie w ogóle nie współgraliśmy, a szyszki wrzynały mi się w stopy,
byłam szczęśliwa mogąc mieć go przy sobie. Znaleźliśmy się mimo wszystko i
wiedziałam, że teraz już zawsze… W tym momencie rzeczywistość wzięła wielki
młot i z całej siły trzasnęła mnie nim w głowę. Odsunęłam się nieco od mojego
leśniczego i spojrzałam na niego.
- To sen,
prawda?
Uśmiechnął się i
skinął głową.
Westchnęłam
głośno, próbując się uśmiechnąć.
- A mogło być
tak pięknie…
- Nie marudź –
odpowiedział, ściskając lekko moje dłonie – ważne, że jesteśmy tu razem.
Serce załopotało
mi w piersi i zaczęłam się zastanawiać, czy to aby nie arytmia. Zastanawiałam
się jak długo potrwa sen, ile czasu uda mi się spędzić z Damonem i co się
stanie, kiedy się obudzę. Miałam mu tak wiele do opowiedzenia, chciałam opisać
mu piekło, wyznać jak bardzo tęsknię, mimo że od naszego rozstania minęły
zaledwie dwa dni, jednak zamiast tego wszystkiego po prostu zarzuciłam mu
ramiona na szyję i pocałowałam go.
Nie rozmawialiśmy zbyt wiele, tak
naprawdę większość czasu spędziliśmy na spacerowaniu po lesie i przytulaniu
się. Nigdy nie byłam typem romantyczki, przypominałam raczej awanturnicę, która
wszystko co chce otrzymać tu i teraz. Spacery po parku czy lesie niezwykle mnie
irytowały i były zwykłą stratą czasu. O wiele bardziej wolałam siedzieć w domu
i poświęcać się pracy, lub… no po prostu wolałam spędzać czas w inny sposób.
Teraz jednak to się zmieniło. Czułam, że mogłabym chodzić po lesie bez końca,
trzymając dłoń Damona i nie przeszkadzały mi ani rozmaite, paradujące wokół
insekty, ani wilgotne powietrze. Było idealnie.
- Właściwie
czemu gajowy? – Zapytałam, zmierzywszy wzrokiem mojego ukochanego.
- Może ty mi
powiesz? Zdaje się, że to twój sen, mówiłaś, że niedaleko stoi twój dom.
- No tak… sama
nie wiem. Po prostu się tu znalazłam. – Wzruszyłam ramionami, przemierzając
powoli krzaki. Nagle wpadł mi do głowy pewien pomysł. – Chciałabym, byś poznał
moich rodziców.
Mina Damona była
bezkonkurencyjna. Otworzył szeroko oczy, unosząc brwi wysoko do góry i
zaciskając usta, które po chwili lekko się rozchyliły.
- Chciałabyś…co?
– Zapytał nie spuszczając ze mnie wzroku mówiącego „ spotykam się z wariatką”.
- Przedstawić
cię moim rodzicom. To mili ludzie, najczęściej.
- Wiesz, ja nie
jestem raczej tradycjonalistą, nie wiem czy interesuje mnie taka forma związku,
gdzie przedstawiasz mnie swoim rodzicom, spędzamy wszyscy razem niedzielne
popołudnia i…
- Posłuchaj. –
Przerwałam mu stanowczo. – To tylko sen. Sen, który nigdy nie będzie miał
przełożenia na rzeczywistość. Nie musisz mi się oświadczać, pić wódki z moim
ojcem, ani chwalić domowych obiadków mojej mamy. Chcę tylko się z nimi
zobaczyć, choćby we śnie i chciałabym, byś mi towarzyszył.
Spojrzał na mnie
ze zdziwieniem.
- Po prostu za
nimi tęsknię – dodałam, zanim zdążył odpowiedzieć.
- Ale na pewno
nie będę musiał się oświadczać? – Zmarszczył czoło, udając zmartwienie, ale
jego oczy śmiały się do mnie.
- Na pewno,
chodź. – Pociągnęłam go za rękę, kierując się w stronę domu.
Bardzo, ale to bardzo krótko. Człowiek dobrze nie zaczął czytać a tu już koniec...
OdpowiedzUsuńGrunt, że jest :) Tak myślę. Kolejny będzię dłuuuuższy ;*
UsuńAj szkoda że tak krótko!
OdpowiedzUsuńNa początek przepraszam że tak późno tu zajrzałam gdyż ostatnio brak czasu na wszystko.
Staram się jednak nadrabiać zaległości i o to jestem.
Aj jak ja się cieszę, że Damon chociaż we śnie odwiedził Olivię a już się bałam że nigdy się nie spotkają.
Żałuje iż tylko w ten sposób... niby takie nierealne bo to tylko sen a zarazem cudowne i niezwykłe.
Nie mogę się doczekać kiedy pojawi się następny rozdział.
Mam nadzieję, że pojawi się on bardzo szybko!
ściskam serdecznie;*
Jak wspoinałam - w okolicy Świąt :)
UsuńCieszę się, że mimo tak krótkiego rozdziału i tak sie spodobał :D
Pacze pacze i co widzę? No już odpowiadam: Widzę nic!. Jak możesz być tak okrutna i przerwać w takim momencie hmm?
OdpowiedzUsuńJa tak sobie zalegam na kanapie, a w mojej głowie rodzi się pomysł żeby może coś skomentować. No to szybciutko podbiegam do włączonego już (na szczęście) komputera, z pamięci wpisuję adres Twojego bloga, czytam z zapartym tchem i nie mogę po prostu wytrzymać ze szczęścia. Jaki jest jdgo powód? Otóż taki , że nareszcie coś dodałaś. Szkoda tylko że tak krótko :( No ale cóż muszę jeszcze powiedzieć że mimo to jest wspaniały (zresztą jak zwykle). Pozdrowionka
Pewnie już dawno zapomniana, ale wciąż wierna fanka
Nivis
Nivis!
UsuńDziękuję, że nadal czytasz romansidło i zapewniam Cię - rozdziałów będzie więcej będą dłuższe :)
Pozdrawiam :))
Och, bosko, że napisałam już jakiś czas temu komentarz a teraz patrzę, że on się wcale nie dodał ;__;
OdpowiedzUsuńDobra, spróbuję jeszcze raz.
Damon w stroju leśniczego! ♥ mrau mrau mrauu
A sprawa z odrywaniem kończyn i sprawianiem bólu jest całkiem ciekawa.. może Olivia i jej super moce odwiedziłyby kiedyś.. no nie wiem, Bonnie na przykład? :D
Jestem ciekawa przebiegu tej inicjacji
Pozdrawiam, buziaki ;3
Inicjacja będzie bardzo obrazowa, mam nadzieję, że Ci się spodoba :) Ohhh to racja, Bonnie zasłuzyła na próbkę nowych mocy Olivii :D
UsuńZaczęłam czytać to opowiadanie przedwczoraj i już przeczytałam pierwszą część i te dwa rozdziały części drugiej. Jest bardzo ciekawe i wciągające, nie mogę się od niego oderwać. Mam nadzieję (zgaduję że nie tylko ja) że następny rozdział pojawi się niedługo i nie trzeba będzie długo czekać. Z niecierpliwością czekam i pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńTo zawsze sprawia mi przyjemnośc, kiedy ktoś czyta opowiadanie "na raz" i postanawia zostac na dłużej :)
UsuńDziękuję, ze jesteś czytasz, mam nadzieję, ze Cię nie zawiodę :)
Koło sierpnia zaczęłam czytać twoje opowiadanie i musisz wiedzieć, że masz nową wierną fankę. Uwielbiam historie o Damonie i jakiejś nie pamiętnikowej osobie. Co do rozdziału: po przerwach niektóre blogi tracą na tej mocy którą miały kiedyś. Twój wręcz przeciwnie. Jest coraz lepszy z rozdziału na rozdział. Nie mogłam z tych oświadczyn :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Waniliowa Konwalia
Waniliowa Konwalio :)
Usuńcieszę się, że jesteś ze mną i czytasz moje wypocinki :)
Zaczęłam czytac zdanie "po przerwach niektóre blogi..." i zrobiło mi ise słabo, bo myslałam, że zaraz mi powiesz, że pisze gorzej niż wcześniej. A tu taka niespodzianka :)
Cały czas się uczę staram się unikać wtop i schematów i mam nadzieję, że mi się to udaje :)
Pozdrawiam :)
Nawet nie wiesz jaką radochę sprawiłaś mi odpisując na mój komentarz:D Nie potrafiłabym napisać czegoś złego twoim blogu, bo prostu się nie da. Gdy natrafiam na kiepski blog to po prostu przestaję go śledzić, nigdy nie dołuję bloggerów.
UsuńPewnie teraz zastanawiasz się ile mam lat. Spróbuj zgadnąć :P
Pozdrawiam Waniliowa Konwalia
Nie mam pojęcia, 19, 20? ;>
Usuń13 :P
Usuń