Na dźwięk mojego krzyku pełnego
przekleństw, Ariane schowała się w kąt (ona naprawdę się mnie bała), a wszyscy
z salonu przybiegli od razu do mojego pokoju. Każde z nich stosownie
zignorowało braki w mojej i Klausa garderobie i jedno przez drugie zaczęli pytać,
co się stało.
-
Ta suka ma Damona! Niech ją dorwę, wypruję jej te demoniczne flaki i ozdobie
sobie nimi trawnik.
-
Olivio – wtrącił zszokowany Stefan – wolałbym jednak nie.
-
Jak możesz zachowywać taki spokój?! – wrzasnęłam na bogu ducha winnego wampira
– Twój brat jest w rękach jakiejś psychopatycznej zdziry, a ty co? Co wy w
ogóle sobie myślicie? Nikogo z was nie obchodzi jego los?!
Klaus
próbował mnie uspokoić, jednak w zaistniałych okolicznościach był to błąd
niewybaczalny. Przerażona tym, co prawie zrobiła, podczas gdy Damon jest w
niebezpieczeństwie, osunęłam się na podłogę i zaczęłam płakać jak dziecko.
Kiedy już od szlochu rozbolało mnie gardło, podniosłam głowę i spojrzałam na
Klausa.
-
Musimy trenować, a ty – zwróciłam się do Ariane – powiesz mi gdzie jest twoja
pani.
Demonica
syknęła z lękiem, twierdząc, ze nie może mi zdradzić imienia jej pani. W
pierwszym momencie byłam wściekła, dopiero po chwili dotarło do mnie, co
powiedziała.
-
Nie możesz zdradzić jej imienia? Co to oznacza?
-
Nie wolno mi…
-
Tak wiem, ale to znaczy, że Lilith ukrywa się pod innym imieniem?
-
Kamuflaż jessssssst isssstotny…
-
A jeśli domyślę się jej imienia, potwierdzisz?
-
Nie wolno mi…
Zaklęłam
głośno. Było jasne, że Lilith w jakiś sposób sprawiła, że żaden z jej demonów
nie mógł mnie naprowadzić na jej trop. Przynajmniej bezpośrednio. Nie miałam
pojęcia jak w takim razie mam wyciągnąć informacje od demonicy, wtedy odezwała
się April/
-
Olivio? Chyba mam pomysł.
-
Słucham? – Popatrzyłam na dziewczynę. Nerwowo skubała brzeg swojej koszulki,
patrząc na mnie ze strachem. Czyżby i ona się mnie bała?
-
Może po prostu zadawaj jej kolejne pytania zamknięte? Wiesz, jak w grze
pięćdziesiąt pytań…
-
No nie wiem czy to się może udać, Ariane?
-
Zgoda…Panna Piemonte musssssi uważnie dobierać pytania.
Ustaliliśmy,
że zostaniemy wszyscy w moim pokoju i gdyby komuś przyszło jakieś mądre pytanie
do głowy, to po prostu zada je demonicy. Ariane wylazła w końcu ze swojego kąta
i usiadła na dywanie. Elena zajęła miejsce przy toaletce, a Stefan stanął tuż
przy niej. Matt i April wpakowali mi się na łózko, a Bonnie usiadła na
wiklinowym fotelu. Ja usiadłam na dywanie twarzą w twarz z Ariane, a Klaus tuż
przy mnie.
-
Dobrze to może na początek tak: czy Lilith przebywa w Mystic Falls?
-
Tak. – Odparła Ariane.
-
Już ją widziałam?
-
Tak.
-
Czy ma postać osoby dorosłej?
-
Tak.
-
Czy ma zwierzęta? – Wtrącił Matt, podejrzewający swoją sąsiadkę o bycie Lilith.
-
Nie.
-
Czy ma ciemną skórę? – Zapytała Bonnie.
-
Nie.
-
Czy jest blondynką?
-
Nie mogę…
-
To zbyt konkretne pytanie. – Stwierdził Stefan – Czy twoja pani ma kolor włosów
taki jak Elena?
-
Nie.
-
Takie jak April? – Zapytałam, próbując zachować cierpliwość.
-
Nie.
-
Jak ktokolwiek z tego pokoju?
Ariane
uważnie przyjrzała się wszystkim kolejno.
-
W pewnym sssssenssssie.
-
Matko kochana! Łysa jest?! – Nie wytrzymałam.
-
Nie.
Załamałam
się. Dwie godziny później wiedzieliśmy tylko, że Lilith mieszka w Mystic Falls
i każde z nas widziało ją, co najmniej raz. Że nie jest brunetką, ani szatynką,
ale ma kolor włosów przybliżony do któregoś z nas. Że pracuje i nie lubi
zwierząt, i że jej prawdziwe imię zawarte jest w przybranym imieniu i nazwisku.
Miałam dość szarad i ogólnie byłam wykończona, jednak postanowiłam wyjść z domu
i spróbować znaleźć jakiś trop. Odesłałam więc Ariane i poprosiłam całą resztę
by zostawili mnie samą. Miałam za sobie ciężkie dni, a czekały mnie kolejne,
jeszcze cięższe, stwierdziłam więc, że porządna dawka snu mi nie zaszkodzi. Po
gorącym prysznicu, położyłam się do łózka i próbowałam zasnąć. Nie było to
jednak takie łatwe jak mogłoby się wydawać. Mimo, że byłam wykończona, po mojej
głowie tłukły się uporczywe myśli. Gdzie jest Damon? Czy jest cały? Ta suka
ściągnęła mu pierścień, więc raczej nie był w najlepszej formie. Jak mam go
uratować? A Klaus, co z nim? Poczułam ściśnięcie w żołądku. Potrzebowałam go
teraz. Jego wystudiowanego spokoju i ciepła. Jakim cudem myślałam w ten sposób
o mężczyźnie, którego jeszcze tydzień temu nie tknęłabym patykiem? Wiedziałam,
że samo nawet myślenie o Klausie jest niewłaściwe. Przecież Damon mnie
potrzebował… ale prawdopodobnie wcale mnie nie kochał…wybrał Natalie…Moje
powieki stawały się coraz cięższe, a myśli przybrały postać sennych obrazów, w
których szłam do ołtarza z Klausem, a ślubu udzielał nam Damon „tak bardzo mnie zawiodłaś”, stwierdził
ze smutkiem w oczach i pozwolił by Natalie pożarła jego serce, wydłubując je
złota łyżeczką.
Koszmary dręczyły mnie całą noc, przez
co obudziłam się chyba jeszcze bardziej zmęczona niż byłam poprzedniego
wieczoru. Jednak te nocne majaki i rozmyślania dały mi jasno do zrozumienia, że
to, co czułam do Klausa nie było prawdziwe. I żadne drżenie rąk, czy
przyspieszone bicie serca na jego widok nie było w stanie mnie przekonać, że
się mylę. Tego poranka postanowiłam, że odnajdę Lilith, uwolnię Damona i
opowiem mu wszystko szczegół po szczególe i będę się modlić, by uwierzył w moje
słowa. Po przełknięciu wręcz na siłę kilku kęsów kanapki, postanowiłam wyjść z
domu i coś zdziałać. Godzinę potem krążyłam po Mystic Falls, próbując rozwiązać
zagadkę tożsamości Lilith. Moje myślenie dodatkowo spowalniał deszcz lejący się
z nieba strumieniami. Przemoczona do suchej nitki zawędrowałam pod moje dawne
miejsce pracy – liceum w Mystic Falls. Zaczęłam się zastanawiać czy wejść do
środka, czy może pójść dalej, jednak kiedy usłyszałam za swoimi plecami potężny
grzmot stwierdziłam, że jednak powinnam odwiedzić gmach szkoły.
Idąc
szerokimi, jasnymi korytarzami, próbowałam sobie przypomnieć jak to było
sprawować funkcję mediatora. To ja wtedy byłam „tą mądrą”, która rozwiązywała
spory, wysłuchiwała opowieści o zdradach i plotkach i znajdowała rozwiązanie,
zadowalające wszystkich. Spokojna, opanowana, ważąca każde słowo. Jak bardzo
różniłam się od tamtej Olivii biegając po mieście z mieczem i zarzynając demony?
Jak bardzo byłam od niej inna, wydzierając się jak wariatka, kiedy dowiedziałam
się, że Lilith więzi Damona? Czy zawsze byłam taką panikara jak teraz, czy może
okoliczności mnie zmieniły? Nie wiedziałam, dotarłam pod mój dawny gabinet.
Tabliczkę z moim nazwiskiem zastąpiła nowa.
Mediator szkolny
Mgr Natali
Lither
Poniedziałek –
Środa: 9-16
Czwartek:
Nieczynne
Piątek: 9-13
Mrugnęłam
powiekami. Natali, a nie Natalie? No cóż, jej rodzice mieli najwidoczniej
zamiłowanie do oryginalnych imion. Wzruszyłam ramionami i przeszłam dalej, na
stołówkę, która teraz, w czasie lekcji była prawie pusta. Gdzieś w kącie
siedziało trzech nastolatków, rozmawiając szeptem i co chwila pochylając się
nad rozłożonymi na stole książkami i zeszytami. Przy innym stoliku siedziała
Doreen, dziewczyna z nadwaga, usilnie próbująca schudnąć. Teraz właśnie wcinała
marchewkę. Odwróciłam wzrok od uczniów i dotknęłam skroni palcami.
Potrzebowałam maksymalnego skupienia i jakiegoś, choćby minimalnego tropu, który
mógłby mnie doprowadzić do Lilith. Jak na złość do stołówki wszedł Austin,
uczeń jednej z pierwszych klas, mający dziwną przypadłość. Mówił sylabizując.
Podszedł do mnie, aby się przywitać.
-
Dzień-do-bry pa-ni Pie-mon-te.
-
Dzień dobry Austin, jak leci?
-
W po-rząd-ku. Po pa-ni in-ter-wen-cji nikt mi nie do-ku-cza.
-
Cieszę się, więc życie szkolne stało się dla ciebie prostsze?
-
Po-wiedz-my pro-ble-mu na-u-ki je-dnak pa-ni nie roz-wią-za-ła. – Uśmiechnął
się życzliwie i tłumacząc, że musi iść, bo umówił się z chłopakami na wspólną
naukę na egzamin z geografii, oddalił się od mojego stolika. Dochodziła
trzynasta, a ja nadal miałam pustkę w głowie. Podeszłam do bufetu i zamówiłam
herbatę z cytryną, mając nadzieję, że wypicie jej rozjaśni mój umysł i wpadnę
na jakiś genialny pomysł. Kiedy wracałam do stolika z kubkiem gorącego napoju,
rozbrzmiał dzwonek, a z klas zaczęli wychodzić stadami uczniowie. Tak, stadami.
Gdzieś w tłumie zauważyłam Bonnie, pomachałam jej, zapraszając do stolika.
Wiedźma usiadła, rzucając książki na stolik z taką energią, że kilka kropel
herbaty opuściło kubek i wylądowało na blacie.
-
Cos nowego?
-
Nic. Myślę, szukam, ale naprawdę zaczynam wątpić czy uda mi się odnaleźć
Lilith.
-
Nie możesz tak myśleć.
-
Wiem, że nie mogę, ale sama pomyśl… Ona jest nie do odnalezienia. Ukryła się
gdzieś między nami i może być każdym, tobą, nauczycielką francuskiego,
sprzątaczką, albo panią z warzywniaka.
-
Fakt – Bonnie odchyliła się do tyłu i zaczęła bujać się na krześle.
-
Nie rób tak, bo w najlepszym przypadku złamiesz sobie coś, a w najgorszym
zniszczysz szkolne mienie.
-
Już nie jesteś mediatorką, pamiętasz?
-
Zauważyłam, trudno przeoczyć napis na drzwiach gabinetu… - Aż jęknęłam głośno.
– Jak mogłam na to nie wpaść?!
-
O co chodzi?
-
Jak się nazywa nowa mediatorka?
-
Przecież wiesz, nie mów mi, że się nią nie interesujesz. – Bonnie uśmiechnęła
się leniwie, a w jej oczach zauważyłam błysk złośliwości.
-
Nie czas na pierdoły. Cały dzień myślałam jak ją odnaleźć, a tak naprawdę już
ją znalazłam. Nie do końca świadomie dotarłam do szkoły, potem trafiłam pod jej
gabinet i odkryłam, że nie nazywa się Natalie, tylko Natali, bez e. Potem
przyszedł Austin…
-
Ten sylabizujący?
-
Tak! A potem wyskoczyłaś z mediatorką. Złóż to do kupy. Jak się nazywa mediatorka?
Pokażę ci! – Wyrwałam kawałek kartki z zeszytu Bonnie, sięgnęłam po długopis i
napisałam na kartce:
Na-ta-li lith-er
Na
koniec zakreśliłam w koło ostatnią sylabę imienia i pierwszą nazwiska.
-
Co nam wychodzi?
Bonnie
spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
-
To nie możliwe…
-
Jestem specjalistką od niemożliwych zdarzeń. – Stwierdziłam i pobiegłam w
stronę gabinetu Natali. Nie bawiąc się w pukanie chwyciłam za klamkę i
napotkałam opór.
-
No, co jest? – Warknęłam wściekła.
-
Jest piątek – oznajmiła stojąca za mną Bonnie. – Dziś przyjmowała tylko do
trzynastej.
Z
wściekłości walnęłam pięścią w drzwi.
-
Idę tam.
-
Gdzie?
-
Do domu Natali.
-
Olivio – Bonnie złapała mnie za ramię, jednak wyszarpnęłam się z jej uścisku. –
Jesteś nieprzygotowana, ona może.
-
Może zabić Damona! Albo zrobić mu setki gorszych rzeczy i stojąc w świetle
takich okoliczności, uwierz, że jestem gotowa jak nigdy przedtem.
Uwierzyć, że cała zgraja tych
wampirów, wiedźm, ludzi i hybryd pozwoli, bym od razu ze szkoły pobiegła do
domu Natalie, to jak uwierzyć, w istnienie zębowej wróżki. Zbiegając po
schodach na dziedziniec przed liceum wpadłam na Klausa. Moje serce wywinęło tak
radosnego fikołka, ze miałam ochotę zakuć je w kaftan bezpieczeństwa.
-
Rozumiem, że nie przechodziłeś tędy przypadkiem? – W odpowiedzi dostałam tylko
jego pogodny uśmiech. – nie uśmiechaj się tak, wiem, że za ta maską niewinności
kryje się psychopata.
-
Ale przecież lubisz mnie takiego?
-
Nigdy tak nie powiedziałam.
-
Czyny mówią więcej niż słowa.
-
Szczególnie, kiedy są wynikiem wiekowej klątwy, prawda?
Tym
krótkim pytaniem zmyłam uśmiech z jego twarzy i oczywiście poczułam się gorzej
przez to, że sprowadziłam go na ziemię.
-
Klaus, nie chciałam…
-
W porządku – odparł, ale jego głos nie miał już w sobie serdeczności, która
jeszcze przed chwila można było słyszeć. – Mnie też się to nie podoba.
Jasne,
nie podoba mu się… Może i byłam głupia, ale nie na tyle, by nie odróżnić, kiedy
ktoś robi coś z własnej woli, a kiedy jest zmuszany.
-
Więc?
-
Więc co?
-
Jak się tu znalazłeś? – Wyminęłam go i zaczęłam iść przed siebie, a dotrzymanie
mi kroku nie sprawiało mu oczywiście żadnej trudności.
-
Bonnie napisała, że chcesz bić się z Lilith na gołe klaty, nie mogłem tego
przegapić.
Wrócił
mu humor, dobrze, będzie mu potrzebny.
-
Jak zawsze niezawodny. Jak długo masz mnie powstrzymywać?
Wyraz
jego twarzy znów nieco sposępniał, ale Kalus postanowił trzymać fason.
-
Do wieczora.
-
Oszaleliście?! – Krzyknęłam tak głośno, że kilka głów obróciło się w moja
stronę. – Poszaleliście? – Powtórzyłam tym razem szeptem. – Wiesz, co ona może
zrobić w tym czasie?
-
Spokojnie – Klaus objął mnie ramieniem i wszystkie próby wyswobodzenia się z
tego objęcia były bezcelowe, więc szłam tak z jego ręka na ramieniu, słuchając
co ma mi do powiedzenia i wściekając się na przemian. – Lilith w dzień jest
pozbawiona mocy.
-
Więc tym bardziej powinnam tam iść i ją wykończyć, póki mam jakieś szanse.
-
Nie, ponieważ moc mają jej sukkuby, a miecz jest bezużyteczny przed zmrokiem.
-
No chyba sobie żartujesz? To co mam robić przez ten czas?
Ponownie znalazłam się w sypialni
Klausa. Nie byłam tym faktem zachwycona, jednak w starciu z nim nie miałam i
tak szans, a siły wolałam oszczędzać na wieczór. Grube, bordowe zasłony
sprawiały, że nawet w środku dnia było tu ciemno jak w trumnie. Niebyt trafne
porównanie. Klaus poruszał się bezszelestnie i teraz, gdy nagle zjawił się tuż
obok mnie, podskoczyłam zaskoczona. Usiadł na łóżku, tuż przy mnie i popatrzył
na mnie, to wystarczyło, żebym wiedziała, że szykuje się dłuższa przemowa.
-
Wiem, że pokonasz Lilith. Nie widzę innego scenariusza.
-
To ciekawe, bo ja widzę jedynie inne.
-
Optymistka, hm? – Uśmiechnął się, a po moich plecach przebiegł dreszcz.
-
Od urodzenia.
-
Jeżeli jej nie pokonasz, zginiesz, a wtedy klątwa przestanie działać. Jednak ja
nie życzę sobie twojej śmierci – naprawdę miło z jego strony – wierzę więc, że
ją pokonasz. A kiedy to się stanie wiem, że twoja miłość do Damona pokona
klątwę.
-
To chyba dobrze, prawda?
-
Prawda, ale jednak nie do końca. Teraz, kiedy nie czuję żądzy zabicia wybrańca,
czyli ciebie, ta klątwa wcale mi nie przeszkadza. Wierzę, że oboje bylibyśmy
szczęśliwi, poddając się jej.
-
Co ty opowiadasz? Przecież wiesz, że to nie jest prawdziwe?
-
Tak to odczuwasz?
-
Tak. Z jednej strony pragnę być z tobą Klaus, ale z drugiej wiem, że to nie
jest prawdziwe, nie jest właściwe, że tego, co czuje tak naprawdę nie ma.
Czujesz tak samo, prawda?
Odpowiedziała
mi cisza, a w głowie zaczęła błądzić niewygodna myśl, przewiercając mój umysł
jak jakiś natrętny robak.
-
Klaus? Czujesz tak jak ja, prawda?
-
Jeśli mam być z tobą szczery, Olivio, a chcę tego, to musze powiedzieć, że
niestety nie czuję tak jak ty.
W
ciągu milionów lat istnienia świata, tysięcy lat ewolucji i rozwoju zarówno
słownictwa jak i wyrażania emocji, nie wymyślono takiego słowa, ani takiego
gestu, które wyraziłyby to, co poczułam w tamtej chwili. W moim przypadku
klątwa działała na medal. Dręczyła mnie, powodowała rozstrój nerwowy i ogólnie
sprawiała, że czułam się okropnie. Jemu odpowiadała. Czuł tylko jej pozytywne
aspekty. Był przy mnie szczęśliwy i nie przejmował się, że może to nie być
prawdziwe.
-
Chcesz być ze mną szczery, tak? – Skinął głową. – Więc czemu nie powiedziałeś,
że w twoim przypadku to nie tylko klątwa?
Kolejna,
rozciągająca się w nieskończoność chwila milczenia.
-
Na początku myślałem, że to tylko klątwa. Potem miałem, co prawda, pewne
podejrzenia, ale nie chciałem w to wierzyć. Teraz wiem na pewno.
-
Co wiesz?
-
Że cię kocham.
-
Nie nie nie nie. Słuchaj, nie może tak być. To po prostu klątwa mąci ci w
głowie. Być może jest to jakieś zauroczenie i ono w połączeniu z klątwą tak
działa, ale…
Nie
dokończyłam. Jego dłoń zasłoniła mi usta uniemożliwiając dalszy słowotok.
-
Kocham cię Olivio, czy ci się to podoba czy nie. I mimo, że nie jestem tym
zachwycony, nie mam zamiaru zaprzeczać temu, co czuję. Wiem, że jakaś część
ciebie kocha mnie. I wiem, że cokolwiek dziś się wydarzy, czy pokonasz Lilith,
czy polegniesz, stracę cię bezpowrotnie.
-
Ale możemy…
-
Nie gadaj mi tu o przyjaźni. Nie interesują mnie półśrodki. Nie kocham po raz
pierwszy, wiem, że to nie jest żadna śmiertelna choroba, ale proszę. Pozwól mi
pokazać tobie, jak wyglądałoby nasze życie. Za kilka godzin stoczysz największą
walkę swojego życia, jaką jesteś w stanie sobie wyobrazić. Być może pokonasz
Lilith, ale czy Damon to doceni? Jeżeli nie, ja tu będę. I chcę ci tylko
pokazać, jak mogłoby być. Tak na wszelki wypadek.
-
Życzysz mi i sobie, by Damon nadal mnie nienawidził.
-
Życzę ci jak najlepiej, ale musisz wiedzieć, że w razie niepowodzenia…
-
Dobrze. Pokaż mi.
-
Tak?
-
Tak.
Mogłam
potem żałować tego wieczoru, lub sprawić by zatruwał moje myśli. Mogłam zwalić
wszystko na klątwę, która zmusiła mnie do robienia rzeczy, których normalnie
bym nie zrobiła. Ostatnią możliwością było zaakceptowanie wszystkich wydarzeń i
tak zrobiłam. Nie chciałam wnikać „dlaczego?”, po prostu stało się. Zaraz po
naszej rozmowie Klaus wyciągnął stary, oprawiony w skórę, imponujących
rozmiarów album. Pokazywał mi zdjęcia z kolejnych stuleci, od kiedy tylko
wynaleziono aparat. Opowiadał o podróżach, zbrodniach, które popełnił,
grzechach, jakich się dopuścił. Wspominał dawne związki i nieodwzajemnione
uczucia. Chwile zwątpienia w sens bycia wampirem i najlepsze, najbardziej
radosne lata. Otworzył się przede mną, pozwolił bym poznała jego wszystkie
przewinienia. Potem karmił mnie truskawkami i słuchał opowieści mojego
dzieciństwa, które według mnie były najnudniejsze pod słońcem, a jego zdaniem
niesamowicie fascynujące.
Słońce
chowało się gdzieś za koronami drzew, kiedy oparta plecami o jego tors
odzyskałam poczucie rzeczywistości. Chciałam już wstać, pobiec na ratunek
Damonowi, jednak Klaus trzymał mnie w swoich ramionach zbyt mocno.
-
Masz jeszcze trochę czasu.
Odwróciłam
się przodem do niego, jego oczy płonęły. Pochyliłam się i najzwyczajniej w
świecie go pocałowałam. Moim ciałem targnął dreszcz, sprawiając, że zapragnęłam
zostać z Klausem i nie przejmować się Lilith. Jego dłonie wędrujące po moich
biodrach i talii nie ułatwiały mi sprawy i przez chwile myślałam, że zrobił to
wszystko specjalnie, żeby odciągnąć moje myśli od Damona, żebym przegapiła
okazję. Jednak tak nie było. Odsunął mnie od siebie.
-
Musimy iść. – Wyszeptał ze zmrużonymi oczami, z trudem łapiąc oddech.
-
Chodźmy.
Powoli miałam dosyć tych nocnych
wędrówek, czy nie mogłabym załatwić sprawy za dnia i potem porządnie się wyspać?
No cóż, najwidoczniej nie, w każdym razie nie przed tym, jak zabije Lilith. Bo
zabiję ją, prawda? Bardzo nie chciałam, by role się odwróciły, nie chciałam
ginąć, bo nie wiedziałam co wtedy stanie się z Damonem. Ba! Ja nie wiedziałam
co teraz się z nim dzieje, jednak pewne było, że dobrowolnie nie oddał swojego
pierścienia. Przejechałam palcami po mojej bliźnie na policzku i westchnęłam.
Stałam przed swoim domem, to znaczy przed swoim dawnym domem, który aktualnie
był siedliskiem królowej sukkubów. Moje ubranie nie wyglądało jak jakiś
wyszukany strój do walki, czarna koszulka, dżinsy i adidasy musiały mi
wystarczyć za zbroję, włosy spięłam w niski kucyk. Bałam się wejść do środka,
nie dlatego, że obawiałam się Lilith. Po prostu nie wiedziałam, w jakim stanie
zastanę Damona i czy dam radę znieść to, co zobaczę. W końcu wzięłam głęboki
oddech i przejechałam dłonią po ostrzu miecza, przytwierdzonego jak zwykle do
mojego paska. Zrobiłam kilka kroków do przodu i po chwili znalazłam się pod
drzwiami. W pierwszym odruchu chciałam je otworzyć, ale obróciłam się i
zerknęłam na kręcącego głową Klausa. No tak, muszę być ostrożna. Tak więc
„bardzo ostrożnie” wyważyłam drzwi kopniakiem, co sprawiło, że gdzieś spod
sufitu posypała się na podłogę masa, wyglądających na bardzo ostre, noży. Ładne
przywitanie, cóż, najwidoczniej Lilith nie należała do gatunku gościnnych
demonów. Weszłam dalej, w głąb pogrążonego w ciemnościach domu, w korytarzu
skręciłam w lewo, kierując się w stronę sypialni, gdy usłyszałam cichy jęk.
-
Ani…kroku…
Po
chwili, gdy moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności, zauważyłam jakiś kształt.
Ktoś siedział na krześle. Dopiero po kilku sekundach w tej tajemniczej postaci
rozpoznałam Damona.
-
Czemu siedzisz na krześle? Jest noc, uciekaj.
-
Olivia? – Jego głos nieznacznie się ożywił, jednak w jednym momencie został
zatruty nutą przerażenia – musisz uciekać. Nie ma dla nas nadziei. Uciekaj.
-
Nie ucieknę, wiem, z kim mam do czynienia i wiem, po co tu przyszłam, gdzie ona
jest?
-
Za to... – Nie dane mi było usłyszeć reszty zdania, gdyż coś oślizłego,
przypominającego w dotyku węża, oplotło się wokół mojej szyi i przeciągnęło z
korytarza do salonu. W ułamku sekundy znalazłam się na wysokości sufitu, a moje
nogi bez większego sensu kopały powietrze.
-
Ostrzegałam cię, Olivio. Powinnaś była opuścić Mystic Falls. To moje terytorium
– niezwykle zmysłowy głos sprawił, że przestałam się szamotać. Światło w
salonie zapaliło się i moim oczom ukazała się tak znienawidzona sylwetka
Natalie. A raczej Lilith, bo jednak nie wyglądała zupełnie tak samo jak
rudowłosa piękność, która odbiła mi Damona. Jej twarz nadal była piękna, a
ciało, zupełnie teraz nagie, było wręcz idealne. No, pod warunkiem, że
wyrastające z ramion macki ośmiornicy wpisywały się w jakikolwiek kanon piękna.
Rude włosy, których tak zazdrościłam Natali, zastąpiło coś, co przypominało mi
strzępy zakrwawionej skóry i naprawdę nie chciałam się zastanawiać czy to tylko
złudzenie.
-
Terytorium? – Zrobiłam bardzo zdziwioną minę. – a jak je niby oznaczyłaś?
Obsiusiałaś wzorem psów? W sumie to by pasowało, bo suka z ciebie pierwsza
klasa.
-
Masz tupet, po co ci to wszystko? Mogłaś wyjechać do innego miasta, żyć sobie
spokojnie, zapomnieć o tym, co tu widziałaś i dożyć starości. Może nawet
wyszłabyś za mąż?
-
Kusząca perspektywa, ale zabicie ciebie było jednak ciekawszym scenariuszem.
Lilith
roześmiała się i machnęła macką, w której mnie więziła tak, że uderzyłam w
ścianę, potem puściła mnie, a ja zaliczyłam upadek na podłogę, co nie zaliczało
się do najprzyjemniejszych doznań w moim życiu. W jednej chwili pojęłam, że
jednak jej nie pokonam, ból i rozgoryczenie rozlały się po moim ciele jak
trucizna, a słowa Lilith docierały do mnie jak zza ściany.
-
Nie dasz rady mnie pokonać, nędzna śmiertelniczko!
Pomyślałam
sobie, że może i nie dam, dlatego czym prędzej muszę uratować Damona. Zbierając
wszystkie siły, jakie jeszcze miałam, dźwignęłam się z podłogi i na wpół
czołgając się, na wpół idąc na czterech zaczęłam pokonywać odległość dzieląca
mnie od Damona. W normalnych okolicznościach pokonanie tego dystansu zajęłoby
mi może z pięć sekund, teraz jednak teraz, mając za plecami szalejącą królową
sukkubów mogło mi to zająć więcej czasu. Tak czy inaczej wiedziałam, że muszę
się jakoś dostać do Damona. Coś czułam, że tekst „zabij mnie, ale oszczędź
Damona” nie rozczuli Lilith, dlatego musiałam zdać się na swoją siłę i spryt.
Jak na złość żaden genialny pomysł nie przychodził mi do głowy, więc zaczęłam po
prostu czołgać się po podłodze w stronę korytarza. Lilith oczywiście do razu to
zauważyła i przygwoździła mnie macką do podłogi tak, że leżałam na plecach.
Niewiele myśląc wyciągnęłam miecz zza paska i przecięłam nim mackę, musiało ją
boleć, bo zaczęła wrzeszczeć jak wściekła i zamachnęła się na mnie druga macką,
jednak zdążyłam się w międzyczasie przeturlać spory kawałek po podłodze i
Lilith trafiła w podłogę. To naturalnie rozwścieczyło ją jeszcze bardziej,
rzuciła się na mnie i dosłownie przywaliła mnie swoim ciałem. Tutaj warto
wspomnieć, że nigdy wcześniej nie leżała na mnie naga kobieta, więc poczułam
się trochę nieswojo. Nie było jednak czasu na zastanawianie się nad
stosownością zachowania królowej demonów, tym bardziej, że jej ocalała macka
zaczęła owijać się wokół mojej szyi. Zrobiło mi się duszno, a wszystkie
wnętrzności zdawały się pulsować z jakąś ogromną mocą. Dusiłam się. Nagle
usłyszałam nieludzki zwierzęcy wrzask i Lilith odskoczyła ode mnie, klnąc
głośno. Zaczerpnęłam powietrza i zobaczyłam jak coś pomarańczowego przelatuje
przez pokój i odbiwszy się od ściany, ląduje na podłodze. Ian! Musiał rzucić
się na plecy Lilith, by odwrócić jej uwagę. Ale skąd się tu wziął? Nie miałam
czasu się nad tym zastanawiać, bo królowa sukkubów właśnie zmierzała w stronę
mojego kota i czułam, że nie ma zamiaru się z nim zaprzyjaźnić. Chwyciłam miecz
oburącz i wbiłam go w jej plecy. Z jej ust wydobyło się ciche sapnięcie i
Lilith padła na ziemię. Doskoczyłam do leżącego na podłogę Iana, kiedy tylko go
dotknęłam, kociak miauknął żałośnie i otworzył oczy. Próbował się podnieść, ale
marnie mu to wychodziło. Nie dziwne, Lilith odrzuciła go z taką siłą, że cudem
był fakt, że zwierzę jeszcze żyło. Ostrożnie podniosłam Iana i starając się
sprawić mu jak najmniej bólu wyniosłam go przed dom, położyłam go na trawie
wiedząc, że są to prawdopodobnie ostatnie chwile jego życia, z trudem
powstrzymując łzy, pogłaskałam rude futerko i z ciężkim sercem wróciłam do
swojego dawnego domu, a obecnej kwatery Lilith. Miałam jeszcze do uratowania
pewnego wampira i naprawdę wolałam, żeby przeżył tę moją misję ratunkową. Lekko
utykając podeszłam do Damona, bez problemu rozwiązałam krępujące go węzły,
sądząc po ranach w miejscach, gdzie sznur dotykał ciała, był on nasączony
werbeną.
-
Sadystyczna suka z tej twojej dziewczyny. – Stwierdziłam rozwiązując ostatni
węzeł.
-
Zdarza mi się mylić co do kobiet. – Odpowiedział, patrząc na mnie wzrokiem,
którego znaczenia nie mogłam odgadnąć.
-
Każdemu się to czasem zdarza – westchnęłam wyciągając z kieszeni pierścień
dostarczony mi przez Arianne – To twoje, prawda?
Bez
słowa wziął ode mnie pierścień i wsunął go na palec. Wciągnął powietrze i
potarł skroń dłonią. Nie umiałam odczytać jego intencji.
-
Chyba powinienem cię przeprosić, albo podziękować.
-
Może jedno i drugie? – Pozwoliłam sobie na lekki uśmiech, choć wcale nie było
mi wesoło. Wszystko mnie bolało, mój kot prawdopodobnie już zdechł, a w całym
pomieszczeniu śmierdziało tą cholerną skiśniętą kapustą. Jednak był jakiś plus.
Damon był przy mnie. Patrzył na mnie tym swoim nieodgadnionym wzrokiem, w
którym udało mi się odczytać ulgę, wdzięczność i… coś jeszcze.
-
Mam ci do powiedzenia wiele więcej – stwierdził i prawdopodobnie wcale nie
zważając na moje siniaki i zadrapania, przyciągnął mnie do siebie mocno
przytulając. Wtuliłam się w jego ramiona i staliśmy tak jak dwie kupki
nieszczęścia. Każde z nas było obolałe, wykończone fizycznie i psychicznie, a
ja oprócz tego, choć wcale nie chciałam, czułam ogromne szczęście. Popatrzyłam
w oczy Damona. Jego wzrok nie był już tajemniczy, nieodgadniony. To, co teraz w
nich zobaczyłam, było jasne, proste i tak bardzo ciężkie do uwierzenia, że po
prostu spuściłam wzrok. Jego oczy płonęły, patrzył na mnie tak jak w ten
świąteczny wieczór, kiedy myślałam, że mnie kocha. Nie wiedziałam, czy
faktycznie coś do mnie czuje, czy może po prostu tak dobrze gra, ale umiałam
myśleć tylko o tym, że ja na pewno kocham go bardziej niż bym chciała.
-
Damonie, zanim cokolwiek powiesz…
Nie
dokończyłam, Damon podciągnął moją brodę do góry i pocałował mnie. Przesuwając
dłonie ku górze, wplótł palce w moje włosy, przytrzymując głowę tak, jakby bał
się, że zaraz odskoczę i spoliczkuje go za ten pocałunek. Przy takim obrocie
wydarzeń nie pozostało mi nic innego, jak zarzucić mu ramiona na szyje i poddać
się jego pocałunkom. Tak też zrobiłam. I to był błąd. Ostry ból, przeszywający
okolice wątroby dał mi do zrozumienia, że królowej demonów nie da się zabić ot
tak. Odskoczyłam od Damona i obróciłam się przodem do napastnika. Lilith stała
niebezpiecznie blisko dzierżąc w macce MÓJ miecz, umazany MOJĄ krwią.
Natychmiast zapomniałam o bólu, strachu czy zmęczeniu. Wściekłość – moja siła
napędowa pchnęła mnie prosto na nią. Gdzieś w środku mnie dokonały się wielkie
zmiany niewidoczne gołym okiem, ale doskonale przeze mnie odczuwalne. Pierw
krew w moich żyłach stała się tak zimna, że wręcz poczułam ten rozchodzący się
wąskimi wstążkami po całym ciele chłód. Potem każdy nerw zaczął pulsować, a
zmysły wyostrzyły się tak bardzo, że usłyszałam urywany, słabnący oddech Iana
leżącego przed domem. Poczułam się silna, wręcz niepokonana i wiedziałam, że
jedna z nas na pewno nie wyjdzie z tej potyczki cało, oczywiście nie miałam
zamiaru polec. Potem pamiętam już tylko krótkie, urywane sceny. Odpycham próbującego
mnie powstrzymać Damona. Zaskoczenie na twarzy Lilith, gdy gołymi rękami
rozdzieram jej mackę wydobywając z niej mój miecz. Szum w uszach, tak głośny,
że nie jestem w stanie usłyszeć nawet własnych myśli. Popycham Lilith tak
mocno, że pada na podłogę. Patrzy na mnie już nie z lekceważeniem czy
zdziwieniem, ale z autentycznym strachem.
-
Czekaj! – Lilith oblizała wargi i zasłoniła twarz postrzępioną macką. – Nie
znasz konsekwencji…
-
Mam gdzieś konsekwencje – wydyszałam, przygniatając jej pierś stopą – chce po
prostu się ciebie pozbyć.
-
Dlaczego? Dlaczego postanowiłaś mnie zgładzić? Mogłaś wyjechać, żyć spokojnie
na drugim końcu świata i zapomnieć o mnie.
Zachciało
mi się śmiać. Była taka żałosna, bezbronna, kiedy nagle próbowała nawiązać
dialog.
-
Może i dałabym sobie spokój, gdybyś chciała zniszczyć tylko to miasteczko, ale
obie wiemy, że miałaś większe aspiracje. Poza tym zrobiłaś jeden, karygodny
błąd i nie chodzi nawet o to, że próbowałaś wykończyć mieszkańców Mystic Falls,
w tym moich przyjaciół. Nie chodzi o to, że wywaliłaś mojego kota z domu, ani o
to, że zajęłaś moje miejsce w szkole. Odbiłaś mi faceta, ale i to bym zniosła. Najgorsze,
co mogłaś kiedykolwiek zrobić to zadanie mu cierpienia.
Chciałam
powiedzieć jej dużo więcej o tym jak ważny jest dla mnie Damon, ale i tak by
nie zrozumiała. Zamachnęłam się więc tylko i pozwoliłam by ostrze miecza
przecięło bezszelestnie szyje Lilith, odłączając jej głowę od reszty ciała. Z
satysfakcją i nieznanym mi wcześniej podnieceniem patrzyłam jak jej ciało
czernieje i skręca się tak, jak ciała dziesiątek zabitych przeze mnie wcześniej
sukkubów.
- Więc mówisz, że teraz mam kota –
wampira? – Była czwarta nad ranem, umyta i przebrana siedziałam na sofie w
salonie Salvatore’ów, patrząc na Stefana, który właśnie oznajmił mi, że Ian
jednak żyje, No może nie tak do końca żyje, ale nie umarł. – Jak to się stało?
Stefan
przeczesał włosy palcami i uśmiechnął się nieśmiało. Widać było, że czuje wobec
mnie respekt i może odrobine strachu. Trudno było się temu dziwić, w końcu
zabiłam królową sukkubów, najczarniejszy charakter, jaki dane było mu poznać.
-
Widzisz, kiedy walczyłaś z Lilith, wszyscy zebraliśmy się pod jej domem,
próbując wejść do środka, jednak nikomu się nie udało. Zupełnie jakby rzucono
na niego jakieś zaklęcie. Jednak próbowaliśmy, w końcu jakimś cudem udało mi
się podejść na tyle blisko, by zauważyć leżącego na trawniku Iana. Wiedziałem
jak wiele ten kot dla ciebie znaczył – tu Stefan zrobił znacząca przerwę – tak,
słyszałem jak rozmawiałaś z nim wieczorami. Więc widząc go wykrwawiającego się
postanowiłem zaryzykować… i udało się.
-
Ale to znaczy, że on teraz nie będzie już jadł karmy z puszki tylko…
-
Będzie żywił się krwią – Stefan skinął potakująco głową a ja nie wiedziałam czy
zacząć się śmiać czy płakać.
-
A jeśli zaatakuje mnie w nocy?
-
Na pewno nie wyssie z ciebie całej krwi – Damon, z owiniętym wokół pasa
ręcznikiem wmaszerował do salonu trzymając Iana na rękach. Kiedy wstałam, Damon
automatycznie odłożył kota na podłogę i wyciągnął ramiona, by mnie przytulić.
Nadal nie mogłam uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Stanęłam na
palcach i delikatnie musnęłam ustami wargi Damona. Byłam szczęśliwa, ale gdzieś
z tyłu głowy jak natrętny budzik, cichy głosik powtarzał mi imię Klausa.
Westchnęłam, wiedziałam, że czeka mnie ciężka rozmowa, wyznanie win i być może
właśnie po raz ostatni przytulam się do mężczyzny mojego życia.
-
Musimy porozmawiać – Szepnęłam mu do ucha i skinąwszy głową Stefanowi
pociągnęłam zdziwionego Damona za rękę, prowadząc go po schodach do sypialni.
Pierwsza!
OdpowiedzUsuńNo tym razem pobiłaś samą siebie tym rozdziałem naprawdę.
Wręcz czuje się zachwycona i czytałam go z wypiekami na twarzy.
No i moją reakcje na sam rozdział oczywiście znasz bez wątpienia.
No Ian wampirem... czy kot w ogóle może być nim?
Pozytywne zaskoczenie, gdyz naprawdę polubiłam zwierzaka i gdyby ta szmata Lilith go zabiła powybijałabym jej te rude kłaczki że sama zatańczyłaby na stole!!
Dobrze że Stefan wpadł na ten pomysł i uratował kotu życie.
Walka Olivii z Lilith była emocjonująca.
do końca nie wiadomo było, która z dziewczyn zwyciężyła, a i sama wampirzyca nie chciała się poddać.
Była taka pewna swojego zwycięstwa, że cieszę się z tego, że przegrała.
No i wyznanie Klausa.
Zostawiłam to sobie na końcu gdyż tego kompletnie się nie spodziewałam a może?
Spędzali ze sobą tyle czasu że mógłby się w niej zakochać bo dlaczego nie?
W końcu Olivia jest wspaniałą dziewczyną.
Obawiam się tylko jak zareaguje Damon na jej wyznanie.
Czy wybaczy jej wszystko?
Aj niecierpliwie oczekuje ciągu dalszego.
Rozwijasz się z każdym rozdziałem.
pozdrawiam.
Wampirzyca?! :D
UsuńMimo tego, że rozdział nie miał dwudziestu stron jestem jak najbardziej zadowolona :) Rozdział przeczytałam chwilę po dodaniu, ale teraz znalazłam czas na skomentowanie.
OdpowiedzUsuńMogłabym się tak rozpisywać i rozpisywać, ale zamiast tego napiszę zwyczajnie co uważam o tym wątku.
Kiedy weszłam na mojego bloggera i zobaczyłam, że 14 minut temu dodałaś rozdział aż pisnęłam z radości :D I wcale nie przesadzam. Wyczekiwałam rozdziału, więc kiedy już się pojawił byłam bardzo zadowolona.
Uwielbiam temperament Olivii, czyni to ją bardzo barwną postacią. A kiedy zapytała czy Lilith jest łysa nie mogłam powstrzymać śmiechu XD
Wyznanie Klausa nawet mnie specjalnie nie zaskoczyło, spodziewałam się tego. Teraz mam mętlik w głowie, ponieważ nie wiem którego "wybrać". Kocham Damona całym sercem, zawsze tak było. Ale Klausa też ubóstwiam i przyjemnie się czyta ich wspólne wątki.
I kot wampirem... No tego się po tobie nie spodziewałam :D Pokochałam Iana *w sumie kocham każdego kota :D* i gdyby zdechł byłabym w żałobie. Lepiej zniosłabym śmierć Eleny, szczerze mówiąc.
Natalie od samego początku nie trawiłam, więc cieszę się, że Olivia się jej pozbyła. Na dobre. Lilith była postacią, która osnuta była tajemnicą i ciekawi mnie jedno. Czy pojawi się kolejna taka postać?
Rozdział bardzo mi się spodobał i czekam na następny! ;)
Proszę zmienić szablon, jestem w trakcie oceny, ale szatę graficzną zostawiam sobie na koniec :)
OdpowiedzUsuńkrytyczne-oceniajace
Zauważyłam, że nie masz zwiastunu.
OdpowiedzUsuńJeśli go chcesz, zapraszam do nas !
Zamów u Kadu, a na pewno nie pożałujesz ;)
Zapraszam mania-zwiast.blogspot.com
Jestem zachwycona. Przeczytałam to opowiadanie od początku do końca, bo aż tak mnie wciagnęło. Najbardziej to chyba przypadł mi do gustu styl pisania. No i Ianek mrrrau ;3 już od kilku dni zaglądam tutaj aby sprawdzić czy coś się pojawiło. Błagam pisz szybko !!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam twoja nowa czytelniczka - Larie
Mój komentarz miał się zaczynać od słów: błagam oszczędź tego biednego kotkaaaaaa! Ale widzę, że sama na to wpadłaś i stworzyłaś coś genialnego xD Koto-wampir? Czemu nie!
OdpowiedzUsuńDobra a teraz do rzeczy - jestem GENIALNA! Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że ta ruda suka to Lilith *.* Potem te podpowiedzi Ariane, włosy zbliżone kolorem do kogoś w pokoju - Klaus jest jasno rudy, nie lubi zwierząt - wywaliła Iana. No cóż. Ma się ten instynkt po prostu.
Cała walką z nią.. Boska. Chociaż mam wrażenie, że to nie jest koniec kłopotów, coś Olivii za bardzo spodobało się zabijanie.
Och Klaus taki uroczy....... *.* Ja go pociesze, skoro Olivia wybrała Damona. No a co do Damona. To mam nadzieje, że nie strzeli focha przez jakieś głupie pradawne klątwy i przynajmniej przez jakiś czas będą razem, w końcu szczęśliwi.
booommmmba! jak ty tak robisz? jak tak bosko piszesz? też tak chce!!
OdpowiedzUsuń